14
22.03.2012, 11:00Lektura na 4 minuty

Yesterday ? recenzja

Ekipa Pendulo Studios przyzwyczaiła graczy do humoru zawartego w swoich grach przygodowych. Czy Yesterday – thriller z morderstwami w tle – faktycznie jest przyjemną odmianą? Recenzja cdaction.pl!


Adam „Adzior” Saczko

Kiedy natrafiłem na zapowiedź Yesterday w jednym z numerów CDA, uznałem, że to dobry moment na zapoznanie się z możliwościami hiszpańskich developerów. Choć miałem ku temu okazję, nie dałem szansy Runaway i The Next BIG Thing. W kolejce miałem inne, bardziej fascynujące produkcje, jednak na Yesterday zwróciłem uwagę podczas przerwy w zwiedzaniu Amalur i między kolejnymi sprawami w ostatniej odsłonie Ace Attorney. A że akurat miałem wolne popołudnie, nie pozostało mi nic innego, jak sprawdzić, czy ten przygodowy thriller jest czegoś wart.

Pomysł na historię jest niezły, choć mało odkrywczy. W pierwszej scenie wcielamy się w Henry'ego White'a – syna zamożnego tatusia, który doszedł do słusznego wniosku, że skoro nie musi martwić się o kasę, to zrobi coś pożytecznego dla ludzkości. Udziela się zatem w fundacji, która dba o bezdomnych i w inny sposób wykolejonych ludzi, by mogli łatwiej znaleźć pracę i zyskać szansę na nowy start w społeczeństwie.

Dociera do niego wieść o tajemniczych morderstwach popełnionych na osobach, których braku szara masa nie zauważy . Czyli tych, o których White stara się dbać. Co bardziej interesujące, z czasem modus operandi mordercy zmienia się, a jego krwawe czyny nabierają znamion rytualnych, sięgających do obrzędów XV-wiecznej sekty.

Nie pogramy jednak długo jako White, gdyż głównym bohaterem jest postać tytułowa – John Yesterday. Nazwisko dobrano nieprzypadkowo, bo mężczyzna zupełnie nie pamięta swojej przeszłości, ma jedynie krótkotrwałe "flashbacki", przypominające mu o ludziach, których kiedyś spotkał i związanych z nimi sytuacjach. Jego życiorys jest jednak znany White'owi jakiś czas po prologu gry – chłopak przejął po ojcu firmę i wciąż chce rozwiązać naturę morderstw i dowiedzieć się więcej o sekcie, którą, jak się okazuje, kiedyś badał Yesterday. Rozpoczyna się zatem wyprawa bogata w odkrywanie wspomnień, co staje się trudniejsze, gdy intencje White'a okażą się nie tak krystaliczne.

Choć motyw amnezji głównego bohatera to klisza grana tyle razy, że zdążyła postrzępić się w stu miejscach, w Yesterday wypadła całkiem nieźle. Co rusz powracają różne wspomnienia, a dużą część gry spędzimy na odgrywaniu retrospekcji. Z kolei sceny współczesne i powracające klatki z przeszłości powodują, że nawet przypadkowo spotkana osoba może okazać się kimś, kto kiedyś nas znienawidził i bynajmniej o tym nie zapomniał. Całość daje satysfakcję graczowi, bo prawdziwa tożsamość Yesterdaya i ostateczny rozwój wypadków są niemal nie do przewidzenia.

Miłośnicy tradycyjnych przygodówek odnajdą się w Yesterday. Zbieranie przedmiotów i używanie ich w dziwnych miejscach jest tu na porządku dziennym. Przykładowo – aby zdobyć hasło, trzeba włożyć ręcznik do wywietrznika w łazience i odkręcić gorącą wodę, a następnie użyć powitalnej karty hotelowej na wieży Eiffla. Szkoda tylko, że archaiczne formalności czasem przeczą logice. Raz musiałem rozbić szybę owinąwszy dla bezpieczeństwa rękę płótnem, a nie mogłem użyć deski – bo nie. Cała rozgrywka opiera się na tym schemacie i miejscami rozwiązanie jest idiotyczne.

Jeśli będziecie mieli dość, można skorzystać z podpowiedzi. Twórcy chcieli rozwinąć to sprytnie, bo hintów można używać raz na jakiś czas, a potem trzeba samemu wykonać kilka czynności, by dostać kolejną wskazówkę. W istocie łatwo ten mechanizm oszukać, bo wystarczy kilka razy źle połączyć przedmioty z inwentarza nie ruszając się z miejsca.

Oprawa graficzna jest wierna poprzednim grom Pendulo. Postacie i lokacje zaprojektowano w kreskówkowym, nieco karykaturalnym stylu. Pasuje to do konwencji, bo przerywniki filmowe i dialogi ukazano w formie nieźle wyglądających ruchomych kadrów komiksowych. Jednak podczas gry i rozmów animacja lubi ukłuć w oczy rwaniem i ogólną sztywnością. Stylistyka stylistyką, ale w czasach ładnie animowanych remake'ów Monkey Island jest to zwyczajnie brzydkie i przestarzałe. Sytuację ratuje muzyka pasująca do thrillerowego klimatu. Nawet zdarzyło mi się wzdrygnąć, kiedy podczas gry skrzypnęły drzwi od mojego pokoju, a raz nawet skrzypieć nie musiały.

Na koniec – nomen omen – zakończenie. Można poczuć zniesmaczenie, bo zaraz po napisach końcowych widzimy kilka sekund perfidnego cliffhangera, obiecującego, że prawdziwy koniec historii poznamy w sequelu. Dodajmy do tego krótki czas rozgrywki (jakieś 4-5 godzin ze wskazówkami) i nieproporcjonalną do niego cenę 30 euro… nie, lepiej nie kupować teraz Yesterday. Jeśli stanieje dziesięciokrotnie na steamowej promocji, to jeśli będziecie bardzo znudzeni, można sprawdzić tę grę i nie czuć się skrzywdzonym. A jeśli nie stanieje, odpuśćcie sobie, bo nie znając tej produkcji nie będziecie duchowo biedniejsi.

Ocena: 6,0

---

Plusy:

  • niezła fabuła
  • komiksowa forma przerywników
  • Minusy:

  • krótka
  • czasem irytująca archaizmem
  • niezbyt ładna
  • źle zakończona
  • i za droga

  • Redaktor
    Adam „Adzior” Saczko

    Od lat gram, piszę, gadam i robię gry. W efekcie gadam o grach popisowo zrobionych. Zagraj w Unavowed.

    Profil
    Wpisów2882

    Obserwujących0

    Dyskusja

    • Dodaj komentarz
    • Najlepsze
    • Najnowsze
    • Najstarsze