"Gracze płacą nie zbyt dużo, lecz zbyt mało"
Analityk rynkowy staje w obronie Electronic Arts.
Pisząc kolejnego newsa w sprawie kontrowersji wokół drugiego Battlefronta, czuję się, jakbym próbował w kilku zdaniach streścić Wam fabułę „Mody na sukces”. Jeśli śledzicie temat, doskonale wiecie, że po wielkim zamieszaniu wokół mikrotransakcji EA najpierw zdecydowało się obniżyć ceny poszczególnych bohaterów (wcześniej by odblokować np. Vadera, trzeba było grać ok. 40 godzin), a potem całkowicie (choć tymczasowo) zrezygnować z dodatkowych opłat. Tymczasem wiele państw i organizacji na poważnie zabiera się za loot boksy, przyglądając się ich związkom z hazardem. Ostatnio do tego grona dołączyła Francja. Samo EA usilnie stara się przekonać swoich inwestorów, że wszystko jest w porządku i całe to zamieszanie nie wpłynie na przychody. Kto wie, być może w dłuższej perspektywie tak będzie, ale wieści z rynku brytyjskiego wskazują, że gra sprzedaje się znacznie gorzej od poprzedniczki.
W czasie, gdy cały świat bezlitośnie wali do EA z czego popadnie, znalazł się ktoś, kto postanowił wziąć Elektroników w obronę. Evan Wingren, analityk z firmy KeyBanc Capital Markets, orzekł, że całe to zamieszanie wokół Battlefronta II to "przesada" zarówno ze strony graczy, jak i branżowych mediów.
Gracze płacą nie zbyt dużo, lecz zbyt mało. Cała ta saga to idealna okazja do rozpętania burzy w szklance wody, bo zahacza o EA, Gwiezdne Wojny, Reddita oraz pewnych konserwatywnych dziennikarzy, którzy nie lubią mikrotransakcji. Jeśli spojrzeć na to spokojnie i przeanalizować dane, godzina gry wideo to wciąż jedna z najtańszych form rozrywki. Analiza ilościowa pokazuje, że tak naprawdę wydawcy gier pobierają od graczy relatywnie niewielkie kwoty i prawdopodobnie powinni podnieść ceny. Choć to niezgodne z popularnym przekazem medialnym, jeśli lubisz Gwiezdne Wojny i grasz w gry wideo z przeciętną intensywnością, lepiej jest pominąć film i grać w grę, by wycisnąć ze swoich pieniędzy jak najwięcej.
Wingren postanowił podeprzeć swoje słowa prostymi wyliczeniami. Jeśli amerykański gracz zapłaci za grę 60 dolarów, a potem będzie wydawał jeszcze ok. 20 dolarów miesięcznie na mikrotransakcje, grając przy tym ok. 2,5 godziny dziennie przez rok, za jedną godzinę zabawy zapłaci ok. 40 centów, podczas gdy dla telewizji wartość ta wynosi 60-65 centów, a dla kina – aż 3 dolary.
Cóż, analityk potraktował całą sprawę Battlefronta II powierzchownie, "matematycznie", ignorując bardzo istotny wątek, czyli fakt, że mikrotransakcje zaburzały w strzelance DICE balans rozgrywki, co sprawiało, że trudno było zbyć je słowami "jak ktoś chce, niech płaci, mnie to niepotrzebne".
Czytaj dalej
Jestem wielbicielem turówek i wszelkiej maści erpegów: zarówno klasycznych, jak i współczesnych. Do tego zdeklarowanym zwolennikiem tytułów dla jednego gracza, przy czym od tej zasady istnieje jeden poważny wyjątek – World of Warcraft. W Azeroth przesiedziałem więcej godzin, niż chciałbym przyznać, raz ciesząc się każdą chwilą, kiedy indziej zrzędząc na czym świat stoi. Nie wyobrażam sobie dnia bez książki (niemal zawsze fantastyki), za to spokojnie obyłbym się bez kina i seriali. Z CDA związany jestem od 2011 roku.