Cofać się do przodu, czyli demaki – co to takiego?

Obserwując narastającą liczbę gier po liftingu chciałoby się zacytować słowa jednej z piosenek popowych lat 90′ – „spojrzeć wstecz – łatwa rzecz”. Remake’i naszych ulubionych produkcji wprost zalewają półki sklepowe, internet oraz punkty dystrybucji cyfrowej. Jako że w dzisiejszym świecie przy każdym plusie musi istnieć również minus, wskutek ciekawych rezultatów inwencji fanów w niemal naturalny sposób powstał nowy termin – demake.
Za autora pojęcia demake uważa się Phila Fisha, który użył go w nazwie wątku na forum strony TIGSource. Najkrócej rzecz ujmując, ów termin oznacza grę będącą odsłoną znanej wszystkim produkcji, która pod kątem oprawy i mechaniki została dostosowana do starszych konsol bądź komputerów (najczęściej ośmiobitowych). Dzięki temu możemy doznać niepowtarzalnych wrażeń związanych z pikselowatą grafiką oraz nieco brzęczącym, acz unikatowym dźwiękiem.
Dystrybucja demake’ów przybiera różne formy. Niektóre gry dostępne są w Sieci w formie flashowej, jako osobne programy lub romy gotowe do emulacji czy też filmiki na YouTube, jeśli projektu nie udało się w pełni ukończyć. Pod kątem produkcji demake’i można podzielić na dwie grupy – tworzone wolontaryjnie przez fanów oraz rozprowadzane w celach zarobkowych przez firmy bądź pojedyncze osoby.
Palmę pierwszeństwa w rozpowszechnianiu nielegalnych demake’ów dzierżą Chińczycy. W związku z wyjątkową, jak na owe czasy, popularnością konsoli NES w Azji wciąż na czarno sprzedaje się za niską cenę kartridże z okrojonymi wersjami wielkich hitów. Dzięki „alternatywnym dostawcom” właściciele NES mogą grać między innymi w Final Fantasy VII, Chrono Trigger, Golden Sun, Legend of Zelda : Minish Cap czy nawet Resident Evil. Oczywiście, jak wspomniałem, proceder sprzedaży podobnych cudeniek jest niezgodny z prawem ze względu na brak posiadanej licencji. Jednakże, mimo bycia z kodeksami na bakier, handel „ściemnionymi” nośnikami nie traci na popularności.
Okazję do zarobku na demake’ach zwietrzyli także dystrybutorzy przenośnych „grajdołków”. Najbardziej widocznym przykładem są smartfony i telefony komórkowe w ogóle. Nieraz zapewne zetknęliście się w prasie z reklamami usług różnych firm, w których za wysłanie SMSa możemy pobrać grę. Nie brakuje praktycznie żadnego głośnego tytułu – jest FIFA, jest Colin McRae, Prince of Persia i sporo innych znanych marek. Coraz szersze kręgi zatacza działalność gamingowa Apple. Na iPodach, iPadach i inne iPhone’ach możemy za mniej lub bardziej skromną opłatą skakać po dachach w Mirror’s Edge, podbijać świat w Civilization Revolution lub bezpłciowo rozmnażać się w Spore Origins. Do demake’ów można de facto zaliczyć również lwią część gier na handheldy, szczególnie PSP, na którym spora część produkcji to zubożone wersje next-genowych blockbusterów.
Ciekawym przypadkiem demake’u była gra Dark Void : Zero wydana w formie cyfrowej kilka miesięcy po „dużym” Dark Void. Gierka rzekomo miała być zachowaną w archiwach Capcomu pierwotną wersją pomysłu, który został zawieszony ze względu na nadchodzącą premierę następcy NES czyli SNES. Dark Void : Zero okraszono charakterystyczną dla minionej epoki oprawą audiowizualną. Ukłonem w stronę tamtych czasów było polecenie na samym początku – gracz musiał dmuchnąć w mikrofon konsolki, co miało odzwierciedlać chałupniczą metodę oczyszczania NESowych kartridży z różnych zanieczyszczeń.
Komercyjny charakter gier technologicznie uwstecznionych bez wątpienia odgrywa istotną rolę, jednak prawdziwym motorem napędowym i siłą demake’u jest społeczność fanów. Zapaleni gracze i programiści stworzyli mrowie małych gier będących odpowiedzią na pytanie „co by było gdyby?”. Miłośnicy udzielający się na forach i portalach poświęconych graniu regularnie publikują rezultaty swojej ciężkiej, często bardzo czasochłonnej pracy.
Tego typu niezależne gry charakteryzują się tytułem, który ukazuje pierwowzór w nieco krzywym zwierciadle – np. Gang Garrison 2 (Garnizon Gangu 2) to nic innego, jak ośmiobitowa alternatywa dla Team Fortress 2 (Forteca Drużyny 2). Anachroniczne odsłony swoich ulubionych serii tworzyli między innymi fanatycy Halo, Call of Duty, Left 4 Dead, DJ Hero, Grand Theft Auto, Half-Life, Counter Strike i bardzo wielu innych. Fanom udało się nawet znacznie poprawić legendarną siódmą część Final Fantasy i technicznie wypadli lepiej od wspomnianych kramarzy z Azji, choć „bezinteresowna” wersja FFVII jest ukończona w niewielkim stopniu.
Niestety, nie wszystkim udało się poprawnie zmierzyć siły na zamiary i stosunkowo dużo inicjatyw odeszło od nas śmiercią naturalną, między innymi Grand Theftendo (wspomniany demake GTA). Choć nie każdemu udało się zrealizować swoją wizję przeszłości, w internecie w wielu miejscach możemy natknąć się na prezentacje pomników gamingu stylizowanych technicznie na NES lub protoplastę blaszaka – ZX Spectrum. Na Speca (emulowanego, rzecz jasna) ukazały się zresztą demake’i pecetowych hitów Mortal Kombat, Doom i Wolfenstein.
Ciekawe, że twórcy demake’ów sięgają czasami bo tytuły bardzo rzadkie, niszowe. Oto demake gry Dark Seed z czasów Amigi, unikatowej, bo grafikę projektował w niej H.R. Giger, twórca postaci Obcych.
Niestety często ich starania puentowane są… powzami sądowymi od właścicieli praw autorskich do tego czy innego tytułu. Taki los spoktał m.in. twórców interesującego demake’u gry DJ Hero, który wyglądał tak:
Choć demake’i są i zapewne pozostaną jedynie ciekawostką, zawsze przyjemnie jest myślami wrócić do czasów NES (po naszemu Pegasus) czy też wielkich, czarnych dyskietek do IBMów. Swoisty czar zawarty w ówczesnych produkcjach powoduje, że uruchamianie ośmiobitowych gier zawiesza w miejscu czas i przestrzeń. Co jest tym bardziej przyjemne, jeśli możemy wcielić się w bohaterów najnowszych przebojów ze szczytów list bestsellerów.
Na koniec, w ramach zadania dla obeznanych – rozpoznacie wszystkie przedstawione tu tytuły?
Czytaj dalej
8 odpowiedzi do “Cofać się do przodu, czyli demaki – co to takiego?”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
fajny news 🙂
Chyba rzadko zdarza się by demaki były naprawdę dostosowane do starszego hardware’u , po prostu grafika i dźwięk są odpowiednio uproszczone by imitować stare gry. Ale przyznam że o wydawaniu prawdziwych demaków na NESa nie miałem pojęcia O.O
@optimus011 – faaaaajnie, też tak chcę. Co do tematu: „demaki” to raczej ciekawostka, na którą uwagę mogą zwrócić jedynie Chińczycy.
FF7 jest beznadziejny, ale przeinaczony HL2 jest w porządku
Adres, który zainstaluje Codename: Gordon na Steam (gra jest darmowa, ale ukryta) steam:install/92
trzeba tylko dodać po dwukropku dwa ukośniki
Polecam Gang Garrison, czyli demake Team Fortress 2
Final Fantasy VII na nes spoko gra.