113
27.06.2010, 09:08Lektura na 11 minut

Ranking: Zapomniani bohaterowie gier

Historia gier nie traktuje wyłącznie o zwycięzcach - to także opowieść o tych, którzy zostali zapomniani. O bohaterach, którzy kiedyś rozpalali wyobraźnię, a dziś rozpoznawani są tylko przez maniaków. Odgarnijmy pajęczyny na stryszku pamięci i zobaczmy... kogóż można tam znaleźć.


Szwedziu

10.
Rash, Zitz i Pimple
Battletoads

Swojego czasu firma Rare słynęła jako wydawca najtrudniejszych gier dostępnych na rynku. Jeśli uważacie to za przesadę, powinniście się zapoznać z wydaną w 1991 na NES grą Battletoads. Ten przyprawiający o ból głowy tytuł niejednemu graczowi pomógł pozbyć się włosów, które wyrywane całymi garściami opadały majestatycznie na podłogę. Ukończenie Battletoads jest do dziś uważane wśród nintendomaniaków za dowód niezwykłych umiejętności oraz nadludzkiej wytrwałości. Sama gra jest bardzo ciekawą hybrydą platformówki, wyścigów i bijatyki, a jej wykonanie, poza absurdalnym poziomem trudności, nie pozostawia wiele miejsca do narzekań. Głównymi bohaterami są trzy zmutowane ropuchy płci męskiej o wdzięcznych imionach Rash (Wysypka), Zitz (Wrzód) i Pimple (Pryszcz), którzy, jak to  grach bywa, są ostatnią nadzieją na ocalenie wszechświata przed siłami Dark Queen. Niestety, brak im rozpoznawalności i dziś nie są kojarzeni choćby nawet jako podróby Wojowniczych Żółwi Ninja, z grami z udziałem których mieli rywalizować - a wszystko przez ten szalony, szalony poziom trudności, z powodu którego mało kto przeszedł poza poziom piąty...

 

9.
Pitfall Harry
Seria Pitfall!

W czasach, gdy wyobraźnia musiała zastępować braki w grafice, gdy rynkiem niepodzielnie rządził koncern Atari ze swoją konsolą Atari 2600, pojawiła się gra, która  z miejsca zdobyła serca graczy, stając się prawdziwym bestsellerem. Bohater wydanej w 1982 roku gry Pitfall!, Harry, ma zaledwie 20 minut aby zebrać 32 skarby. Na jego drodze stoją skorpiony, krokodyle, ruchome piaski i rozliczne pułapki, lecz dla naszego bohatera nie istniała przeszkoda nie do pokonania – radził sobie z nimi niczym sam Indiana Jones (a może i lepiej), choćby za pomocą lian przelatując nad rozpadlinami i stawami. Przygody Harry'ego doczekały się kilku sequeli, a w 2004 roku podjęta została próba wskrzeszenia niegdyś popularnej serii. Nowa gra była w pełni trójwymiarowym platformerem, nie zdobyła jednak ani szczególnie wysokich ocen ani dużej popularności wśród graczy. Bardzo wątpliwe, że Pitfall! doczeka się kolejnego restartu - choć fajnie byłoby znowu przeskakiwać po krokodylich grzbietach w celu przekroczenia jeziorka...


8.
Zeke i Julie
Zombies Ate My Neighbors

W 1993 roku LucasArts zaskoczył wszystkich posiadaczy konsol Super Nintendo i Sega Genesis wypuszczając wraz z Konami grę Zombies Ate my Nieghbours, w której dwójka dzieciaków z sąsiedztwa próbuje ocalic świat przed inwazją potworów. Są wśród nich takie gwiazdy horroru jak wampiry, wilkołaki oraz tytułowe zombie, a walczyć można z nimi za pomocą znajdowanych po drodze najróżniejszych broni (wśród nich podkaszarka do trawy, talerze, pistolet na wodę i bazooka). Aby było ciekawiej, na konkretnych wrogów pewne rodzaje broni są o wiele skuteczniejsze – wilkołaki giną błyskawicznie, gdy zostaną trafione srebrnym sztućcem, wampiry podatne są na krucyfiksy, itp. Cele gry są dwa: Zeke i/albo Julie muszą przeżyć, a na każdym poziomie trzeba ocalić przed potworami co najmniej jednego przerażonego sąsiada. Oprócz niezwykle zróżnicowanej i wciągającej rozgrywki, Zombies Ate my Neighbours oferowała typowe dla LucasArts luzackie podejście i poczucie humoru, dzięki czemu gra jest jednocześnie hołdem jak i pastiszem klasycznych filmów grozy. Sequel z 1994 roku, Ghoul Patrol, nie powtórzył jednak sukcesu poprzednika – być może dlatego, że za jego powstanie nie odpowiadał bezpośrednio LucasArts i w porównaniu z "jedynką" wypadł bardzo blado. Zombies Ate my Neighbours został jakiś czas temu wydany na Wii Virtual Console, gdzie z miejsca zdobył wielką popularność. Panowie z LucasArts, może czas na kolejną grę?



 
7.
Allan, Brad i Zod
Z oraz Z: Steel Soldiers

Mało ktoś dziś kojarzy RTS-a o bardzo krótkim, lecz wdzięcznym tytule Z, a szkoda. W tej grze z 1996 roku graczom przyszło kierować w całości złożoną z robotów armią, za pomocą której zniszczyć miał roboty mu wrogie. Z nieco odróżniał się od typowego przedstawiciela swojego gatunku, gdyż zamiast typowego budowania baz i zbierania surowców, na tempo produkcji naszych żołnierzy wpływała jedynie liczba kontrolowanych terenów. Gra jednak nigdy nie wybiłaby się ponad przeciętność, gdyby nie spora doza humoru, w którą twórcy uzbroili swe dzieło. Głównymi bohaterami Z są dwa nieustannie wciągające paliwo rakietowe mechaniczne obiboki Allan i Brad, charakter których najlepiej oddaje angielskie słowo "dudes". Te dwa wałkonie nie znalazłyby śniegu na Antarktydzie choćby od tego miało zależeć ich życie. Na szczęście dowodzi nimi jakby żywcem wyjęty z filmu Full Metal Jacket dowódca Zod, który ma zamiar wygrać tę wojnę albo przepalić swoje tranzystory próbując. To właśnie wzajemne relacje robotów, przedstawione w przerywnikach filmowych, dodawały grze całe tony uroku i klimatu. W 2001 roku powstał sequel, Z: Steel Soldiers, luźno kontynuujący wątki poprzednika i tak jak on pełen zwariowanego humoru.



 
6.
Billy Blaze
Seria gier Commander Keen

Nie tylko Epic zaczynał od platformówek. Na początku lat 90-tych id Software wypuściło na komputery osobiste klasyczną już serię gier pod tytułem Commander Keen. Tytułowy bohater to alter ego 8-letniego chłopca, który podróżuje po kosmosie i naprawia zło, zwykle uosabiane przez wszelakiej maści kosmitów. Na szczęście nasz dzielny ośmiolatek nie był całkowicie bezbronny - oprócz pistoletu laserowego miał do dyspozycji także swój niezawodny kijek pogo, tak więc paskudy z kosmosu nie miały żadnych szans. Cały cykl zachwycał jakością i płynnością obrazu, bardzo przyczyniając się do rozwoju rynku gier na PC, a wszystko to było zasługą silnika autorstwa samego Johna Carmacka. Co ciekawe, wydawcą gry było Apogee Software, szerzej znane jako 3D Realms. Dziecko twórców Dooma i Duke'a? Dlaczego jeszcze nie widać żadnych sequeli? Na osłodę pozostaje jednak dostępna na Steamie i śmiesznie tania reedycja tej wspaniałej gry.



5.
Jazz Jackrabbit
Seria Jazz Jackrabbit

Widzicie tego zielonego królika? Tego z opaską na czole, spluwą w garści i marchewką w ustach? To właśnie Jazz, największy wróg każdego żółwia. Można się spierać, że Mario też przecież z tymi gadami walczył, ale włoski hydraulik nigdy nie miał do dyspozycji karabinów, laserów ani rakiet samonaprowadzanych, niech więc grzecznie ustąpi miejsca lepszemu od siebie. Wydana w 1994 roku na komputery osobiste przez Epic MegaGames (tak, późniejszych twórców serii Unreal) platformówka Jazz Jackrabbit z miejsca podbiła serca graczy - była szybka, zróżnicowana i pozwalała rozwalić mnóstwo najróżniejszych przeciwników za pomocą najbardziej wybajerzonych pukawek. Ale przede wszystkim była zabójczo wręcz grywalna. Cztery lata później Epic wypuścił kontynuację, która choć udana, to jednak nie powtórzyła sukcesu pierwszej części. Planowano także trójkę, zrealizowaną w pełnym 3D, lecz projekt całkowicie zarzucono w roku 2000, a Cliff Bleszinski i ekipa całkowicie skupili się na swojej nowej pasji - shooterach. I choć dzięki temu możemy cieszyć się seriami Unreal oraz Gears of War, to nieobecność sympatycznego zielonego królika (a może to raczej zając?) troszkę jednak smuci. No bo kto inny wygląda tak uroczo ze spluwą?



4.
Kurt Hectic
MDK

Ziemia została zaatakowana przez gigantyczne statki-fortece zwane minecrawlerami. Zniszczyły one żałosny opór naszych sił zbrojnych i rozpoczęły ogałacanie planet ze wszelkich zasobów naturalnych (i ziemniaków). Na szczęście zwariowany doktor Fluke Hawkins był na to przygotowany – stworzył bowiem zaawansowany technicznie kombinezon bojowy, zdolny przetrwać trafienia "pocisków, pszczół i małych, ale ostrych patyków", z unikatowym spadochronem umożliwiającym szybowanie oraz wmontowanym w hełm karabinem snajperskim. Tym, który miał przywdziać kombinezon i zostać zbawcą ludzkości okazał się Kurt Hectic. Nie jest on jednak napakowanym herosem, lecz... Woźnym pracującym w laboratorium doktorka Hawkinsa. Niechętny swemu zadaniu, Kurt począł samodzielnie odpierać inwazję kosmitów, niszcząc jednego minecrawlera za drugimi w jednej z najbardziej zwariowanych i najgrywalniejszych gier wszechczasów – MDK. Mnóstwo humoru, ciekawie zaprojektowane poziomy i tony grywalności. Czego chciec więcej? Sequela? A proszę – w  2000 roku wyszedł MDK2, w którym mogliśmy kierować już nie tylko mającym serdecznie dość ratowania ludzkości Kurtem, lecz także doktorem Hawkinsem oraz jego mechanicznym psem Maxem (wkrótce ma wyjść jego - sequela, nie psa - rimejk w HD). To kiedy następna część? Społeczność graczy musi sobie przypomnieć o najdzielniejszym cieciu w historii branży.

 

3.
Eryk, Olaf i Baleog
The Lost Vikings

Wydana w 1992 roku The Lost Vikings to druga, po RPM Racing, gra produkcji firmy Silicon & Synapse. Dzisiaj znamy tę spółkę lepiej jako Blizzard Entertainment. W grze przyszło nam kierować trzema wikingami, którzy porwani do kosmicznego zoo, z którego za wszelką cenę chcą uciec. Aby doprowadzić wikingów do domu, trzeba opanować specyficzne umiejętności każdego z nich – Eryk jest szybki i potrafi wysoko skakać, Baelog potrafi walczyć mieczem i łukiem (strzałami można też przełączać odległe przyciski), Olaf zaś nosi ze sobą tarcze, którą chroni siebie i towarzyszy, a także używa jej jako dodatkowej platformy dla Eryka lub spadochronu amortyzującego upadek. Do ukończenia gry niezbędne jest takie kierowanie poszczególnymi wojownikami, aby maksymalnie wykorzystać ich mocne strony i bezpiecznie doprowadzić dzielnych wojowników do końca poziomu. Gra w 1996 roku doczekała się kontynuacji Norse By Norse West: The Return of the Lost Vikings, a Eryk, Olaf i Baleog do dziś są wspominani w innych grach autorstwa Blizzarda (WoW i StarCraft 2). Może Blizzard zrobi nam kiedyś niespodziankę i pozwoli ponownie wcielić się w sympatycznych wikingów?

 

2.
Klaymen
Neverhood

To zestawienie nie mogłoby się obyć bez najbardziej plastelinowego bohatera ze wszystkich – Klaymena, głównego bohater wydanej w 1996 roku na PC przygodówki Neverhood. Gra wydana przez Dreamworks Studios z miejsca podbiła serca graczy. Wykonany w całości przy użyciu plasteliny (do produkcji zużyto jej ponad 30 ton!), Neverhood ujmował w zasadzie wszystkim – kaczym chodem głównego bohatera, zakręconym humorem, rewelacyjną animacją, wspaniałą oprawą muzyczno-dźwiękową, ciekawymi zagadkami oraz niezwykłym, magicznym wręcz klimatem. Kierując nieco głupkowatym i totalnie zagubionym Klaymenem poznawaliśmy historię tej niezwykłej krainy, a na końcu musieliśmy zadecydować o jej losie. Niestety, gra wydana została w okresie upadku popularności gier przygodowych, nie znalazła więc wielu nabywców, pomimo doprawdy rewelacyjnych recenzji. Jednak ci, którzy w Neverhooda zagrali, są zgodni – mało było w historii gier równie udanych tytułów i równie sympatycznych bohaterów jak Klaymen.

 

1.
Ben
Full Throttle

Listę zamyka prawdziwy twardziel – to harleyowiec, członek gangu motocyklowego, mocny zarówno w pięści jak i w gębie, któremu nie straszne są żadne świry, chciwe korporacje ani niemożliwe do wykonania numery kaskaderskie. To Ben, bohater gry Full Throttle, wydanej przez LucasArst przygodówki z 1995 roku. I nie jęczcie, że "znowu przygodówka" – bo ta jest wyjątkowa. Gdzie indziej zamiast przeklikać drogę miedzy dwiema lokacjami, możemy ją PRZEJECHAĆ na motorze? Mało tego, w trakcie jazdy toczymy na drodze regularne pojedynki z członkami konkurencyjnych gangów, okładając ich po głowach pięściami, deskami i łańcuchami! Gdyby gry miały jaja, to Full Throttle miałby największe ze wszystkich. Akcja tego małego arcydzieła rozgrywa się w futurystycznym świecie, gdzie większość pojazdów zamiast trzymać się drogi, swobodnie się nad nią unosi. Ale nie motory, o nie – ich dumni właściciele, najczęściej zrzeszeni w gangach, są ostatnią grupą ludzi prawdziwie wolnych. Ben jest przywódcą jednego z takich gangów. Los sprawił, że on i jego ludzie zostali wrobieni przez chciwego biznesmena w morderstwo. I to nie byle kogo, gdyż nieboszczykiem jest szef ostatniej na świecie fabryki motorów. Ten jednak przed śmiercią zdąża wyjawić Benowi plany swego nikczemnego współpracownika i zlecić mu odnalezienie jego wnuczki – jego prawowitej dziedziczki. Mamy więc podwójny cel: zemstę i ocalenie motocykli przed zamianą w latające mydelniczki. Przez całą grę pomagamy Benowi oczyścić imię swojej grupy, zemścić się na grubym draniu w garniturze i odnaleźć spadkobierczynię nieboszczyka, co pozwoli założonej przez niego firmie przetrwać a motorom nadal szusować po drogach. Jak skończy się przygoda w klimacie Harleya-Davidsona i rock'n'rolla – to musicie sprawdzić sami. Niestety, wszystkie próby wskrzeszenia Full Throttle spełzły na niczym, a wszelkie związane z marką projekty zostały zawieszone. Pozostaje mieć nadzieję.



>>>

Bonus: Polski akcent

Franko
Franko The Crazy Revenge!

Jak można byłoby zapomnieć o pierwszej polskiej mordoklepce? Akcja gry toczy się w Szczecinie, gdzie jako Franko wyruszamy na morderczą krucjatę celem pomszczenia śmierci naszego kumpla Alexa. Naszymi przeciwnikami są kolesie winni jego śmiertelnego pobicia - Klocek oraz jego banda. W grze walczymy też jednak z milicją, ZOMO, metalami, skinami i punkowcami. Franko nie zatrzyma się jednak, dopóki Klocek nie odpowie za pozbawienie go przyjaciela. Proste, nieskomplikowane, a wręcz prymitywne – ale ileż dawało kiedyś radości! Możliwość rozkwaszenia twarzy kolesiom żywo przypominających „tych wkurzających gości z podwórka” bardzo przemówiła do polskich graczy, a Franko The Crazy Revenge! zdobyła u nas sobie sporą popularność. Biorąc pod uwagę jak bardzo poprawili się ostatnio polscy twórcy gier dziwi, że nikt z nich nie spróbował jeszcze stworzyć czegoś na wzór kultowego dziś Franko.

 

---

Są jacyś inni zapomniani bohaterowie? Na pewno, ale najwyraźniej o nich... zapomnieliśmy. A kogo wy zapomnieliście?


Redaktor
Szwedziu
Wpisów3

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze