Batman: The Telltale Series - Realm of Shadows (recenzja cdaction.pl)
Zapowiada się jedna z najlepszych gier Telltale! Ale, bądźmy szczerzy, to wciąż gra Telltale.
Od czasu, gdy zamaskowany mściciel wyfrunął z notesu Boba Kane’a, upłynęło, jeśli dobrze liczę, siedemdziesiąt siedem lat. Batman stał się w tym czasie popkulturowym mitem, opowieścią, jaka jednoczyła całe pokolenia czytelników, przeprawiając ich przez burzliwe lata powieści graficznych z czasów II WŚ i początku zimnej wojny („złotą erę”, jak przywykliśmy określać ukazujące się wówczas zeszyty), uczestnicząc i w powiastkach poważniejszych, i bardziej humorystycznych, podejmując współpracę z Supermanem, Wonder Woman i całą resztą rodzącego się dopiero uniwersum DC. W kolejnych dekadach Gacek flirtował z estetyką science-fiction czy horroru, nie wzbraniał się też przed poruszaniem problemów społecznych w rodzaju wykluczenia czy nierówności społecznych, by – już w wieku XX – powrócić jako postać kompleksowa, skrojona raczej pod dorosłego czytelnika (w tym kontekście należy wspomnieć o silnym kontrapunkcie w postaci „Powrotu Mrocznego Rycerza” Franka Millera). To figura, jaką od 39 roku zdążyły się, z lepszym lub gorszym skutkiem, wybawić całe pokolenia scenarzystów i rysowników.
I faktycznie, mieliśmy już Rainbow Batmana (Detective Comics #214. Główny ciężar opowieści bierze na siebie Robin, podczas gdy jego szef przymierza barwne kostiumy… by ostatecznie skończyć ubrany we wszystkie kolory tęczy, co o dziwo miało pewne uzasadnienie w historii). Przeżyliśmy Batmana kolędującego (Batman #219) i Batmana przemienionego w dziecko (Batman #147. Warto wspomnieć, że mimo mikrej postury nie zrezygnował on z walki ze zbrodnią)... a nawet nie każcie mi wykraczać poza komiks, bo na osobne linijki (jeśli nie akapity!) zasługują Batman w wykonaniu Adama Westa (jego niesławne starcie z rekinem niedawno zresztą przypomnieliśmy) oraz Batman w interpretacji George’a Clooneya (że wspomnę tylko scenę zjeżdżania po grzbiecie dinozaura).
I najciekawiej robiło się właśnie wtedy, gdy scenarzysta na moment wykraczał poza Kanon. Poza śmierć Wayne’ów w ciemnym zaułku, poza Batmana mrocznego i wewnętrznie skonfliktowanego, Jokera szalonego, Alfreda oddanego, Gordona nieustępliwego w walce ze złem i występkiem. Największym sukcesem Realm of Shadows, pilota telltalowego serialu, jest... cóż, może nie tyle zabawa konwencją, ile atak na jeden z jej fundamentów. Nieśmiały i zachowawczy, owszem (szczegółów nie zdradzę, gdyż #spoilery), ale przypomnę Wam, że jeśli Mroczny Rycerz flirtował już z naszym ulubionym medium, to bądź jako niskobudżetowa adaptacja filmu (Batman Returns na Amigę i SNESa), bądź arcade’owa naparzanka (Batman Vengeance na PS2), a trylogia Rocksteady była dla franczyzy błogosławieństwem. Tyle, że i ona raczej „ślizgała się” po uniwersum niż z nim igrała.
Realm of Shadows zaczyna się niemal tak, jak komiksowe „Długie Halloween”. Po obowiązkowo efekciarskim wprowadzeniu, w którym Mroczny Mściciel staje w oko w oko z Catwoman, Bruce Wayne wita gości w rodzinnej posiadłości. Podczas balu zbieramy datki na kampanię Harveya Denta, jaki to rzucił wyzwanie dotychczasowemu burmistrzowi, ściskamy (bądź nie) prawicę przedstawicielowi mafijnej rodziny Falcone i dyskretnie pociągamy za kilka sznurków... W wyciągnięciu na plan pierwszy Wayne’a, a nie jego zamaskowanego alter-ego, tkwi trudny do przeoczenia potencjał, natomiast ponieważ mamy do czynienia z Telltale, niewykluczone, iż charakterystyka dandysa w pelerynie zamknie się w dylemacie „być brutalnym i skuteczniejszym czy być mniej brutalnym i mniej skutecznym”.
Rozliczne sekwencje rozgrywane jako Bruce mają jeszcze dwie zalety. Primo: pozwalają przemówić postaciom, które dotychczas służyły w grach za tło (Vicki Vale), momentami redefiniując wizerunki gagatków dobrze znanych (Cobblepot). Secundo: tradycyjną, telltalową biegunkę zastępuje spokojniejsza narracja. I cieszy, że Amerykanie (wreszcie!) mogą sobie na nią pozwolić.
Jeśli idzie o formułę, to mam już absolutnie dość wspominek o tym, że Telltale miało kiedyś pomysł i na to, jak wyciągnąć przygodówki z marazmu (odchudzając je i dzieląc na odcinki), i jak nieco je zniuansować (chociażby adaptując, na okoliczność Puzzle Agenta, pewne rozwiązania z serii Professor Layton czy serwując nam gros gameplayowych zabawek w trzecim sezonie Sama i Maxa). Od czterech lat, kiedy to niespodziewanie chwycił pomysł na The Walking Dead, studio karmi się nośnymi markami i settingami, nie robiąc z wypracowanym wówczas przepisem nic. To wciąż gra o klikaniu „Q”, „E” i strzałek kierunkowych (acz w Batmanie pojawiają się takie perwersje, jak włączenie w te sekwencje shiftu czy konieczność wciśnięcia dwóch strzałek jednocześnie!), a „decyzje” przed jakimi jesteśmy stawiani wciąż są binarne i wciąż skutkują zmianą jakiejś trzeciorzędnej sceny. Marną pociechą jest dodanie momentów, w których musimy połączyć jakieś poszlaki w pary czy przelecieć się dronem. Ja już się z losem pogodziłem i przestałem oczekiwać od dawnych faworytów czegokolwiek.
A Realm of Shadows nie wykorzystuje w pełni potencjału, by opowiedzieć „dojrzałą” historię, chyba, że przez „dojrzałość” rozumiemy brutalność. Nie wiemy, „kim” jest Harvey i jaki jest jego program wyborczy (wiadomo jedynie, że burmistrz jest zły, skorumpowany i w ogóle fuj), wielu bohaterów ledwie zarysowano i nie ma pewności, czy uda się pociągnąć ich charakterystyki, a a w batkomputerze znajdujemy nie żadną „bazę danych”, a blogaska Bruce’a. Ale jedno trzeba Telltale oddać: z racji minimalizmu założeń, ich Batman nie prześlizguje się po kanonie, ale próbuje opowiedzieć coś względnie autorskiego. Nie wiem, czy ten ciężar udźwignie. Pewnie nie. W ostatecznym rozrachunku dostaniemy zatem albo świetnie zagranego, muzycznie wysmakowanego samograja, albo produkcję, jakiej scenariusz na tyle zręcznie zaskarbi naszą uwagę, że gorset formuły interaktywnego filmu przestanie nas na moment uwierać.
PS: warto też odnotować, że "nowy silnik graficzny" skutkuje nieco bardziej szczegółowymi modelami postaciami i teksturami otoczenia. Acz nie była to przesiadka bezproblemowa, o czym piszemy szerzej w tym miejscu.
Do lutego 2023 prowadziłem serwis PolskiGamedev.pl i magazyn "PolskiGamedev.pl", wcześniej przez wiele lat kierowałem działem publicystyki w CD-Action. O grach pisałem m.in. w Playu, PC Formacie, Playboksie i Pikselu, a także na łamach WP, Interii i Onetu. Współpracuję z Repliką, Dwutygodnikiem i Gazetą Wyborczą, często można mnie przeczytać na łamach Polityki, gdzie publikuję teksty poświęcone prawom człowieka, mniejszościom i wykluczeniu.