Nintendo i „Echo postępu” – dlaczego Zelda stała się główną bohaterką dopiero po 38 latach?

Przeczytaj też naszą recenzję The Legend of Zelda: Echoes of Wisdom.
Przedsiębiorstwo z Kioto cechują pewne przywary, które zmieniają się powoli albo nie zmienią się już wcale. Mamy 2024 rok, a na konsoli Nintendo nadal nie odpalimy Netfliksa i nie zagramy w tytuły ekskluzywne po polsku. Switch czaruje pomysłowością, ale już w dniu premiery był przestarzałym sprzętem. Trudno nie traktować tego jako wad, niemniej w dzisiejszym gamingu zacofanie wiąże się także z zaletami – prawdopodobnie upłynie jeszcze trochę czasu, zanim Wielkie N wypuści urządzenie do grania pozbawione jakiegokolwiek czytnika nośników fizycznych.
Równie ospałą, co uroczą odpowiedź na ulegające transformacji trendy dało się zaobserwować w przypadku wprowadzenia płatnego abonamentu na rozgrywki sieciowe – kilkanaście lat po Microsofcie. Przykładów znalazłoby się więcej. Choć jednak aspekty technologiczne czy biznesowe są istotne, nie im poświęcam ten tekst, a przyczynom opóźnionych reakcji na zmiany; sferze bardziej obyczajowo-społecznej, aniżeli techniczno-ekonomicznej.

Księżniczka znajduje się w innym zamku
Przez prawie cztery dekady Link wybawiał Zeldę, a teraz ona ocala nas. Musiało minąć 38 lat, aby Nintendo zrealizowało marzenie fanów o wcieleniu się w tytułową dziewczynę, która w Echoes of Wisdom wyręcza odzianego w zieloną tunikę wojownika w ratowaniu świata (mowa o głównej serii, nie o spin-offach pokroju Hyrule Warriors, gościnnych występach m.in. w Super Smash Bros. czy wyrobach zeldopodobnych rodem z Philipsa CD-i). Etatowy obrońca królestwa miał powody, by odczuć zmęczenie. O ile pierwszych, ośmiobitowych odsłon cyklu nie sposób traktować inaczej niż jak prehistorię, o tyle trzeba przyznać, że z wydanej w 1986 roku „jedynki” da się czerpać przyjemność nawet obecnie (zwłaszcza na bardzo małym ekranie zeldowego Game & Watcha), czego niestety nie można powiedzieć o okropnej i ledwo grywalnej Zeldzie 2.
Dopiero SNES-owa część trzecia (A Link to the Past) ukształtowała formułę, za którą do dziś kochamy cykl o władzy, odwadze i mądrości, czyli dualizm krainy Hyrule, podróże w czasie, pomysłowe gadżety, metroidvaniową strukturę oraz świetnie zaprojektowane lochy. Kontynuacje z tym eksperymentowały – Ocarina of Time (1998) przeniosła sprawdzone rozwiązania w trzeci wymiar, a Majora’s Mask (2000) opowiedziała nam kwaśną wersję „Dnia Świstaka” Harolda Ramisa.

Z kolei w cel-shadingowym Wind Wakerze (2002) żeglowaliśmy po Wielkim Morzu niczym Kevin Costner w „Wodnym Świecie”, podczas gdy w posępnym Twilight Princess (2006) przeobrażaliśmy się w wilka. Wreszcie Skyward Sword (2011) zabierał nas w przestworza, natomiast otwartość Breath of the Wild (2017) była odpowiedzią Eijiego Aonumy na sukces Skyrima i gier Ubisoftu. Seria ewoluowała, ale protagonista zawsze pozostawał ten sam: niemy wojownik dzierżący miecz i tarczę. Heros Czasu, Wichru, Zmierzchu, Niebios i Dziczy – japońskie wcielenie sprawczości.
Rok 2019, E3 – Nintendo prezentuje pierwszy zwiastun Tears of the Kingdom. Zelda i Link przemierzają mroczne labirynty pod salą tronową, gdzie znajdują tajemniczą mumię. Trup budzi się, a po chwili widzimy unoszący się w powietrzu zamek. Fani są przekonani, że tym razem na pewno zagramy Zeldą. Dlaczego? Bo na trailerze… ma ona krótsze włosy niż zwykle. Należy tu zwrócić uwagę, że Japończycy już w podobnym do filmowego „Obcego” Metroidzie osadzili kobietę w roli głównej, co w latach 80. szokowało odbiorców. Zeldzie jednak bliżej do Peach, która swoją drogą też dopiero w marcu 2024 roku dostała pełnoprawny tytuł, niż do Samus.

Ganondorf jest mizoginem
Jeszcze szerszego kontekstu dotychczasowym losom dwóch najważniejszych księżniczek gamingu nadaje raport Światowego Forum Ekonomicznego z 2023 roku, poświęconego równości płci. Japonia zajęła 125. miejsce ze 146 państw. Niżej znalazły się tylko stolice patriarchatu z Turcją, Iranem i Arabią Saudyjską na czele (Polska uplasowała się na 60. pozycji). Ojczyzna Ganondorfa jest zatem krajem nowoczesnym, ale nie liberalnym, a dynamicznie postępujący rozwój technologiczny nie idzie tam w parze z pozostającym w tyle tempem emancypacji kobiet.
Właśnie m.in. z tego powodu minęły ponad trzy dziesięciolecia, zanim Zelda i Peach dostały swoje gry. Wcześniej główne role w najważniejszych produkcjach Nintendo obsadzano zazwyczaj facetami: Mariem, Luigim, Wariem, Yoshim, Donkey Kongiem, Foksem McCloudem czy Kirbym(*). Nawet w pierwszych częściach Pokémonów, w których tworzyliśmy własnego trenera, byliśmy skazani na granie chłopcem. Zdecydowana większość odsłon Zeldy powstawała, gdy przez Stany Zjednoczone i Europę przechodziły trzecia i czwarta fala feminizmu. Kropla drąży skałę i wszystko wskazuje na to, że rewolucja kulturowa z czasem zaczęła – w niewielkim stopniu – przenikać również na Wschód. Parafrazując klasyczne słowa z Super Mario Bros.: gracze są (także) w innym zamku. Nie tylko w Japonii.
(*) Tylko w tłumaczeniach – w wersji japońskiej różowy stworek nie ma określonej płci.

Triforce, czyli władza, siła i odwaga w rękach kobiet
Nintendo w końcu dosięgły wiatry zmian. Żeby je w pełni zobrazować, wystarczy prosty eksperyment myślowy: jakie cechy chciałbyś ukształtować u swojego dziecka, gdybyś został rodzicem? Dwie dekady temu najczęściej usłyszelibyśmy, że byłoby dobrze, gdyby syn odznaczał się odwagą, siłą i mądrością, a córka uprzejmością, uległością i uczynnością. Oczywiście na Zachodzie już dawno uznano przypisywane wstępnie mężczyznom cechy za bezcenne w życiu każdego, bez względu na płeć, wiek, pochodzenie czy wykształcenie. Wielkie N zdawało się to częściowo rozumieć, bo Zelda w grach zawsze symbolizowała mądrość (Wisdom), niemniej Japończycy notorycznie zamykali dziewczynę w wieży, każąc jej czekać na rycerza na białym koniu.
Dlatego właśnie uosabiający odwagę Link (Courage) zwykle ratował świat przed deprawującym działaniem władzy, czyli Ganonem (Power). Uległość pozbawia sprawczości i daje miejsce na opresję oraz przemoc; przeciwstawić im się może tylko ktoś silny i wyzbyty strachu. Ktoś taki jak eksploatowany przez dekady, niemal mitologiczny heros albo (wreszcie!) obdarzona wielką mocą i odziana w szaty rewolucji obyczajowej księżniczka z Echoes of Wisdom. Kiedyś byłoby to nie do pomyślenia, dziś stało się możliwe m.in. dzięki Tomomi Sano, czyli pierwszej kobiecie w historii mającej bezpośredni wpływ na kierunek, w jakim podążyła gra z cyklu The Legend of Zelda.

Legenda o grach wideo
Największą wartością baśni bezsprzecznie jest ich uniwersalność, dzięki której bardzo łatwo odniesiemy je do rzeczywistości. W tym przypadku my, gracze, weszliśmy w rolę nieustępliwego Linka, natomiast seria The Legend of Zelda – księżniczki uwięzionej przez stojące na straży pradawnego porządku Nintendo. Uwolniliśmy Zeldę, a teraz ona ratuje nas. Inne okazuje się tylko niebezpieczeństwo – królestwu Hyrule (branży) zagraża wielki kataklizm (kryzys), zwiastowany przez budzące się demony (stworzone w Excelu gry-usługi, sztuczna inteligencja oraz antykonsumenckie praktyki wielkich korporacji). Wybawczyni nie dość, że może pochwalić się odpornością na zepsucie, to ma unikalną umiejętność wykorzystywania atrybutów oponentów przeciwko im samym.
Echoes of Wisdom unaocznia sztampę współczesnych gier oraz częściowo odrzuca tradycję (tarczę i miecz). W zamian daje nam znacznie więcej niż to, co oferowały dawne odsłony serii. Efekt? Gra okazała się powiewem świeżości w blisko 40-letniej sadze, a swoją kreatywnością deklasuje większość dużych produkcji ostatniego czasu. Nad królestwem znowu zaświeciło słońce i wszyscy jego mieszkańcy będą żyli długo i szczęśliwie. Zło przegrało. Koniec.
Czytaj dalej
17 odpowiedzi do “Nintendo i „Echo postępu” – dlaczego Zelda stała się główną bohaterką dopiero po 38 latach?”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Samus, która jest główną postacią w znanej serii od Nintendo od niemal 40 lat to „wyjątek potwierdzjacy regułę”, ale jedna gra z Zeldą w głównym nurcie to już wiatr zmian i „pokonanie zła”
Urocze 🙂
Jeszcze ktoś złośliwy mógłby dodać że Nintendo i tak jest daleko za wspólczesnymi trendami w grach, bo Zelda niekoniecznie jest dziewczyną, tylko osobą o ciele typu B, jak w rimejku dragon questa 3…
Spokojnie, daj autorowi tego tekstu z dwa miesiące to i na to wpadnie 🙂
Całkiem zabawny tekst, jeśli się go potraktuje jako parodię mentalności przeciętnego studencika gender studies. Szczególnie końcówka tekstu zacna, zdrowo się uśmiałem. Ehh gdyby tylko nie ten wredny metroid, to by lepiej wyglądało, co nie, autorze? Chociaż tyle, że o Super Princess Peach wszyscy już chyba zapomnieli, więc można bezpiecznie wysunąć tezę że zrobienie gry z Zeldą jako główną bohaterką to jakiś powiew zmian (a nie gazów z tyłka redaktora). Szkoda też, że u japończyków już w latach 90 pojawiły się takie postacie jak Celes z Final Fantasy VI, Lucca czy Ayla z chrono triggera, albo np. Aya z parasite eve, naprawdę ubolewam, bo przez te silne postacie kobiece które nie wpisywały się w stereotypy trudno bardziej się wychylić i napluć na całą japońską branżę gier i niestety, trzeba ograniczyć się tylko do powołania na raport WEF, za którym swoją drogą ciągną się kontrowersje.
No to żeś się wypróżnił na tekst i autora, a może trochę spokojniej? O samej kulturze Japonii było dość niewiele, tak jak i o całym gamedave’ive. To był tekst o Nintendo, jednej z największych tamtejszych marek i jej niechęci do choćby małych zmian. Autor zapomniał również, że w US wersji Super Mario bro. 2, też można było zagrać Peach, ale to też zagmatwana historia nie dotycząca nawet rynku Japońskiego, tam Peachką nie zagraliśmy. Super Princess Peach? Widziałeś to? Mario już miał wtedy Sunshine! Nie żeby teraz Zelda czy Peach dostały jakieś wypaśne tytuły. Gdzie im do Odyssey czy Breath of the Wild. To na prawdę jest powola ewolucja. W artykule akurat było o postaciach kobiecych, trudno trochę genderowo, ale jak chcesz więcej dowodów sprawdź choćby historię stroju kąpielowego Mario i jego sutków [Sic!].
[Sic!] się tak nie używa.
O! To mnie odpowiedzią zmiażdzyłeś. Cały cel mojej repliki.. Jakiś przecinek też źle postawiłem? Ale dzięki, zawsze warto sobie odświerzyć stare schematy. Zresztą użyłem go w znaczeniu „Czasem chodzi także o uwagę umieszczaną po podaniu zaskakującej informacji (źródło: Obcy język polski)”. Chyba, że dla Ciebie sutki Mario to norma.
Oh, w żadnym wypadku nie miałem zamiaru wchodzić z tobą w jakąś polemikę, zwróciłem ci z tym [sic!] uwagę bo to mój taki mały pet peeve. Za dużo sobie dopowiedziałeś. Poza tym nie musisz szukać sensu po jakichś blogach, wystarczyło sprawdzić co to znaczy z łaciny.
Radzę pójść na terapię. Nigdy nie wiadomo, kiedy małe zmieni się w duże.
😂
A myślałem, że w kategoriach „najbardziej indoktrynowanego autora”, „najgłupszej publicystyki” i „ogólne odklejenie” już nic się w tym roku nie zdąży zmienić, a tu patrz…
Drogie CD-Action – za takie teksty, to Cezary Wam powinien wierszówkę zapłacić.
Zgadzam się, że w Japonii jest pewien problem jeśli chodzi o kobiecą płeć (te wszystkie awanse w „bok”, szkoły do bycia dobrą żoną), tak mam zastrzeżenie do części „gejmingowej” tekstu.
Raz, brakuje mi jakiegoś porównania, jak to wyglądało w latach ’90-’00, a jak to wygląda dzisiaj. Albo krótkiego wypisu, ile współczesnych gier N zawiera postacie kobiece i w jakiej roli.
A dwa, nie wiem, czy czepiania się Nintendo nie jest trochę na wyrost? W tym sensie, że ich portfolio to chyba prawie same platformery, gdzie fabuła i „wewnętrze” bohatera jest całkowicie marginalne?
Tekst powinien bronić się sam, więc daruję sobie polemikę. Rozumiem, że część z was się z nim nie zgadza. Wszystko spoko – nie mam z tym najmniejszego problemu. To, że niektóre wasze wypowiedzi są trochę niekulturalne, w gruncie rzeczy też nie jest moją sprawą; doskonale wiedziałem, na co się piszę. Ubolewam tylko nad tym, że KUBABYK nie doprecyzował, z kim rywalizowałem w wymienionych przez niego kategoriach 🙂
Nie musisz sobie nad tym głowy łamać, bo wygrałeś buziaczku :-* jak się kiedyś spotkamy to podstawie Ci Appletini w nagrodę. Cheers
A co to za odklejone buziaczki?! Hurdur indoktrynacja!
Tak… Ewidentnie powinieneś wrócić do pisania newsów.
Taki właśnie był zamiar i tak też uczyniłem, Panie Prezesie 🙂