Recenzja: The Misadventures of P.B. Winterbottom (PC)

Choć odświeżanie starych pomysłów to w branży gier norma, cała sztuka w tym, by stare rozwiązania były zaledwie fundamentem do stworzenia czegoś nowego; by całość ubrać w niebanalne szaty i przy stosunkowo niewielkich nakładach kosztów sprzedać w odświeżonej formie. Tak narodził się swego czasu kapitalny Braid, wedle takowych założeń powstał Trine i taka też idea przyświecała autorom The Misadventures of P.B. Winterbottom – niebanalnej gry logicznej, znanej do niedawna jedynie posiadaczom Xboksa 360, dostępnej już także pecetowej braci dzięki platformie dystrybucji cyfrowej Steam.§
Siła odmienności
O co tu właściwie chodzi? O zbieranie ciast. P.B. Winterbottom to dość konkretnie zakręcony złodziej. Jego łupem nie padają kamienie szlachetne i inne kosztowności, jeno wypieki właśnie. Przedstawiana w formie dziecięcych rymowanek i statycznych plansz fabuła jest zresztą najmniej istotna. Esencją, a zarazem elementem, który przyciąga do monitora jak magnes, jest szalenie ciekawy koncept rozgrywki, który trywialne skakanie po platformach i przełączanie rozmaitych dźwigni wzbogaca o pakiet oryginalnych umiejętności bohatera. Nasz poczciwy złodziejaszek potrafi tworzyć własne klony, nagrywać sekwencje ruchu i odtwarzać je raz za razem.
Banał? Niekoniecznie. Sęk w tym, że ciasta porozmieszczano w najdziwniejszych miejscach, często mamy wyznaczony czas na zebranie wszystkich, trzeba więc ostro główkować, by tworząc czasem kilka klonów, połączyć całość w określoną sekwencję. Bywa, że porozrzucane po całej planszy łakocie zbiera jednocześnie nawet pięciu bohaterów, to zaś z kolei wymaga perfekcyjnej realizacji uprzednio obmyślonego planu.
Nie za łatwo, nie za trudno
By do zabawy nie wkradł się schematyzm, z czasem wszystko się komplikuje. Nieraz musimy zbierać ciasta w ściśle określonej kolejności, innym razem smakowity wypiek może złapać tylko jeden z klonów, tych z kolei nie możemy tworzyć w nieskończoność (każda plansza ma przypisany odgórnie limit). Rozmaitych wariacji powyższych pomysłów jest tu przynajmniej kilka, więc nudzić się nie sposób.
Gra nie jest przesadnie długa. W zasadzie wszystko zależy od naszego sprytu i pomyślunku, bowiem gdy już wpadniemy na to, co zrobić, zaliczenie etapu zajmuje nam kilkanaście, w porywach do kilkudziesięciu sekund. Rzecz w tym, że najpierw trzeba wykoncypować właściwe rozwiązanie, z tym zaś bywa różnie. Dzieło studia The Odd Gentlemen nie jest katorżniczo trudne, nie zmienia to jednak faktu, że w kilku miejscach potrafi zabić ćwieka i bez myślenia daleko nie zajdziemy.
Z oryginalnym charakterem rozgrywki idzie w parze nietuzinkowa oprawa. Stylizowana na kino nieme grafika odważnie bawi się konwencją, atakując nasze zmysły stonowaną kolorystyką (wszystko bazuje na odcieniach szarości, dodatkowe barwy pojawiają się sporadycznie) i charakterystycznymi filtrami zgrabnie naśladującymi nagranie na starej taśmie filmowej.
Pycha!
W zalewie kioskowej tandety bądź wysokobudżetowych produkcji miło zobaczyć tytuł, który można dostać za grosze, a który przy tym bawi jak najdroższe hity. Jeśli ciągnie cię do niebanalnych projektów, szukasz nowych wrażeń lub po prostu lubisz czasem pogłówkować – bierz w ciemno.
Ocena: 8,5/10
—
Plusy:
Minusy:
Czytaj dalej
9 odpowiedzi do “Recenzja: The Misadventures of P.B. Winterbottom (PC)”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Z okazji sdsdfdsfasdf
Jakoś nie przykuła mojej uwagi .
W-winterbottom? Co za nazwisko… Toż nawet Threepwood się chowa.
Stąd wzięli pomysł?: http:armorgames.com/play/4918/the-company-of-myself
wymaga solidnego| główkowania Powinno być 1 punkcie.
Ja też już to gdzieś widziałem
@sori9|Dzięki za przypomnienie mi skąd znam to klonowanie 😛 Tylko The Company of Myself było jakieś takie poważniejsze niż złodziej wypieków 😉
CDA mogłoby się pokusić o tę grę na cover 🙂 O ile jest taka możliwość… Bo z tego, co widzę, tylko Steam 🙁
ale ta gra jest głupia :[[