125
15.08.2009, 13:57Lektura na 6 minut

Japończycy są dziwni #2, czyli kolejny tekst z cyklu "W czasie weekendu newsmani się nudzą"

Czasu swego na niniejszym, jakże zacnym i od trolli wolnym portalu zagościła lista gier, na które z wytęsknieniem wyczekiwali Japończycy. Wniosek płynący z jej przejrzenia był jeden: Mamo, Oni Są Dziwni. Ostatnio temat powrócił...


Monk

...za sprawą sposobu promocji gry Ninja Gaiden Sigma 2. Sposobu, który spokojnie kwalifikuje widoczną poniżej reklamę do naszego rankingu marketingowych osobliwości, zaś twórców do poddania dłuższej obserwacji w zakładzie w Tworkach zamkniętym. Tak mi się przynajmniej wydawało – do momentu, gdy señor Hut naprowadził mnie na trop pewnej grubszej afery, której również bez wątpienia parę słów się należy.

Powyższy film kazał mi się zastanowić, czy tylko ja mam tak ograniczony aparat pojęciowy i wachlarz skojarzeń, by umieć dostrzec w reklamie jakiś sens, czy może to raczej część Japończyków jest po prostu nieco Inna w stosunku do mieszkańców Starego Świata. Hm, w zasadzie to ostatnie nie byłoby niczym dziwnym - miliard (na oko) kilometrów, jakie dzielą nas od Japonii robi swoje.

Już wspomniana na początku lista życzeń wykazała, że i w kwestii preferencji growych zainteresowania Japończyków są dalece barwniejsze, niż u nudnych Ludzi Zachodu (nic tylko WoW i Sims 16: Spokojne Życie Rencisty). Tyle, że jeśli bliżej przyjrzeć się temu, w co uwzględnieni na niej rodacy generała Yamamoto rzeczywiście lubią sobie pogrywać, można się nieco przestraszyć. Lub też, z drugiej strony, dostrzec zaskakujące zbieżności pomiędzy gustami ich, a naszymi własnymi. I wcale nie mówię o sobie.

By nie przywalić – jeszcze – z grubej rury, w ramach preludium do meritum (właśnie zużyłem 2 z 3 znanych mi łacińskich określeń, cholera) – Hypnotism Class. Człowiek w Europie co chwila psioczy, że dana gra sztampowa, że nudna, że mama nie kocha, że Postala przeszedł pięć razy i mu nudno – oto więc alternatywa! Produkt dla każdego Europejczyka wizjonerski, odkrywczy, nietypowy, przełamujący stereotypy (...) i dobrze ukazujący fakt, że japońskim deweloperom daleko do wypalenia się, jeśli chodzi o ciekawe pomysły. Jeśli z nostalgią wspominacie kretyńską interesującą bajkę z Polonii Raz, "Dżi – Dżi", to najwyższy czas na powrót do przeszłości.

TAK! Czyż to nie genialne?! Gra polegająca na hipnotyzowaniu niewinnych dziewczątek w równie niewinnym celu – sprawieniu, że staną na rękach. To, że przy okazji spódniczka się wywinie odsłaniając to i owo, to właśnie esencja gry tylko dodatkowy atut – dalece posunięty realizm! Zupełnie nie rozumiem, dlaczego CD Projekt RED kręci tylko jakieś Wiedźminy, miast popełnić coś podobnego. Inna rzecz, że nie rozumiem też zahaczających o „lekkie” skrzywienie założeń Hypnotism Class.

Najpewniej marudzę i już kręcę sobie stryczek, który z rozkoszą wykorzystają fani Dalekiego Wschodu, gotowi za pomocą katany uświadomić mi, że chodzi o Różnice Kulturowe. Ależ ja to doskonale wiem i rozumiem! Sam będę grał w Aiona w asyście tulących się do mnie i do siebie bobrów a Hellsinga i jego dialogi ("Integra-sama... ooo... masta... MASTA!") przyswoiłem z prawdziwą przyjemnością. Ba, w planach mam nawet zakup paru gadżetów made in China Japan. Nie wiem, co powie moja dziewczyna, ale czyż koncept Poduszkowej Partnerki nie jest genialny?!

Okej, ale nie powiecie mi, że nie ma nic dziwnego w czymś zwanym... tadaa... RapeLay! I to mimo faktu, że z Japonii pochodzą całe tony gier erotycznych (tzw. eroge) oraz rozmaitych "symulatorów randkowania" (często kleconych we Flashu – nie zdziwiłbym się, gdyby ktoś przemycił takowe do naszego GameBoarda).

Jak sama nazwa wskazuje, gra ma sporo wspólnego z aktem gwałtu. Uściślijmy – jest sobie Pan (nasz "awatar"), którego ofiarami są Matka z Dwoma Córkami. Z tymiż osobami, w konfiguracjach ograniczonych w zasadzie tylko chorą wyobraźnią, uskutecznia się grzech. Wbrew ich woli, rzecz jasna. Co ciekawe (?), jednym z możliwych zakończeń gry jest... spłodzenie dziecka z którąś z ofiar, a następnie wrzucenie naszego bohatera pod pociąg.

Skręt w kierunku dziewczynek w szkolnych mundurkach to rzecz z Japonią kojarząca się dosyć wyraźnie – cały problem polega na tym, że w RapeLay chodzi tu o coś więcej. Gra od początku miała nie opuszczać granic granic Wiśni Kwitnącego Kraju, jednak dzięki znalezionej gdzieś na Amazonie używanej kopii zdołał usłyszeć o niej również Zachód. I rozpętał pandemonium. Ba, działanie grup w rodzaju nowojorskiej organizacji Equality Now wykazało się skutecznością porównywalną z tym, co wyprawiał Zangief Q'nika z resztą redakcji...

W efekcie twórcy gry – Illusion Software – "zniknęli" grę ze swojej strony i z podkulonym ogonem wyjechali zwiedzać Wielką Rafę Koralową od spodu. Więcej, wszczęty hałas doprowadził do tego, że w USA zaczęto mówić o posiadaniu gier w rodzaju RapeLay jako przestępstwie federalnym (widząc w tym pornografię dziecięcą). Ponadto zaalarmowane przez Zachód japońskie media (coś mi się nie zgadza w kolejności obiegu tej informacji, w końcu mówimy jednak o ojczyźnie sake) tak żywo zainteresowały się tematem, że nad produkcją wszystkich eroge stanął wielki pytajnik (czcionka na poziomie 234+). Jeden z lokalnych sklepów internetowych, BGameBox, zdecydował się na zmianę nazw źle kojarzących się kategorii, pod którymi występują eroge. Gry rodzaju "ryoujoku" (czyli "gwałt") przemianowano na dział platynowy (...?), zaś "choukyou" ("treningi seksualne") nazwano "kategorią pełnokrwistą (...???).

Japonia z przyległościami to rynek dość hermetyczny i, rzeczywiście, innokulturowy. Stamtąd pochodzi manga hentai wszelkich maści (z tytułami w rodzaju "Crimson Climax: Island of Sin"), w tym także pozycje traktujące o zabawach homoseksualistów oraz figlach uczennic ze zmutowanymi ośmiornicami z kosmosu. Tego typu pozycje obecne są jednak w tamtych okolicach od dawna i jakoś dotychczas żadnego łomotu z tym związanego nie było. Po niemal trzech latach od wydania RapeLay sprawa pojawia się w zachodnich mediach, co prowadzi do "interwencji z zewnątrz". Skutecznej.

Trochę to podobne to sprawy polskiego oscypka - ser od zawsze jest odcedzany przy użyciu zużytych skarpet wyrabiającego go juhasa, jednak nigdy to nikomu nie przeszkadzało. Po wejściu do Unii Polacy poczuli się nagle Nacją Europejską i sami zaczęli kręcić nosem na warunki wytwarzania.

Ostatnimi czasy temat nagości i miłości fizycznej w grach pojawia się i w przypadku tytułów stricte zachodnich - sceny miłosne w Mass Effect, GTA czy Dragon Age nieraz budzą sprzeciw matek, żon, babć i Jacków Thompsonów. Ale bywa i na odwrót – od czasu do czasu słychać także postulaty organizacji spoza branży, które nie dość że swobody w ukazywaniu nagich ciał się domagają, to jeszcze chcą większych jej ilości. Panie (!) z GoTopless.org są niezadowolone z konwencji nakazującej zasłaniać „gorszące” sutki przy prezentowaniu całej reszty kobiecych walorów. Z drugiej strony dowodem globalizacji jest ten oto amerykański film poświęcony słynnemu bohaterowi gier produkcji japońskiej. 18+ (znowu)!

PS Mała informacja dla tych, którzy ironii nie dostrzegą nawet wówczas, gdy ta stanie przed nimi i przyłoży grabiami w gębę: tekst ma wymowę żartobliwą. Oczywiste, że nie każdy Japończyk akceptuje takie gry czy wręcz katuje je całymi nocami - ba, czyni to zapewne niewielki ich procent.

PPS A propos procentów (w zestawieniu z anime) - polecam obejrzeć do końca.


Redaktor
Monk
Wpisów66

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze