XCOM: Enemy Unknown – recenzja cdaction.pl

XCOM: Enemy Unknown
Dostępne na: PC, X360, PS3
Testowano na: PC
Wersja językowa: angielska
Projekt XCOM powołano do życia, kiedy okazało się, że nie jesteśmy w kosmosie sami i – co gorsza – ci turyści w statkach kosmicznych nie mają ochoty pograć z nami w brydża i napić się coca-coli. Wolą wyrwać nam jelita, nawinąć je na patyki i wrócić do domu z tymi łakociami. A przynajmniej na to wygląda, bo zamiast spokojnie się przywitać, po wyjściu ze statków od razu zaczęli machać karabinami plazmowymi. Projekt XCOM ma, w skrócie, wsadzić im te karabiny w cztery litery i nacisnąć spust tyle razy, żeby nie chciało im się wracać. A ty, graczu, jesteś dowódcą, więc bierz się do roboty.
Musisz skoncentrować się na dwóch sprawach: rozbudowie podziemnej bazy i ubijaniu Obcych. W bazie zlecasz projekty badawcze (dają ci m.in. nowe bronie i pancerze), stawiasz budynki (pozwalają np. sprawdzić, czy żołnierze mają supermoce psychiczne), kupujesz nowe samoloty do zestrzeliwania UFO i tak dalej. Dowiadujesz się też gdzie akurat zaatakowali kosmici i które państwa najbardziej potrzebują twojej pomocy – to centrum zarządzania, które „obsługujesz” pomiędzy misjami. I po kilku godzinach robisz to na tyle automatycznie, że nawet nie lubiąc tego typu urozmaiceń nie zauważasz, że coś przerwało ci zabawę.
XCOM: Enemy Unknown jest jednak przede wszystkim grą taktyczną rozgrywaną w turach i to właśnie na małych arenach spędza się w niej najwięcej czasu. Grupka wybranych przez ciebie żołnierzy pojawia się w jednym miejscu na mapie, rozstawiasz ich w odpowiednich miejscach i ruszasz powoli do przodu, by wykonać zlecone ci zadanie. Niestety jak na grę przemyślaną pod kątem 15-25 godzin zabawy nowy XCOM ma maluteńko do zaoferowania. Misje sprowadzają się do ledwie kilku rodzajów – zestrzel UFO i ubij załogę, uratuj cywilów, uratuj VIP-a, zabij wszystko co się rusza – i tak naprawdę oferują dwa rodzaje rozgrywki. Albo wskakujesz na arenę i strzelasz do kosmitów, albo wskakujesz na arenę i najpierw podbiegasz do ludności cywilnej, a potem strzelasz do kosmitów. Przez pierwsze dziesięć godzin bawiłem się tym nieźle – każdą misję traktowałem poważnie, każdą starałem się wykonać jak najlepiej, ale przez kolejne piętnaście musiałem zmuszać się, żeby w ogóle kliknąć “Graj” na Steamie. Brak ciągłości – to nie jest jedna ogromna kampania, tylko zbiór małych aren – sprawia, że rozgrywka wydaje się powtarzalna. A przez to monotonna.
Zaskakująco dużo misji trzeba przejść na jeden jedyny sposób: atakiem od frontu. Wiele rozgrywa się w rozbitych statkach kosmicznych, albo w ich okolicach – podejść można albo z jednej strony, albo ewentualnie z dwóch i tak kończąc na strzelaniu “na pałę” do kosmitów, którzy postanowili wychylić się zza winkla. Do tego też: kiedy tylko na mapie pojawią się jakieś drzwi można być pewnym, że przeciwnicy ich nie otworzą – nieważne czy masz snajperów, gościa z wyrzutnią rakiet i komandosów ustawionych tak, żeby zlikwidować każdego kto tylko się w nich pojawi. Nie ma opcji – żaden granat ich stamtąd nie wyciągnie. Dopiero kiedy sam przez nie przejdziesz możesz liczyć na kontynuowanie starcia… z sześcioma potworami ustawionymi w rządku, cierpliwie czekającymi aż naciśniesz klamkę.
Teoretycznie od pewnego momentu można stawiać przed sobą wyzwania typu: “Weź tego bydlaka żywcem, żeby naukowcy mieli nad czym siedzieć i wymyślili jakiś ciekawszy arsenał”, ale w praktyce nie ma motywacji, by to robić. XCOM: Enemy Unknown zaczyna w pewnym momencie usypiać, a to nie powinno mieć miejsca w turówce taktycznej – potencjalna ilość rozwiązań dla jakiegoś problemu powinna być na tyle wielka, by za każdym razem dało się zrobić coś nowego.
Irytujące jest jednak to, że zaskakująco dużo rzeczy w XCOM: Enemy Unknown jest ustalone odgórnie i nic się z nimi zrobić nie da. Kiedy zapiszesz grę w bazie, to możesz być pewny, że kolejna misja odpali się po dokładnie takim samym czasie i będzie zawsze identyczna – element losowości albo nie istnieje, albo gdzieś głęboko się ukrywa. Sprawdziłem jak ma się to do wyników starć w trakcie misji i zdziwiony odkryłem, że mając na celowniku kosmitę i szansę na trafienie 75% nieważne ile razy bym nie wczytał stanu gry… nie byłem w stanie go trafić. Wtedy przestałem wierzyć w taktykę: duet snajperów stał w miejscu, reszta szła frontem, starcie było po godzinie wygrane. Niestety.
Prawda: każdy z moich wojaków był na tyle „rozwinięty”, że rzadko kto mógł im podskoczyć. W trakcie rozgrywki zdobywa się punkty doświadczenia pozwalające im awansować i rozdziela je po bardzo prostym drzewku – w pewnym momencie uczysz snajpera rzucać ‘kulkę’ zwiększającą widoczność tam, gdzie nic nie widać, albo pozwalasz mu strzelać do wrogów w zasięgu wzroku towarzyszy. Można więc mieć dwóch zupełnie innych strzelców, a sprawa ma się podobnie w przypadku jednostek wsparcia, czy byków z wyrzutniami rakiet. Wszystko to może i niewiele różni się od dowolnej turówki taktycznej, ale Firaxis bardzo sprawnie poradziło sobie z budowaniem „więzi” pomiędzy graczem, a jego jednostkami. Przed misjami widać ich twarze, można ich „ubrać”, zmienić kolor włosów i brać na misje głównie swoich pupilków… a przy tym śmierć żołnierza jest ostateczna i z reguły przychodzi niespodziewanie. Kiedy mój ulubiony snajper został rozniesiony przez wyskakujące znikąd komando zupełnie nowego rodzaju kosmitów nauczyłem się, że bezpieczeństwo żołnierzy trzeba stawiać na pierwszym miejscu. Ale niestety nawet to na późniejszym etapie rozgrywki traci ciut uroku, bo za misje redukujące panikę można dostać żołnierza na wysokim poziomie, któremu po prostu wybiera się kilka umiejętności “z urzędu”, a to pozwala mieć kilku nieźle wyszkolonych marines w zapasie. Postaci, do których nie zdążyło się nawet przywiązać. O emocjach ciężko wtedy mówić.
Nowy XCOM cierpi też na chorobę większości gier tego typu: im dalej w las, tym więcej czasu pożera i zaczyna po prostu męczyć. O ile na początku czuć dynamikę rozgrywki, a jej “fajność” nie pozwala spojrzeć na zegarek, to po kilkunastu godzinach brak chwili na oddech, jakiejś banalnej misji na 15 minut, jest irytujący. Gra przestaje być zabawą, a zaczyna być pracą. Wewnętrzny monolog, planowanie dalszych akcji, sprowadza się do marudzenia, że: “Muszę zrobić to żeby obniżyć panikę tam, muszę pomóc tym żeby to, muszę to i tamto żeby to i dopiero wtedy poznam dalszą część historii”.
Generalnie muszę jednak przyznać, że dobrze jest zobaczyć coś, co wykorzystuje Unreal Engine i nie jest FPS-em. Naprawdę dobrze jest mieć do czynienia z bardzo ładnie wyglądającą turową grą taktyczną, bo od początku wiadomo, że nikt nie szedł na łatwiznę. Można było powiedzieć: “Ta gra i tak trafi do stosunkowo wąskiego grona odbiorców, nie ma co się starać”, ale widać że Firaxis chcąc właśnie tego uniknąć przyłożyło się do roboty bardzo. Animacje marines i kosmitów są ładniutkie, cut-scenki aż chce się oglądać i tylko kilka z nich kłuje w oczy brzydotą. Lokacje, w których toczą się walki też wyglądają bardzo przyzwoicie: oddają klimat zgliszczy wielkiego miasta, chaosu na przedmieściach, czy lasu nad którym rozbił się statek Obcych.
Można by zachwycać się długo, bo XCOM: Enemy Unknown naprawdę wygląda bardzo ładnie, ale niestety można wymienić równie dużo, a może nawet więcej, wad i problemów, które rzucają się w oczy jeszcze bardziej.
Kuleje kamera przypominająca falloutowy VATS: teoretycznie powinna pokazywać w zwolnionym tempie mielonkę, w którą zmienia się przeciwnik po strzale krytycznym, ale najczęściej pokazuje niebo, ściany, trawę, albo rzeczy zupełnie niezwiązane z tym, co się teoretycznie wydarzyło. Kuleje też kamera w trakcie rozgrywki – szczególnie w pamięć zapadła mi walka na dworcu w Japonii, gdzie przy maksymalnym oddaleniu dach peronu mrugał jak szalony. Kuleją przekroje i prześwity: czasami nie byłem w stanie zobaczyć czy ustawiam postacie przy oknach, czy przy ścianach, bo niezależnie od przybliżenia i oddalenia nie dało się zobaczyć odpowiedniego fragmentu budynku. Kuleje system wykrywania wysokości na mapach: gra ani razu nie była w stanie zrozumieć, że kratka przestrzeni na ciężarówce to nie kratka przestrzeni obok ciężarówki i musiałem wdrapywać się na nią metodą prób i błędów z szybkim zapisem po drodze.
Kuleje też interfejs: każdą akcję specjalną (np. ustawienie wojaków w tryb ‘overwatch’ sprawiający, że strzelają do każdego kto wejdzie im w pole widzenia) trzeba zatwierdzić kliknięciem ‘OK’, co przekłada się na kilka wymaganych kliknięć zbyt dużo i zbyt często, a najbardziej upierdliwy jest brak jednego ekranu pozwalającego spojrzeć na swoich żołnierzy „przekrojowo” – przerzucić broń, pancerze i dodatki wszystkim na raz w jednym miejscu zamiast skakać po kilku różnych menu i marnować czas. Gra jest też pełna dziwacznych bugów: okienko z opisem ekwipunku nie chciało dać się czasami wyłączyć i zmuszało do odpalenia gry od nowa, a na mapach po wczytaniu zapisu zostawały trupy z poprzedniej rozgrywki (czasami zwieszając całość). Przed misją, w miejscu gdzie sprawdza się czy wszyscy żołnierze są na swoim miejscu i mają odpowiedni sprzęt przy sobie… wszyscy potrafili wyglądać identycznie i mieć te same bronie. To wszystko naprawią pewnie patche, ale…
…ale przede wszystkim gra taktyczna nie powinna dopuszczać do tak absurdalnych rzeczy, jak strzelanie i trafianie przez ścianę, czy też bycie trafianym przez ścianę. Wielokrotnie ustawiałem się tak, by zmasakrowanie moich jednostek było nierealne a i tak obrywałem – szybko sam zacząłem oszukiwać i strzelać “na pałę” z miejsc, w których szansa trafienia wynosiła mniej niż 25%. I udawało się zaskakująco często.
Pomimo tego wszystkiego XCOM jest jednak grą, która wystarcza na wiele godzin zabawy. Sam fakt, że przez pierwsze kilkanaście potrafiłem siedzieć do trzeciej nad ranem byle tylko skończyć misję (i po chwili zacząć kolejną kładąc się spać o piątej) muszę wpisać na plus. W rozgrywce jest coś, co przyciąga – może fakt, że niewiele tego typu gier się ostatnimi czasy ukazuje, może coś więcej? – ale jednocześnie pod koniec kampanii poczucie zawodu, zmarnowanego potencjału staje się coraz bardziej uciążliwe. Powtarzanie tych samych trików na podobnych mapach (zbyt często niemal identycznych), z tego samego powodu tylko po to, by pchnąć fabułę do przodu jest po prostu uciążliwe.
I jak dla mnie XCOM: Enemy Unknown… daje radę. Nie ma w tej grze niczego fenomenalnego, czegoś co przykułoby mnie do monitora na miesiąc jak Jagged Alliance 2 wiele lat temu. Misje nie są na tyle emocjonujące i dobrze zaprojektowane, by zmusić do eksperymentowania (“a co będzie jak wezmę tylko snajperów?”). Multiplayer to tylko deathmatch, który ciągnie to, że pozwala wcielić się w kosmitów… ale wszystko to jest receptą na kilkanaście godzin zabawy, a nie kilkadziesiąt. Nie miałbym problemu z tą grą, gdyby jej tak bardzo nie rozdmuchano wewnątrz, gdyby nie napompowano jej męczącym nudziarstwem. Niestety.
Ocena: 7.0
Plusy:
– Ładna, nowoczesna gra taktyczna
– Dobrze napisana fabuła
– Przez kilkanaście godzin bardzo emocjonująca rozgrywka…
Minusy:
– …która po kilkunastu kolejnych robi się monotonna i nudna
– Problemy z interfejsem i grafiką
– Liczne bugi
Czytaj dalej
139 odpowiedzi do “XCOM: Enemy Unknown – recenzja cdaction.pl”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Pięknie powiedziane (napisane).
@Siemkins: pisałem, że recenzji nie bronię (z jednego powodu – nie przeczytałem jej). Zgadzam się, że autor powinien być zaznajomiony z gatunkiem gier taktycznych, ale niekoniecznie z samą serią X-Com (jej nieznajomość może być nawet plusem).|Za to po dotychczasowych recenzjach mogę stwierdzieć, że dla Berlina nie liczą się same tekstury, ale sama wartość artystyczna. Poza tym sama ocenia nie jest zła (nie biorąc pod uwagi Metacriticowej skali jak to napisał Ganjalf) a lepiej chyba skupić się na tym…
…co w grze nie działa prawidłowo wg autora, niż skupiać się na samych plusach. Za plusy sam będziesz grę chwalił, a brak informacji o pewnych brakach może spowodować pewnym rozczarowaniem po zakupie.|Poza tym każdy może sam w jakimś stopniu zweyfikować czy gra mu podejdzie – na Steamie jest demo.
Ja przeczytałem tę i kilka innych, o czym wspomniałem. Inne teksty autora mnie nie interesują, bo wg mnie w tym tekście dał dużą plamę i z tego go „rozliczam”, a nie z wcześniejszych dokonań. Nieznajomość może być plusem, ale wg mnie, w tym momencie nie jest. Wg autora gra staje się nudna po kilkunastu h, ale zarywa przez nią nocki, troszkę mało w tym sensu. Kilkanaście h EU to mało, ale gdy inne gry są na 3-5h rozgrywki, to luz, bo tak teka teraz norma? Gry nie mają być/nie powinny być odbiciem rzeczy…
…wistości, ale powinny pozwalać nam się dobrze bawić, przeżywać, wspominać, odprężać. Niedociągnięcia?Grom które kochałem, a było ich niewiele wybaczyłem wszystkie błędy, nawet przełknąłem to, że w TFTD przez niewłaściwą kolejność badać nie dało się ukończyć gry (o czym się dowiedziałem po roku (czasu gry) zabawy. Wybaczyłem bez mrugnięcia okiem. Wybaczę i tym razem, że zasłania mi wrak samochodu, że nie widzę jak ufokowi odpada głowa.15 lat temu też nie widziałem, a bawiłem się pysznie i mam co wspominać
@Siemkins: jako gracz możesz błędy wybaczać, jako recenzent musisz je opisać. To twój obowiązek. To spora różnica. 15 lat temu nie mogłeś widzieć pewnych rzeczy, teraz tak. O ile odpadająca głowa nie jest czymś ważnym, ale inne braki muszą zostać odnotowane. Pytanie też (jak wspominałem recenzji nie czytałem) czy autor zagrywał się po nockach w tą grę przed tym jak mu się znudziła czy po tym. Bo jeśli przed to nie jest plama i nie wyklucza się wzajemnie.
Przeczytaj tę, jak ja, przeczytaj parę innych – jak ja, zapoznaj się z materiałami na YT- jak ja, pobierz demo i zagraj przynajmniej 2 razy – jak ja. Nie musisz znać całej serii od 20 lat, jak ja. Potem pogadamy.|Pozdrawiam
Kupię ze względu na twórców…|.|.|.|..|.|.|.|.|.|.|..|….|.|.|.|.|Jeśli wyjdzie w pudełku. xD
Cóż, po tej grze spodziewałem się jednak czegoś więcej – mimo wszystko dam jej szansę, gdy trochę stanieje.|@ Berlin|Do recenzji nie mam zastrzeżeń, bardzo podoba mi się twoje krytyczne podejście nawet w stosunku do znanych marek (tym bardziej, że nie jesteś emocjonalnie związany z tą serią – w przeciwieństwie do gema) – tak trzymaj i nie przejmuj się opiniami wszystkowiedzących specjalystuf od pisania recenzji.
Założę się, że gdybyś przyznał grze dziewiątkę, zredukowałbyś grono narzekających na twój warsztat o kilkadziesiąt procent.Ale przecież nie o to chodzi, prawda?
@ jurgenosss|”Fajtycznie” twoja krytyka jest bardzo płytka mentalnie. To tak jakby słuchać wypowiedzi polityków tuż po libacji alkoholowej przy Wiejskiej.|A dywany i obrusy kupuję na rynku od Rumunów. Czujesz się dowartościowany? Nie ma za co.
Gdybym miał coś do Rumunów, nie kupowałbym ich towarów. Umiesz czytać?Użytkownikiem tej strony jesteś od godziny, a swoją karierę zaczynasz od obrażania – niezły początek, ale podejrzewam, że długo tutaj miejsca nie zagrzejesz.EOT
7/10 otrzymują gry autentycznie dobre, o ile tylko korzysta się z całej skali, a nie przedziału 6-10. Weźmy takie AC, raptem jednej z odsłon wlepiłbym lekko naciągane 8/10 (nota zarezerwowana dla gier b. dobrych), a grałem we wszystkie, bawiłem się nieźle i nie żałuję (może za wyjątkiem części pierwszej, która choć innowacyjna, to pod względem gameplayu była słabiutka, 5/10 z plusem jako, że wnosiła coś nowego). ACIII obowiązkowo także zakupię, bo serię lubię, ale daleki jestem od wlepiania dziewiątek i…
…dziesiątek. To dobre gry, wartościowe, ale mianem wybitnych bym ich nie określił, a właśnie takim produkcjom należą się dziewiątki. Dycha już dla absolutnych rewelacji, tytułów rozbudowanych, długich, wymagających, wciągających niczym ruchome piaski, a takich znalazłaby się raptem garstka, z czego bodaj ani jedna w ostatniej dekadzie. Nie jest winą Berlina, że system not się zdewaluował, nie ma się człeka co czepiać. S. Serafin również mocno krytyczna jednostka, którą ciężko zadowolić byle czym…
…dał X-Com’owi 9.5/10. Co człowiek, to opinia i tyle. Sam jestem na grę maksymalnie nakręcony, cholernie mi się podoba, ale nie widzę podstaw, by po Berlinie jechać. Wolę krytyka od pochlebcy dla którego byle badziew (za takowy mam chociażby ME3) stanowi swoiste objawienie.
@eustachy – śmiem twierdzić, że to 7/10 to nie dlatego, że Berlin lubi całą skalę stosować, tylko dlatego, że lubi być mocno alternatywny, a ledwo co grzmiała dyskusja o nieużywaniu skali wywołana jego własną recenzją. Tym bardziej, że jako wady wymienia antyoszustowe cechy gier turowych.
Dla mnie nowy X-Com to powiew świeżego, wiatru, powietrza, którym wieki nie oddychałem. Zapomniałem do czego mam płuca, giera rewelka, parę baboli posiada, ale to nic, każdy weteran wsiąka. marzy mi się by zrobili reinkarnację Terror From The Depp i będę już w pełni usatysfakcjonowany:)Gry solo uber alles:)
Pisałem wcześniej, że ocena nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Recenzja ta, bardzo uogólniając, ma taki schemat: wypisujemy zalety i zbywamy je 1-2 zdaniem, wypisujemy wady i się nad nimi rozpływamy pisząc i powtarzając jakie to słabe, a potem dajemy notę, jak gdyby było odwrotnie (czyt. opis zalet a wymienienie wad). Tak chyba być nie powinno, zwłaszcza że jak chyba słusznie mniemam, recenzja w wersji papierowej będzie miała zasadniczo odmienny wydźwięk.
Ta gra jest za czasochłonna dla targetu, a za prostacka dla miłośników strategii (nie mam na myśli poziomu trudności, a samą mechanikę gry). Jedna baza, wycięty spory kawałek logistyczny, mapy taktyczne gdzie zawsze akcję mamy do przodu, nowy system ruchów/akcji gdzie jesteśmy zwolnienie z szacowania punktów do czynności jakie zamierzamy podjąć, małe mapy taktyczne, sześcioosobowe składy, błędy w generowaniu strzałów przez co niektóre przeszkody nie są uwzględniane itd.
Aktywnym użytkownikiem, zarejestrowanym (<- słowo klucz) na cdaction.pl, czyli zdolnym do komentowania newsów i pisania na forum jesteś od wczoraj - tak trudno było 'załapać' że to miałem na myśli? Widocznie masz jakieś problemy z "percepcja, logika, analizowaniem rzeczywistosci" 😀 I nie wiem gdzie ty widzisz agresję w moich postach: komentując twoją wypowiedź użyłem dokładnie tych samych metod (a nawet konstrukcji zdania), których ty sam użyłeś w stosunku do ocenienia recenzji Berlina.
-> Czyli zero argumentów i jakieś obraźliwe porównanie, mające świadczyć o mentalnej płytkości recenzji (cokolwiek to znaczy). Na co zareagowałeś wyświechtaną obelgą (mentalnie) rodem z gimnazjum (coś o bakteriach i IQ). Ale to ja jestem ten zły, prawda? A co do percepcji, nie wiem gdzie ty na moich zdjęciach widziałeś firanki; może u ciebie na oknach wiszą obrusy? Nie wnikam 😛 . Odnośnie ostatniego zdania twojej wypowiedzi, w rewanżu kilka 'złotych’ porad specjalnie dla ciebie: ucz się pilnie, pij mleko
-> i ubieraj się ciepło bo idzie zima, no i „daj sobie szansę „”jurgenosss”” ” 😀 . A, i byłbym zapomniał (już bardziej serio): każdy kij ma dwa końce – proponuję przemyśleć.
Powiem tak, na plus system walki, muzyka, grafika w zasadzie dla mnie znaczenia nie ma; na MINUS: LINIOWOŚĆ, LINIOWOŚĆ, LINIOWOŚĆ, PIERWOWZÓR OFERUJE O WIELE WIĘCEJ ZABAWY NIŻ NIEUDOLNY „REMAKE”, MAM WRAŻENIE, ŻE RESZTA ELEMENTÓW PIERWOWZORU MIAŁA SIĘ W GRZE ZNALEŹĆ, ALE ZABRAKŁO KASY LUB CZASU. Pierwowzór oceniam na 9,5; nieudany „remake”, pozbawiony 70% elementów pierwowzoru na 6,5; xenonauts zmiecie tę grę z powierzchni ziemi, liczyłem na rozwinięcie rozgrywki o nowe elementy, a dostałem część taktyczną
w nowej oprawie graficznej, to chyba za mało. Dobrze, że nie wydałem zbyt wiele, bo 89 pln za preordera + Civ V PL. Bez tej promocji chłopaki byliby w plecy. Recenzenci gry mają chyba „prikaz” – którą grę, jak oceniać.
rejestracja, a wiesz że samouczek można wyłączyć? Czy nawet tych paru godzin do jego końca nie zdołałeś przejść?
Rankin? Szkoda klawiatury 😉 . Przecież jego już tu nie ma (i pewnie nie będzie), a teraz pewnie trolluje w komentarzach na innych forach.
Witam, nie rozumiem najeżdżania na autora recenzji. Ja jestem za nią bardzo wdzięczny bo ukazała sposób rozgrywki i jak się w ogóle w to gra, z wymienionymi wadami. Nie raz jest tak, że recenzje zachwalają grę, a po zakupie jest klapa i rozczarowanie bo nikt nie był krytyczny. Najśmieszniejsze jest to, że po innych recenzjach myślałem że jest to FPS a nie strategia turowa, bo recenzenci opisując grę myślą, że wszyscy znają 1 cześć. Otóż tak nie jest.
Należy się jeszcze zastanowić nad obiektywizmem innych recenzentów, wystawiających oceny 9 i 9,5. Przecież jest to ta sama gra- więc gdzie są wady wymienione tutaj- tam nie ma o nich ani słowa, a przecież te wady są???
@Michal – z wadami jest taki myk, że Berlin jako wady wymienia… zalety gry (chociażby rzekomy brak losowości, który jest w rzeczywistości taktyką antycheatową). Ponadto wadą jest wg. Berlina to, że po kilkunastu godzinach grania gra nie wygrywa się sama – ocb? A FPS mógł ci się wziąć z tego, że faktycznie jest robiony, ale jako osobna gra o podobnym tytule.
Słuchajcie, po przeczytaniu tej recenzji zastanawiam się, czy autor i ja gramy w tą samą grę… Jestem na etapie niedawnego uruchomienia hyperspace relay ale… W mojej grze misje są rozgrywane na losowych planszach. Co prawda miejsce będzie to samo, ale teren akcji się zmieni (most, magazyny, cmentarz, itp). W mojej grze zamknięte drzwi wyważają nawet sectoidzi. Flankują nie tylko floaterzy, którzy mają specjalną zdolność do tego, ale i mutony. Czy my mówimy o tej samej grze? 😉
Gra, choć świetna, oczywiście ma – bolesne są dla mnie dwie rzeczy, wymienione już w recenzji, ale warte podkreślenia. Pierwsza to strzelanie przez ściany (sic!) a druga to fatalna praca kamery w pomieszczeniach wielopoziomowych. Poza tym, że są trudności we wskazywaniu żołnierzom, gdzie mają się przemieścić, to przy zmianie wojaka kamera również zmienia wysokość, ale w niczym nieuzasadniony sposób. To MUSI zostać zmienione jakimś patchem. W Jagged Alliance 2 wszystko to jakoś lepiej działało…
@up – mnie w pracy kamery najbardziej wkurza tendencja do odlatywania na drugi koniec mapy, gdy człowiek chce tylko rzucić dalej granat.
O, to to 🙂 Tak samo jest też ze strzałem z wyrzutni rakiet, albo z rzutem battle scannerem. Wypatruje patcha jak przysłowiowa kania dżdżu 😉
4 dni z rzędu grałem po >11h dziennie po edycji w configu gra wygląda jeszcze ładniej po 2gie kolega piszący reckę widać że się powoli wypala i wchodzi z dziecka do znudzonego dorosłego ,który tylko : make money & spend it 😉 Gra jest [beeep]ista ja oceniam ją na ok 8.5|Chłopaki proszę wróćcie do dziecięctwa i do przyjmowania tego że prawie wszystkie gry są fajne i cieszą|Jak w Matrixie wytnijcie z siebie zarzenowanie i znudzenie (dajcie patch 1.1 do łba) pzdr
Secundo:|Kocham CD-Action i zbieram od wielu lat :_) i znacie się na grach penie nie mniej odemnie gram ok Ponga >Atari800>Commodor64>Amiga i Pc-ty he he 😉 |Pamiętajcie że gry na PC robinę sa pod masę róznorodności konfigów w/w PC mówię o recce Dishonored, który jest OK graficznie (edit config jak zwykle)|Za rok będzie wysyp gier na nowych Geaphics-Engine wtedy się zobaczy co nasze maszynki mogą a narazie wiekszość graczy nie ma nawet GTX 570 więc spokojnie z ocenami.|Pamiętajcie o Miodzie i oceny troch>
Gram już ponad tydzień i jak dla mnie gra bardzo dobra. Uproszczenia względem oryginału są, jednak nie przeszkadzają w odbiorze całości. Zarzut liniowości moim zdaniem słaby. W oryginale też była liniowość tylko tam trzeba było samemu do wszystkiego dochodzić i nikt nie mówił co należy w danym momencie zrobić. Do dziś pamiętam jak przez pominięcie jakiegoś przesłuchania ufoka nie mogłem ukończyć gry. Trzeba było łapać wszystko i badać wszystko a najlepiej w odpowiedniej kolejności.
Mogli rozbudować trochę sama walkę bo posiadanie karabinu i pistoleta (możliwy jeszcze dodatkowo jeden granat) trochę za mało. Nie ma praktycznie walki wręcz Poza paroma obcymi, którzy tak atakują. W oryginale też jej nie było wiec wybaczam. Oby w kontynuacjach to poprawili i zrobili coś na wzór silent storma czy trylogi UFO. Miło by było po wejściu do budynku i zaskoczeniu obcego potraktować go wiertłem, katana czy piłą łańcuchową. Plecak z też by sie przydał a nie tylko sloty na broń.
Teraz mamy taktyczne myślenie. Nie raz mi się zdarzało wystrzelić rakietę a okazywało się, że później by się bardzie przydała. Każdy spodziewał się czegoś innego. jedni wiernej kontynuacji inni gry podobnej do JA2. Cóż jeśli traktować te grę jako osobny produkt inspirowany pierwszym UFO to się sprawdza. Na nowego fallouta też narzekali a jednak się przyjął 🙂
Swoją drogą czy tylko mnie sposób prowadzenia walki taktycznej kojarzy się z FINAL FANTASY TACTICS?