[Kilka godzin z...] Legend of Grimrock
Mój komputer mnie nienawidzi. Kiedy dostaję gry koszmarne, to wszystko działa bez zarzutu. Kiedy dostaję gry dobre, to stroi sobie ze mnie żarty. Przy Legend of Grimrock postanowił więc, że będzie się bez ostrzeżenia wyłączać – dlatego też, niestety, mam dla was tylko “kilka godzin z...” a nie pełnoprawną recenzję.
Najlepszym komentarzem na temat Legend of Grimrock wydaje mi się zresztą właśnie to, że pomimo ciągłych restartów udało mi się kilka godzin z tym tytułem spędzić. W sytuacji “zwyczajnej” bym się poddał i odpuścił, teraz nie chciałem. Bieganie po lochach było tak przyjemne, że nawet mordując bebechy mojego komputera, klikałem dwa razy na ikonkę i wracałem do Grimrock.
Nawet na pierwszy rzut oka nie wiem dlaczego, bo fabułę można streścić jako: “Kierujesz grupką więźniów, których zrzucono do wnętrza Góry Grimrock i musisz sprowadzić ich na sam dół, żeby dostali drugą szansę w życiu”. Świetny pomysł to jest, zresztą – zamiast bethesdowego “nawiej z więzienia bo zanudzisz się na śmierć” w Legend of Grimrock musisz nawiać z więzienia, żeby w ogóle przeżyć.
Zabawę rozpoczyna się od ustawienia zasad rozgrywki – dokonując rachunku sumienia trzeba zdecydować jak wielki poziom irytacji jest się w stanie znieść w trakcie zabawy. I mówię poważnie: jeżeli należycie do gatunku berlinus lamerus, to pozwolicie grze rysować mapę podziemi za was, zbudować wam drużynę żeby było dobrze i ustawicie poziom trudności w okolicy “łatwy” albo “średni”. Jeżeli jednak zjedlście już cztery komplety sztucznych zębów na dungeon crawlerach, to ustawicie tryb “hardcore” i będziecie siedzieć z ołóweczkiem i karteczką próbując ogarnąć gdzie w ogóle jesteście, a przy okazji wykombinujecie jakąś sensowną ekipę do biegania po podziemiach.
W Legend of Grimrock kontroluje się cały czas czterech bohaterów ustawionych w dwóch rzędach. Pierwsze dwie osoby zbierają na klatę wszystkie ataki przeciwników i biją się mieczami, pozostałe dwie zajmują się walką dystansową. Wojak z tylnego rzędu nie trafi mieczykiem potwora stojącego na przeciwko, ale w każdej chwili ekipę można przeorganizować według własnego widzimisię. W tej grze nie ma żadnych tur – wszystko dzieje się w czasie rzeczywistym i czasami przez to wymaga niezłej sprawności manualnej, bo aktywnej pauzy nigdzie nie przyuważyłem. Doskonale wpływa to jednak na dynamikę rozgrywki: teoretycznie nie ma na świecie nic bardziej nudnego, niż bieganie po identycznych podziemiach, ale jednak wszystko dzieje się na tyle szybko, że nie pozwala się nawet chwilę nudzić. Klątwa “ruch - postój - ruch” z dawnych czasów, kiedy przejście pięciu metrów zajmowało w tego typu grach pięć minut w Legend of Grimrock została zniesiona. To taki trochę wehikuł czasu, ale przenoszący do hollywoodzkiej wizji przeszłości, a nie w starożytną rzeczywistość: wszystko pachnie, wszyscy mają nienaganny makijaż i w Skandynawii mówią płynną, nowoczesną angielszczyzną.
Każda postać ma swoje statystyki, określone preferencje w kwestii uzbrojenia, ale każda ma też pasek życia i energii. Uzupełniają się dosyć szybko, ale uzupełniają się tylko wtedy, kiedy bohater jest najedzony. Żarcia w lochach niestety wiele nie ma, ale Legend of Grimrock nie popełnia błędu ani nowoczesnych gier, w których przedmiotów typu “grzybek” się nawet nie podnosi, bo jest łatwo i nie trzeba, ani starożytnych, kiedy głupio było z nich skorzystać, bo nigdzie nie ma więcej. Regenerować życie można też oczywiście śpiąc, ale przy tym należy uważać, by nie kłaść się w okolicy potworów, które chętnie zjadają wypoczywających podróżników.
Legend of Grimrock opiera się głównie na walce i zagadkach: walki są dynamiczne i przezabawne, bo ciężko nie uśmiechnąć się na widok półtorametrowego ślimaka z zieloną skorupą. Zagadki są z kolei na początku banalne i prościutkie, a szybko robią się trudne i dość często frustrujące, bo rozbestwione Berliny odzwyczaiły się już od stania w miejscu z “dojasnejcholeryniemampojęciacorobić” kołaczącym się po głowie. Jeżeli na starcie wszystko opiera się na zwykłym “wsadź dwa klejnoty, które znalazłeś tu i tam w oczy posągu żeby otworzyć drzwi”, to kiedy pojawiają się teleporty zabawa robi się masochistycznie ciężka. Albo to ja nie umiem w takie gry po prostu.
W każdym razie: nie bardzo mogę wypowiadać się na temat całości (a wierzcie mi, że bardzo bym chciał!), ale te kilka godzin spędziłem bardzo miło. Całkowicie nie spodziewałem się po Legend of Grimrock tak dobrej zabawy – bałem się, że będzie to nudne i koszmarnie trudne zabawianie się nad dawno zapomnianym gatunkiem gier (o którym zapomniano Z DOBREGO POWODU), a dostałem nowoczesny i bezbolesny retusz klasyki. Legend of Grimrock jest naprawdę zaskakująco przyjemne i wciągające, a przede wszystkim – co chyba jest największym plusem w tym wypadku – bardzo przystępne.
Legend of Grimrock kupicie za rozsądną cenę na:
Everybody wants to be a Master — everybody wants to show their skill. Everybody wants to get there faster, make their way to the top of the hill. Each time you try you're gonna get just a little bit better. Each day we climb one more step up the ladder. It's a whole new world we live in — it's a whole new way to see. It's a whole new place, with a brand new attitude. But you've still gotta catch 'em all... And be the best that you can be!