[Akademia CD-Action] Overwatch - wrażenia z bety
Jak najmłodsze dziecko giganta zniosło 70 godzin intensywnych testów?
Blizzard od lat trwa w okopie, nad którym powiewają sztandary trzech wielkich marek. Ale studio ruszyło wreszcie na podbój nowych ziem, a po zagarnięciu przebojem rynku karcianek oraz uszczknięciu dla siebie sporego kawałka mobowego tortu, zaatakowało lądy dla growego rynku dziewicze. Po długim romansie z betą jestem pewien, że to dobry kierunek.
Home! Sweet Home!
Połączenie moby z FPS-em to inicjatywa ryzykowna. Odpalając grę po raz pierwszy, nie do końca wiedziałem, czego się po niej spodziewać, ale okazało się, że jako weteran, który niegdyś spędził 500 godzin przy Team Fortress 2, w Overwatchu czuję się jak w domu. Spowodowane jest to zarówno podobną stylistyką graficzną obu produkcji, jak i uderzającym podobieństwem gameplayu.
Obecnie w grze dostępne są trzy - znajome skądinąd - tryby: dostarczenie ładunku, przejęcie punktu oraz kontrola. Ten ostatni jest faktycznie znanym z TF2 królem wzgórza, tyle że rozgrywanym w systemie do dwóch zwycięstw ze zmienną lokalizacją celu. Obecnie dostępnych jest 10 map – każda przystosowana niestety tylko do jednego trybu. Trudno więc mówić o jakimś wybitnym zróżnicowaniu zabawy. Mecze są intensywne i szybkie – najdłuższe trwają maksymalnie kilkanaście minut. Blizzard – podobnie jak w HotS-ie – postawił na przystępność i błyskawiczny rozwój sytuacji, pozwalając na doskonałą zabawę każdemu, niezależnie od tego, czy przed ekranem może spędzić pół godziny, czy też cały wieczór.
Czyś jest newbie, czyś nerdziną…
W swoich najnowszych tytułach Zamieć robi wszystko, by oszczędzić nowym graczom charakterystycznego dla sieciówek poczucia zagubienia i przytłoczenia zawartością. Przywiązanie do takiego podejścia widać tutaj bardzo wyraźnie. Znalazłszy się na nieznanej mapie, nie sposób nie zauważyć na ekranie ikonki sygnalizującej położenie głównego punktu zainteresowania obu ekip wraz ze wskazówką, co należy z nim począć
%pagebreak%
Przygotowując się do defensywy, można nie znać lokalizacji punktu odrodzeń przeciwnika, a mimo to trafić tam bezbłędnie za sprawą wygenerowanej na podłożu wirtualnej ścieżki, będącej nieocenioną pomocą zarówno dla mniej doświadczonych graczy, jak i tych ze skrajną dysfunkcją błędnika. Nawet na ekranie wyboru postaci przed rozpoczęciem rozgrywki możemy liczyć na skierowane do całego teamu podpowiedzi skryptu w stylu „za wielu snajperów”, czy też „za mało ofensywnych bohaterów”, oceniające zdolność zebranej hałastry do należytej realizacji wyznaczonych celów. Słowem – gdziekolwiek i z kimkolwiek byście się nie znaleźli – bez problemu zorientujecie się, któż jest wasz wróg, gdzież on potencjalnie jest i jakimiż środkami dobrać mu się do skóry.
Dla każdego coś miłego
Bohaterowie (obecnie 21 dusz) zależnie od pełnionej przez siebie na polu bitwy roli podzieleni są na 4 grupy, począwszy od postaci wybitnie ofensywnych, przez tanków, a na defensorach i wsparciu kończąc. Niektórzy walczą na dystans, inni dziarsko ruszają na żniwa dzierżąc w dłoniach katanę czy choćby młotek. Bywają tacy, którym nieobca jest sztuka teleportacji, jak i ci, którzy taką opcję z przyjemnością umożliwią innym. Jedna z pań potrafi latać – inna w porywie dobrego serca błyskawicznie poszybuje w kierunku kolegi w potrzebie, by zregenerować jego nadwątlone zdrowie. To tylko nieliczne przykłady, a różnorodność w tej kwestii jest tak ogromna, że niezależnie od preferencji i charakteru każdy gracz znajdzie tu osobnika, dla którego na dłużej straci głowę.
