51
20.09.2013, 12:02Lektura na 5 minut

Volgarr the Viking - recenzja cdaction.pl!

Volgarr to najlepsza gra indie od dobrych paru lat. Gra, przez którą twórcy niezależnych hitów pokroju Super Meat Boya powinni zaczerwienić się ze wstydu, a rozpieszczeni banalnymi nowościami gracze przypomnieć sobie, czemu stara szkoła game designu nadal ma rację bytu. Recenzja cdaction.pl!


Cross

Volgarr the Viking

Dostępne na: PC
Grałem na: PC
Wersja językowa: angielska

Zupełnie nie dziwi mnie fakt, że chyba najlepsza niezależna produkcja, jakiej dał początek Kickstarter, stworzona została nie przez domorosłych programistów, a weteranów branży. Założyciele Crazy Viking Studios, którzy Volgarrem debiutują na komputerach osobistych, mogą być znani właścicielom przenośnych konsolek jeszcze z Griptonite Games – studia cieszącego się w pewną popularnością dzięki licznym, licencjonowanym grom robionym nie od matrycy, jak to zwykle bywa. Na GBC ich Harry Potter przyjął formę czarującego jRPGa, Simsy na GBA zrobili na modłę prostych przygodówek, zaś ich Spyro został określony przez jeden z serwisów „ostatnią wielką grą na Gameboya Advance”. Niestety, po skończeniu prac nad kolejną częścią legendarnego Shinobi na 3DS-a zostali wykupieni przez Glu Mobile, którzy zaprzęgli ich do prac przy telefonach komórkowych. Co bardziej ambitni pracownicy firmy postanowili znaleźć dla siebie coś lepszego – w tym właśnie twórcy gry, którą przyszło mi recenzować.

Od razy postawmy sprawę jasno - Volgarr jest świetny. To gra w starym stylu, w którym fabułka o wojowniku ożywionym przez Odyna w celu zgładzenia armii złego krasnoluda Fafnira zupełnie się nie liczy i ogranicza się do notki w świetnie zrobionej instrukcji, paru sekund intra oraz zakończenia. Zamiast niej do przodu gracza popycha sam gameplay. Po paru sekundach łatwego do pominięcia tutoriala zaczyna się czysta, nieprzerwana akcja – dokładne skoki, celne cięcia mieczem, rzuty oszczepem, przetaczanie się między kolejnymi pułapkami. Brak tu tak częstych współcześnie wypełniaczy – powtarzalnych, prostych zadań, przerywników filmowych, bezużytecznych minigier. Tylko bezlitosny platforming z bezbłędnym sterowaniem!

Spójrzcie tylko na powyższy trailer. Na usta ciśnie się oklepane do bólu porównanie z Dark Souls (bo fani próbujący zareklamować swoją ulubioną grę porównali do Soulsów już wszystko, pewnie nawet ścigałki i FIFĘ). Treść jest jasna: będziesz ginął, będziesz umierał i będziesz konał, aż nauczysz się grać. Tempo jest odpowiednio dostojne, a wszystkie potrzebne zdolności dostępne od samego początku – musisz jedynie nauczyć się je wykorzystywać, by przeżyć. Co nie będzie tak łatwe, jak na przykład w Super Meat Boyu.

Tak jak jego twórcy, wielu developerów indie ubzdurało sobie, że życia i „continues” to melodia przeszłości, że śmierć musi być tak bezbolesna, jak to tylko możliwe, a im więcej punktów kontrolnych, tym lepiej. Wynikiem tej filozofii okazały się gry z prostymi, krótkimi poziomami, których można łatwo nauczyć się na pamięć zamiast ćwiczyć refleks. Brak w nich napięcia związanego z niebezpieczeństwem, brak parcia do perfekcji – śmierć cofa nas zaledwie o paręnaście sekund, więc po co się nadmiernie starać? Volgarr the Viking odrzuca tę szkołę game designu. By dojść do każdego checkpointa, potrzeba co najmniej kilku minut. Innymi słowy – czeka nas częste powtarzanie trudnych poziomów, tym częstsze, im gorzej u nas z bystrością i zręcznością. Gracze, którzy nie cenią wyzwań ani nie wierzą we własne umiejętności nie powinni podchodzić do Volgarra, bo czeka ich tylko frustracja.

Możliwe, że tacy ludzie będą narzekali na straszliwe przesadzony poziom trudności, ale tak naprawdę ten wcale nie jest szczególnie wygórowany. Twórcy postawili na intensywne projekty poziomów, na których co krok czyha niebezpieczeństwo, ale oddali mężnym wikingom do dyspozycji szczodrze rozstawione skrzynie z ekwipunkiem, który broni ich przed śmiertelnym ciosem i zwiększa moc ataków (podobnie jak w capcomowym Ghouls ‘n Ghosts). Ponadto co zdolniejsi mogą zaświadczyć, że z każdej sytuacji można wybrnąć i bez jego pomocy. Wystarczy zrozumieć dokładnie, jakie zdolności ma Volgarr. Zauważyć, że dotkliwie raniące wrogów oszczepy można również wbijać w ściany, robiąc z nich drabiny lub osłony przed atakami na odległość. Zrozumieć, że w każdej chwili dość „sztywny” skok wojownika można anulować, skacząc po raz drugi nad miejscem, w którym mamy zamiar wylądować. Zdać sobie sprawę, że jego atak z wysokości jest w stanie przebić co cieńsze powierzchnie i znacznie uprościć  walkę z wieloma groźnymi przeciwnikami. Do tego wszystkiego dojść można bez problemu samemu poprzez eksperymenty, a każde odkrycie tego typu daje masę satysfakcji i przybliża do celu.

Ta satysfakcja wystarczyła mi, żeby spędzić z grą dobre kilkanaście godzin. A gdy skończyłem ją przy użyciu punktów kontrolnych, zacząłem ją od nowa, tym razem starając się nie tracić w walce części ekwipunku. Zamiast ognistego miecza czy boskiego hełmu zacząłem znajdywać wtedy runy, które dały mi dostęp do ukrytych poziomów Walkirii – równie ciekawych, jeszcze trudniejszych (choćby przez ograniczone życia – cudowny ukłon w stronę fanów automatów!) i prowadzących do najlepszego zakończenia. I choć poprzeczka podniosła się bardzo wysoko, dalej świetnie się bawiłem. Tak dobrze zaprojektowana jest to gra – wszystko jest jasne i czytelne, a sterowanie bezbłędne, więc kiedykolwiek ginę, zawsze mogę jasno stwierdzić, co zrobiłem źle i poprawić się. W takich warunkach niekończące się próby sprostania kolejnym wyzwaniom to wciąż czysta przyjemność.

W powyższych akapitach wychwalałem Volgarra pod niebiosa, ale nie znaczy to, że jest pozbawiony wad. Oprawa nie jest wyjątkowa i czuć w niej stosunkowo niski budżet, wielu większych gabarytowo wrogów po zrozumieniu ich ataków staje się dość nudnymi przeciwnikami, niektóre fragmenty poziomów można było zrobić nieco lepiej. Ale gdy porównać grę z wielbionymi klasykami sceny indie, to wszystko czepialstwo. Zaręczam, że Volgarr the Viking bije je wszystkie na głowę. Jedna z najlepszych gier tego roku.

 

Ocena: 5+/6

+ trudna, ale sprawiedliwa
+ przystępna, ale złożona
+ doskonałe projekty poziomów i sterowanie,
+ bawi jak mało co i prawie w ogóle nie zwalnia tempa.

- oprawa pokazuje niedobory budżetowe,
- drobne zgrzyty tu i ówdzie (np. zbyt prości bossowie).


Redaktor
Cross
Wpisów2216

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze