13
7.12.2019, 17:13Lektura na 12 minut

[Retrohistorie Smugglera] Matka wszystkich dem. 90 minut, które zmieniło nasz świat

50 lat temu człowiek stanął na Księżycu. Wydarzenie bez wątpienia historyczne, o którym wie każdy. Choć gdyby zapytać przeciętnego Kowalskiego jakie to ma dzisiaj znaczenie w jego życiu, to odpowiedź brzmiałaby zapewne „…hm, żadne” (*). A ilu z was wie o tym, że rok wcześniej zdarzyło się coś o czym mało kto wie, a wydarzenie to pchnęło naszą cywilizację na zupełnie nowe tory?


Smuggler

Mowa o  konferencji post factum nazwanej po latach Matką Wszystkich Prezentacji („Mother of All demos”), czyli słynnym pokazie, który miał miejsce 9 grudnia 1968 w San Francisco. Na czym polega jego doniosłość? Wyobraźcie sobie, że Orville Wrightowi fundujecie w 1903 transatlantycki przelot Jumbo Jetem w pierwszej klasie, albo braciom Lumiere robicie pokaz Avatara w 3D w Imaksie. Tak mniej więcej czuli się wtedy informatycy zgromadzeni w sali konferencyjnej, wpatrzeni w ogromny ekran, na którym ujrzeli przyszłość technologii komputerowej i zupełnie nowe sposoby jej wykorzystania.

Bowiem to wtedy zaprezentowano po raz pierwszy m.in. mysz komputerową, którą mogliśmy sterować komputerem wyposażonym w graficzny system użytkownika, przetwarzanie tekstu w czasie rzeczywistym, współdzielenie dokumentów, telekonferencję, pocztę elektroniczną, hipertekst, ukochaną przez studentów i uczniów funkcję „copy & paste”, hipermedia… Te półtora godziny całkowicie zmieniło sposób w jaki ludzkość zaczęła wykorzystywać komputery, symbolicznie przeniosło je z zacisza akademickich sal i centrów obliczeniowych na nasze biurka. Odtąd komputer stał się… osobisty.

Jak możemy (lepiej) myśleć

Ale aby w pełni zrozumieć co i dlaczego tam wtedy zaszło, musimy cofnąć się aż do roku 1945 i bliżej przyjrzeć się człowiekowi o nazwisku Doug(las) Engelbart. Urodzony w 1925 od małego wykazywał zainteresowanie ówczesną „high-endową” technologią. Jego dziadek, pracownik elektrowni, zabierał go więc do pracy, pokazując jak działają turbiny i inne skomplikowane mechanizmy. A że ojciec prowadził zaś sklep z ówczesną elektroniką, czyli głównie odbiornikami radiowymi i częściami do nich, Doug był w siódmym niebie. W szkole średniej postanowił wstąpić do wojska, by w ten sposób mieć styczność z najbardziej zaawansowanym wtedy urządzeniem elektronicznym, czyli radarem. I dopiął swego, bo w 1945 został jego operatorem na jednym z amerykańskich okrętów wojennych. Nie zdążył jednak przetestować swych umiejętności w ogniu walki, bo gdy tylko wyruszył na swą pierwszą misję bojową… wojna się skończyła.

Portem docelowym jego statku była wyspa Leyte na Filipinach, gdzie cała załoga oddawała się z zapałem nicnierobieniu i świętowała zwycięstwo. Ale ileż można? Doug nudził się tam straszliwie. Większość czasu spędzał więc w lokalnej bibliotece Czerwonego Krzyża, czytając wszystko, co wpadło mu w ręce. W starym tygodniku Life trafił na artykuł Vannevara Busha zatytułowany „As We May Think”, poświęcony memeksowi. Była to wymyślona przez Busha hipotetyczna analogowa maszyna hipertekstowa (jej nazwa to skrócona fraza „memory extender”) pozwalająca gromadzić i przetwarzać informacje, w tym także je łączyć, tworząc między nimi powiązania, i śledzić je(**). Można by rzec, że było coś w rodzaju prekursora komputera osobistego. Koncepcja memeksa zauroczyła Engleberta i mocno zapadła mu w pamięć.
 


Tak wyglądał projekt memeksa w artykule Busha

 

Jak zapełnić 5 milionów minut?

Po wyjściu do cywila Doug studiował na politechnice, i z tytułem inżyniera rozpoczął pracę w Centrum Badawczym imienia Josepha Amesa w Dolinie Krzemowej. (Po latach ta instytucja stała się częścią NASA). W tym czasie poznał swą żonę – a w dzień po tym jak się zaręczył przeżył coś w rodzaju egzystencjonalnego kryzysu. Dotarło do niego, że właśnie zrealizował wszystkie życiowe plany, jakie miał. (Zresztą uznał je za bardzo przyziemne). Jak wspomniał, nagle pojął, że ma przed sobą jeszcze jakieś pięć milionów minut życia – zupełnie bez celu. Poszukując sensu swej dalszej egzystencji ambitnie postanowił pomóc ludzkości w rozwiązaniu trapiących ją problemów, czyli braku żywności, ubóstwa, chorób itd. Ale im dłużej zagłębiał się w owe tematy, tym bardziej orientował się jak bardzo złożone i jak ogromną i wielotematyczną wiedzę trzeba zgromadzić, by móc np. stworzyć wydajniejsze gatunki zbóż.

I wtedy doznał olśnienia – zamiast samemu rozwiązywać wszelkie problemy świata, mógłby stworzyć coś na kształt owego memeksa, o którym kiedyś czytał. Czyli uniwersalne narzędzie pozwalające ludziom radzić sobie ze złożonością zagadnień, nad którymi pracują. Swą wizję zawarł w 1962 w obszernym tekście „Rozszerzanie ludzkiego intelektu: Ramy konceptualne”. Przedstawił tam wizję ludzkości wykorzystującej komputery jako „wzmacniacze zbiorowego intelektu”. Jako przykłady takich działań podał m.in. człowieka tworzącego ilustrowany tekst za pomocą komputera (DTP!) oraz architekta, który wykorzystuje komputer do projektowania budynku (CAD!), a także komputera, który zdalnie przeszukiwałby dostępne banki danych, aby w kilka godzin wyekstraktować z nich wszelkie potrzebne danemu człowiekowi informacje, co jemu zabrałoby miesiące, albo i lata.

Problem w tym, że w momencie gdy pisał te słowa, ówczesne komputery absolutnie się do tych celów nie nadawały. Bo były to stojące w rozmaitych instytutach ogromne szafy błyskające światełkami, do obsługi których należało być informatykiem, żmudnie programowane za pomocą kart czy taśm perforowanych. I do tego patrzono na nie tylko jak na rodzaj „superszybkich idiotów”, elektronicznych kalkulatorów mających wyręczać ludzi w wykonywaniu masy nużących obliczeń i nic więcej. Ot, wprowadza się np. milion rekordów bazy danych, a komputer je szybko sortuje wedle wprowadzonych w programie założeń. Engelbart postanowił to zmienić – tzn. zrobić z owego „kalkulatora” uniwersalne i proste w obsłudze narzędzie, którym będą mogli się posługiwać zwykli ludzie w codziennych sprawach.

 

I had a dream!

 „Miałem przed oczami wizję – wspominał. – Siedzę przed dużym ekranem wypełnionym rozmaitymi symbolami i dzięki operowaniu nimi mogę sterować komputerem. Inni ludzie też mają swe ekrany i mogą się z sobą łączyć, by dzielić się wiedzą”. Czyli zamarzyły mu się łatwo dostępne dla każdego maszyny z graficznym interfejsem użytkownika, z którymi można by się w prosty i intuicyjny sposób komunikować w czasie rzeczywistym, połączone w sieć, dzięki czemu ludzie będą mogli wspólnie rozwiązywać dany problem, dzielić się informacjami itd. Jak na początek lat 60-tych, było to bardzo rewolucyjne podejście, daleko wybiegające w przyszłość.

Szczęśliwym dla niego trafem artykuł ów pojawił się w idealnym momencie, bo jedna z agencji rządowych (Information Processing Techniques Office) szukała właśnie obiecujących projektów, w które warto było zainwestować pieniądze podatników. I Engelbart dostał od niej sporą subwencję. (NASA też dorzuciła sporą „działkę”). Dzięki tym dotacjom naukowiec założył ARC (Augmentation Research Center) - ośrodek zajmujący się „rozszerzaniem” ludzkiej inteligencji poprzez interakcję z komputerem.

Na początku była mysz

Pierwszym narzędziem jakie w nim opracowano była mysz komputerowa. Powstała, gdzieś w okolicach 1964 roku, w ramach prac nad metodą prostego i szybkiego komunikowania się z komputerem. Wcześniej przetestowano rozmaite metody (od pióra świetlnego, poprzez trackball, trackpad, joystick, a nawet wskaźnik umieszczony na hełmie(!) i urządzenie odsługiwane kolanami (!!)), sporządzając specjalne tabele z wadami i zaletami każdego z urządzeń. Przez długi czas faworytem zdawało się pióro świetlne. Ale z uwagi na to, że po dłuższym czasie uniesiona ręka z piórem po prostu się męczyła, wybrano bardziej ergonomiczne rozwiązanie, czyli właśnie mysz, której ideę Engelbart zaczerpnął z urządzenia zwanego planimetrem. (Ciekawostka – pierwotnie jej kabel znajdował się po jej przeciwnej stronie niż w obecnych gryzoniach).
 


Tak wyglądała pierwsza myszka na świecie, tzn. jej prototyp…



…a tak jej finalna wersja.


Redaktor
Smuggler

Byt teoretycznie wirtualny. Fan whisky (acz od lat więcej kupuje, niż konsumuje), maniak kotów, psychofan Mass Effecta, miłośnik dobrego jedzenia, fotograf amator z ambicjami. Lubi stare, klasyczne s.f., nie cierpi ludzkiej głupoty i hipokryzji, uwielbia sarkazm i „suchary”. Fan astronomii, a szczególnie ośmiu gwiazd.

Profil
Wpisów250

Obserwujących52

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze