Często komentowane 23 Komentarze

Total War: Shogun 2 – recenzja

Total War: Shogun 2 – recenzja
„Sengoku jidai, wiek kraju pogrążonego w wojnie” – wita nas ponownie Shogun. Sequel pierwszego Total War zachwyca klimatem, dopracowaną rozgrywką i piękną grafiką, a dzięki pomysłowemu multiplayerowi produkcja jest bliska ideału jak nigdy dotąd. To murowany kandydat do tytułu gry roku i jedna z najlepszych strategii ostatnich lat. Przekonuje - martin.

Total War: Shogun 2
Wersja testowana: PC, j. polski
Twórcy: Creative Assembly

Odpalając 11 lat temu pierwszego Shoguna, nie miałem wielkich oczekiwań – ot, jakaś „dziwna” strategia, która wpadła mi w ręce przypadkiem. Gra nieznanego wówczas studia The Creative Assembly na długie lata zawładnęła umysłem moim i milionów graczy, zmieniła też oblicze gatunku, który za sprawą tego tytułu zaczął odchodzić od schematu wyznaczonego przez Age of Empires II. Można roztrząsać, jakie miało to skutki dla gatunku, który wtedy był na szczycie popularności, a dziś znajduje się w całkowitej defensywie. Strategii wychodzi obecnie może kilka rocznie, a naprawdę dobre można zliczyć na palcach jednej ręki, trzy z nich poświęcając na wspominki typu: „kiedyś to były Age’e, Panzery i Command & Conquery…”. Ale nie czas na takie sentymenty, oto bowiem dostaliśmy Shoguna 2, który zagości na naszych dyskach na długie miesiące. Żadna inna strategia nie będzie nam właściwie potrzebna.

Sengoku jidai
Od czasu wielkiej rewolucji, jaką dla serii był Rome, nic wielkiego się w niej nie wydarzyło – no, może poza wprowadzeniem starć morskich w Empire. W Medievalu II, Empire Napoleonie niewiele było nowych rozwiązań, na dodatek powielano stare błędy. Nieco inaczej pod tym względem wypada Shogun 2. Powrót do sprawdzonej scenerii wyszedł grze na dobre, nie brakuje w niej także ciekawych zmian (i nie mam na myśli „rewolucji” w pisaniu tytułu, który z Shogun 2: Total War zmieniono na Total War: Shogun 2).

Wracamy do pogrążonej w wojnie o dominację feudalnej Japonii, by pod sztandarem jednego z dziewięciu rodów zjednoczyć kraj i zdobyć tytuł szoguna. Podobnie jak w oryginale, świat gry składa się z trzech japońskich wysp: największej Honsiu i mniejszych Kiusiu i Sikoku. Geograficznie rzecz biorąc, obszar gry jest mniejszy niż w poprzednich Total Warach. Japonia składa się jednak z ponad 60 prowincji, co w połączeniu ze zmniejszeniem zasięgu ruchu jednostek sprawia, iż nie sposób przejść z jednego jej końca na drugi w ciągu kilku czy kilkunastu tur – zwłaszcza że po drodze napotykamy dziesiątki nieprzyjaznych nam rodów. W miejsce częstych w oryginale prowincji rządzonych przez buntowników pojawiło się bowiem mnóstwo małych państewek. Praktycznie żadne nie skupia się na utrzymaniu swoich granic, ale stara rozwijać i podbijać sąsiadów – sytuacja na mapie cały czas się więc zmienia.

To zresztą jedna z największych zalet Shoguna 2: ten świat po prostu tętni życiem. Z jednej strony to zasługa fantastycznej grafiki. Na mapie strategicznej zachwycają fale rozbijające się o wybrzeża wysp, zielone łąki wiosną, pola latem, złote drzewa jesienią, wreszcie przykryte śniegiem wzgórza zimą. Po niebie latają ptaki i suną chmury, raz za razem zasnuwane czernią dymu z warsztatów rzemieślniczych lub płonących zamków. Z drugiej strony „życie” świata Shoguna 2 zawdzięczamy sztucznej inteligencji przeciwników. Byłem pozytywnie zaskoczony pomysłowością AI oraz przyjmowanymi przez nie taktykami. Komputer potrafił pozostawić graniczną prowincję niebronioną tylko po to, by wciągnąć mnie w pułapkę zastawioną przez liczniejszą od mojej amię skrytą w lesie lub w sąsiedniej krainie (bardzo częste, dlatego warto wpierw robić zwiad agentami – ninja, metsuke lub mnichami). Bardzo dobrze wybierał też moment do zaproponowania lub zerwania paktu dyplomatycznego.

Nie jestem ekspertem w dziedzinie „Sztuki wojny”, ale nowe, napisane na jej podstawie algorytmy AI sprawiają, że kampania w Shogunie 2 jest dużo trudniejsza od tych z poprzednich odsłon serii. Za dowód niech posłuży fakt, że w momencie zajęcia niemal wszystkich prowincji wymaganych do zwycięstwa (w zależności od wybranego typu kampanii jest to 25, 40 lub 60 regionów, w tym Kioto), nie mamy już z górki. Gdy byłem bliski wygranej rodem Date, na początku tury komputer obwieścił mi wydarzenie specjalne: zjednoczenie rodów Japonii przeciwko mnie! Zdradził mnie nawet mój wasal, wbijając nóż w plecy atakiem na wewnętrzne prowincje, które nierozważnie pozostawiłem słabiej chronione. Rozgorzała wtedy prawdziwa wojna totalna na każdym z możliwych frontów, a w podbitych przeze mnie prowincjach wybuchały bunty obalonych rodów – czegoś takiego (i na taką skalę) nie doświadczyłem jeszcze w żadnej części serii! W efekcie tego zjednoczenia moje postępy zostały powstrzymane, nim zaś uporałem się z wrogami, po prostu skończył mi się czas kampanii (rozpoczyna się ona w 1545 roku i w najdłuższym wariancie trwa do 1600, czyli 220 pór roku/tur).

Rozbudowane, ale uproszczone
Totalny bunt jest jednym (choć najbardziej skrajnym) z wydarzeń, jakie pojawiają się w trakcie gry. Zwykle związane są one z misjami (jako nagroda lub kara za niewypełnienie) i polegają na trwających kilka tur bonusach do waleczności wojsk, lepszej produkcji dóbr lub głodzie. Obok niepokojów religijnych (dość rzadkich, zdarzają się wyłącznie po podjęciu handlu z chrześcijanami) brak żywności jest najczęstszą przyczyną buntów obywateli. Nic więc dziwnego, że wskaźnik jej zasobów trafił do interfejsu tuż obok stanu naszego skarbca i prognozowanych dochodów.

Rozwijając prowincje, trzeba uważać, by nie doprowadzić do deficytu w produkcji żywności. Regiony, w których postawimy duży zamek, konsumują jej więcej i najczęściej nie są w stanie same zaspokoić tych potrzeb. Kolejna rzecz, na którą musimy zwracać uwagę, to jakie budynki stawiamy. W samym mieście mogą to być góra dwa zakłady/koszary plus około trzech na obszarze prowincji. Bardzo dobrze, że po kliknięciu na zamek od razu widzimy w menu wszystkie budynki w regionie, na rozwijalnych submenusach zaś – opcje rozbudowy. Nie ma już sytuacji, że przeklikujemy przez dziesiątki farm, warsztatów, zajazdów i szkół w różnych regionach, sprawdzając, które nadają się do ulepszenia.

Podobne bardzo podnoszące grywalność uproszczenie wprowadzono przy okazji rozwoju technologii, które w Shogunie 2 nazywają się sztukami. Zrezygnowano z systemu szkół i przypisywania do nich odpowiednich agentów – mamy wyłącznie specjalne okno z drzewkiem sztuk, z którego wybieramy kolejne gałązki do opracowania. Z grona naszych sług wypadli także dyplomaci – podobnie jak w Napoleonie negocjacje prowadzimy za pomocą panelu, w którym po prostu wybieramy rozmówcę (wśród opcji są m.in. wymiana zakładników dla wzmocnienia uzgodnień czy zawarcie dynastycznego małżeństwa). Zasób agentów ogranicza się tym samym do grona tych mogących szpiegować lub oddziaływać na armie, agentów i budynki przeciwnika.

Bardzo ważne w części turowej jest również prowadzenie polityki dynastycznej, włącznie z adopcją generałów do rodziny naszego dajmio, mianowaniem ich ministrami wojny czy handlu (bonusy do morale, obniżenie kosztów utrzymania wojsk itp.) lub wręcz następcami tronu. O generałów trzeba dbać, ponieważ wraz z każdym zwycięstwem zyskują oni doświadczenie. Gdy awansują na kolejne poziomy, przydzielamy im świtę, z drzewka dobieramy zaś zdolności przekładające się na późniejsze zachowanie wojsk na polu bitwy. Gdy w obliczu przeważających sił wroga i niechybnej klęski skorzystamy np. z umiejętności zachęcenia żołnierzy do walki, oddział zmotywowanych wojaków może nawet odwrócić losy starcia. Dzięki takim elementom RPG warstwa turowa jest jeszcze ciekawsza i bardziej zróżnicowana niż wcześniej.

Bitwy też uproszczone, ale…
W starciach lądowych Shogun 2 powraca do sprawdzonego trójkąta piechota-łucznicy-kawaleria. Osobiście bardzo mi się to podoba, zawsze odnosiłem bowiem wrażenie, że AI „gubi się” w możliwościach broni palnej. Ta oczywiście nadal jest obecna w postaci rekrutowanych z pomocą europejskich kupców arkebuzerów, ale ich sprawność i skuteczność pozostawia wiele do życzenia. Lepiej najmować i wykorzystywać ulepszonych łuczników, zwłaszcza gdy posiądą oni już sztukę wyprowadzania niezwykle zabójczych salw płonących strzał.

Naprzeciw siebie ponownie stawać mogą armie liczące tysiące żołnierzy, ich starcia wyglądają zaś równie dobrze, co w poprzednich częściach. Jakość animacji poszczególnych żołnierzy, indywidualne uzbrojenie, a nawet charakterystyczne wyrazy twarzy to poziom, jakiego nie udało się dotąd osiągnąć żadnej innej strategii. Jest to okupione dość wysokimi wymaganiami sprzętowymi, ale optymalizacja Shoguna 2 stoi na o wiele wyższym poziomie niż Napoleona czy Empire.

Za kontrowersyjną można natomiast uznać decyzję twórców o wyraźnym zmniejszeniu liczby typów dostępnych jednostek. Wielu będzie krzyczało o kroku wstecz dla serii, jednak rozwiązanie to przypadło mi do gustu. Fakt, jest tych typów mniej, ale różnice między taką piechotą yari a samurajami z katanami są wyraźniejsze, dzięki czemu szybciej i lepiej możemy ogarnąć sytuację na polu bitwy oraz zaplanować kolejne ruchy.

Zamiast fikuśnych nazw i różnych tekstur strojów wojska różnicuje też ich doświadczenie, które wpływa na morale oraz skuteczność żołnierzy. Oprócz zwykłych wojsk mamy także horrendalnie drogie jednostki bohaterskie. Najgorzej wypada ogołocone z co ciekawszych machin oblężniczych zdobywanie miast. Pomijam już sytuacje z zamkami tarasowymi, ale w ogóle wydawały mi się one schematyczne i mało emocjonujące, tym bardziej że niewiele jest map z zamkami – przeważnie stoją one wśród jednego z trzech terenów, niezależnie od tego, w której części Japonii jesteśmy.

W Shogunie 2 nie zabrakło także starć morskich. W przypadku Empire Napoleona narzekaliśmy na małą zwrotność okrętów, tymczasem statki w XVI-wiecznej Japonii to nic innego jak masywne, napędzane wiosłami „kloce”. Większość z nich na dodatek pozbawiona jest wszelkiej broni palnej, ostrzeliwują się z nich zatem tylko łucznicy – na znaczeniu zyskały za to abordaże. Floty pływają głównie przy brzegach, stąd też obszary, na których walczymy, często wzbogacone są małymi wysepkami czy kawałkami wybrzeży. Wygląda to efektownie, większej skały można czasem użyć jako kryjówki przy organizowaniu pułapki, ale to bardziej smaczek niż esencja rozgrywki. Nie udało mi się natomiast – a twórcy szczycili się tym jako jedną z nowych opcji taktycznych – wprowadzić przeciwnika na mieliznę, jego statki zawsze w porę reagowały i ją omijały. Na szczęście nie działo się tak w przypadku zaciągania wroga na wcześniej ustawione „pole” minowe, które skutecznie uszczupla szeregi adwersarzy (trzeba jednak uważać na pożary – przenoszą się z okrętu na okręt!).

Smak świeżego sushi
Nigdy nie należałem do osób specjalnie interesujących się kulturą i historią Kraju Kwitnącej Wiśni, Shogun 2 jest jednak tytułem, który do tego jak najbardziej zachęca. To zdecydowanie najbardziej klimatyczna i dopracowana pod względem odwzorowania realiów część serii. Urzekają już płatki kwiatów wiśni wzlatujące w intro, stylizowane na akwarelowy malunek logo, elementy interfejsu i nieodkryte fragmenty mapy, rysunkowe plansze podczas wczytywania, w końcu zaś odzywki naszych podwładnych oraz niesamowita muzyka. Pod tym względem gra zdecydowanie przebija oryginalnego Shoguna i sprawia, że po prostu chce się zagłębiać w ten świat zarówno przed komputerem, jak i dalej – chociażby sięgając po film dołączony do edycji kolekcjonerskiej.

W świat Shoguna 2 wsiąkniemy nie na godziny, dni czy tygodnie, ale na całe miesiące. Sporą w tym zasługę może mieć także rozbudowany jak nigdy wcześniej multiplayer. W ramach rozgrywki sieciowej ponownie znalazły się bitwy wizytacyjne w trakcie kampanii singlowej, do tego dochodzą pojedyncze starcia z żywymi przeciwnikami, jak również możliwość rozegrania kooperacyjnej kampanii. Gdy dołączyć jeszcze fakt, że na potrzeby multi tworzymy awatara swojego generała, dobieramy i kolorujemy mu zbroję, zakładamy nowe po ich zdobyciu oraz rozwijamy umiejętności, wyłania nam się obraz bardzo rozbudowanego sieciowania, które dopełnia możliwość zakładania z przyjaciółmi klanów i rywalizacji rankingowych. Wszystkie te mechanizmy działają sprawnie, ale jako że grałem przed premierą gry, to nie biorę ich pod uwagę przy wystawianiu oceny końcowej. Sukces bądź porażka tego elementu w dużej mierze zależy od udziału i aktywności graczy.

Polecam i wracam do Japonii
Pierwszy Shogun był moją ulubioną odsłoną Total War, toteż oczekiwania względem „dwójki” miałem bardzo wygórowane. I muszę przyznać, że w większości zostały one spełnione – nawet z nawiązką, jeśli wziąć pod uwagę fenomenalny klimat feudalnej Japonii. Gra nie wprowadza żadnej rewolucji, ale zastosowane w niej nowe rozwiązania (zwłaszcza w warstwie turowej) usprawniają rozgrywkę. Również bitwy, pomimo uproszczeń względem Empire Napoleona, dają ogromną frajdę, tym bardziej że AI jest naprawdę wymagające, a sama gra – dużo trudniejsza od ostatnich części serii. A zatem polecam i wracam do walki o tytuł szoguna. Sayonara!

Ocena: 9.0

Plusy:

  • klimat feudalnej Japonii
  • sporo usprawniających rozgrywkę rozwiązań
  • wprowadzenie elementów RPG (rozwój generałów)
  • wymagające AI
  • fantastyczny wygląd mapy strategicznej…
  • …oraz wszystkiego innego
  • nastrojowa muzyka
  • rozbudowany multiplayer z ogromnym potencjałem
  • Minusy:

  • schematyczne i nudnawe oblężenia zamków
  • zdarzają się spadki płynności
  • 23 odpowiedzi do “Total War: Shogun 2 – recenzja”

    1. „Sengoku jidai, wiek kraju pogrążonego w wojnie” – wita nas ponownie Shogun. Sequel pierwszego Total War zachwyca klimatem, dopracowaną rozgrywką i piękną grafiką, a dzięki pomysłowemu multiplayerowi produkcja jest bliska ideału jak nigdy dotąd. To murowany kandydat do tytułu gry roku i jedna z najlepszych strategii ostatnich lat. Przekonuje – martin.

    2. Wczoraj kupilam.. i od 13, gralam do polnocy 😀 , chce wiecej.

    3. zapowiada sie wpaniale 😀

    4. Valentine69 21 marca 2011 o 21:40

      Co do wymagającego AI nie zgodziłbym się. Przy oblężeniach gdy bronisz fortecy. AI wysyła jednostki falowo….przez co gdy obstawisz odpowiednio łucznikami miasto nawet nie podejdzie wróg do murów..|Po za tym grze nawet dałbym 9-

    5. Jakieś pytania 🙂 ? Creative Assembly znowu pokazało, do kogo należy ostatnie słowo w gatunku gier strategicznych.

    6. kaczmwoj1994 22 marca 2011 o 17:45

      Wuwu1978|Do Blizzarda?

    7. @kaczmwoj1994|Do Kogo? Blizzard się praktycznie nie liczy tylko SC2 o którym defakto już się nie mówi i to tyle W3 jest już stary W4 nie widać więc CA prowadzi!

    8. @gangheroni: stary, ale ciągle masa ludzi w niego gra.|Co do strategii… Ja jestem za Reliciem. O. 😛 Z tą serią miałem kontakt tylko raz (pierwszy Medieval) i jakoś nie przyciągnęło mnie na dłużej. Fakt, że całkiem fajna, ale nie dla mnie. Nie dziwię się dlaczego ludzie w to grają

    9. Valentine69 22 marca 2011 o 21:45

      Masę ludzi odrzuca fakt że mio wsyzstko 60% czasu spędzamy na mapie operując państwem w grze turowej….przy pierwszym „Szogunie” posidziałem za pierwszym razem 10 min i powiedziałem badziew….za drugim razem przesiedziałem przed nim 3 miechy….a teraz Shogun i multi= hell yeah

    10. Świetna recenzja [*]

    11. Blizzard robi rasowe RTSy, w których podejście strategiczne ma dużo mniejsze znaczenie, niż w Total War. W TW nawet bitwę (rozgrywaną przecież w czasie rzeczywistym) da się wygrać odpowiednim podejściem, nieraz zanim w ogóle się ona zacznie. W Craftach Blizzarda często decyduje odpowiednio prędkie klikanie mychą – stąd dominacja Azjatów w tych grach.

    12. Mam i gram, wciąłem się jak zwykle zapominając o zegarku ale nie wszystko takie różowe jak się prezentuje. Nie da się powiedzieć złego słowa o grafice i bardzo dobrze zoptymalizowanym silniku tak jak wiemy wygląd to nie wszystko. Tak, jesteśmy częścią Japonii i mamy masę sąsiadów, dyplomacja ma istotny wpływ na rozgrywkę… Ale brak prawdziwego klimatu, nie czuje się częścią czegoś wielkiego gdzie coś się dzieje, jak to było np Medieval 2 przez różnice religijne i wyprawy krzyżowe, różnorodność jednostek.

    13. Dodam na boku – Gdyby zrobili remake wielkiej kampanii z Medieval 2 korzystając z tych niezłych nowych rozwiązań to by był znacznie lepszy hit niż shogun.

    14. @Omen69x|Popieram całkowicie 😛

    15. Ansuzgardaraivo 28 marca 2011 o 21:07

      Planuję kupić Shoguna 2 w edycji kolekcjonerskiej, nie wiem tylko jak będzie działał na moim laptopie. Poniżej podaję swoją konfigurację, byłbym wdzięczny, gdybyście mi powiedzieli, czego mniej więcej mogę się spodziewać. ;)Pentium Dual-Core CPU T4400 @ 2.20GHz|4 BG RAM|ATI Mobility Radeon HD 4500 Series|Windows 7 Home Premium 64-bitZ góry dzięki. 😉

    16. Doman666 – demko jest, sprawdź koniecznie. Powinno śmigać bardzo dobrze

    17. @skoczny Stara jak już powiem że Warhammery i Coh wypas : D ale to inny odłam RTSów nie porównywalne do Total Warów

    18. Gram w Shoguna od premiery na multi i stwierdzam, że to co się wyprawia gdy się przegrywa przechodzi wszystkie normy. Gdy przeciwnik przegrywa ucieka z serwera zamykając gre lub resetując komputer przez co wynik bitwy nie jest zaliczany. Uważam, że jak najszybciej trzeba wprowadzić patcha, który by to ograniczył.

    19. Kupiłem w EK i przez durnego, F2P TF2 Steam ma przeciążone serwery i nie mogłem zarejestrować gry. W końcu mi się udało i teraz pobiera się patch o wielkości 3 GB!!!! Ludzie, nie po to kupiłem wersję pudełkową, żeby zostawiać PC włączonego na noc i pobierać grę z internetu.

    20. Mateuszek9812 5 lipca 2012 o 12:02

      Moim zdaniem jak na tą grę występuje zbyt duża powtarzalność jednostek. Np. w Rome każda frakcja miała charakterystyczne jednostki na Polacy:lekka jazda litewska, Turcja:Janczarzy 😉

    21. Mateuszek9812 5 lipca 2012 o 12:11

      Przepraszam !!! 🙂 Mój błąd oczywiście mowa o Medieval 2 total war. Napisałem Rome. Mój błąd

    22. Ech… nienawidzę gier ze Steama, niby wersja pudełkowa a 10GB do ściągnięcia. :-/

    23. Mateuszek9812 6 lipca 2012 o 11:13

      No niby kupiłem grę w pudełku no i co ?? Steam pobiera gre około 1 godziny. Napalony siadam do kompa. klikam ikone a tu pobiera się aktualizacja i pisze że pozostało 45 minut. Myślałem że szlag mnie trafi

    Dodaj komentarz