Cinder City, czyli Koreańczycy robią swoje The Division, ale w stylu MMO. Czy ma to sens? [JUŻ GRALIŚMY]
![Cinder City, czyli Koreańczycy robią swoje The Division, ale w stylu MMO. Czy ma to sens? [JUŻ GRALIŚMY]](https://cdaction.pl/wp-content/uploads/2025/08/20/aafa5466-63ea-4301-9dc3-ed0296edb448.jpeg)
No to wszystko jasne. Gra, która funkcjonowała do tej pory pod kryptonimem LLL, okazała się taktycznym shooterem MMO o nazwie Cinder City. W jego ramach zobaczymy zaś futurystyczną wersję stolicy Korei Południowej.
Przyszłość i… niekoniecznie ludzie
Zabawę zaczynamy w roku 2037, czyli – sugerując się informacjami z prologu, który widziałem – na 15 lat przed wydarzeniami opowiadanymi w dalszej części gry. Rzeczywistość Cinder City stanowi dość oryginalny na pierwszy rzut oka miks niedalekiej przyszłości z wizją znacznego postępu technologicznego i wydarzeń, które sprawiły, że stolica Korei została opanowana m.in. przez bliżej nieokreślone „dziwne formy życia” i objęta kwarantanną. I w tymże mieście udajemy się na pokład jednego ze śmigłowców desantowych.

Misja dotarcia do placówki badawczej oczywiście szybko bierze w łeb, jednak nam udaje się wyjść cało z opresji. Wyposażeni w futurystyczny kombinezon Rycerza, czyli takiego superwojaka przyszłości, spadamy na Seul jak grom z jasnego nieba. Całkiem dosłownie zresztą, bo silnik na plecach ostatecznie hamuje upadek tuż nad ziemią.
Witamy na dzielni
Pierwsze kroki w Cinder City wyraźnie przywołują na myśl wspomnienia choćby z The Division. Tyle że tutaj zdewastowane wielkie miasto – przynajmniej we fragmencie, który widziałem – prócz piętna slumsów nosi wyraźny ślad zaawansowanej technologicznie przyszłości. W istocie więc lawirujemy sobie pomiędzy typowymi oprychami a futurystycznymi działkami. Pomaga w tym wyposażenie taktyczne naszego Rycerza: broń w liczbie dwóch długich giwer i jednej krótkiej, a także dodatkowe zabawki. Tutaj do dyspozycji mamy np. granaty, ale i garść gadżetów w postaci choćby tarczy energetycznej czy dodatkowych rakiet.

Walka jest… cóż, nie taka, jakiej się spodziewałem. Stawiałem raczej na zręczność i akcję, a dostałem coś, co w sumie wymaga jakiegoś tam skilla. Kamera zachowuje się dynamicznie, na ogół jest zawieszona za naszym bohaterem, ale podczas strzelania z karabinu zbliża się do jego ramienia, a gdy mierzymy ze snajperki – obejmuje już tylko sam celownik optyczny. Innymi słowy, ołowiem grzeje się tu w sposób zbliżony bardziej do tych ambitniejszych tytułów niż typowych akcyjniaków. Czuć to również w rozrzucie, jakim charakteryzuje się nasz arsenał. Jednocześnie sam cel naszej zabawa to już dość typowe dla MMO odhaczanie questów poprzez łażenie od sektora do sektora, a następnie czyszczenie każdego z nich z przeciwników wyskakujących z kontenerów czy innych skrytek. Plus aktywowanie kolejnych przełączników. Ot, standardzik – tyle że ładnie wygląda.

To dopiero intro
Gra działa na silniku Unreal Engine 5, co przekłada się na świat pełny detali, choć wciąż w pewien sposób umowny i miejscami uproszczony. Niemniej to ostatnie wynika nie tyle z technologii, co raczej z rodowodu MMO. Zważcie jednak, że wszystko to, co napisałem, opieram w istocie na wstępie do właściwej gry. To po pierwsze. Po drugie premiera przypada dopiero na 2026 rok. Jak ktoś lubi tego typu klimaty, to pewnie może śledzić z zainteresowaniem. Pytanie tylko, czy gra ostatecznie okaże się strawna dla europejskiego odbiorcy. Wiadomo wszak, że Azjaci mają jednak do tego rodzaju produkcji nieco inne niż my podejście.
Czytaj dalej
2 odpowiedzi do “Cinder City, czyli Koreańczycy robią swoje The Division, ale w stylu MMO. Czy ma to sens? [JUŻ GRALIŚMY]”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
The Division też w założeniach nie było singlowe, a singlowało mi się w nim całkiem fajnie, więc może tu będzie podobnie. Pożyjemy, zobaczymy.
Jak czytam, że gra polega na oczyszczaniu kolejnych sektorów (i że robi to firma dla ncsoftu), to jednak wyobrażam sobie, że singlowo szybko będzie nuda i cała frajda będzie leżała właśnie w zbiorowym strzelanku.