Sam tęsknie spoglądałem na Żniwiarza – zimnego mordercę z dwoma obrzynami, który podróżując między wymiarami, sieje chaos wśród niczego nie spodziewających się adwersarzy (co poniektóre mordy kwitując zresztą kwestiami Malthaela z Diablo 3, którego głosem przemawia).
Szachom mówimy nie
Grając takimi postaciami, najlepiej można sobie uświadomić, dlaczego miks FPS-a i Moby nigdy właściwą mobą nie będzie. Mobilność bohaterów ofensywnych połączona ze zdecydowanie gorszą niż w tworach LoL-opodobnych możliwością rekonesansu pola bitwy sprawiają, że nie ma tutaj mowy o jakichś kilkuminutowych przepychankach 1 na 1. Zazwyczaj ginie się szybko, a jedynym ratunkiem z podbramkowej sytuacji jest na ogół pozbycie się wroga, nim ten zrobi to samo z nami. Wobec braku nieograniczonej kontroli sytuacji za naszymi plecami, charakterystycznej dla widoku z góry, nieoczekiwane pojawienie się tam ogarniętego przeciwnika wiąże się właściwie z nieuchronną śmiercią. To samo tyczy się niespodziewanych ataków z góry.
Normalka dla FPS-ów – powiecie – i będziecie mieli rację. Overwatch jest bowiem rasową strzelanką z paroma doskonale zaprojektowanymi mapami, udekorowaną umiejętnościami postaci oraz progresem konta. Nie znajdziecie tu takich zmartwień jak kończąca się amunicja, czy mana, które dodatkowo ograniczałyby wasze bohaterskie zapędy. Każda nieodnawiająca się w danej chwili zdolność jest gotowa do natychmiastowego użytku. Wyjątkowo intensywne potyczki pełne są wybuchów, rozbłysków energii i czego sobie tylko zażyczycie, a wszyscy starają się wykorzystać pełnię swoich możliwości do jak najszybszego rozprawienia się z wrogiem. Taktyki widać w tym niewiele, tank z wyjątkiem map z eskortowaniem ładunku rzadko stanowi faktyczną osłonę dla delikatniejszych postaci, a łatwość przemieszczania się na ogół słabo koreluje z dobrze zorganizowaną współpracą całego zespołu.
Jak na obecną fazę zaawansowania prac bilans postaci jest nie najgorszy. Można co prawda wskazać kilku bohaterów, posiadających być może zbyt duże możliwości ofensywne, lub też zbyt przypakowane w stosunku do reszty umiejętności specjalne, ale ogółem już teraz jest bardzo dobrze.
%pagebreak%
Dziękuję, naprawdę nie spodziewałem się
W grze zastosowano kilka nielicho satysfakcjonujących patentów. Po zakończeniu potyczki oglądamy ładnie zmontowaną powtórkę najlepszej akcji meczu wraz z wyróżnieniem gracza, który ją popełnił. Co prawda obecnie nobilitację tę najczęściej zgarniają masowe mordy w wykonaniu którejś z postaci ofensywnych, jednak system ten wciąż jest rozwijany, a twórcy obiecują, że w przyszłości skrypt ma częściej brać pod uwagę niezwiązane z sianiem zniszczenia zasługi bohaterów wsparcia.
Jarmark Europa
Po niedawno zakończonej niemal dwumiesięcznej przerwie w funkcjonowaniu bety, jaką programiści poświęcili na doszlifowanie wielu elementów, do gry wprowadzono opcje personalizacji oraz system progresji oparty na sukcesywnie zdobywanych awansach. Trzeba powiedzieć, że są one póki co wyjątkowo nijakie. W każdym meczu zdobywamy punkty doświadczenia, które przekładają się bezpośrednio na poziom naszego konta. Z każdym kolejnym levelem otrzymujemy skrzynkę zawierającą 4 losowe łupy różnej rzadkości. Pozwalają one jedynie na estetyczne modyfikacje bohaterów, których dotyczą i nie dają żadnej przewagi na polu bitwy.
Overwatch osiągnie sukces – to nieuniknione. Ciągnięty marketingowo przez największą lokomotywę branży trafi do milionów i jestem skłonny postawić pół wypłaty oraz najlepsze buty na to, że niewielu graczy poczuje się rozczarowanych. Być może ci, którzy spodziewają się po nim jedynie bardzo taktycznych potyczek à la MOBA w FPP lub szanowne grono, któremu bezstresowe i krótkie mecze w stylu Heroes of the Storm nie w smak. I choć polska cena może odstraszać, gorąco rekomenduję przełknięcie tej niedogodności, bo warto.