Gry na giełdzie

Gra to zwyczajny towar, musi się dobrze sprzedać i dać zarobić autorom. Pod tym względem to biznes jak każdy inny. Ale jest też specyficzny, wyjątkowo niewdzięczny. Na wyprodukowanie dobrego tytułu potrzeba dużych pieniędzy. Proces trwa kilka lat, wiąże się z wysokimi kosztami i brakiem gwarancji, że produkt sprzeda się w oczekiwanej liczbie, co przynajmniej zwróci zainwestowaną w niego kasę. Taka charakterystyka nie wzbudza przesadnego entuzjazmu wśród inwestorów. Oczywiście w przypadku sukcesu gry stopa zwrotu może wynieść setki procent, ale co, jeśli go nie będzie? A ryzyko jest spore.
Jest takie miejsce, gdzie wszystkie kontrowersyjne z biznesowego punktu widzenia cechy branży stają się jej atutami: Giełda Papierów Wartościowych. GPW i firmy developerskie wydają się dla siebie stworzone. Zalety modelu działalności producenta gier są nie do przecenienia: robi on produkt, który może w krótkim czasie kilkakrotnie zwiększyć wartość spółki. Wady zaś są zneutralizowane: duże ryzyko związane z produkcją gry jest zniwelowane poprzez możliwość łatwej sprzedaży akcji. Inwestor może partycypować w ewentualnych sukcesach, a ryzyko straty jest ograniczone. Z kolei developer potrzebuje dużych pieniędzy na swój początkowo niepewny projekt. Czasem potrzebuje ich nagle, np. gdy pojawia się konieczność kupienia silnika. Tu giełda sprawdza się idealnie.
Nie dziwi więc to, że na warszawskiej giełdzie notowanych jest już kilka spółek z branży gier. Los każdej z nich pokazuje inny scenariusz. Od wielkich sukcesów do wielkich rozczarowań. Zacznijmy od pierwszej growej spółki na polskim parkiecie.
***
City Interactive
Giełdowa historia City to historia sukcesu. I to sukcesu spektakularnego. Firma powstała w 2002 roku i od początku tworzyła gry z kategorii budżetowej. Tytuły były tanie w produkcji i sprzedaży – w Polsce do 20 zł, za granicą do 20 euro. City zadebiutowało na giełdzie jako CIA w listopadzie 2007 roku, ale nie podbiło parkietu. Do początku 2010 roku kurs spadł z początkowych 9 zł do nawet 2 zł za jedną akcję. Wszystko zmieniło się, gdy w czerwcu City postanowiło zmodyfikować profil działalności i wypuściło na rynek Sniper: Ghost Warrior – swoją pierwszą produkcję z wyższej półki (na PC i X360).
Sniper został ciepło przyjęty przez graczy. W ciągu kilku miesięcy rozeszło się ponad milion egzemplarzy na całym świecie. Na giełdzie zapanowało prawdziwe szaleństwo, inwestorzy bili się o udziały. Od premiery Snipera cena za akcję doszła do 35 zł, (wartość kursu wzrosła o 650%). Zysk City Interactive za cały 2010 rok wyniósł prawie 26 mln zł (wobec 13 mln zł straty w 2009). To najlepszy wynik ze wszystkich spółek notowanych na GPW w 2010 roku. City Interactive była absolutną gwiazdą warszawskiej giełdy i zdobyła prestiżową nagrodę Byków i Niedźwiedzi przyznawaną przez giełdową gazetę Parkiet.
Na przykładzie twórców Snipera widać, ile może dać inwestorom branża gier komputerowych. Jednak kolejny jej przedstawiciel już (póki co?) takiej kariery nie zrobił, co dowodzi, jak może ona również inwestorów rozczarować.
Nicolas Games
Specyfika tej branży polegająca na tym, że finanse zależą od jednego produktu, powoduje, że wszelkie zawirowania przy jego tworzeniu mają bardzo negatywny wpływ na nastroje. A rzeczywistość giełdowa w dużej mierze opiera się na emocjach. Naprawdę cienka jest tu granica między euforią a paniką. Ryzyko, że prace nad grą przeciągną się, albo że nigdy się ona nie ukaże, spędza sen z powiek nawet zwykle odpornym na stresy inwestorom długoterminowym.
Dotychczasowe losy Nicolasa to do pewnego stopnia realizacja takiego koszmaru. Firma zadebiutowała na giełdzie w 2008 roku jako NGS, ciesząc się raczej umiarkowanym zainteresowaniem, choć obiecywała stworzenie gry na wysokim poziomie, osadzonej w nakreślonym z rozmachem postapokaliptycznym uniwersum – Afterfall: InSanity. W wyniku trudnej sytuacji finansowej spowodowanej światowym kryzysem gospodarczym firma skoncentrowała się tylko na tym tytule, marginalizując inne obszary swojej działalności.
Ale premiera Afterfall opóźniała się, a prezentowane na pokazach fragmenty rozgrywki nie zachwycały. Inwestorzy zaczynali się niepokoić. Oczywiście pod wpływem tych nastrojów kurs spadał. Ostatnia marcowa konferencja, na której spodziewano się prezentacji już gotowej gry, załamała nawet największych entuzjastów spółki. Premierę przełożono na czwarty kwartał (pierwotnie gra miała się ukazać w pierwszym). Efektem tak znacznego opóźnienia był gwałtowny spadek kursu akcji (z 26 gr na 21 gr).
Najdotkliwszą dla Nicolas Games konsekwencją tej zaskakującej zmiany terminów był jednak nie spadek wartości akcji, ale utracenie zaufania inwestorów. Gra kiedyś ukaże się na rynku, a kurs podniesie się, ale obniżone zaufanie do spółki i nie najlepsza opinia o prawdomówności jej władz mogą wisieć nad twórcami Afterfall, nawet gdy zaczną odnosić sukcesy.
CD Projekt
Debiut na giełdzie nie jest prosty.Wymaga chociażby przeprowadzenia kosztownej i długotrwałej (zazwyczaj 6-12 miesięcy) procedury sporządzenia i zatwierdzenia przez Komisję Nadzoru Finansowego tzw. prospektu emisyjnego (opisującego dokładny plan działania spółki, jej stan finansowy itd.). CD Projekt nie miał na to czasu, firma była zadłużona i potrzebowała pieniędzy na kontynuowanie prac nad Wiedźminem 2. Postanowiła więc wejść na giełdę „kuchennymi drzwiami”, łącząc się ze spółką, która już tam była – z Optimusem (OPT).
1 października 2009 roku doszło do porozumienia i finalizacji transakcji. Chociaż inwestorzy giełdowi nie od razu zachwycili się „nowym” Optimusem, do tej pory firmą pewnym krokiem zmierzającą ku bankructwu, a zadłużony CD Projekt też nie budził wśród nich wielkiej ekscytacji, to w lipcu 2010 roku popyt na akcje zaczął rosnąć. W ciągu kolejnych miesięcy kurs pędził do góry, by pod koniec kwietnia osiągnąć rekordowy poziom ponad 9,80 zł za akcję, co oznaczało, że wartość giełdowa spółki wynosiła prawie 1 miliard zł (dokładnie 938 mln zł). Po drodze miały jednak miejsce dwa znaczne potknięcia dowodzące, jak kruchy jest giełdowy los spółek z tej branży.
Pierwsze nastąpiło w lutym, gdy okazało się, że firma ABC Data zaczyna sprzedawać swoje udziały w Optimusie, które posiadała w wyniku dawnych rozliczeń (jeszcze z czasów sprzed jego połączenia się z CD Projektem). Wielki wylew tych papierów wartościowych na rynek spowodował w rezultacie zbicie kursu nawet do 5,26 zł. Ale pamięci o zbliżającej się premierze Wiedźmina nie przyćmił nawet taki krach. Drugie potknięcie wydarzyło się w kwietniu, gdy niedługo po osiągnięciu przez kurs szczytu pojawiła się rekomendacja, która zalecała akcjonariuszom Optimusa sprzedaż akcji, wyznaczając poziom docelowy kursu na 7,60 zł. (Domy maklerskie co pewien czas wydają rekomendacje mówiące, ile ich zdaniem warte są akcje danej spółki. Jeśli więcej niż ich kurs aktualny, zalecają kupno, jeśli mniej, doradzają sprzedaż).
Prognoza dla Optimusa była bardzo negatywna i oczywiście momentalnie wpłynęła na nastroje inwestorów. Rekomendacja zadziałała przy tym jak samospełniająca się przepowiednia – merytoryczne przesłanki przemawiające za tezą o przewartościowaniu akcji Optimusa były wątpliwe, ale kurs spadał. Tylko w ciągu kilkunastu minut obsunął się o 10% i nie wrócił na poziom kwietniowego szczytu aż do dziś. Można domniemywać, że pozytywne przyjęcie gry przez media i graczy sprawi, iż kurs akcji wzrośnie. Jak bardzo? Zobaczymy.
11 bit studios
Na koniec kilka słów o najmłodszym giełdowym przedstawicielu branży developerskiej, spółce 11 bit studios. Firma została założona w październiku 2010 roku przez komputerowych weteranów ze studia Metropolis, by już trzy tygodnie później zadebiutować jako 11B na rynku równoległym New Connect (parkiet przeznaczony dla młodych, dopiero rozkręcających swój biznes spółek). Cena emisyjna wynosiła 1,92 zł, akcje cieszyły się dużym wzięciem. Po sukcesach City i przy wtedy jeszcze dobrze trzymających się kursie i reputacji Nicolasa inwestorzy wierzyli w zapowiadaną grę Anomaly: Warzone Earth. Na kilka dni przed premierą kurs wzrósł z 11 do 26 zł.
Produkcja ukazała się 8 kwietnia 2011 roku na PC i Maca. Ale polem do popisu dla Anomaly miało być zapowiadane wydanie na urządzenia przenośne. Jednak przedłużające się oczekiwanie na datę premiery sprawiło, że kurs zaczął spadać, lądując w okolicach 14 zł. Inwestorzy nie lubią czekać i stan niepewności, który wydaje się integralną częścią procesu tworzenia i sprzedaży gry, często prowadzi do pozbycia się przez nich akcji.
***
Jedne z growych spółek radzą sobie lepiej, inne gorzej, ale wszystkie budzą wielkie zainteresowanie. Perspektywa pomnożenia pieniędzy dzięki komercyjnemu sukcesowi jednego produktu silnie działa na wyobraźnię. Ryzyko związane z tego typu biznesem powoduje, że wahania kursu prowadzących go spółek są duże. Po świetnych raportach finansowych kurs potrafi rosnąć równie mocno, jak spadać po byle plotce o problemach przy tworzeniu gry. Ale to cena za olbrzymi potencjał wzrostu, którą, jak widać, grający na giełdzie są skłonni płacić. Inwestowanie w spółki z tej branży, poza przyczynami całkiem zdroworozsądkowymi, ma w sobie coś z pogoni za marzeniem, by mieć choć odrobinę udziału w rzeczy, która niespodzianie podbije świat. A marzenia zawsze są w cenie.
Czytaj dalej
4 odpowiedzi do “Gry na giełdzie”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Jeżeli w ostatnich miesiącach zdarzyło się, że jakiś gracz, przeglądając gazetę, natknął się nieopatrznie na dział biznesowy, prawdopodobnie jego oczom ukazał się tytuł którejś z polskich gier. Co w poważnych mediach robią Sniper i Wiedźmin? Czemu aż tyle mówi się o polskich developerach?
Jest taki program, co się zwie Wirtualny Inwestor, w którym za wirtualną kwotę pieniędzy możemy zakupić pakiet akcji dowolnej firmy z polskiej giełdy i codziennie śledzić, jak sobie ona radzi i przez to obserwować stan naszej rosnącej / malejącej puli pieniędzy.
Bardzo dobry artykuł. Miło, że pojawił się na stronie.
No własnie czekam, aż akcje optimusa powrócą do dawnej chwały 😛