7
26.08.2013, 14:00Lektura na 3 minuty

gamescom ´13: Dying Light - już graliśmy

Wciąż pamiętam aferę jaką wywołał (nie)sławny zwiastun Dead Island. Grająca na emocjach ckliwa muzyczka, fantastycznie zrealizowany montaż oraz brak jakiegokolwiek powiązania z końcowym produktem. Po obejrzeniu równie porywającego filmiku z Dying Light pomyślałem sobie, że czeka mnie powtórka z (wątpliwej) rozrywki. Cóż, po odłożeniu pada miałem jeden z tych rzadkich momentów, kiedy szczerze cieszyłem się z absolutnego braku racji.


Mr. MiH

Demo zaczęło się spokojnie od wyparcia z pamięci wszelkich trwałych urazów jakie swego czasu spowodowało w mojej psychice Mirror’s Edge. Bez problemu oswoiłem się z parkourem w wykonaniu Techlandu, który – jak się okazało – jednak da się zaprojektować bez niepotrzebnego doprowadzania gracza do wścieklizny co pięć sekund (DICE będzie miało z czego uczyć się do „dwójeczki”). Po paru minutach wygłupiania się na jakimś obskurnym boisku w końcu chwyciłem misję i poszedłem robić to co każdy zdrowy na ciele i umyśle człowiek czyni w trakcie apokalipsy zombie – wybrałem się na przebieżkę wśród bulimicznych zgniłków.

Misja była prosta jak budowa cepa – idź uruchomić cztery pułapki elektrowstrząsowe i wróć do bazy nim zapadnie zmrok a truposze przypomną sobie do czego służą nogi. Dopiero na zewnątrz naprawdę mogłem poczuć wolność jaką daje system swobodnego przemierzania terenu. Wskakiwanie na murki, skakanie pomiędzy dachami czy robienie wślizgów przez wszelakie szczeliny – twórcom udało się odnaleźć to idealne tempo przemieszczania się, sprawiające autentyczną satysfakcję z eksplorowania mapy. Choć z drugiej strony ciężko mówić o podziwianiu widoków, skoro teren który zwiedzałem wyglądał jak brazylijskie fawele po serii zamachów bombowych z użyciem śmieciarek. Oczywiście nie zrozumcie mnie źle - to był ten urzekający estetycznie rodzaj brudu, smrodu i ubóstwa.

Naturalnie między przestawianiem kolejnych pstryczków od morderczej elektryki nie mogło zabraknąć bratania się ze wszechobecnymi tubylcami. Tych było wszędzie dosłownie multum – ślamazarni, wiecznie nienapasieni i czekający na motywacyjnego kopa między oczy. Przyznam, że szczególnie przypadł mi do gustu ich system wciągania gracza w tłum, gdy tylko za bardzo zbliżyliśmy się do wesołej gromadki. Czuć wtedy ten opór jak stopniowo wsiąkamy w ich ocean pazernych łapek, bez użerania się z jakimś skrajnie idiotycznym mechanizmem „kliknij X żeby nie zjedzono Ci powiek” (choć pojawia się to przy spotkaniach z pojedynczymi głodomorami). Jedyne zastrzeżenie jakie miałem tyczyło się samej walki, bo za cholerę nie mogłem wyczuć odpowiedniego dystansu podczas starć. Zazwyczaj pojedynki kończyły się tak, że podłaziłem za blisko i zombi oferowało mi darmowe przytulenie albo robiłem groźne gesty tuż przed jego znudzoną facjatą. Będzie to pewnie kwestia pogrania odrobinkę dłużej i wyczucia tej odległości. Nie zmienia to faktu, że gdy strażacki toporek odnajdywał swój cel to każde uderzenie było jak rozpakowywanie gwiazdkowych prezentów – towarzyszyło temu dużo krzyku i fruwających kończyn.

Oczywiście to co najlepsze zawsze powinno zostać na sam koniec, i tak też było w przypadku demonstracji Dying Light. Ostatnia wajcha na mapie została przełączona i nagle zorientowałem się, że słoneczko gdzieś się zapodziało, a bez niego okolica stała się gorszą opcją turystyczną od Liberii w czasie przewrotu. Dostałem prostą wskazówkę „Uciekaj, głupcze!”, po której momentalnie zamieniłem się w Raya Charlesa na dopalaczach. Sprintując prawie że po omacku wbiegałem w kolejne zaułki, po sypiących się dachach, przedzierając się przez budynki, widząc tylko kątem oka jak dotychczas potulne zwłoki przeistaczają się w ostatnie ogniwo ewolucji żywych trupów. Czując ich oddech na cyfrowym karku oraz zimny pot na własnym ledwo dobiegłem do punktu kontrolnego, który zakończył dla mnie jeden z intensywniejszych pokazów tegorocznych targów.

Odkładając pada jedyne co chciałem zrobić to zdzielić ekipę Techlandu za to, że przyszło nam czekać całe półtora Dead Island aż nareszcie dostarczą to, co już dawno temu powinno było w ten sposób urywać czerep przy łopatkach. No cóż, lepiej późno niż wcale.


Redaktor
Mr. MiH
Wpisów9

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze