2 Komentarze

Back to the Future: Citizen Brown – recenzja

Back to the Future: Citizen Brown – recenzja
"Nadrzędnym celem naszej polityki jest i pozostanie stała troska o poprawę warunków życia i pracy całego społeczeństwa" zadeklarował w wystąpieniu telewizyjnym Pierwszy Obywatel – Emmet Brown. Czy jednak Hill Valley rośnie w siłę, a ludziom żyje się dostatniej – sprawdza TW Papkin.

Back to the Future: Citizen Brown
Wersja testowana: PC, j. angielski
Twórcy: Telltale Games
Cena: 24.95 $ (za zestaw)

Weź „Rok 1984” i „Powrót do Przyszłości”, dodaj model klasycznej gry przygodowej i szczyptę „Mechanicznej Pomarańczy”, a wypisz wymaluj wyjdzie właśnie Back to the Future: Citizen Brown. Po dwóch odcinkach toczących się w latach 20 – Tellale Games poszło na całość i pobawiło się filmowym Hill Valley w dalece większym stopniu. Eksperyment ten dał zaskakujący rezultat. Nowa odsłona jest bowiem jednocześnie i lepsza, i gorsza od poprzedniczek.

Imperialistyczny wróg kusi Cię Coca-Colą

Citizen Brown ma bez wątpienia najfajniejszy start ze wszystkich dotychczasowych epizodów przygodowego Back to the Future. Po „Dorwaniu Tannena” i przypadkowej namieszaniu w losach kilku postaci – współczesne Marty’emu Hill Valley zmienia się w utopijne miasto rodem z orwellowskiego Roku 1984. Rolę Wielkiego Brata w alternatywnej rzeczywistości odgrywa zaś nie kto inny, jak Emmet „Doc” Brown! Ale – jak mawia Cezary Grabarczyk – po kolei…

Podczas powrotu z czasów prohibicji – Doc znika. DeLorean z Marty’m na pokładzie rozbija się zaś o wielki billboard z podobizną pierwszego między równymi – Obywatela Browna. Miasto zostało odizolowane od reszty Stanów Zjednoczonych, a dzięki pomysłowym wynalazkom doktora – pozornie stało się miejscem wiecznej szczęśliwości. Ostatnią z inicjatyw reżimu jest program Obywatel Plus – w założeniach reformujący co bardziej zgniłą tkankę społeczeństwa (Kubrick się kłania). Nie trzeba dodawać, że pod fasadą idealnego porządku kryje się niezadowolenie i tęsknota za wolnością… Oczywiście wszystko podano tu z wyczuwalnym jajem i próżno w grze szukać gorzkiej, orwellowskiej wymowy.

Napięcia społeczne zagrożeniem podstaw ustroju socjalistycznego

Tę odważną wizję chłonie się rzeczywiście z wielką przyjemnością. Produkcja zajmuje nas odsłuchiwaniem rozmieszczonych tu i ówdzie nagrań propagandowych i rozmowami o zasadach rządzących starym-nowym Hill Valley. Po pewnym czasie zadajemy sobie jednak pytanie – gdzie umknął dynamizm znany z poprzedniczek? Brakuje tu sekwencji autentycznie podnoszących napięcie, a iluzja utopii – choćby nie wiem jak się starano – jest ciężka do zaprezentowania w 2 – góra 3 godzinach. Pomimo że ukazane w Citizen Brown Hill Valley jest zdecydowanie ciekawszą alternatywą od tego zanurzonego w latach 20 – nie wykorzystano w pełni potencjału tego pomysłu.

Na plus należy zaliczyć powrót kilku postaci z filmowej sagi. Dobrze jest znów zobaczyć George’a i Loraine McFly’ów, a także punkową wariację na temat Jennifer – dziewczyny Marty’ego. W tę ostatnią zresztą ponownie wcieliła się Claudia Wells, aktorka znana ze srebrnego ekranu. Również zagadki, choć wciąż daleko im do wyzwań, stały się nieco trudniejsze. Naprawdę sympatyczne wrażenie robi (pomimo absurdalnego wyciszenia wioseł) gitarowy pojedynek z nowym chłopakiem Jennifer, który trzeba zresztą rozegrać przynajmniej kilkakrotnie. Zastanawiają za to fabularne niespójności. Ot – dlaczego w roku 1986 może funkcjonować dwóch Marty’ch, ale już tylko jeden Doc?

Literaci do pióra, gracze do myszki!

Przeciekawy zwrot fabularny, mocno średnia realizacja. Gdyby w Obywatelu Brownie działo się tyle co w poprzedniczkach – byłby to z pewnością najlepszy odcinek. W sytuacji, w której większość czasu spędzamy klikając w kolejne opcje dialogowe – całość nieco rozczarowuje. Udźwiękowienie wciąż jest kapitalne (Christopher Lloyd spisał się świetnie przy postaci Obywatela, a i powrót Claudii Wells cieszy), grafika dalej sympatyczna, choć zarazem mocno średnia (ciekawe jak programistom Telltale uda się animacją dinozaurów w Jurassic Park, skoro nie dają sobie rady z biegnącym Marty’m). Największym grzechem trzeciej odsłony „Powrotu” jest brak dynamizmu, co skutkuje tym, że o ile energetyczny Get Tannen! zostawiał gracza z szeroko rozdziawioną gębą i ogromnymi oczekiwaniami – Citizen Brown kończy się leniwie, a wręcz nudno. Tym większe wyzwanie stoi przed czwartym epizodem, zatytułowanym Double Visions, który ma zresztą połączyć obie, poznane dotychczas płaszczyzny czasowe.

Jeżeli nie przekonały cię dwa poprzednie odcinki – i ten nie przekona. To jednak solidna, rzemieślnicza robota i cokolwiek niezły przerywnik przed bardziej „poważnymi” tytułami. Zatem – podróżnicy w czasie wszystkich krajów łączcie się!

Ocena: 6,5

——
Plusy:

  • nowy wspaniały świat
  • powrót kolejnych postaci znanych z filmowej trylogii
  • Minusy:

  • zdecydowanie mniej dynamiczna od It’s About Time i Get Tannen!
  • fabularne niespójności
  • 2 odpowiedzi do “Back to the Future: Citizen Brown – recenzja”

    1. „Nadrzędnym celem naszej polityki jest i pozostanie stała troska o poprawę warunków życia i pracy całego społeczeństwa” zadeklarował w wystąpieniu telewizyjnym Pierwszy Obywatel – Emmet Brown. Czy jednak Hill Valley rośnie w siłę, a ludziom żyje się dostatniej – sprawdza TW Papkin.

    2. Jaki następny epizod?

    Dodaj komentarz