Sid Meier´s Civilization V - graliśmy w wersję beta!
Piąta część Cywilizacji ma przed sobą dość trudne zadanie: nie tylko sprawić, by do gry powrócili starzy wyjadacze, ale i przyciągnąć tych, którzy poprzednich części nie widzieli. W końcu od premiery poprzedniej części minęło już niemal 5 lat…
Nie ma co ukrywać, w świecie gier to kawał czasu i twórcy cokolwiek słusznie uznali, że operacja wskrzeszenia trupa ma na ogół wielkie szanse powodzenia – o ile jesteś nekromantą. A że chłopaki z Firaxis parają się jednak zgoła innymi zajęciami, postanowili Civilization V zrobić od początku. Z jakim skutkiem? Cóż, o tym przekonamy się gdzieś w okolicach jesieni, tymczasem zaś miałem okazję pobawić się wersją beta ich gry.§
Stabilność z piekła rodem
I już tutaj musi się nowej „Civce” dostać po krzyżu. Powiedzieć, że wersja testowa była niestabilna, to tak, jak stwierdzić, że na Saharze jest trochę piasku. Ileż ja się namęczyłem! W końcu, po ustawieniu detali na minimum i zmniejszeniu rozdzielczości, gra z mozołem ruszyła.
Ci, co przekonali się do poprzedniej części, z ulgą odkryją, że założenia pozostały te same: ponownie jesteśmy panem i władcą wybranej nacji i prowadzimy ją przez tysiąclecia – od ery, gdzie szczytem techniki było odłupywanie kawałków krzemienia, aż do momentu, gdy otworem staną przed nami kosmos i technologie przyszłości. Znów mamy drzewko technologiczne (trochę zmienione w stosunku do poprzedniej części), które pozwala nam odnaleźć się w gąszczu technologii do odkrycia, znów też budujemy oddziały, podbijamy sąsiednie cywilizacje i puszczamy z dymem ich miasta. Tyle, że tym razem dosłownie.
Jest strategicznie
Wraz z wprowadzeniem nowego silnika, zmieniła się mechanika gry. Teraz Cywilizacja nieco bardziej przypomina szachy: jedno sześciokątne pole (tak, plansza zbudowana jest z heksów) to tylko jeden oddział walczący. Wymusza to nieco inne podejście do strategii: obleganie miast nabiera nowego charakteru – jeszcze bardziej liczy się ukształtowanie terenu i lokalizacja osady. Same metropolie potrafią się też bronić: miasta odpowiadają ogniem na wrogie działania.
Fajnym urozmaiceniem są też wolne miasta. Wyrasta takie cudo ci na mapie pod bokiem i siedzi grzecznie. Z zachowania jest trochę bardziej ubogie, niż twoi normalni przeciwnicy: nie pcha się zbytnio z dyplomacją, zapędy kolonizatorskie też jakby mniejsze. Słowem – takie to miasto wolne, jak nasz Gdańsk swego czasu. Przy odrobinie zachodu można sobie takiego sąsiada przekabacić na swoją stronę, podbić i wcielić do swojego terytorium, ale i również obsadzić marionetkowym rządem. Ot, taka przyjaźń z bonusem, jeśli wiecie o co chodzi. ;)
Polityka i społeczeństwo
Trochę zmieniło się jeśli chodzi o systemy polityczne twojego państwa. W piątej części cywilizacji bardziej pasującym terminem w tym wypadku jest nie ustrój, a polityka społeczna. W miarę rozwoju swojego państwa możesz takowe wdrażać ku chwale imperium i radości poddanych – każda polityka społeczna to drzewko rozwoju, którego kolejne gałęzie dają wymierne bonusy, jak np. większe doświadczenie dla twojego wojska. Co ciekawe, niektóre rozwiązania w sferze społecznej można ze sobą mieszać, inne zaś wykluczają się ze względów ideologicznych.
Ogólnie rzecz ujmując, Civilization V wygląda na kolejną grę z serii, grę która jednak idzie z duchem czasu. Tytuł wygląda na dobrze zorientowany na początkujących graczy: czwórka ministrów i ich celne wskazówki nie pozwolą, by twoje królestwo zostało pogrzebane pod gruzami braku talentu do dowodzenia. Pomoc ta przypomina trochę to, co widzieliśmy ostatnio w Anno czy Settlersach: może i za rękę tak do końca nie jesteśmy prowadzeni, ale celne niekiedy wskazówki cieszą.
O grafice z kolei nie jestem w stanie powiedzieć wam nic. Gra w zasadzie nie startowała mi na innych detalach niż najniższe na żadnym z trzech komputerów, na których próbowałem ją uruchomić. Szkoda, ale z drugiej strony z tym większym napięciem czekam na premierę.