Recenzja – Golden Sun: Dark Dawn

Golden Sun: Dark Dawn
Camelot/Stadlbauer
Wersja testowana: DS, j. angielski
Na trzecią część Golden Sun trzeba było czekać aż siedem lat – wystarczająco dużo, by oczekiwania względem tej produkcji urosły do absurdalnym rozmiarów. Niektórzy przewidywali, że będzie to najlepsze i najbardziej dopieszczone RPG wydane na przenośną konsolę Nintendo. Niektórzy w tym czasie obstawiali, że równie dobrych gier będzie można spodziewać się dopiero na 3DS-ie. Bardzo długo brakowało wśród tych opinii i prognoz jakichkolwiek głosów krytycznych – Golden Sun: Dark Dawn w zapowiedziach wydawało się być grą idealną. Pięknym, czarującym, rozbudowanym i dopracowanym pod każdym względem japońskim RPG – tworzonym zarówno dla fanów pierwszych dwóch gier w serii, jak i dla przypadkowych przechodniów.
Jednak czy rzeczywiście trzecia część Golden Sun jest w stanie przeskoczyć postawioną przez oczekiwania graczy poprzeczkę? Zaczynam powoli skłaniać się do opinii, że duży „hype” przed premierą może grze tylko i wyłącznie zaszkodzić.
Fabuła, czyli Bardzo Dużo Informacji
Pierwsze, co rzuca się w oczy po odpaleniu Dark Dawn to ogromna ilość tekstu do przeczytania. Z reguły sugeruje to odbiorcy, że gra jest fabularnie dopracowana, bo przecież nikt by tych literek nie wklepywał bez sensu… Pytanie: czy ta długaśna „dopracowana fabuła” w ogóle jest ciekawa i czy gracz ma ochotę to wszystko czytać?
Mówiąc prosto z mostu – fanatycy pierwszych dwóch części, jeżeli w ogóle istnieją, będą w siódmym niebie. Chyba tylko oni są prawdziwym targetem wydawcy i twórców tej gry. Nowe Golden Sun jest bezlitosne dla ludzi, którzy poprzednich części nie pamiętają – rzuca setkami informacji, nazw i wydarzeń na lewo i prawo tak, że wystarczy chwila nieuwagi, żeby się w tym wszystkim pogubić. Prawda – w grze pojawia się encyklopedia, do której zawsze można się odwołać, jednak ilość wiadomości, które trzeba przyswoić, żeby zrozumieć świat Golden Sun przypomina uczenie się na pamięć Silmarillionu. Ilu znacie ludzi, którzy mają na to czas i chęci?
Rozbudowany świat i bogata fabuła to atuty RPG – owszem, ale historia opowiadana w Dark Dawn zwyczajnie nie porywa. Akcja toczy się trzydzieści lat po zakończeniu poprzedniej części i już na starcie okazuje się, że bohaterowie których poczynaniami wtedy kierowaliśmy nie tylko uratowali świat Weyard, ale wpuścili do niego także chaos i nowe zagrożenia. Oczywiście, jak wszyscy już się domyślili, musimy wkroczyć do akcji jako ich dzieci i posprzątać ten bałagan.
Niby brzmi to jak kolejna klisza epickiego fantasy, którą można ładnie poprowadzić i nie będzie męczyć – niestety w praktyce nie jest tak różowo. Golden Sun: Dark Dawn przez pierwszą godzinę leci na kredycie zaufania gracza, a potem już… po prostu rozczarowuje. Akcja toczy się w tempie klasycznej telenoweli – często czujemy się jakbyśmy jechali windą przez pełne trzy odcinki. Dialogi, które prowadzą ze sobą bohaterowie i postronni też nie należą do najambitniejszych: składają się albo z setek odniesień do świata Golden Sun, w których nowy gracz nie ma jak się połapać, albo z klepania oczywistości i powtarzania tego samego. Z jednej strony jest źle, z drugiej jest niedobrze – Dark Dawn po prostu nie nadaje się na wprowadzenie dla graczy, którzy chcieliby zacząć przygodę z serią od tej właśnie części. Tym bardziej w Polsce, bo na lokalizację nie mamy co liczyć, a w przypadku takiej gry o język angielski można się z hukiem rozbić.
Mechanizmy rozgrywki, czyli jak tu się biega i walczy?
Jeżeli jednak fabułę chcecie traktować jedynie jako dodatek do zabawy (co w przypadku gry RPG jest co najmniej dziwnym podejściem), to Golden Sun: Dark Dawn jest całkiem przyjemną produkcją. Jest chyba najlepszym przykładem klasycznych japońskich RPG, jaki można znaleźć aktualnie na rynku. Kierujemy jedną postacią, w którą reszta drużyny (dosłownie) wchodzi; biegamy po otwartej mapie świata, na której poza miastami nie ma nic ciekawego; walki odbywają się w systemie turowym i rozpoczynają się przypadkowo, bo nie widać, że ktoś nas zaatakował. Wszystko jest tak oklepane i intuicyjne, że nie ma możliwości się w tym pogubić. Obcowanie z Dark Dawn jest jak przebywanie w muzeum gier, których już się po prostu nie robi – jeżeli taka stylistyka wam odpowiada: kilka godzin przyzwoitej zabawy macie gwarantowane.
Golden Sun nie byłoby też Golden Sun, gdyby nie zagadki logiczne i manipulowanie światem za pomocą magii (nazywanej Psynergią). W przerwach pomiędzy czytaniem dialogów i czytaniem kolejnych dialogów trzeba więc przesuwać kolumny, przyspieszać wzrost kwiatków i strzelać kulkami ognia w tekturowe plansze. W grze nie pojawia się jednak ani jedna zagadka, przy której można rzeczywiście pogłówkować. Prawda, to nie ten gatunek i nie można wymagać za dużo, jednak trochę zbyt często łamigłówki w Dark Dawn po prostu sztucznie wydłużają czas gry.
Prawdę mówiąc: jedyną ciekawostką w Golden Sun są „dżiny”, które łapiemy podczas zabawy (najczęściej siedzą w ciężko dostępnych miejscach i dotarcie do nich należy do najcięższych zagadek w grze). Przypisujemy je do danej postaci zmieniając tym samym jej umiejętności i klasę – z 72 dżinami do wyboru kombinacji jest naprawdę sporo. Problem w tym, że nieważne jak bardzo byśmy chcieli się starać i układać – nie ma po co. Dark Dawn jest bardzo, bardzo proste i trzeba się postarać, żeby jakąś walkę przegrać. Dżinów używa się głównie dlatego, że interfejs ekwipunku jest nieczytelny – połapanie się w tym, co akurat przy sobie trzymamy jest chyba trudniejsze niż większość walk i łamigłówek.
Tryb dla jednego gracza, czyli dajcie mi w końcu pograć!
Golden Sun: Dark Dawn wydaje mi się być bardziej jakąś interaktywną książką, niż grą RPG. Na każde pięć minut zabawy przypada średnio dziesięć minut tekstu – więcej czasu zajmuje przeklikiwanie się przez lawiny dialogów, niż walka z potworami. Drugi problem to fakt, że walki nie są na tyle interesujące, żeby z przyjemnością biegać w poszukiwaniu przeciwników. Prawda, są dynamiczne i pięknie animowane, ale jednocześnie nie ma sensu się w ogóle nad nimi zastanawiać: wystarczy klikać „dalej”.
Gdyby walka w grze RPG była jedynym mankamentem – nie byłoby problemu. Niestety w Dark Dawn nawet dialogi nie są na tyle interesujące, żeby cały czas mrużyć oczy ze skupienia i analizować jakieś tam zawiłości fabularne. Granie sprowadza się głównie do klikania jednego przycisku, albo pukania stylusem w ekran – Golden Sun: Dark Dawn to niestety kolejne archaiczne japońskie RPG.
Audiowideo, czyli jak to wygląda?
Prawda, Dark Dawn wygląda świetnie. Jak na możliwości DS-a jest to piękne RPG, które nawet jeśli nie odbiega od kanonu, to i tak jest przyjemne w odbiorze. Należy spodziewać się kreskówkowej grafiki na mapie, pół-realistycznej w walkach, doskonałych przerywników filmowych podczas przywoływania dżinów, oraz świetnych animacji tłuczenia niemilców…
Ta gra może zachwycić zarówno swoim wyglądem, jak i muzyką – ma unikalny klimat. Zachody słońca, kolory: wszystko to jest dopracowane i dopięte na ostatni guzik, jednak niestety piękne tła nie są wystarczającym argumentem, żeby przy tej grze siedzieć. Ile można patrzeć na ładnie narysowane słońce na drugim planie żeby umilić sobie przeklikiwanie dialogów po pięciu godzinach gry? Chyba właśnie te pięć-dziesięć godzin, jeżeli nie jest się hardkorowym fanem Golden Sun.
Podsumowanie, czyli niby tak, ale niby nie.
Dark Dawn nie jest ani grą przeciętną, ani wybitną. Wydaje mi się, że największym jej mankamentem jest naprawdę gigantyczny przerost formy nad treścią – jeżeli jednak macie dużo czasu w życiu i nie macie pomysłu co z nim zrobić: ta gra naprawdę może wam się podobać. Trzeba też wziąć pod uwagę fakt, że nie każdy ma alergię na naciągane historie fantasy, które przez kilkanaście godzin rozgrywki z sensownym prowadzeniem fabuły nic wspólnego nie mają. Jeżeli twórcy nie będą kazali nam czekać na następną część kolejnych siedem lat – Dark Dawn może służyć im jako doskonałe pole do odbicia się dalej: na tej podstawie można budować.
Trzeba też powiedzieć otwarcie, że w polskiej perspektywie wskrzeszone Golden Sun jest – owszem – dobre, ale absolutnie nie warte swojej ceny. Jeżeli ktoś chce żebyście wydali około 170 złotych na tę grę: Dragon Quest IX będzie o wiele lepszym wydatkiem.
Ocena: 7/10
—-
Plusy:
Minusy:
—
PS. Byliście już na najlepszym w Polsce blogu o Nintendo? Deadlyserious.pl!
Czytaj dalej
16 odpowiedzi do “Recenzja – Golden Sun: Dark Dawn”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
To miało być najlepsze RPG na konsolę Nintendo DS. I jak na takie czekaliśmy – prawie dwa lata. Jak marzenia zderzają się z rzeczywistością pisze jak zwykle niezawodny Berlin.
Dragon Quest to jest Shit.Długie dialogi sa przez pierwsze 2-3 godziny gry, pozniej gadaja po max 5-10 minut, by w fazie koncowej ograniczyc do minimum. Używanie Psyenergi i rozwiązywanie zagadek to dla mnie największy atut gry. One nie muszę być super trudne, tylko dawać satysfakcje. Walki zawsze były łatwe, Summonów używa sie głownie na Bossów. Ave Golden Sun !
Ech, nie lubię jak w kontynuacjach przeskakujemy o kilkadziesiąt lat, i nasi pierwotni bohaterowie są starzy… mogliby jeszcze pociągnąć Izaaka i jego skład….
Dark Dawn po prostu nie nadaje się na wprowadzenie dla graczy, którzy chcieliby zacząć przygodę z serią od tej właśnie części. <- straszne. normalnie dramat. Trzecia część, która ma czelność wymagać znajomości dwóch poprzednich. Właśnie dlatego, że to jest RPG, a nie jakieś mordobicie, czy inna ścigałka... Nie są to jakieś przedpotopowe, niegrywalne w dzisiejszych czasach potwory z lat 80. To oczywiste, ze powinno zacząć się od pierwszej części, szczególnie, gdy ta w dalszym ciągu wygląda naprawdę dobrze...
W przerwach pomiędzy czytaniem dialogów i czytaniem kolejnych dialogów trzeba więc przesuwać kolumny, przyspieszać wzrost kwiatków i strzelać kulkami ognia w tekturowe plansze. <- jeśli dialogi zajmują większość gry, to The Dark Dawn nie ma nic wspólnego z poprzednimi częściami. Ew. ktoś tu niepotrzebnie koloryzuje... Dialogów jest dużo, przyznaję, ale to norma w gatunku...
trzeba więc przesuwać kolumny, przyspieszać wzrost kwiatków i strzelać kulkami ognia w tekturowe plansze. <- a to jest już śmieszne, kompletny brak profesjonalizmu recenzenta... HELLOŁ PANIE POWAŻNY, to DSi, nie PC z czterordzeniowcem i kartą 1GB na pokładzie. Nie oczekujmy fotorealistycznej grafiki od gry z bebechami na poziomie 12-letniego PCta i trzycalowym ekranikiem. Ale cóż, w końcu obecnych graczy interesuje wyłącznie grafika, brutalność etc...
konsoli, nie gry*
Notka końcowa: Autorze, przykro mi, ze Cię rozczaruje, ale NIE JESTEŚ taki elo fajny jak Ci sie wydaje tylko dlatego, ze sobie poironizujesz. Do tego średnio się czyta recenzję, której calutki charakter zdradzają już pierwsze zdania i wiadomo, ze autor koniecznie chce zjechać grę i pokazać jaka to ona nie jest zła i jak bardzo nie dorasta do pięt oczekiwaniom. Fani chcieli Golden Suna i z tego co widzę po opiniach, dostali go. Wymaganie przesadnych nowości i zmiany charakteru gry jest EPIC FAILEM na starcie
Aaahaaa.
@ Progeusz – cool story, bro.
Yeah, thx, starałem się, niemal.|Tak na poważnie – (chociaż akurat teraz jestem pod wpływem, a wtedy nie 😛 ) srsly, nie mam nic przeciwko krytyce, tylko niech będzie ona senswna. Aż przypomniał mi się zarzut znajomych wobec nowych Pokemonów, że to odgrzewany kotlet… wow, gratz Sherlocks, o to właśnie chodziło, to wystarczy do 10/10, nie ma sensu zmieniać całkiem czegoś genialnego, stopniowe ulepszanie ftw. Powiem więcej koło Sylwestra, gdy lepiej zaznajomię się z new GS, na razie zmierzam do ligi w HG 😛
HeartGold to dobry wybór, epicka gra i warta swojej ceny (mam nabite 120 godzin) – w przeciwieństwie do tego Golden Sun 😉 .
Sorry, ale niestety muszę się. zgodzić z recenzją. Już nie mówię o tym, że trzeba znać poprzednie części – wiadomo, zawsze trzeba, nie wiem na co tu narzekać (a z resztą, właśnie po to jest ten długi tekst na początku. Ja w Golden Suna „jedynkę” dopiero zaczynam grać, a jakoś w tym wszystkim na początku tej części Dark Dawn się połapałem, bo wszystko wyjaśnili w tym tekście!) Ale reszta jak dla mnie się zgadza. no bo
z czego jeszcze gracz ma taki wpływ na rozwój fabuły, że żal. No sorry, ale to co oni gadają, jest nie ciekawe i z chęcią bym to przewijał, jeśli by się tylko dało. Niby w jRPGi to nie Baldur’s Gate – wiem, zdaję sobie z tego sprawę. Jednak w Kingdom Hearts jakoś gram i nie mam najmniejszych problemów z czytaniem tekstów bo gra zwyczajnie wciąga! Tu tego nie odczułem. Nudno. Dosłownie to samo jest co w pierwszej części. Powtarzalność, poowtarzalnością, ale od RPGa wymagałbym w każdej części coraz innej
fabuły, a nie po raz trzeci tego samego! W skrócie – jestem na nie. Kończę pierwszą część, a potem wracam do Kingdom Hearts. Gra warta uwagi ,tylko jeśli się jest zagorzałym fanem poprzednich. Wiem jak to wtedy jest – wtedy co by nie było, to jest . A kiedy się nie jest fanem… Sorry, ale jest nuuuudno…
Mam w takim razie pytanie: Berlin, grałeś w dwa poprzednie Golden Suny? Jak je oceniasz /no, wreszcie mogę naprawdę iść do ligi, to straszne, że nie pozwolą bez złapania Ho-oha, a ja chciałem jeszcze porządna naturę… kilka ładnych h zeszło, przez święta właściwie nie grałem 🙁