16
12.06.2015, 12:00Lektura na 5 minut

Kholat ? recenzja cdaction.pl

1959. Grupa studentów ginie w niewyjaśnionych okolicznościach w pokrytej śniegiem przełęczy. Ich namiot rozdarto od środka, ich koszmarnych ran nikt nie potrafi wytłumaczyć, ich skóra ma pomarańczowy odcień, ich ubiór wykazuje radioaktywność. Śmierć grupy Diatłowa to równie prawidziwa, co fascynująca historia – czy polskie studio IMGN.PRO podołało jej przełożeniu na język gier?


Cross

Jeśli gry pokroju Dear Esther czy Gone Home nazywa się symulatorami spacerowicza, to Kholat – grę znacznie ciekawszą – powinno określać się jako symulator strudzonego wędrowca. Przełęcz Diatłowa w wykonaniu IMGN.PRO zachwyca surowym pięknem i niedostępnością: wygląda obłędnie, brzmi obłędnie, i co najważniejsze, nie prowadzi cię za rękę (a jeśli już czasem to robi, to stara się być w tym subtelna). Zdradliwe górskie ścieżki są kręte i pełne ślepych zaułków, a ledwo czytelna mapa i kompas to niezbyt pomocni towarzysze. Żeby gdziekolwiek zajść, trzeba być nieustannie uważnym i mieć sprawną wyobraźnię przestrzenną. Góry Ural w wykonaniu Polaków to nie prosta ścieżka, z której przechodzimy od punktu A do punktu B – to naturalny labirynt, którego korytarze biegną we wszystkie strony, czy to prosto, czy powykrzywianą spiralą w górę. W porównaniu inne walking simy wypadają jak zabawki dla dzieci.

Niemniej znajdowanie kolejnych dróg nie bawiłoby tak bardzo, gdyby oprawa nie była tak doskonała. Gdyby nie to, że co chwilę gubiłem się w klimacie ciemnych gór szarpanych zamiecią śnieżną, klikałbym F12 co kilkadziesiąt sekund. Drewniany most otoczony przez pochodnie i totemy, zrujnowany kościół ogrodzony od świata skałami, jaskinie pełne zwisających złowrogo sopleńców… Niesamowite jest, że z trzech budulców - drewna, kamienia i śniegu – Kholat bez ułańskich fantazji potrafi zbudować świat, który naprawdę zapada w pamięć. Świat, który zachwyca swoim pięknem, choć kryje w sobie coś przerażającego.

kholat 1_17798.jpg

A że kryje, nie ulega wątpliwości od samego początku. W końcu podstawą opowieści jest tu prawdziwa historia wspomnianej we wstępie wyprawy w góry Ural pod wodzą Igora Diatłowa. Dla nie kojarzących tej sprawy – nocleg na zboczu góry zwanej przez miejscowych „górą umarłych” kończy się zerwaniem wszelkiego kontaktu ze studencką ekspedycją, grupa ratunkowa znajduje półnagie zwłoki uczestników w koszmarnym stanie (rozrzucone po okolicy, okaleczone i zabarwione na pomarańczowo), organy śledcze określają przyczynę śmierci jako „działanie nieznanej siły”. Jest to materiał na fantastyczną historię, ale jak radzi sobie z jej interpretacją Kholat?

Niestety, nie najlepiej.

kholat 2_17798.jpg

Z początku jest naprawdę obiecująco. Znajdujemy kolejne namioty podobne do tego, w którym spotkali swój koniec przyjaciele Diatłowa. Pojawiają się kolejne, oparte głównie na obrazie i dźwięku wskazówki na temat natury przełęczy – totemy, dziwne ołtarze, sunąca tu i ówdzie pomarańczowa mgła. Jaśniejące tajemniczym blaskiem sylwetki, z których część okazuje się mieć wrogie zamiary. Rozsiane tu i ówdzie zapiski na temat śledztwa wokół wydarzeń z 1959 roku, obiecujące niejednoznaczną i ciekawą opowieść. Wypowiadający co chwilę enigmatyczne kwestie głos narratora (znakomity Sean Bean). A potem niestety okazuje się, że to wszystko tylko creepypasta na marnym poziomie, ot, któreś z mniej pamiętnych opowiadań ze strony SCP Foundation czy Wikii z miejskimi legendami.

Cały mój problem sprowadza się do tego, że scenariusz zupełnie nie potrafi uchwycić sedna tego, co fascynuje w tajemnicy śmierci studentów. Białych plam, których nie jesteśmy w stanie uzupełnić, logiki bezsilnej w starciu z niezrozumiałym zestawem materiałów dowodowych. Kryje się tu materiał na coś więcej, niż zwykły horror, jest tu nawet inspiracja do sztuki przez duże S, choć oczywiście takiej się nie spodziewałem. Ale moment, w którym umarła we mnie jakakolwiek ciekawość tego, o co właściwie chodzi w Kholacie, mogę jasno sprecyzować. To chwila, w której w jednym z listów czytam coś w stylu „I TAK WŁAŚNIE W INSTYTUCIE BADAŃ PARANORMALNYCH POWSTAŁA… SEKCJA 22”.

Do jasnej cholery, czy ten ograny motyw nie był kaleczony przez twórców creepypast dziesiątki razy?

kholat 3_17798.jpg

Iluzja bycia detektywem dążącym do rozwiązania tajemnicy przełęczy Diatłowa stopniowo znika, by wreszcie pęknąć jak bańka mydlana. Monstra, które z początku wydawały się groźne, niczym nie zaskakują – to rachityczne figurki, którym musiałem celowo wpaść prosto w objęcia, by raczyły wykonać dosyć nieśmiało śmiertelny cios. Skryptowane zagrożenia okazują się banalne do ominięcia. Sean zaczyna mruczeć coś o eonach bycia zawieszonym w próżni, i choć lata doświadczenia aktorskiego czynią te kwestie niemal wiarygodnymi, im dłużej o nich myślę, tym gorzej się czuję. A to i tak nic z coraz bardziej popadającymi w banał kartkami w stylu „BYŁEM ZAMKNIĘTY TU TAK DŁUGO, ŻE ZAPOMNIAŁEM WŁASNEGO IMIENIA”. Zakończenie, które wyjaśnia wszystko, co nie powinno zostać wyjaśnione, i ignoruje każdy temat, który poruszony być powinien, to tylko ostatni gwóźdź do trumny.

Więc wyrzucam to wszystko z głowy, kartki zaczynam traktować czysto funkcjonalnie jako quick save’y, i wracam do przyjemnego błądzenia w bieli, do wsłuchiwania się w znakomite pejzaże dźwiękowe Arkadiusza Reikowskiego, do robienia większej ilości zdjęć, niż stereotypowy turysta z Azji. I żal mi, że gra, która tak pięknie rozwija skrzydła i usiłuje wyjść poza diabelnie irytujące ograniczenia gatunku „symulatorów spaceru”, prędko znowu sama się okalecza tak banalną i nudną historią. A gdy słyszę dźwięk rozdzieranej tkaniny namiotu, z westchnieniem wspominam kilkanaście lepszych wersji tej historii, które sam ułożyłem sobie w głowie wyłącznie na podstawie wizji artystów koncepcyjnych. Na szczęście milczące obrazy stworzone przez IMGN.PRO mają tę przewagę nad scenariuszem, że podobnie jak historia Igora Diatłowa i jego nieszczęsnych przyjaciół, pozostawiają wiele szalenie intrygujących niedopowiedzeń.

kholat 4_17798.jpg

Ocena: 3+/6

Plusy:

+ wizja przełęczy Diatłowa rozkochuje w sobie…
+ …jej eksploracja jest interesująca i pełna klimatu
+ dźwięk, od narracji Seana Beana po wokal Mary Elizabeth McGlynn (Silent Hill)

Minusy:

- “Rany, z tych kartek wychodzą jakieś koszmarne bzdury"
- "Chryste, Sean, czy ty słyszysz, jak marne są te kwestie?"
- "Tu jestem! Tu jestem, paskudniku! Rany, jak taki ospały frajer jak ty dopadł dziewięcioro studentów?"


Redaktor
Cross
Wpisów2216

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze