3
24.11.2019, 02:50Lektura na 8 minut

[Retrohistorie Smugglera] Pong! Pong! Pong!

Dokładnie 27.11.1972 oficjalnie zadebiutował Pong, jedna z najważniejszych i najbardziej znanych gier wideo w historii. Nie mogłem więc nie wrzucić tutaj tekstu mu poświęconego…


Smuggler

28 czerwca 1972 niejaki Nolan Bushnell wraz z Tedem Dabneyem założyli firmę Atari Inc, zajmującą się tworzeniem gier wideo (a dokładniej – automatów coin-up z grami wideo). Jako jeden z pierwszych, z pensją 250 $ tygodniowo plus samochód służbowy angaż dostał Allan „Al” Alcorn, 24-letni zdolny inżynier. Tyle, że nie miał wówczas żadnego pojęcia o grach wideo. Jak sam wspomina, pierwszą ujrzał dopiero w siedzibie Atari. Aby go wdrożyć w ten biznes, a przy okazji przetestować umiejętności i kreatywność nowego nabytku, Bushnell zlecił Alowi jako wprawkę opracowanie prostej gry, bazującej na tenisie stołowym. Ot – dwie paletki, piłka, licznik punktów i już, więcej do szczęścia nie trzeba.

Inspiracją Bushnella była niewątpliwie gra Table Tennis (patrz: ramka) na konsolę Magnavox Odyssey. Alcorn kiwnął głową i wziął się do roboty, traktując to zlecenie dużo bardziej serio niż jego szef, negocjujący w tym czasie umowę z firmą Bally, znanym producentem elektromechanicznych gier arcade – głównie pinballi – na stworzenie gry na automaty symulującej wyścigi samochodowe (ta zresztą nigdy nie ujrzała światła dziennego).


Piękno tkwi w prostocie

Alcorn test na kreatywność zdał celująco, bo w trzy miesiące później Alcorn pokazał w pełni funkcjonalny prototyp zamówionej u niego gry, wykorzystujący m.in. 15-calowy czarno-biały telewizor marki Hitachi (warty 75 $).  Wprawdzie zrobił dokładnie to, co mu zlecono: paletki, piłkę, licznik punktów i nic ponadto, ale nie ograniczył się tylko do mechanicznego odfajkowywania założeń projektu. Al bowiem szybko  odkrył, iż jednostajna prędkość ruchu piłki w grze działa na gracza nużąco i usypiająco, stąd sprawił, że po jakimś czasie nabierała ona większej prędkości. Tzn. przyśpieszała automatycznie po kilku kolejnych odbiciach. (W momencie zdobycia punktu przez któregoś z graczy prędkość piłki powracała do standardowej wartości). Po tego zróżnicował kąt odbicia piłki w zależności od tego, czy została uderzona centralnie albo krawędzią paletki. W efekcie rozgrywka w porównaniu z Table Tennisem była dynamiczniejsza, urozmaicona i dużo bardziej nieprzewidywalna. Krótko mówiąc – dawała znacznie więcej emocji.


Pong... pong... PONG!

Bushnell i Dabney, już będąc pod wrażeniem tego, co ujrzeli, poprosili konstruktora o dołożenie zsynchronizowanego z akcją dźwięku. Zamarzył się im „tłum kibiców reagujący wrzawą na dobre i złe akcje graczy”. Alcornowi na początku troszkę opadły ręce, gdy to usłyszał. Ale twórczo wykorzystując te elementy, które już były zamontowane w prototypie (a konkretnie „generator synchronizujący” telewizora, gdyby to czytał jakiś fan retroelektroniki), sprokurował za jego pomocą rozmaite satysfakcjonujące szefów odgłosy. Z których ten najbardziej charakterystyczny, emitowany przy zderzeniu piłki z paletkami, stał się nazwą gry.

Po kilku drobnych poprawkach prototyp Ponga był gotów do podboju świata. Na początek Bushnell próbował zainteresować nim firmę Bally. „Well... nawet niezła ta gra, ale trzeba aż dwojga ludzi, by sobie mogli pograć. A co będzie, jak przyjdzie tylko jedna osoba?” – szukało dziury w całym Bally. -  „Może jak byście zrobili wersję dla jednego gracza, to ewentualnie bylibyśmy nią zainteresowani...” – grymasiło. Czyli takie uprzejmiej wyrażone „nie zawracajcie nam... głowy, panowie, nie chcemy tego”. Ten, kto to powiedział, pewnie potem przez lata pluł sobie w brodę, gdyż była to jedna z głupszych decyzji biznesowych w tej branży w całej jej historii. (Nawiasem mówiąc Bally wydało potem swego klona Ponga na automaty, nazywał się Bally Playtime ale zamiast pokręteł miał joysticki)


Wiecie, że zrobiony „na ślinę i skrętkę” prototyp gry działał aż do 2009 roku?


Piwko, gierka... i do domu

Niedaleko pierwszej siedziby Atari znajdowała się knajpka o  nazwie „Andy Capp’s Tavern”. Zdecydowanie nie był to ekskluzywny lokal, choć też nie jakaś speluna. Ot, takie miejsce, gdzie można w czasie pracy wyskoczyć na lunch, a po pracy wpaść na piwko i pikantne kurze skrzydełka po teksańsku, a potem pograć sobie na automatach. A że szefowie Atari mieli dobre układy z jej managerem, to kolektywnie uznano, że to będzie świetne miejsce na przetestowanie komercyjnego potencjału Ponga. Atari ustawiło tam – na beczce po winie, pełniącej funkcję podstawki – swe dość szkaradne pudło. A potem ekipa siadła w kącie, popijając Budweisera, chrupiąc orzeszki i patrząc, co się będzie dalej działo. Parę piw później całe towarzystwo wróciło do domów w nie najlepszych nastrojach, bo zainteresowanie graczy było raczej mizerne. Podobno skusiła się tylko jedna osoba, do tego przez dłuższą chwilę nie za bardzo potrafiąca załapać, o co w tej grze chodzi.  A przecież zasady gry były skrajnie proste, a instrukcja obsługi w spartański wręcz sposób lakoniczna: „aby nie przegrać, nie trać piłki”.

Miejska legenda głosi, że wkurzony manager tego lokalu już dwa dni później zadzwonił, że ich maszyna się popsuła i żeby sobie zabrali ten @#$%^ złom. Prawda jest troszkę inna i nieco mniej barwna, bo choć faktycznie zadzwonił, to dopiero dwa tygodnie później. I nie z pretensjami, tylko rzeczowo informując, że ich automat nawalił i fajnie by było, jakby go szybko naprawili, bo klienci marudzą.


Extract coins!

Gdy Alcorn, odgrywający rolę mobilnego serwisu, rankiem udał się do owego lokalu, zobaczył, jak pod jego drzwiami stoi kilka osób, które natychmiast po otwarciu podeszły do Ponga. Któryś z przybyszy wrzucił do automatu 25 centów... i brzydko zaklął, bo automat zwrócił mu monetę. Al poprosił zgromadzonych o chwilkę cierpliwości i rozpoczął oględziny maszynki. Szybko zdiagnozował usterkę – zrobiony z kartonu na mleko (uroki prototypu...) pojemnik na bilon był  całkowicie zapełniony ćwierćdolarówkami. W głowie Alcorna rozległy się chóry anielskie. Brzęcząc ponad 400 25-centówkami upchanymi w kieszeniach spodni i marynarki, powrócił do firmy, głosząc dobrą nowinę: jednak ludzie chcą w to grać. Chcą jak cholera!


Oryginalny Pong z 1972  wygląda jak tandenta meblościanka z paździerza…

Bushnell szybko uzmysłowił sobie, że zamiast próbować sprzedawać prawa do Ponga – lepiej będzie samemu produkować i dystrybuować automaty z tą grą. Historia i księgowość przyznały mu rację. Dość powiedzieć, że do końca 1973 Atari sprzedało ich 2500, a w następnym roku jeszcze co najmniej kolejnych 5500. (Są też źródła twierdzące, że przez dwa lata sprzedano łącznie ok. 10 000 egz.). Dodajmy, że sprzedawano je ze „skromną” marżą – rzędu 300%. Co oznaczało, że z katalogowej ceny 1095 $ za sztukę czysty zysk wynosił ponad 700 baksów. Ale że Pong średnio zarabiał dla swego właściciela – po odliczeniu wszelkich kosztów – jakieś 200 $ miesięcznie, producent dawał roczną gwarancję, a żywotność automatu szacowano na 5-10 lat(*), to chętnych do zakupu nie brakowało(**).

Atari poszło za ciosem i w 1975 wyszła wersja konsolowa gry, tzn. wyprodukowano domową konsolę, na której można było grać – tylko – w Ponga. Tej, noszącej jakże oryginalną nazwę „Home Pong”, sprzedało się aż 150 000 egz. w ciągu tego roku, co dało im 40 mln $ przychodu i 3,5 mln $ zysku na czysto. Do 1977, gdy zakończono jego produkcję, Home Pong znalazł jeszcze 200 000 nabywców. (Niektórzy mówią nawet o ok. 500 000 sprzedanych w sumie egzemplarzy, ale ja stawiam na 350 K jako prawdopodobniejszą wartość).


Pong w każdym domu!


Ulotka reklama równie przaśna jak design automatu… ale nikomu to nie przeszkadzało.


Pozwani, ale wygrani

To, że Pong w oczywisty sposób przypominał igrę Table Tennis na kosolę Odssey Magnavox (patrz ramka), nie umknęło uwadze prawników tej firmy.Magnavox jeszcze w 1972 pozwał Atari o plagiat. A że byli liczni świadkowie jak Bushnell przed premierą Ponga, podczas jednego z pokazów Odyssey grał w Table Tennis, a do tego Magnavox miał – na razie – znacznie więcej kasy na adwokatów, Atari szybko zawarło ugodę. Wspólnicy zgodzili się zapłacić 750 000 $ za licencję na produkowanie i dystrybucję swej gry(***). Magnavox uważał wtedy, że zrobił świetny interes ale na dłuższą metę to Atari było górą. Raz, że Pong przyniósł jej w sumie grube miliony. Dwa, że wykreował tę firmę jako twórcę wideogier i sprzętu, wypromował też markę i logo Atari. (Reklama krzyczała: „a new product, a new concept, a new company!”). Trzy, że Pong stał się z czasem jednym z arcyklasyków gier wideo.


Bądźmy jak Pong!

Bo kto nie zna Ponga? Kto nie kojarzy tej nazwy? Kto w niego nigdy nie grał? Kto go nigdy choćby nie widział na własne oczy? Są tacy w ogóle? Nawet późniejszy prezydent USA, Barack Obama, przyznał się w 2008, że grywał w Ponga i „kochał tę grę”. Ale w przeciwieństwie do szybko siwiejącego Obamy Pong, mając w 2019 na karku nader sędziwe jak na grę 47 lat, nadal w pełni zachował swój młodzieńczy urok. I ani myśli o emeryturze. Ciekawe o ilu topowych grach z 2019 będzie można powiedzieć to samo?

(*) Prototyp Ponga zepsuł się nieodwracalnie dopiero w 2002.

(**)Zadanie z matematyki: proszę obliczyć zysk Atari ze sprzedaży 8000 automatów oraz zysk osiągnięty przez właściciela takiego jednego automatu przez pięć lat od momentu jego nabycia, zakładając, że zakup amortyzuje się po pół roku, a automat przynosi 200 $ miesięcznie na czysto. (Warto pamiętać przy tym, że ówczesny dolar był warty tak z  pięć dzisiejszych).

 (***) Magnavox nie dość, że dał im odtąd święty spokój, to dodatkowo mocno ułatwił Atari biznes, ścigając sądownie wszelkie inne klony i podróby Table Tennisa. A była tego masa, bo w 1973 aż 25 rozmaitych firm wypuściło na rynek w sumie ok. 90 000 egz. rozmaitych urządzeń „pongopodobnych”.


ALTERNATYWY?

„Pongski”

Także Polacy nie oparli się pokusie skopiowania Ponga. Produkowana w latach 1978-1984 konsola TVG-10, zwana potocznie „grą telewizyjną”, oferowała kilka gier bazujących na idei „odbijania piksela paletkami” – hokej, squash, pelota, w tym rzecz jasna także „symulacja” tenisa stołowego. Powstało ok. 100 000 egz. tego urządzenia.

AMEPROD_c0rkk.jpg
Table Tennis (1968)


W 1968 Ralph Baer skonstruował prototyp pierwszej komercyjnej konsoli do gier wideo – Odyssey – premiera w 1972. Konsola owa oferowała de facto tylko jedną grę (Table Tennis), czyli symulację tenisa stołowego. (Teoretycznie miała ich więcej, ale wszystkie, mimo różnych nazw, były jedynie modyfikacjami TT). Na ekranie telewizora, pod którego podłączało się konsolę, widać było dwa kwadraty symulujące paletki, którymi gracz mógł poruszać, odbijając piksel symbolizujący piłkę. Dźwięku, licznika punktów – brak. Jako że Odyssey sprzedawała się raczej umiarkowanie, Table Tennis jest dużo mniej znany graczom niż inspirowany nim Pong.


Czytaj dalej

Redaktor
Smuggler

Byt teoretycznie wirtualny. Fan whisky (acz od lat więcej kupuje, niż konsumuje), maniak kotów, psychofan Mass Effecta, miłośnik dobrego jedzenia, fotograf amator z ambicjami. Lubi stare, klasyczne s.f., nie cierpi ludzkiej głupoty i hipokryzji, uwielbia sarkazm i „suchary”. Fan astronomii, a szczególnie ośmiu gwiazd.

Profil
Wpisów250

Obserwujących52

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze