8
28.02.2015, 20:00Lektura na 3 minuty

[Po mojemu] Tales from the Borderlands ? moja historia

Przed premierą The Vanishing of Ethan Carter tu i ówdzie przewijało się pojęcie “historii dziejącej się w głowie gracza”. Mimo sympatii dla environmental storytellingu nie wiedziałem do końca, co to pojęcie oznacza wprost – i dalej nie wszystko jest jasne, bo w grę Astronautów jeszcze nie grałem. Ale po Tales from the Borderlands mam jako takie pojęcie.


Adam „Adzior” Saczko

Od lat prowadzę krucjatę na rzecz Borderlands i choć nie dostaję profitów ze sprzedaży, jej wyniki mnie cieszą. Chociażby dlatego, że przez lejącą się z ekranu frajdę trzeba podstawiać kuwetę pod monitor. Albo dlatego, że przez brak trybu rywalizacji w multiplayerze trudno się wściekać na cokolwiek. Ale dziś o czymś jeszcze innym, bo bohaterką jest Tales from the Borderlands – produkcja dokonująca rzeczy praktycznie niemożliwej, czyli udanego bazowania na fabule shootera.

Można się przekomarzać i słusznie wyciągać kolejne przykłady FPS-ów z solidną historią, ale nie oszukujmy się – nie strzelamy dla dialogów czy moralnych rozterek. Fabuły shooterowe mają być na tyle płaskie, byśmy mogli je zdeptać w wyskoku, prując do wrogów z kałacha. Borderlands działa podobnie, ale próbuje się odwdzięczyć. Wali w oczy easter eggami, nawiązaniami i szwadronami barwnych postaci tak mocno, że nie ma siły – któryś pocisk w końcu trafia criticala.

I chyba dlatego zapowiedź Tales from the Borderlands nie dziwiła tak, jak news o przygodówce w świecie Minecrafta. Seria Gearbox dostarczyła po prostu mocnego materiału, z którego Telltale wyczarowało świetny start nowej serii. Przy okazji sprawdziła się niezawodna metoda – chcąc zadowolić każdego, sięgnij po znaną markę i ubierz ją tak, żeby nowi chcieli ją lepiej poznać, a wyjadacze pływali w nawiązaniach zrozumiałych tylko dla nich. I na tym opiera się moja historia w Tales.

Spoilerów brak, spokojnie

Scena w barze. Miejscowy wykidajło po bójce z niewygodnym klientem przyznaje, że (niech diabli wezmą wolne tłumaczenie) skubaniec miał tarczę Maliwana, co było porażające. Gdybym nie znał kontekstu, scenę widziałbym tak – większy chce stłuc mniejszego, tamten ma osłonę, co zaskakuje naszego pakera, bo intelektem nie grzeszy, a i brudnego konusa nie podejrzewa o stawianie oporu. Ale ja grałem w Borderlands! I wiem, że osłony Maliwana rażą prądem, więc widzę całe zamieszanie inaczej. Jedno zgrabne zdanie spójnie skleiło się ze stylem narracji Tales, w którym sceny regularnie są projekcjami wyobraźni bohaterów. Oczywiście, splatając się tak, że czasem nie ogarniamy, co jest prawdziwe.

W większości przypadków jednak nie ma z tym problemu

Gdzie indziej natykam się na wypchane ciała postaci, którym zdążyłem kiedyś odstrzelić głowy – eksponaty wywołują kolejne wspomnienia. Gdzieś pojawiają się przedmioty – odruchowo szukam fioletowego i pluję sobie w brodę, że na kupno najlepszego brakuje mi dychy. Zrzucają mi robota? No, przecież, że ma mieć rakiety! Tylko lamusy strzelają karabinem z pojazdu, kiedy mogą mieć nieograniczoną amunicję w wyrzutni.

Lecę już po łebkach, bo nie chcę wam psuć zabawy, tylko zwrócić uwagę na coś, co cały czas mną kieruje w grze…

Ja ten świat znam doskonale.

Wiem gdzie się podziać, wiem jak co działa i wszystko robię odruchowo. Setki godzin robią swoje. Nieco przewidywalne już chwyty Telltale (jednakowa forma designu kolejnych serii jest coraz bardziej dziurawa) rzucają się w oczy, ale można je przymknąć. W przeciwieństwie do The Walking Dead mam gdzieś, że to nie ja pociągam za sznurki. Wreszcie się czuję bohaterem w świecie skrojonym dla mnie na miarę. Tales from the Borderlands to moja historia.


Redaktor
Adam „Adzior” Saczko

Od lat gram, piszę, gadam i robię gry. W efekcie gadam o grach popisowo zrobionych. Zagraj w Unavowed.

Profil
Wpisów2882

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze