Recenzja cdaction.pl - Fallout: New Vegas (PC)
Fallout: New Vegas. Premiera w piątek. To kolejny krok w stronę upraszczania kultowej serii, czy może ukłon w stronę mutant... dotychczasowych, wciąż wiernych pierwszym dwóm odsłonom hardkorowych fanów? Sprawdzał to dla nas (i dla Was) - Berlin. Recenzja cdaction.pl!
Fallout: New Vegas
wersja testowana: PC, j. polski
Wydawca: Cenega
oficjalna cena: 149,00 zł
Fallout 3 był... niezły – oferował wiele godzin przyjemnej, choć nieszczególnie wymagającej rozrywki. Spotykaliśmy w nim sporo drewnianych postaci, słuchaliśmy wielu płaskich dialogów i próbowaliśmy wciągnąć się w jego nie zawsze porywającą historię, ale pomimo tego, grało się przyjemnie. New Vegas bazuje na tym, co jego poprzednik osiągnął i - jak niewiele gier obecnych na rynku - zmienia monitor gracza w neon, który świecić będzie nieustanie przez wiele, wiele nocy.§
Nie należy traktować New Vegas jako dodatku do trójki – raczej jako jej zastępcę. Nie jest to już przeróbka polno-leśnej fantastyki na post-nuklearne realia, w których musimy biegać za tatą i realizować jego altruistyczne marzenia. Nie jest to słodka historyjka o zbawcy pustkowia, który nie chce niczego dla siebie. New Vegas przenosi w końcu prawdziwy świat Fallouta, w XXI-wieczne realia techniczne i odważnie rozbudowuje go o kolejne elementy.
Nikt nie pochodzi z Vegas
Obsidian Entertainment pod nadzorem Bethesdy stworzyło grę, która w tej chwili ma niewielką konkurencję. Jest to ogromne RPG, które nadaje się zarówno dla każuali, jak i dla starych wyjadaczy. Na New Vegas ciężko jest narzekać, szczególnie jeżeli przełknęło się już dokonaną w Falloucie 3 zmianę systemu walk turowych na czas rzeczywisty pomieszany z aktywną pauzą (czyli słynny system V.A.T.S.). A ponadto, poprzedni Fallout kończył się, kiedy tylko zdaliśmy sobie sprawę, że bieganie po pustkowiach jest ciekawsze, niż główna linia fabularna. New Vegas jest jednak na tyle interesujące, że długie wyskoki na pustkowia nie są w stanie zaszkodzić historii, którą opowiada.
Gra zaczyna się od... twojej śmierci. Jako kurier zmierzający z przesyłką do kasyna, zostajesz pobłogosławiony kolejną dziurą w głowie. Z przygotowanego przez miłego człowieka w garniturze grobu wyciągnie cię mówiący z teksańskim akcentem robot i po chwili trafisz w ręce wioskowego lekarza. U niego ustalisz jak chcesz wyglądać w nowym życiu i przejedziesz Test Rorschacha, który określi twoją nową osobowość. Jeżeli w tym momencie przypomnisz sobie trwający tysiące lat tutorial, który zaoferowała ci w poprzedniej części Bethesda – zakrzykniesz z radości. New Vegas niczego nie uczy cię na siłę.
Im dłużej przebywasz na pustkowiach, tym historia staje się ciekawsza. Bardzo szybko wrzuca cię w sam środek trójkąta walczących o władzę „frakcji” i zmusza do opowiedzenia się po którejś stronie. W Vegas nigdy nie będziesz neutralny - dlatego też żaden z wyborów, które podejmiesz nie przejdzie bez echa. Do gry wrócił system zdobywania reputacji w miastach – nie możesz więc liczyć na to, że wszyscy będą cię bezwarunkowo uwielbiać i spełniać wszystkie twoje zachcianki. Najpierw trzeba się trochę nabiegać, żeby wkupić się w łaski tubylczej ludności. I dobrze - bez pracy nie ma... kapsli.
Największym problemem (atutem?), który z tego wynika jest jednak fakt, że ilość wyborów, których w trakcie gry musimy dokonać jest ogromna i często są to decyzje niejednoznaczne moralnie. Jeżeli chcemy, na przykład, żyć w zgodzie z NCR – musimy bardzo uważać, bo czasami czysto poboczny quest, który wydaje się być typowo neutralną bieganiną może doprowadzić do pogorszenia ich zdania na nasz temat. Questy nie są w żaden sposób oznaczone i podzielone na frakcje, ale może to mimo wszystko dobrze? Dzięki temu New Vegas przypomina stare gry RPG, w których nikt nawet nie próbował prowadzić nas za rączkę.
Pomimo licznych ukłonów w stronę przeszłości i rozwiązań, których już się raczej nie spotyka rozgrywka w New Vegas jest bardziej elastyczna, niż w którejkolwiek z poprzednich części. Jest w stanie sprostać oczekiwaniom niemal wszystkich – od początkujących, po progejmerów.
Z jednej strony można przejść ją w ogóle nie przejmując się tym, że w zasadzie jest to gra RPG... Z drugiej w każdej chwili można przełączyć się na tryb „Hardcore” i zmierzyć się z pustkowiem na poważnie. Wybierając tę opcję należy przygotować się jednak na fakt, że Stimpaki nie leczą od razu, amunicja waży, a utracone kończyny przyszyje nam albo lekarz, albo naprawi torba lekarska. Trzeba też jeść, pić i spać, a napromieniowanie nie znika od razu po zażyciu AntyRadu – wszystkie te rzeczy znacznie utrudniają zabawę i dodają jej całkiem nowego smaku.
W przeżyciu pomagają za to dodatki, które Obsidian wprowadziło do New Vegas. Chodząc po pustyni możemy na przykład zbierać rośliny i przerabiać je na lekarstwa. Możemy podpiekać skóry zabitych zwierząt, żeby sprzedać je za więcej kapsli. Możemy też – co jest jedną z najważniejszych zmian – modyfikować nasze uzbrojenie. Dodać do pistoletu lunetę, zwiększyć objętość magazynka... a nawet dobierać amunicję względem typu wroga, z którym akurat walczymy. Jeżeli stoimy ciężko z pustynną walutą, możemy też przerobić zużytą amunicję na nową – potrzeba do tego tylko trochę śmieci. Wszystko to znacznie urozmaica grę, a mimo to można przejść ją w całości, ani razu nawet nie próbując zmienić rodzaju naboi, którymi strzelamy. "Elastyczność rozgrywki" naprawdę jest w tej grze pojęciem kluczowym.
Las Vegas jest tym, czym byłby świat gdyby Bóg miał pieniądze
W grach „otwartych” często brakuje ciekawych miejsc, w które można by się udać. W tym przypadku nie jest to jednak zbyt problematyczne – o ile New Vegas przeciętny gracz przejdzie w około 20 godzin nie rozdrabniając się szczególnie przy pobocznych questach, przynajmniej dwa razy tyle zajmie mu zwiedzanie i wykonywanie zleceń od postronnych. Pomimo tego, fakt że mamy sporo do roboty nie ustrzegł New Vegas przed pewnym mankamentem - pustynia, po której biegamy jest... pusta. Możemy tuptać po niej przez pół godziny i nie natrafić na żadnych przeciwników do utłuczenia. Po pewnym czasie zaczyna aż brakować niezrzeszonej hołoty, która w poprzedniej części wyskakiwała na nas z kluczami francuskimi gdzieś pośrodku niczego.
Niestety nie zmienia tej sytuacji nawet to, że fauna i flora trochę się w New Vegas rozrosła - nowe okazy zwierząt, roślin i przeciwników spotyka się niezmiernie rzadko. Możemy spędzić przy grze nawet dwadzieścia godzin i ani razu nie natknąć się na niektóre z tych nowalijek. Obok Braminów w New Vegas pojawiły się przerośnięte kozły. Do zabawy wróciły też modliszki, zmutowane jaszczurki i Mroczni – niebieskie, niewidzialne Super Mutanty ze schizofrenią i StealthBoy'ami. Spośród wielu typów przeciwników, których podczas rozgrywki możemy nie spotkać ani razu, jednym z największych mankamentów są Cazadory, które niedługo zbiorą od fanów ciężkie gromy. Są to przerośnięte ogniste komary, które wymuszają albo dopracowanie do perfekcji umiejętności korzystania z V.A.T.S.-a, albo strzelanie na oślep w czasie rzeczywistym. Kiepsko jak na grę, która generalnie wymaga od gracza raczej myślenia, a nie małpiej zręczności.
Jeżeli jednak coś już nas zaskoczy, a nie będziemy na spotkanie przygotowani - nawet z Cazadorami poradzą sobie kontrolowani przez AI towarzysze, których możemy w określonych miejscach zwerbować. Obsidian w New Vegas trochę z nimi pokombinowało i względem poprzedniej części znacznie poprawiło nasze możliwości ich kontrolowania. W końcu możemy więc z nimi nawet sensownie porozmawiać i zdobywając ich zaufanie dowiedzieć się czegoś na ich temat. Możemy też na przykład kazać im stać bliżej, czekać, użyć Stimpaka, albo pozmieniać trochę w ekwipunku. Nie ciągną się więc za nami jak bezmózgie marionetki, a do tego... są po prostu ciekawymi postaciami: możemy zabrać ze sobą chociażby Super Mutanta z problemami psychicznymi, pół-mechanicznego psa z rozkładającym się mózgiem, czy też byłego żołnierza NCR, którego żona zniknęła w dziwnych okolicznościach.
Nikt nie będzie jednak biegał po pustyni i przez wieczność podziwiał widoków. Nikt nie będzie też nieustannie strzelał w niebo, żeby tylko usłyszeć jakiś żywy odgłos. Fallout 3 dawał nam możliwość słuchania podczas gry całkiem porządnego radia - w New Vegas sprawa ma się dużo gorzej. Jak na tak olbrzymią grę – dostajemy zaskakująco mało piosenek i tekstów do wysłuchania, nie są też specjalnie interesujące. Najlepiej spośród tej nikłej liczby radiostacji wypada radio Super Mutantów, w którym nieustannie krzyczą i krytykują ludzkich słabeuszy. Ilość piosenek w radiach New Vegas nie przekracza chyba dziesięciu – po usłyszeniu po raz setny o Johnnym Gitarze można na wieki znienawidzić tę osobę, kimkolwiek by nie była. Na tle tak kiepskiego radia bardzo dobrze wypadają świetnie udźwiękowione pustkowia – brawa dla ekipy, która poczuła się chyba trochę pewniej i nie bała się wykorzystać w grze dodatkowych smyczków i wpleść w nią więcej melodii.
Ciężko wyobrazić sobie większą oazę od Las Vegas
Niewiele niedopatrzeń ze strony Obsidian w New Vegas jest naprawdę upierdliwych. W większości przypadków winę za rzeczy, których nie poprawili, można spokojnie zrzucić na engine gry. Wciąż podczas dialogów z postronnymi NPC będziemy częściej widzieć ich plecy niż twarze, wciąż też potrafią przez kilkuminutową rozmowę gestykulować cały czas tak samo. Wciąż będziemy przenikać przez druty kolczaste i skakać tak nienaturalnie, jak... saper po przejściach. Wciąż nasze ruchy będą irracjonalnie ograniczone przez niewidoczne ściany – czasami bardzo upierdliwe, bo przecież: „Nawet ja bym tam wskoczył!”.
Rzeczywistym problemem jest jednak typowa komputerowa klasyka – gra jest trochę niestabilna. Kilkanaście razy wyrzuciła mnie na pulpit z błędem i parę razy straciłem dzięki temu ostatniego sejwa. Nie zdarza się to jednak często i równie dobrze mogło być problemem sprzętu, na którym grałem - pozostaje więc czekać na łatki. Bardziej kłopotliwy jest fakt, że zdarzyło mi się zaciąć w ścianie i znaleźć w miejscu bez wyjścia. Na szczęście - raz z mojej winy, więc problemy tego typu do częstych nie należą. Nawet bez patchy, New Vegas radzi sobie na starcie lepiej niż poprzedniczka, która potrafiła uprzykrzyć życie setkami takich malutkich błędów.
Bardziej przyczepić się można do wspomnianych już "pustych pustyń", oraz do samej esencji Stolicy Grzechu, której Obsidian nie poświęciło wystarczająco dużo czasu. Jak na grę związaną bezpośrednio z hazardem, New Vegas daje nam zaskakująco niewiele możliwości przegrywania fortuny w kasynach. Do dyspozycji mamy oczko, jednorękiego bandytę i ruletkę. Do tego dochodzi też „karawana”, gra karciana, w którą chętnie pograją z nami niektórzy NPC. Jej zasady są jednak na tyle skomplikowane, że chyba tylko najwięksi fani Fallouta będą się zagłębiać w polowanie na dodatkowe karty po sklepach i szukanie chętnych do gry. Dla reszty będzie to - może - miły dodatek od głównej części zabawy. W kasynach jest też więcej ciekawych rzeczy do roboty, niż siedzenie przy stoliku od ruletki. Brak atrakcji hazardowych nie jest więc wielkim minusem.
Chwalenie New Vegas przychodzi naprawdę łatwo – tym bardziej, że wielu graczom posłuży pewnie za... zamiennik Fallouta 3. Choć oferował wiele godzin przyjemnej rozrywki, nie był on tym, czego starzy wyjadacze się spodziewali - kulał czasami fabularnie i miał wiele bugów, a "niewymagająca" zabawa niekoniecznie była tym, na co liczyli fani Fallouta. Przeniósł jednak post-nuklearne pustkowia w trzeci wymiar i próbował połączyć dwie skrajnie odmienne grupy odbiorców pod jednym sztandarem. New Vegas udaje się to lepiej i dzięki tej grze widać wreszcie, że ta swoista każualizacja serii... wyszła jej na dobre. Tu znajdzie coś dla siebie zarówno dinozaur wciąż grający w Baldur's Gate, jak i fan shooterów z elementami RPG pokroju Bioshocka. I jeden i drugi będzie się dobrze bawić – inaczej, ale równie przyzwoicie. Dodatkowo, oddanie Fallouta w ręce Obsidian (w którym pracuje kilku twórców oryginalnych części) ożywiło serię. Studio to poradziło sobie bowiem z tym, czego Bethesda nie potrafiła – stworzyło naprawdę przekonujące postacie, które mówią naturalnym językiem i nie denerwują swoją szablonowością. Fallout w ich wydaniu jest sensowną i przemyślaną opowieścią, która nie pozostawia obojętnym. Dlatego New Vegas polecić można zarówno oddanym fanom serii, jak i tym, dla których będzie to z nią pierwsze spotkanie. Weterani się NA PEWNO NIE ZAWIODĄ, żółtodzioby zostaną wprowadzone w świat Fallouta w odpowiedni sposób.
Ocena: 9 na 10
---
Plusy:
Minusy:
Everybody wants to be a Master — everybody wants to show their skill. Everybody wants to get there faster, make their way to the top of the hill. Each time you try you're gonna get just a little bit better. Each day we climb one more step up the ladder. It's a whole new world we live in — it's a whole new way to see. It's a whole new place, with a brand new attitude. But you've still gotta catch 'em all... And be the best that you can be!