2
30.12.2013, 19:00Lektura na 4 minuty

Gry ciekawe: Hundred Swords

Wśród tytułów, po których nie spodziewałem się niczego poza tym, że będą ciekawe, odnalazłem sporo ze swoich ulubionych gier. Co najwyżej ciekawy miał być Nier. Ciekawostką miało być Tactics Ogre (to wydane jeszcze jako słaba konwersja na pierwsze PlayStation). Ciekawym crapem miał być Deadly Premonition i ciekawostką miało być Sto Mieczy.


Pita

Decyzje wydawnicze SEGI na zawsze będą dla mnie tajemnicą. Czy grają w kości? Czy chodzą do wróżek za poradami odnośnie wydań? Dlaczego nie wznawiają gier, o które prosi legion graczy? Hundred Swords przeszło ciekawą drogę – od RTS-a wydanego na automaty do konwersji na Dreamcasta oraz edycji na peceta, która jako jedyna wyszła na zachodzie.

Edycji, która względem japońskiego oryginału została odrobinę wykastrowana, a na dodatek poza wydaniem płytowym nie pojawiła się w żadnej innej formie sprzedaży. Steam, GOG, PSN, cokolwiek – nie ma. A szkoda. Bo chociaż Hundred Swords ma pewne elementarne wady to jest całkowicie warta 10 zł i kilkunastu godzin, które na nią poświęciłem.

Dreamcast na pececie
Hundred Swords jest RTS-em szybkim. Wywodząc się z coin-opów stawia na dynamiczne starcia, w których po jednej stronie bierze udział maksymalnie tytułowe 100 jednostek. Gra nie odbiega raczej od standardów gatunku – ot, mamy oddziały działające na zasadzie papier/nożyce/kamień, bohaterów z własnymi umiejętnościami i mapy ze sporą ilością różnorodnie ukształtowanego terenu. Gra wygląda i gra się jak uproszczona wersja WarCrafta 3. Jest i kampania, i pojedyncze misje, i multiplayer.

W produkcji SEGI nie ma jednostek robotniczych – nieliczne budowle mogą wznosić sami żołnierze, gra stawia w dużej mierze na ofensywę, a kampania generalnie urozmaica nasze wojaże przeróżnymi wytycznymi. Problemem jest głupota jednostek i blokowanie się modeli o siebie, brak możliwości zaznaczania większych oddziałów, czy wreszcie niewielka rola prawdziwej taktyki, ale Hundred Swords dzięki swojej dynamice wykupuje się z tych wad.

Potyczki są szybkie, ciągle coś się dzieje, projekty jednostek cieszą, a zarówno walka w dodatkowych trybach, jak i w kampanii nie powoduje znużenia. Raz goni nas czas, innym razem dostajemy uproszczonego RPG-a akcji. Gra idealnie nadaje się na „jedną misję dziennie”, ale to wcale nie tym kupiła sobie moje serce.

jRPG na RTS-ie
Bardzo ciepło wspominam gry z pierwszego PlayStation. W dużej mierze RPG-i, takie jak Chrono Cross, Final Fantasy, Grandia. Jeszcze cieplej prace Yasumiego Matsuno – z Final Fantasy Tactics i Vagrant Story na czele. Hundred Swords przypomina mi właśnie te produkcje.

Tytuł SEGI w udany sposób przeniósł fabułę godną niezłego jRPG-a na gatunek RTS-a, na dodatek RTS-a, w którego dobrze gra się na padzie. Fabuła to w dużej mierze lżejsza, bardziej czarno-biała wersja gier Matsuno, co wciąż daje nam sporo intryg, polityki i silnych osobowości zamieszanych w wojnę, która trzęsie całym kontynentem.

Z jednej strony stoją idealiści, z innej twardzi realiści i pomimo kilku słabszych motywów cztery strony konfliktu pełne są intrygujących postaci. Co ciekawe – i smutne – to fakt, że z wersji anglojęzycznej wyleciały wybory oraz tryb przedstawiający korespondencję różnych postaci ze świata gry. Niemniej fabuła, chociaż tak naprawdę prosta, wciąż trzyma w napięciu i interesuje.

Hundred Swords to również świetne projekty graficzne postaci i przepiękna muzyka. Pod względem części artystycznej spokojnie mogłyby konkurować z innymi dziełami SEGI – jak Skies of Arcadia lub Valkyria Chronicles. Zresztą Smilebit, odpowiedzialne za ten tytuł studio wewnętrzne niebieskich, to producent wielu nietypowych produkcji, z Panzer Dragoon Orta na czele.

Ciekawość to pierwszy stopień do poszerzenia horyzontów
Krytyka gry ze strony pecetowych graczy była spora i momentami zasłużona. Jako RTS nie jest niczym wybitnym. Do tego doszedł hate na mangę i grafikę, która byłą Dreamcastowa, w momencie gdy pecety miały się znacznie, znacznie lepiej. Niestety nie zwrócono uwagi na te lepsze aspekty gry i dostało jej się trochę za to, że z konsol. A jak z konsol to wiadomo, że głupia i trzeba pokazać kto rządzi w poważnym biznesie gier! 

Rzeczywistość jest odrobinę inna. To nie hit. To nie crap. To dobra ciekawostka.

Mamy tutaj do czynienia z tytułem nietypowym, bo konsolowym, a nawet automatowym RTS-em. A RTS-y na konsolach to zawsze gry dziwaczne – jak Kessen, Bladestorm, lub GrimGrimoire. I może nie sięgają skomplikowaniem StarCrafta, ale starają się zrobić gatunek po swojemu, z ograniczeniami sterowania i nastawieniem się w dużej mierze na fabułę.

Hundred Swords w cenach, w których śmiga, po prostu polecam.


Redaktor
Pita
Wpisów20

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze