[Felieton] Smuggler robi Masę
![[Felieton] Smuggler robi Masę](https://cdaction.pl/wp-content/uploads/2021/11/19/0f03d9c9-de71-46a7-8e8d-bd0904c103b6.jpeg)
###
Nie wiem co mnie siekło, ale ponownie zaliczyłem ostatnio całą trylogię Mass Effect.
UWAGA: TEKST ZAWIERA MASĘ EFEKTOWNYCH SPOILERÓW. ZOSTAŁEŚ/AŚ OSTRZEŻONY/A
Najbardziej zdumiało mnie, jak bardzo zestarzała się część pierwsza. I nie chodzi nawet o nieco dziś kulejącą grafikę czy porażającą pustkę i powtarzalność lokacji (zbudowanych jak z klocków, z ledwie kilku elementów). Doszedłem do wniosku, że Mass Effect podobał się mi głównie dlatego, że jeszcze nie wiedziałem jakie dobre (i inne…) będą jego następne części. A z tej perspektywy pierwszy „Efekt Masy” to była tylko wprawka, na zasadzie „czy ktoś wie dokąd jedziemy, bo my sami jeszcze nie bardzo”.
Chłopaki nie bardzo wiedziały, czy robią „uczciwego RPG-a”, czy też może „grę akcji z elementami RPG”. I w efekcie wyszło im coś, co nie zadowoli fanów „starych, dobrych erpegów” (bo za proste), a fanów strzelania zirytuje koniecznością ciągłego „dziubania” w rozmaitych statystykach. Stąd Mass Effect troszkę mnie zmęczył przy ponownym podejściu, gdyż z perspektywy lat to jednak strzelanka z ambicjami, lekko podlana sosem z erpega, napędzana całkiem niezłą przecież fabułą. I wszystko, co odciągało mnie od eksterminacji i klikania w kolejne dialogi, odbierałem negatywnie. Gdybym dziś miał ocenić grę jako całość, zapewne dałbym (po namyśle) góra 8/10. I jeszcze ten polski akcent, czyli nieustannie bluzgający w wersji PL Wrex…
Część druga. Tu już widać, że twórcy dokonali wyboru – „to będzie gra akcji”. Znaczące ograniczenia elementów RPG zostało bardzo negatywnie przyjęte przez sporą część graczy, ale samej grze zdecydowanie wyszło to na dobre, podkręcając jej tempo i „flow”. Niepotrzebnie za to wstawiono nieco elementów stricte zręcznościowych (hacking!). Skanowanie planet mnie autentycznie bawiło, choć po mniej więcej 124 komunikacie „sonda wystrzelona” w czasie dwóch godzin (nic nie poradzę, MUSIAŁEM mieć 30.000 irydu i już) chętnie udusiłbym EDI. (Swoją drogą udusiłbym też tego, kto zaakceptował aktorkę dubbingującą Mirandę). Fabuła – choć zaczynająca się od prawdziwego trzęsienia ziemi – trochę z czasem siada, sprowadzając się do „przed wyruszeniem w samobójczą misję skompletuj drużynę i ulepsz statek”. Tym niemniej rzec trzeba, że owe tworzenie naszego zespołu swój urok jednak miało. Finalna misja – gdy grałem pierwszy raz – kopała tyłek, ale z perspektywy Mass Effecta 3 i misji „londyńskiej” dziś wydaje się nietrudna i wyprana z prawdziwych emocji. Doceniam, że autorzy nie poszli na łatwiznę i spora część mej drużyny poszła w ME2 do piachu. W końcu lajf jest brutal, a moja Shepard miała charakterystykę „po trupach do celu”. Bez wahania daję dziś tej grze 9/10, a pewnie 9+ też by przeszło. Dychy dziśbym nie dał, z jednego prostego powodu – bo znam coś lepszego – Mas Effect 3.
Tu grę jeszcze bardziej uproszczono (żadnych skanów planet za pomocą dziesiątek sond, żadnego „hackowania”, a drzewo rozwoju to już raczej tylko „szelki rozwoju”). Ot, czysta akcja z krótkimi dialogami i symboliczną RPG-owością, czyli taki growy odpowiednik filmu „Die Hard: Reapers”. Ale powiem wam, że dającej – miejscami – taką „wczuwę” strzelanki ze świecą szukać od czasów pierwszego Modern Warfare. Wspomniałem już misję londyńską – sama obrona rakiet Thanix to już była IMO przeginka, ale to co się działo chwilę wcześniej – czapki z głów. Takiego gęstego klimatu nie spotyka się często.
Co mnie wkurzyło? Zakończenie. A dokładniej – nowe zakończenie, które po fochach graczy dorobiono. OK, to i owo w nim wyjaśniono, ale też maksymalnie spieprzono (by nie wyrazić się dosadniej…) jedną rzecz. W oryginalnej finalnej misji giną wszyscy wybrani przeze mnie do tego zadania członkowie drużyny. To bolało, ale też byłem świadom przed jej rozpoczęciem, że lekko nie będzie. No proszę ja was, jak się stoi obok płonącego reaktora w Czernobylu, sypiąc na niego piasek łopatą, to trzeba się liczyć z tym, że na katarze się nie skończy… Dlatego wybrałem do owej misji tych, których lubiłem najbardziej. Bo jeśli „będziemy jeść kolację w piekle” to chociaż w dobrym towarzystwie. W nowej wersji dołożono idiotyczną scenę ewakuacji naszych kompanów (Żniwiarz trzaska promieniem, wszystko płonie i wybucha, a tu ląduje sobie Normandia, zabiera rannych „naszych” i starcza jeszcze czasu na łzawy dialog pożegnalny).
Do tego z ciekawości wybrałem zakończenie „synteza” i na widok Żniwiarzy niczym mrówki krzątających się przy odbudowie przekaźników i Londynu wydałem z siebie mnóstwo nacechowanych sarkazmem odgłosów. Zaprawdę, opcja czerwona, czyli „wszystko idzie się…” plus perspektywa powrotu do epoki kamiennej (omalże) z zakończeniem cut-scenki w momencie gdy otwierają się drzwi Normandii (ktoś przeżył – ale kto?), plus lekka nutka nadziei na koniec, pasowała mi dużo bardziej. Bo mogłem snuć rozmaite spekulacje i domysły, a nie mieć wszystko podetkane pod nos. Ale wiem, że „w temacie zakończenia ME3” należę do mniejszości, która się nie zna i nie ogarnia jak bardzo skopano tę grę. 🙂
Z drugiej strony nie będę ukrywał, że i owszem, niektóre rozwiazania fabularne (motywy działań Żniwiarzy „niszczymy ludzkość, aby ocalić ją przed zagładą”, czy Dziecko-Katalizator, plus parę innych „kwiatków”) delikatnie rzecz ujmując budzą me zdziwienie. Jasne. Ale jako całość – palce lizać. I od ręki daję jej dziś 9+, a całemu cyklowi 10/10. Bo to najlepsza komputerowa space-opera, jaką w życiu widziałem. A kto wie czy nie najlepsza, z jaką w ogóle miałem styczność. Ta gra po prostu budzie emocje. I to jak!
PS. W temacie „związków partnerskich”, to okazuje się, że można przejść dwie z trzech części ME3, nie lądując w łóżku z kimkolwiek, gdy się tego nie chce.
Czytaj dalej
198 odpowiedzi do “[Felieton] Smuggler robi Masę”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Malva Mi chodzi bardziej o to że ME gra która była budowana i reklamowana w oparciu o wybory stawiane przed graczem nie konfrontuje go z konsekwencjami tychże. Co potwierdza właśnie to co napisałaś że od złego do dobrego jeden mały krok i można zmienić się w mig nawet na przestrzeni jednej rozgrywki co dodatkowo zaciera i tak mizerną granicę pomiędzy opcjami gdyż przy wyborze zamiast rozgałęzienia dalej jesteśmy na tej samej linni i tu jest cały problem gdyż BioWare zamiast kilku realnych wyborów
Nie wiem czemu ludzie narzekają na zakończenie z EC. Wbrew pozorom ma dużo sensu, tylko trza wziąć pod uwagę że dzieciak patrzy na wydarzenia inaczej niż pierwsza rasa która stworzyła go. Jak się popatrzy na to wszystko z ich punktu widzenia to zaczyna to mieć sens. Aż mi zaczęło ich być szkoda kiedy ich słuchałem :/
zarzuca gracza masa drobnych nieznaczących wyborów . Smuggler pisał że decydujemy o losach galaktyki ale jakie to decyzje skoro pomagając danej rasie lub nie i tak otrzymamy pomoc tylko będzie ona warta mniej punktów gotowości po części właśnie ten system gotowości rozbija finałową część. O samym zakończeniu trylogii się nie wypowiadam bo po prostu gry nie skończyłem była tak słaba że zwyczajnie nie starczyło mi sił na jej skończenie ia po kolejną jak się pojawi na pewno nie sięgnę
@Michapod – rozumiem twój punkt wiedzenia, ale mnie podoba się ta swoboda bycia kim chcę. Cieszy mnie ta możliwość, bo tak bywa w życiu. Dzięki temu postać staje się bardziej ludzka, a ja mogę rozegrać każdy scenariusz tak jak ja chcę – bo na tym ta gra polega. Zgadzam się też z tym, że koniec powieści nie jest tym co ja bym chciała zobaczyć, też mi brakuje w serii pewnych wyborów i wyraźnej granicy konsekwencji – jednak, jak w życiu, nie można mieć wszystkiego, zwłaszcza kiedy talent dostaje się pod EA.
Pozostaje nam czekać no nowe ME. Oby dało na jeszcze więcej swobody i odcieni szarości. Stare ME czas pozostawić takie jakie jest. Ewentualnie wgrać moda z zakończeniem bez kosmicznego dzieciaka (swoją drogą, kawał niezłej roboty – mogło by być jedną z WIELU opcji w oryginalnej grze).
Michapod – pomagasz rasom, bo pomagasz. 🙂 Dajesz przezyc Raknii albo nie, leczysz Krogan albo nie, unicestawiasz Gethow lub Quarian – tak po prostu. Ja tez dyskutuje z toba nie dlatego, ze mi to da jakas korzysc czy przelozy sie na zbawienie lub potepienie. To jest zycie, dzialasz bo zyjesz. W ME podobal mi sie pewien fatalizm – ze jednostka moze duzo, ale i tak nie zmieni wszystkiego. A do tego gra sie skonczyla a ja siedzialem i myslalem, rozwazalem decyzje i wybory etc. Jak nigdy. Za to ja lubie.
Albo grasz dobrze i nie unicestwiasz ani Gethow ani Quarian 🙂
Jak wybierzesz jedno z zakończeń to i Gethy unicestwisz 🙂
A ja Wam powiem tak – nie grałem w żadną z części, ale myślę, że kiedyś zaopatrzę się w wydanie „Game Of The Year Edition” i się za to cudo zabiorę 🙂 . Ale, jak już to na konsoli.
Powiem tak- trylogia jako całość podobała mi się bardzo. Mimo różnych nielogiczności. | |Ale mimo całej sympatii do serii nie jestem w stanie wybaczyć im tego, co zrobili z zakończeniem 3. Ani tym podstawowym, ani tym bardziej tym „DLCkowym”, bo tego już nawet kiczem nie można nazwać. Jak podstawowe było „tragiczne ale piękne” i przy okazji nic nie wyjaśniające (mimo przedpremierowych zapewnień, że wszystko począwszy od 1 wyjaśni), tak rozszerzone, to już taki mindfuck, że ja za to podziękowałem i wyszedłem
A ja skwituję to tak: czekam na Mass Effect 4 (lub Mass Effect 5 jeśli nagle ME4 okaże się prequelem) i zobaczę na żywe oczy, czy mój „czerwony” wybór był trafny, czy raczej trzeba było uderzyć w syntezę i zabić się…
@ mightydong – dziwne pojecie „grasz dobrze”. Gram tak, jak podejmuje decyzje. Bez sensu jest zrobienie czegos „na sile” bo dzieki temu ktos ocaleje. W dwojce gry gralem drugi raz moglem ocalic jedna postac ale nie chcialem – klocilo sie to z moim wyborem. No i moja Shepard miala zasade „po trupach do celu”. Lajf is brutal.
Gethowie jako maszyny mieli umrzec 🙂 nie mialem cisnienia by ich ocalic. Dlaczego wiec mialbym do tego dazyc, zeby „wymaksowac” gre? Nie gram dla aczikow itd. a dla siebie, dla swej przyjemnosci. Gethy do piachu i juz. (Choc Legiona lubilem, nie powiem).
@Smuggler – Jeśli zaczynam jako Paragon lepiej bym skończył jako prawdziwy idealista, czy moje decyzje muszą wpłynąć na moją osobowość czy nieugięcie mam bronić idei, w którą wierzę? Życie nie jest takie proste, jak gra ale jeśli da się zrobić wszystko dobrze może lepiej do tego dążyć. A tak poza tym grając jako Renegade czuję ciężar decyzji. Pozdrawiam
A co do zakończenia: „We destroy them or they destroy us” – Admirał Anderson|Cały czas mi to brzęczy w głowie, gdy kończę grę.
To ja proponuję sobie odświeżyć inne produkcję BW i to wcale nie tak dawne(chwile nim przeskoczyli do EA). np Jade Empire. Ja tak zrobiłem i przeżyłem olśnienie jak uderzenie młotem w czerep. Może fabuły ich gier zawsze były naiwne ale przy tym były one LOGICZNE i co najważniejsze NIE TRAKTOWAŁY MNIE JAK DEBILA. Coś było nie jasne to się pytałem npców a nie jak ME3 – jestem zły, jestem dobry, co u ciebie?. Gó@$ne pisarstwo co sie nawet do ukrytej prawdy nie nadaje. O scenariuszu pełnym kardynalnych błędów
…nie wspomnę. Postacie wprowadzane do historii tak z du..y(James Vega, do dziś nie wiem kim on był i co on robił na Normandi. były załogant? przydział?) których gracz nie zna ale musi się określić czy je lubi czy nie. To tylko początek końca bo jakie zakończenie jest każdy zainteresowany widział. Pan hudson powinien wrócić do szkoły pisania bo na scenariuszach to on się nie zna. A mnie pozostał niesmak bo po ME1 zamiast ewolucji w wartką strzelaninę z filmową akcją i świetnie napisaną historią dostałem
… nieco ambitniejsze Call of Duty. Wielka szkoda.
Z tej okazji dajemy do nast cd action trylogie 😀
Dla mnie Mass Effect jest pewnością jedną z najbardziej przereklamowanych gier, przynajmniej w obrębie gatunku gier akcji/RPG. Przyznam nie grałem w drugą i trzecią część, i podobnie jak na Smugglerze, jedynka nie zrobiła na mnie wieliego wrażenia. Ot, dobra gra, ale z lekko zmarnowanym potencjałem: a mianowicie brak jest jakiegokolwiek skradania, zawiodłem się wybierając agenta jako specjalizacje, gdyż sprowadziło się to do tego że mogłem używać snajperek i miałem przeciążanie broni i osłon.
Muszę ze smutkiem stwierdzić że bo tej serii przejechałem sie po całości, miała być epicka przygota pełna ciężkich wyborów i moralnych rozterek podlanych dobrą fabułą i niezłą walką, dostałem nieciekawą strzelaninkę z prostackim podziałem mornalności na dobro i zło, mdłymi dialogami i nudną fabułą. Nie hejtuje że ludzie lubią tą grę – dla miłośników scapce oper to może być naprawde coś dobrego. Problem w tym że gra jest wychwalana jak jakieś głębiokie i poruszające arcydzieło, którym nie jest. Moja opinia.
Kolejna rzecz to mało ciekawe bronie, brak ciężkich, laserowych itd… No ale różne rodzaje amunicji to lekko rekompensowały. Mało ciekawe i oryginalne lokacje, POWTARZAJĄCE SIĘ GORZEJ NIŻ W NISKO BUDŻETOWYCH PRODUKCJACH. Inny zarzut dotyczy uniwersum. Niby mamy dość dużo ras, ale wszystko kręci się wokół ludzi,gethów i żniwiarzy. No znaczący jest jeszcze wątek krogan. O quarianach i asari nieco dowiadujemy się od członków drużyny, niby fajne pomysły na rasy, ale wprowadzone do gry bez polotu. Ode mnie 7/1
A ja znów wypiję do owego niesławnego zakończenia serii. Poprawność polityczna nakazuje powiedzieć, że „Pierwsze zakończenie było świetne, ale lamerscy fani wymusili na BW jego zmianę! Ot co!”. Ale ja SZCZAM na poprawność polityczną o powiem tak: Pierwsze zakończenie było kompletnym dnem, a Extended cut dołożył do tego dna jeszcze metr gęstego mułu… Ja jestem chyba w tej najmniejszej grupie graczy, którym się nie podobały obydwa zakończenia. Po prostu nie o taką galaktykę ja walczyłem…
Mój Shepard najpierw wyrwałby człowiekowi iluzji flaki (mimo, ze ten go kontrolował to znalazłby jakiś sposób) a nie zagadał go na śmierć. Potem odlałby się na tego zawszonego dzieciaka, a na końcu wysadziłby całą cytadelę zębami odlatując w przestrzeń „In the flames of glory”. Niekoniecznie zależałoby, żeby przeżył czy coś. Po prostu nie po to tworzyłem „Taf sademabicza” żeby potem oglądać te beznadziejne dialogi i końcówkę. To dla mnie wielka szkoda. Niemniej jednak pogodziłem się z tym wszystkim jakoś.
Nie wiem, czy wszyscy załapali założenie BioWare, ale Shepard zawsze dąży do dobrego celu. My tylko wybieramy czy podążymy do niej po trupach czy też jako obrońca prawości, czy będziemy mili czy nie. Shepard i tak zawsze będzie dobry. 🙂
cieszę się, że czekają mnie jeszcze te wszystkie historie do poznania. W ani jedną część nie grałem, wszystkie leżą zapakowane w folii na półce, wszystkie wersje premierowe. Myślę, że na dniach odpakuję pierwszą część. Ze względów czasowych nie mogłem sobie pozwolić za bardzo na niektóre tytuły. Mam nadzieję, że naprawdę warto skoro seria ma tak wielką rzeszę fanów.
W sumie to zawsze zazdroszcze ludziom, ktorzy dopiero beda robili to, co mi sprawialo przyjemnosc (nie, nie o TYM mysle 😛 ). Pierwsze czytanie Wiedzmina, czy Mistrza i Malgorzaty, pierwsze odpalenie swietnej gierk, mindfuck w finale KOToRa i takie tam…
Tak jest, 9/10, 9+, 10/10! ale w jakiej kategorii? chyba: samogrający się filmik sci-fi klasy B, w którym widz udaje, że gra 😀
Smuggler to kobieta, więc nie piszemy Smuggler powiedział, ale Smuggler powiedziała.
@Biogen – no tak, tak, juz pokazales jaki jestes hardkorowy i w ogole. Nie musisz sie juz napinac.
Załamuje mnie ilość tytułów pod tekstem. Trzy gry, 50 DLC :/ Ta trylogia to Frankenstein, grając bez DLC poznamy tylko 60% zawartości…
A co sądzisz o DLC?
Smuggler – masz rację. Ja zazdroszczę np. ludziom, którzy dopiero poznają Planescape: Torment, czy Księgę Całości Feliksa W. Kresa.
*nie czytając innych komentarzy … (wiem, wiem, bez komentarza)*|1) Przemytniku, mój Przemytniku! Pięknie żeś przemycił smaczek, kochany i lubiany z innej GameOpery made by Fronczewski! 🙂 |2) Zakończenie ME3 nie podobało się IMO głównie graczom konsolowym, (hehe) bo z zasady wysnutej przez PCetowców, konsolowi gracze lubią prostotę (są ograniczeni, jakkolwiek by to odczytywać).|3) Co do najlepszego strzelakowego RPGa się nie zgodzę. Jednak co do najlepszej sagi strzelankowych RPGów podzielam Twoje zdanie.
4) Ograniczenie ilości znaków w komentarzach to dyskryminacja osób twórczych! ( 😉 )|5) ad. 3) Deus Ex miał tylko dwie dobre części z trzech aby móc konkurować z Mass Effectem. Jednak porównując części pierwsze obu serii (wiem, wiem… Deus Ex to sztuczna saga bo inni twórcy itd) to Deus Ex nadal może wygrać! |6) Miły felieton, zaprawdę zacny. Mam nadzieję, że nadgarstki już nie bolą.|Pozdrawiam|Arotis
@arotis, z tym 2 punktem to żart prawda? Zapraszam Ciebie na wszystkie polskie fora dt. ME (np. Gamewalker) gdzie dyskusje na temat zakończenia trwały (i trwają) na kilkaset stron, gdzie były rozkładane one na czynniki pierwsze i analizowane. I większościom osób zakończenia się nie podobają (są ankiety) nawet po DLC’kach i większość osób, które tam są to gracze PC’towi. Naprawdę polecam wejść na tamte forum, bo chyba tam zostało powiedziane wszystko o fabule trylogii.
@ sebogothic – ja obejrzalem tylko wszystkie czesci Star Wars, nie czytajac 23457 ksiazek osadzonych w tym uniwersum, nie ogladajac komiksow itd. Czyli pewnie poznalem jakies 20% „zawartosci”. I wcale mi to nie przeszkadza.
A interesuje mnie szczegoly fabularne ME poznalem z netu, z gameplayow na YT itd. Nie musialem kupowac DLC (i nie zamierzam).
@Smuggler – I chyba tak zrobię, chociaż miałem nadzieję, że ME3 zostanie wydany w jakiejś zbiorczej wersji ze wszystkimi DLC. Poczekam do września i jak coś takiego nie wyjdzie to kupię samą podstawkę. Obecnie kosztuje 30zł, więc to nie jest jakiś wydatek.|Też trochę mi szkoda, bo ME jako seria szykowała się na wielkie, epickie przeżycie. Ogromna galaktyka, różne rasy. A po ukończeniu dwóch części dostrzegam płycizny. Na dialogi zbyt wielkiego wpływu nie mamy, cały czas natykamy się na te same postacie…
Jakoś Wiedźmin jako seria, wydaje mi się, że porusza poważniejsze tematy, robiąc to przy w o wiele lepszym stylu. I nie narażając się przy tym na śmieszność (pojawiają się takie sceny i tematy, które chyba w BW by nie przeszły). Nie natykamy się przy tym na tych samych ludzi co w poprzednich częściach. Przez to grając w ME czułem się jakbym zamiast w galaktyce grał w zapadłej dziurze. Wiem, że twórcy chcieli pokazać efekty naszych decyzji, ale mam jakiś niedosyt.
@sebogothic Cóż Wiesiek jest RPGiem a nie strzelanką udającą RPG 🙂 to porusza ważniejsze tematy. Cała trylogia ME jest jedną z moich ulubionych serii growych ever. Stawiam ją obok Dragon Age, Resident Evil i Medal of Honor (nawet tych nowych, autentycznie zżyłem się z bohaterami i szkoda mi było jak ginęli Rabbit i Mother). Podobnie jak Smuggie nie rozumiałem, nie rozumiem i nie zrozumiem szumu wokół zakończenia. Podobało mi się pierwotne i nie kombinowałem przy nim żadnymi DLC. Może dlatego że dla mnie
gry są jak interaktywne filmy? 😉 Gdybym miał narzekać na każde niedociągnięcie i każdą głupotę w każdym filmie i grze to nie starczyło by mi czasu na nic innego. Wolę cieszyć się historią taką jak przedstawia ją autor. Jego film/gra/książka, jego wizja i mi nic do tego, on ją tylko pokazuje, może się podobać lub nie ale robienie takiego szumu to przesada.
Most heartbreaking – Tali popełnia samobójstwo po poproszeniu Gethów o pomoc. Sam prawie skoczyłem z balkonu.
@Maiku – dobrze wacpan prawisz. 🙂
@maiku – To dlaczego we wszelkich plebiscytach każda część ME wygrywała jako RPG roku? Skoro twórcy mówią, że to erpeg to ja traktuję serię jako erpega. I seria dla mnie jest dobra, ale daleko za seriami: Gothic, Wiedźmin, TES.
@maikuCóż za koszmarne podejście, traktowanie gier jako „interaktywnych filmów”. Okrutnie spłyca to medium (gracze i twórcy czynią to wespół zespół czy jak się to tam pisze), a to gry stoją ponad innymi mediami (inna sprawa, czy można gry określić jako „medium”), bo mogą je w sobie zawrzeć i nadal być czymś więcej. Gry są aktywne, filmy, książki, muzyka – bierne, co nie znaczy, że złe, tylko po prostu inne i nie powinno się rozmywać ich istoty.
Szlag mnie trafia zarówno przy „interaktywnych filmach”, jak i ergodycznej literaturze 😀 .
@Smuggler – Wreszcie ktoś, kto zgadza się ze mną, że oryginalne zakończenie było lepsze. 😉