12
8.12.2013, 11:00Lektura na 6 minut

[Weekend] Zimna wojna w grach, czyli mroźne stosunki na linii Waszyngton?Moskwa

Ze wszystkich wojen w historii, końcem świata nieomal skończyła się ta, która nigdy nie przeszła w otwarty konflikt. Wyścig zbrojeń i rywalizacja o wpływy pomiędzy USA i Związkiem Radzieckim stały się motywem przewodnim wielu książek, filmów i, najważniejszych dla nas, gier. Siedząc bezpiecznie przed monitorem przyjrzyjmy się, co mogłoby się stać, gdyby którejś ze stron jednak puściły nerwy.


Szoki

Mimo wielu problemów i plag współczesnego świata (terroryzm, globalne ocieplenie, bezrobocie wśród młodych, fatalna gra polskiej reprezentacji futbolowej) możemy jedynie głęboko odetchnąć, że XX wiek jest już daleko za nami. Wraz z nim odszedł w niebyt Układ Warszawski, państwa bloku wschodniego uległy demokratyzacji (poza paroma wyjątkami typu Korea Północna i Chiny, rzecz jasna) a ryzyko napotkania w drodze do pracy atomowego grzyba nieporównywalnie zmalało. I choć problem broni nuklearnej jest nadal aktualny, a moc aktywnych pocisków i bomb wciąż wystarczy, aby kilkukrotnie wymazać ludzkość z powierzchni ziemi (a Ziemię z mapy wszechświata), ryzyko globalnego konfliktu, przy którym II wojna światowa jawi się niczym dziecięca zabawa, dawno przestało spędzać nam sen z powiek.

Żal tylko szpiegów, moda na przygody których uległa mocnemu osłabieniu po rozpadzie Związku Radzieckiego. I choć James Bond jeszcze jakoś się trzyma w krainie filmów, nieliczne gry z jego udziałem raczej nie imponują jakością. Wyjątkiem od reguły jest jedynie będący adaptacją filmu pod tym samym tytułem FPS GoldenEye 007 na Nintendo 64, który w pełni zasługuje na tytuł jednej z najlepszych gier na te konsolę. I choć jedynie pierwszy fragment tej gry toczy się w czasach zimnej wojny, to odmówić miejsca w artykule superszpiegowi byłoby faux pas porównywalnym do pica zmieszanego martini.

Specyficzny bondowski klimat na ekranach monitorów rewelacyjnie oddała (a przy okazji ze smakiem sparodiowała) osadzona w latach 60-tych dylogia No One Lives Forever. Jej główną bohaterką była jedna z najurokliwszych (choć także, niestety, nieco zapomnianych) postaci kobiecych w historii gier - Cate Archer. Jest ona jedyną nadzieją na powstrzymanie złowrogiej i tajemniczej organizacji H.A.R.M., która swymi działaniami pragnie zaostrzyć i tak sakramencko napiętą sytuację pomiędzy USA i Sowietami, tym samym wywołując trzecią wojnę światową. Żeński odpowiednik agenta 007 sprawnie posługiwał się nie tylko bronią palną i materiałami wybuchowymi, lecz także rozmaitymi gadżetami jak wykrywające promienie lasera okulary, usypiające perfumy, granaty udające szminki czy... Mechaniczny pudel. Humor szedł w parze z akcją, czyniąc z NOLF-a serią wartą uwagi każdego gracza.

Zimna wojna była nie tylko polem bitwy szpiegów, ale również dyplomatów, starających się  wszelkimi środkami (prośbą, kasą lub groźbą) przekonać jak największą liczbę krajów trzeciego świata do słuszności własnych racji, pozyskując tym samym kolejnego sojusznika, jednocześnie osłabiając wpływy ideologicznego wroga w regionie. Mając za plecami kumpli z ZSRR bądź USA, niejeden lokalny watażka mógł czuć się całkowicie bezkarny, do woli fałszując wybory i zamykając w więzieniach swych oponentów. Odpalając dowolną część Tropico, rewelacyjnego cyklu gier ekonomicznych, możemy wcielić się właśnie w takiego dumnego el presidente, dyktatora z prawdziwego zdarzenia i niepodzielnego władcę fikcyjnej bananowej republiki na wysepce pośrodku oceanu. Balansując między oboma supermocarstwami gracz stara się nie podpaść żadnemu z nich – głupio byłoby skończyć jak Manuel Noriega – jednocześnie budując własną siłę gospodarczą i polityczną. Pełna wersja "trójki" była dołączona do CDA 7/2012, wielu z was doskonale zna więc tę świetną grę z autopsji.

Co jednak się działo, gdy lokalny sojusznik poczuł się zbyt pewny siebie i nie chciał współpracować? Wtedy mocarstwo czyniło wszystko, aby takiego delikwenta usunąć i zastąpić bardziej skorym do współpracy osobnikiem. Ponieważ morderstwa i organizacja przewrotów politycznych nie należą do czynności legalnych i pochwalanych przez społeczeństwo, Amerykanie posługiwali się w tym celu jednostkami do zadań specjalnych, które oficjalnie nie istniały. Jeśli wszystko poszło dobrze, żołnierzy czekała ustna pochwała i kolejne zlecenie. Jeśli misję szlag trafił a ktoś dał się złapać żywcem, rząd wszystkiego się wypierał bądź zrzucał winę na samowolne działanie zbuntowanych jednostek. Właśnie w członków takiej ekipy straceńców mogliśmy się wcielić w obu odsłonach Call of Duty: Black Ops, próbując dokonać zamachu na życie Fidela Castro (swoją drogą, takich prób było ponoć ponad 630) sabotując sowiecki program kosmiczny i tłukąc się z siłami Vietkongu.

Choć w przeważającej liczbie gier, których akcja toczy się w okresie zimnej wojny wcielamy się albo w Amerykanów, albo w ich sojuszników, nie zawsze naszym wrogiem jest Kraj Rad. Ba, czasem wręcz musimy go ratować. Niekontrolowany polityczny rozpad ZSRR byłby w końcu zjawiskiem niezwykle groźnym dla światowego pokoju, nie dziw więc, że trzeba mu zapobiec. Przykładowo, w Operation Flashpoint: Cold War Crisis naszym zadaniem było utłuc zbuntowanego sowieckiego generała, któremu nie w smak dążące do pokoju i rozbrojenia reformy Michaiła Gorbaczowa. W Metal Gear Solid 3: Snake Eater mamy do czynienia z podobną sytuacją, acz mająca miejsce kilkadziesiąt lat wcześniej i wymierzonej przeciw Nikicie Chruszczowowi. Na czele spiskowców znajdziemy zaś zarówno żołnierzy radzieckich, jak i amerykańskich.

Wszystkie powyższe tytuły mają jedną cechę wspólną: próbują (mniej lub bardziej) trzymać się faktów i nie próbują zanadto modyfikować historii. Teraz jednak opuścimy (względnie) znajome wydarzenia i zapuścimy się na wody znane jako: co by było, gdyby..?

Co by było gdyby III Rzesza nigdy nie powstała, a ZSRR wykorzystał cały swój potencjał przemysłowy celem podboju europy? Pierwszy Red Alert uwalnia moc Armii Czerwonej, która zalewa stary kontynent niczym powódź. W drugiej części upokorzeni porażką Sowieci grają przyjaciół i nawróconych na dobrą ścieżkę sojuszników zachodnich Aliantów dopóki, dopóty nie odbudują sił, aby zaatakować ponownie – co tez czynią. Trzecia... im mniej o niej, tym lepiej.

Co by było, gdyby "niepokoje" w krajach Układu Warszawskiego (takie jak powstanie w Polsce Solidarności i strajki) zmusiły Związek Radziecki do wkroczenia? Jak zareagowałby Zachód?

Od lokalnych zamieszek na granicy RFN i NRD, przez pierwsze potyczki, otwarte bunty i po wybuch pełnoprawnej trzeciej wojny światowej prowadzi nas świetna strategia Wargame: European Escalation (pełna wersja w CDA 13/2012), jak żadna inna potrafiąca ukazać, w jaki sposób iskra może wywołać eksplozję. Taką, która pozostawiłaby świat w ruinach, jednocześnie uzmysławiając nam, jak wiele mieliśmy w przeszłości szczęścia. W podobny sposób rozgrywa się World in Conflict, w którym ZSRR zamiast grzecznie upaść, postanawia przeprowadzić ostatni desperacki zryw celem szerzenia światowego socjalizmu.

Zbrojny konflikt na pełną skalę to jednak nic, gdy spadną atomówki. Szyfr do odpalenia amerykańskich rakiet atomowych wyglądał ponoć tak: 00000000. Jeśli ktoś chce się przekonać, co by było, gdyby go wprowadzono, może odpalić DEFCON. Ten prosty graficznie tytuł pozwala w pełni uzmysłowić sobie skalę zniszczeń, które wywołałaby otwarta wojna nuklearna. Tu nie ma odwołania, zegar tyka, a wróg się zbroi. Nie powstrzymasz zagłady, zabierz więc ze sobą tylu, ilu zdołasz. I choć lecące rakiety przypominają kolorowe nitki a wybuchy to tylko białe plamy, efekt końcowy jest zawsze tak samo przygnębiający. Co to bowiem za wygrana, gdy wszyscy nie żyją? Gdy pomyśleć że właśnie takie zakończenie groziło nam przez bite pół wieku, a zagrożenie to nigdy tak naprawdę w pełni nie zniknęło... Cóż, może jednak warto zainwestować we własny schron?


Redaktor
Szoki
Wpisów14

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze