EA Sports FC 26 ma dwie twarze. Jednej szczerze nienawidzę, druga przypomniała mi o Pro Evolution Soccer [RECENZJA]

EA Sports FC 26 ma dwie twarze. Jednej szczerze nienawidzę, druga przypomniała mi o Pro Evolution Soccer [RECENZJA]
"Karol Laska"
Cytując memową klasykę: „I’m tired, boss”. Mimo że nowa „nie-Fifa” dopiero co trafiła do rąk graczy.

Co roku się powtarzam, dlatego nie zamierzam lać wody na starcie. Po prostu spójrzmy, co w czasach nieistnienia PES-a i jakiejkolwiek sensownej konkurencji dla EA Sports wniosło FC 26. Przede wszystkim to u podstaw ta sama gra co rok i dwa lata temu, a w zasadzie kolejna już z rzędu iteracja piłkarskiej produkcji opartej na niegdyś rzeczywiście rewolucyjnym HyperMotion. Szereg unikalnych animacji wolumetrycznych, zachowań boiskowych i działań sztucznej inteligencji został tym razem wzbogacony głównie o bardziej realistyczne starcia fizyczne i działania w defensywie (również te golkiperskie). Cóż, da się je na przestrzeni kilkudziesięciu rozegranych meczów zauważyć i choć nie wywracają gameplayu do góry nogami, to wyraźnie wpływają na konkretne fazy spotkań.

Ty do mnie, ja do ciebie

W oczy rzuca się przede wszystkim użyteczność szybkich skrzydłowych i… wolnych, acz wysokich środkowych napastników. Ci pierwsi zyskują szczególnie wtedy, kiedy mają czym przepchać bocznych obrońców, więc byczek pokroju Adamy Traoré wykorzystuje na swoją korzyść nie tylko niezbędne w serii od zarania dziejów tempo, ale też walkę bark w bark. Ci drudzy z kolei od zawsze byli na drugim planie – zwłaszcza zmagań w modułach online. Teraz jednak, czy to stosunkowo nisko oceniony Nick Woltemade, czy też wyżej notowani Cristiano Ronaldo i Karim Benzema, o wiele efektywniej wykorzystują zastawianie się przed defensorami i szukają sobie pozycji w obrębie pola karnego.

Nowy system starć fizycznych w praktyce.

Szereg takowych nowinek w obrębie ofensywy sprawia, że atak pozycyjny stał się w EA Sports FC 26 wieloaspektowy, a charakterystyka danych zawodników w większości przypadków nie świadczy o ich słabościach, lecz o konkretnym profilu, który może się przydać zależnie od tego, jaki plan taktyczny bądź formację szykujemy. Atak nie daje jednak aż tyle satysfakcji, kiedy orientujemy się, że zamiast godnych rywali mamy armię Mojżeszów dążących do tego, by szyk obronny rozstąpił się niczym Morze Czerwone. Rzekomo poprawione zachowanie komputera dotyczącce pressingu, trzymania linii spalonego czy też ustawienia względem napadziorów woła o pomstę do nieba i bliżej mu do egipskiej klątwy niż cudu.

Przede wszystkim bez manualnego sterowania każdym z defensorów z osobna (co w wielu spotkaniach z bardziej wymagającymi rywalami nie wchodzi w grę) można być pewnym o to, że AI nie nadąży za akcją albo wykona mało potrzebny ruch w totalnie niepotrzebną strefę, przez co stworzą się luki i tunele w trzeciej tercji boiska. Oznacza to w dużym skrócie, że sytuacji stuprocentowych w przeciągu każdego spotkania pojawi się cała masa, a hokejowe czy też ping-pongowe wyniki są tu na porządku dziennym i trudno się przed nimi uchronić (nie pomagają bramkarze, którzy szpanują co prawda nowymi animacjami, ale część z nich to albo interwencje z gatunku galaktycznych, albo dziwne warianty odbicia piłki na bok i stania jak kołek). Przynajmniej jeśli mowa o Ultimate Teamie, czyli trybie w centrum zainteresowania większości stałych graczy.

Gra w obronie = kłopoty.

Tiki-taka czy kasztan?

No bo właśnie – zabawa zarówno w UT, jak i w pozostałych trybach wieloosobowych opiera się na nieco innych wytycznych niż ta offline bądź lokalnie (choć grając solo, możemy dokonać korekty owych parametrów). W tym roku podzielono bowiem rozgrywkę na dwa moduły – rywalizacji oraz autentyczny. Już w FC 25 było podobnie, lecz owo rozwiązanie nie miało jeszcze żadnej oficjalnej nazwy plus opierało się jedynie na szeregu suwaków z wartościami od 1 do 100 (developerzy ustalali na nich prędkość piłkarzy, podań czy strzałów).

Teraz gameplay nie tylko różni się pod kątem stricte matematycznym. W założeniu twórców Competitive Mode ma zachować arcade’owość, płynność, ultraszybkość i ograniczyć liczbę zdarzeń losowych oraz błędów AI, zwanych potocznie „wylewami” (od razu uprzedzam: dalej występują one licznie i boleśnie). Authentic Mode ma natomiast celować w bardziej realistyczną piłkę nożną: z zawodnikami niepędzącymi z prędkością światła, naturalnym zachowaniem piłki, a także szeregiem czynników zewnętrznych i randomowych wpływających na wyjątkowość meczów, jak nieprzewidziane kontuzje, przypadkowe techniczne błędy piłkarzy czy wpływ wiatru oraz innych warunków atmosferycznych na spotkanie.

Wysokimi napastnikami wyjątkowo przyjemnie się gra.

W praktyce za sprawą trybu kompetytywnego Ultimate Team już we wrześniu, przed premierą silnych kart specjalnych, odczuwa się co najmniej tak, jakbyśmy mieli grudzień i styczeń oraz event z zawodnikami TOTY. Oczopląs, dopaminowe piekło, kosmiczny tenis stołowy i futbolowy TikTok, czyli wszystkie te przywary, o których wspominałem w recenzjach z ostatnich lat, ale podniesione do kwadratu.

Światełko nadziei i entuzjazmu tli się jednak za sprawą trybu autentycznego, który testowałem zarówno sam, jak i z kumplem Dawidem w spotkaniach jeden na jeden. Wnioski nasunęły się proste – po raz pierwszy za czasów supremacji Fify i „nie-Fify” da się dostrzec w owej grze pierwiastek Pro Evolution Soccera. Co prawda ostatni tytuł Konami ze wspomnianej serii, pochodzący z 2020 roku, dalej w bezpośrednim starciu deklasuje FC 26, ale biorąc pod uwagę aktualność składów, szereg dodanych animacji i ogólny poziom technologiczny, można powiedzieć, że tegoroczny twór EA Sports to zawsze jakiś początek być może nowej, wolniejszej, bardziej realistycznej ery. Szkoda tylko, że zarezerwowanej dla samotników oraz miłośników gry jednoosobowej, bo Authentic Mode nie ma szans na przedostanie się do multiplayera w żadnej formie.

Tryb autentyczny celuje w klimaty znane fanom PES-a.

Na Zachodzie bez zmian (z paroma wyjątkami)

Obok owych mechanicznych, rzekłbym nawet, eksperymentów oczywiście dorzucono kilka spóźnionych, acz potrzebnych elementów zabawy. Cieszy zdynamizowanie trybu kariery poprzez dodanie regularnych wyzwań związanych z wydarzeniami sezonowym, jak wielkie starcie dwóch tytanów w meczu ligowym albo próba wyciągnięcia z dołka pogrążonego od paru tygodni w kryzysie klubu. Ponadto rynek menedżerski oraz wprowadzenie możliwości zmiany trenowanego zespołu w trakcie kampanii to rzeczy miłe, choć dalej raczej symboliczne.

Mimo mojego ambiwalentnego stosunku do Ultimate Teamu, który dalej bezczelnie pożera nie tylko czas poświęcany na odhaczanie tryliona pierdołowatych wyzwań budowania składu i dziennych zadań, ale też pieniądze co mniej cierpliwych i bardziej podatnych na hazardowe praktyki odbiorców, muszę przyznać, że i tutaj pojawiło się parę zmian na mały plus. W końcu powstała alternatywa dla ligi weekendowej skierowana do tych raczej casualowych graczy, zapewniająca szereg nagród, ponadto dorzucono cykliczne turnieje, nie tylko urozmaicające rywalizację poza Rivalsami, lecz także gwarantujące kolejne paczki czy premie.

Bądźmy chłodni jak Cole Palmer i zachowajmy spokój.

Gołębie na stadion już nie wrócą

Jeśli jednak miałbym powiedzieć, co najbardziej cenię w grze FC 26, powiedziałbym, że momenty, w których ją wyłączam. Wtedy i głowa czystsza, i sumienie zdrowsze, i nerwy na smyczy, i marzenia o wyjątkowym symulatorze piłki nożnej jakby żywsze. EA Sports znalazło nową ścieżkę, ukierunkowało rozwój Ultimate Teamu, który mi nie w smak (ale całemu światu – raczej – odpowiada), i rozpoczęło remont zabawy solo, jednak ten potrwa pewnie jeszcze parę lat.

I choć pewnie zaglądnę po drodze sprawdzić, jak tam prace robotnicze przebiegają, tak wydaje mi się, że mój wieloletni, intensywny, nieco toksyczny związek z Fifą i FC raczej się zakończył. Zostańmy przyjaciółmi, na wszelki wypadek zmienię tylko numer telefonu.

PODSUMOWANIE: EA Sports chce zadowolić wszystkich, przez co FC 26 stoi w rozkroku pomiędzy dwoma trybami reprezentującymi inne skrajności. Dobrze, że twórcy próbują, gorzej, iż efekty prac na ten moment raczej rozczarowują.

OCENA: 6+

PLUSY:

  • to dalej jedyny sensowny wybór w gatunku na rynku
  • wyraźnie wolniejszy i ukierunkowany na taktykę tryb autentyczny
  • turnieje jako urozmaicenie Ultimate Teamu
  • parę realistycznych nowości w karierze menedżera

MINUSY:

  • tryb rywalizacji to kwintesencja tiktokowego horroru
  • fatalna AI w defensywie
  • dziwne zachowanie bramkarzy
  • Ultimate Team dalej nastawiony na wyciąganie kasy z graczy