21
3.08.2015, 09:40Lektura na 3 minuty

Raport o Konami - skandaliczne traktowanie pracowników, budżet MGS V

Japoński portal Nikkei, związany z jednym z najważniejszych indeksów giełdowych w Azji, poświęcił dziś Konami obszerny artykuł. Opisany w nim stan firmy smuci i szokuje. W skrócie - po odejściu Kojimy nie oczekujcie nic wielkiego po tym studiu i cieszcie się, że tam nie pracujecie.


Cross

Jak wynika z tłumaczenia tekstu autorstwa Thomasa Jamesa (@iiotenki), w kwietniu fundusze włożone w Metal Gear Solid V sięgnęły ponad 300 milionów złotych (10 miliardów jenów). Kiedy Kojima zdecydował się opóźnić grę, zarząd stwierdził, że ma dosyć - stąd bardzo nieprzyjemne rozstanie obu stron.

Nie jest to jedyna seria, która przestała obchodzić Konami. Klasyczna japońska seria Momotaro Dentetsu została po kłótni o zyski z twórcą odstąpiona Nintendo. Jej autor, Akira Sakuma, rozstał się więc z firmą, podobnie jak Koji "IGA" Igarashi (Castlevania), Naoki Maeda (kompozytor Dance Dance Revolution, którego zdjęcia i filmy zostały od odejścia usunięte z gry) czy Tak Fujii (EXXXXTREME). Co prawda wciąż pracuje tam wielu developerów znanych z prac nad klasycznymi grami, ale nie ma co się spodziewać, by stworzyli jeszcze coś zachwycającego. Powody są dwa. Po pierwsze, wstrzymano prace nad potencjalnie zyskownymi seriami (Suikoden, Tokimeki Memorial...). Po drugie, żeby zaczęli pracować nad wielkim hitami, ktoś musiałby ich awansować z pozycji sprzątacza czy ochroniarza.

To nie żart. Już wcześniej słyszeliśmy o tym, że wiele talentów marnuje się w Konami - przykładowo, scenarzysta pierwszych części Silent Hill zajmuje się ponoć obecnie komórkowymi produkcjami o podrywaniu wielkookich dziewczątek. Kiedy odpowiedzialny za kultowe Symphony of the Night IGA zniknął z mediów, forumowicze zaczęli żartować, że pewnie przeniesiono go na pozycję woźnego. Dziś pewnie zrzedły im miny - weteranom branży gier, których szefowie Konami uznali za "bezużytecznych", rzeczywiście nakazano pracę przy taśmach produkcyjnych, dziale ochrony czy sprzątaniu klubów. Jak sugerują plotki, niektórzy ojcowie Contry czy Gradiusa przyzwyczaili się do swoich nowych ról (ponoć kompozytor "wszystkich klasycznych melodii Konami" zaakceptował los ochroniarza i stał się szefem swojego działu), ale resztę próbuje się w ten sposób zmusić do dobrowolnej rezygnacji.

Nawet ci, którzy zachowali sensowne pozycje, stają się ofiarami toksycznej atmosfery w firmie. Wyjścia na lunch są regulowane, a przekroczenie limitu czasowego jest karane zwolnieniem. Korespondencja e-mail ze światem zewnętrznym odbywa się za pomocą randomizowanych adresów. Pracownicy są nadzorowani kamerami. W pewnym momencie do innego działu przeniesiono osoby, które polubiły facebookowy post odchodzącego przyjaciela.

Wydaje się, że wszystkie te zmiany zaszły w wyniku mobilkowego szału szefa firmy, Kagemasy Kozukiego - rozpoczęło się ono w 2010 roku (premiera gigantycznego hitu Dragon Collection, ostatnia konferencja Konami na E3). Nikkei napisało do Kozukiego z prośbą o komentarz - nie doczekało się go. Szef Konami stał się ponoć odludkiem - kiedyś ponoć miał przyjazne stosunki ze starą gwardią Segi czy Nintendo i pomagali sobie wzajemnie, ale w ostatnich latach niemal zupełnie zatracił z dawnymi przyjaciółmi wszelki kontakt.

Szkoda, że przedsiębiorstwo o tak długich i szlachetnych tradycjach kończy swoje zaangażowanie w gry wideo w ten sposób.


Redaktor
Cross
Wpisów2216

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze