[Weekend] Pożegnanie z PSP: 20 gier, w które musicie zagrać
Wieść niesie, że jesteśmy jednym z nielicznych krajów, w których PSP stało się popularniejsze od NDS-a. O ile dzięki importowaniu konsol i gier zza granicy ciężko to zweryfikować, to odetchnąłem z ulgą w momencie, gdy Internet faktycznie sobie przypomniał o pierwszej przenośnej konsoli Sony.
Niszowe tytuły, jak i koncepcja przenośnego grania często odstraszają graczy przyzwyczajonych do większych platform. Zresztą jak na każdym innym sprzęcie, też na handheldach nie brakuje gier słabych. Ale każdy, kto miał kiedyś Game Boya wie, że tak naprawdę to czwarty świat gier – inny od tych z komputerów, konsol i automatów. Dobra przenośna produkcja to po prostu popis świetnego projektowania i PSP nie jest tutaj żadnym wyjątkiem.
Przechodzimy do listy.
Final Fantasy (seria)
Do serii Square-Enix mam… bardzo ambiwalentny stosunek. Nie zmienia to faktu, że była niesamowicie ważna dla rozwoju gier, a na PSP możemy zagrać w każdą z 9 pierwszych części w lepszych (1,2,4,7,8,9) lub gorszych (3,5,6) wersjach. Niewątpliwe perełki to pierwsze Final Fantasy, siódma część i dwie wersje Final Fantasy Tactics, ale w zasadzie tutaj nie można trafić źle – każda ma swój urok.
Nie wolno omijać tym bardziej spin-offów, szczególnie Dissidii, która pomimo bzdurnej, ciężkiej do przełknięcia historyjki oferuje świetny system walki (połączenie bijatyki arenowej z jRPGiem, takie lepsze Naturo 😉 ), dziesiątki rzeczy do odblokowania i sporo ładnych odwołań do tego całego multiwersum.
Oddzielny akapit należy się Crisis Core. Final Fantasy VII nie miało szczęścia do innych tworów ze swojego uniwersum. Poza tym jednym.
Crisis Core jest jedną z najładniejszych i najprzyjemniejszych gier action-RPG na PSP. Bardzo dobrze korzysta z materiału źródłowego i chociaż czasami historia za mocno zapędza się w niebezpieczne zakamarki, to jest to wartościowy powrót do ukochanego uniwersum siódemki. Zack pokazuje co działo się przed erą Clouda, oglądamy znane wydarzenia z innej perspektywy, ale przede wszystkim możemy pohasać po znanych lokacjach i dobrze się bawić. Gra ma świetny system walki, dynamiczną akcję oraz godną serii muzykę.
Finale na PSP to gry ładne, przygotowane na długie godziny i dosyć bezpieczne. I chociaż dzisiaj mówi się sporo złego o tej marce to jej najjaśniejsze punkty można zabrać ze sobą do kieszeni.
Podobne gry: Kingdom Hearts, Breath of Fire (serie).
Monster Hunter (seria)
Monster Hunter to świetna gra. Nie grajcie w nią.
Nie grajcie, ponieważ ten drużynowy miks Diablo, Phantasy Star Online i Demon’s Souls (które tak naprawdę czerpało co nieco z tego tytułu) wyssie z Was czas. Nie grajcie, bo przepadniecie w setkach questów. Tym bardziej nie grajcie w multi, bo choć grą można przednio bawić się samemu, a z każdym dodatkowym graczem zabawa rośnie.
Nade wszystko nie grajcie, bo rozgrywka na dobrą sprawę do niczego nie prowadzi. To zła, zła, uzależniająca pozycja, jeden z najbardziej skomplikowanych action-RPGów oraz zabawy w gotowanie, budowanie i łączenie wszystkiego ze wszystkim celem pozyskania lepszego ekwipunku. Monster Hunter to wszystko, przez co ludzie tyją, piją colę i nie uprawiają aktywnego wypoczynku. Początkowo przede wszystkim dlatego, że jest to tytuł dobry. Dopiero potem, bo wciąga. Niemniej – jeżeli szanujecie swój czas to nie grajcie w Monster Huntera.
GTA: Vice City Stories / Liberty City Stories
PSP stało się domem dla dwóch dodatkowych GTA, powstałych na bazie trzeciej części oraz Vice City. Powinienem dodać, dwóch bardzo dobrych GTA, które mają krótkie misje, świetną muzykę i niezły scenariusz.
Miasta odrobinę się zmieniły, zasady gry rozrosły (motory w mieście z GTA III!), a grafika ciupkę poszła w dół, ale to wciąż pełnoprawne Kradziejstwo Samochodów. Vice City Stories ma też mojego ulubionego bohatera w serii (porządny chłop!), powrót do cyfrowego Miami i zabawę w symulator sprzedawania prochów. Liberty City nie jest już tak udane, ale wciąż jest wystarczająco dobre. Kieszonkowa jazda w rytmie kubańskich hitów celem przemycania prochów i zabaw z prostytutkami brzmi jak materiał na kolejny reportaż telewizyjny, szczególnie, że to wszystko razem wzięte jest zaskakująco relaksujące.
Oba tytuły mają też towarzystwo w postaci Chinatown Wars, które może nie smakuje tak dobrze jak na NDSie, ale jest ładniejsze, tańsze i posiada dodatkową zawartość.
Metal Gear Solid: Peace Walker
Hideo Kojima oczywiście musiał stworzyć własnego MGS-a na PSP. I stworzył – niejako prawdziwą kontynuację trójki, kolejny rozdział w sadze o Big Bossie i intrygującą skradankę z bieganiem w pudłach, kombinowaniem z drużynami i podstawianiem sobie niespodzianek. Przy okazji zignorował Portable Ops dając jasno do zrozumienia, że mimo wszystko MGS ma być jego i tylko jego.
Peace Walker z własną wersją Che Guevary, ckliwym scenariuszem, uniwersum pełnym mistyki i nanomaszyn jest pełnoprawną odsłoną. Z wszystkim tym co jest śmieszne, wzniosłe, durne i co jest jedyne w swoim rodzaju w tej serii. Peace Walker – chociaż posiada pewne trudności techniczne – jest tą odsłoną gry, która najbardziej przypomina wersję na „dużą” konsolę.
I dlatego warto jej próbować.
Legend of Heroes: Trails in the Sky
…To przede wszystkim dobra, kompleksowa, wciągająca fabuła, ale też rozrywkowy kawał kodu oparty na dynamicznym, bo zmodyfikowanym systemie tur.
Gra opowiada historię rodziny bracerów, ludzi do wynajęcia odpowiedzialnych za wykonywanie „zadań nie do wykonania”, takich jak eskorta, doręczanie tajnych wiadomości czy zdobywanie przedmiotów, która zostaje wciągnięta w środek tajemniczej afery, kiedy zostaje porwana głowa rodziny, Cassius Bright. Gracz kieruje drużyną składającą się z dzieci Cassiusa, Estelle i jej przybranego brata Joshuy, którzy starając się wyjaśnić zniknięcie ojca wpadają na trop znacznie bardziej zawiłej intrygi. Dobrej intrygi, warto dodać.
Drużyna liczy do czterech osób, a umiejętności jej członków mogą być modyfikowane poprzez umieszczanie kamieni o specjalnych właściwościach w odpowiednich miejscach w narzędziach używanych przez bohaterów do walki.
W grze zastosowano ciekawe rozwiązanie zmuszające gracza do wykonywania nie tylko zadań kluczowych dla fabuły, ale też side-questów zleconych bracerom przez ich Gildię. Otóż z potworów pokonanych na szlaku nie wypadają pieniądze – dają one tylko różne rodzaje quartzów, czyli kamieni używanych do modyfikacji umiejętności postaci oraz otwierania dodatkowych slotów w ich narzędziach. Jedyne sposoby, by zdobyć pieniądze to wykonywanie zadań oraz sprzedawanie ekwipunku, quartzów (które raczej warto zachować) i ugotowanego przez siebie jedzenia.
Bo w Trailsach można też gotować, a bohaterzy są w stanie przygotować każdą potrawę, której kiedykolwiek spróbowali. Samodzielne gotowanie opłaca się bardziej niż kupowanie produktów leczniczych w dostępnych w grze sklepach. Przygotowane przez gracza potrawy posiadają różne właściwości, od zwykłego dodawania punktów HP, poprzez usuwanie statusów wywołanych atakami wroga, do działań defensywnych, takich jak zwiększanie siły lub obrony drużyny.
Trails in the Sky to ogromna gra, z toną dialogów, walk i zadań, która wciąga gracza na długie godziny. Mimo wielkiego rozmiaru i bogatej zawartości, która z pewnością wymagała od twórców ogromnych nakładów sił oraz pieniędzy, jest to gra dopracowana, do której wraca się naprawdę z przyjemnością.
Jeden z najlepszych jRPGów i gra, przy której czułem to samo, co lata temu przy przygodach Clouda. Przygodę, przygodę! Co najciekawsze – sequel w przyszłym roku wyjdzie na zachodzie, więc tak, oficjalnie PSP jeszcze żywe.
Ys (seria)
Legendarna w Japonii, mniej znana na zachodzie, posiada na PSP aż pięciu godnych reprezentantów (Ys I i II znane pod wspólnym tytułem Ys Chronicles, Ys: The Oath in Felghana oraz Ys Seven). Seria opowiada o przygodach młodego rudowłosego podróżnika o imieniu Adol, a jej nazwa wywodzi się od pierwszej z jego przygód, podczas której bohater odwiedził legendarne miasto Ys (tak, to samo, do którego nawiązywał Sapkowski w Wiedźminie).
Każda z części oferuje przede wszystkim dużą ilość dynamicznej rozgrywki action-RPG w rockowych rytmach, interesujące postaci, ładny design, ciekawy świat oraz wielką tajemnicę do rozwikłania. Można powiedzieć, że nasz czerwonowłosy bohater zawsze pojawia się w odpowiednim miejscu o właściwej porze, odwiedzając różne zakątki świata gry, w których akurat zaczyna dziać się coś niedobrego (i występują nad wyraz urodziwe niewiasty).
Ze wszystkich części dostępnych na handheldzie najbardziej godna uwagi jest Oath in Felghana, stanowiąca zarazem remake Ysa III i będąca równą mieszanką świetnej rozgrywki, dobrze opowiedzianej historii oraz porywającej muzyki. Ys Chronicles jest tytułem bardzo staroszkolnym, który korzysta z dość tradycyjnych rozwiązań, dlatego może być nieodpowiedni dla tych, którzy preferują nowsze gry, natomiast Ys Seven to jedyna na PSP część serii, w której gramy nie tylko Adolem, ale też kierujemy całą drużyną postaci, z których każda radzi sobie najlepiej z konkretnym typem wroga, co wymaga od gracza częstego przełączania się między nimi. Siódemka nie jest już tak harmonijnym tytułem jak Felghana, nad momentami przegadaną fabułą wyraźnie góruje tutaj gameplay, ale może to być tytuł najbardziej odpowiedni właśnie dla fanów drużynowej gry.
Całą serię cechuje kilka zabójczo dobrych elementów – chociaż są zręcznościówkami, można poratować się grindem. Chociaż jest grind, nie można się przelevelować. W zależności od wybranego poziomu trudności, zmieniają się ataki bossów i przeciwników. Generalnie to ewolucja gier, za które kochaliśmy SNESa, ubrana w szaty RPGa. Mniam.
Przy okazji – dostępną na PSP część serii pod tytułem Ark of Napishtim lepiej sobie odpuścić ze względu na słabą konwersję. Reszta jest warta czasu i pieniędzy, a coraz częściej pojawia się na wyprzedażach za grosze.
Podobne tytuły: Gurumin, Rondo of Blood, ClaDun 1, 2.
Dj Max (seria)
Moja ulubiona gra muzyczna.
Spośród licznych części gry DJ Max każdy wybierze coś dla siebie. Ta koreańska produkcja oferuje naprawdę szeroki wachlarz gatunków muzycznych, od popu, przez reggae, hip-hop, rock, aż do muzyki klubowej. Zadaniem gracza jest niejako współtworzyć odsłuchiwany utwór wciskając w odpowiednim momencie przyciski odpowiadające poszczególnym dźwiękom i pobijać swoje rekordy, by odkryć kolejne utwory, ale też i zdobywać nagrody w postaci tapet z gry, wideoklipów do odkrytych już piosenek, czy „złotych płyt”. Po przejściu każdego utworu pojawia się także ekran podsumowujący, który informuje nas o poziomie naszego „występu” i przyznanych nam nagrodach.
Każda z części oferuje kilka poziomów trudności, wykorzystujących od czterech do ośmiu klawiszy, co sprawia, że gra starcza na godziny zabawy. Również piosenki wewnątrz danego poziomu są ułożone według poziomu trudności. Nauczyć się grać nawet na czterech przyciskach jest początkowo trudno, ale szok kulturowy, jaki przeżywa gracz kiedy przechodzi na wyższe poziomy trudności jest już naprawdę ciężki do opisania. Poza dobrą muzyką w wachlarzu gatunków seria może pochwalić się także bardzo ładną oprawą graficzną, zarówno jeśli chodzi o wideoklipy, jak i graficzne elementy interfejsu. Ponadto gracz może dostosowywać niektóre elementy grafiki za pomocą skórek otrzymywanych oczywiście w nagrodę za dobry wynik.
Uwaga! Ta gra naprawdę potrafi wciągać!
Lumines (seria)
Gra logiczna godna nowej generacji. Mniej-więcej tak mawiano o Luminkach. Co prawda określanie tego tytułu Tetrisem XXI wieku to spora przesada, ale już taka jest ta branża. Lubi przesadzać.
Lumines to bardzo wciągający puzzler, w którym sporą wagę mają dźwięki. Generalnie układanka polega na dopasowywaniu bloczków tego samego koloru, ale z czasem dochodzi do tego wpasowywanie się w muzykę i rytm reszty świata. Lumines walczyło jakiś czas z Meteosami (z NDSa, ma się rozumieć!) o palmę pierwszeństwa w nowoczesnych puzzlach i moim zdaniem jest lepsza.
O ile sama rozgrywka jest w zasadzie prosta to siła tytułu tkwi w muzyce, w oprawie, w świetnie dopracowanym interfejsie. Luminki przede wszystkim obłędnie działają na zmysły – może nie jest to Rez, ale w swojej kategorii naprawdę blisko! Nie bez powodu seria przeszła też na konsole stacjonarne oraz peceta, gdzie można w nią zagrać za darmo!
Patapon (seria)
Pon-Pon Pata-Pon i tak da-lej. Każ-dy fan tej gry to zna, więc bez prze-sa-dy.
Strategia? Zrecznościówka? Gra rytmiczna? Troszeczkę wszystko. Patapony nie mając metki gry niezależnej zaprezentowały bardzo oryginalną koncepcję prowadzenia do boju armii ciemnych stworków. Stworków które reagują na wybijanie rytmu, nasze „rytmy wojny” i rozkazy.
Z jednej strony opanowanie wirtualnego bębenka to podstawa, z drugiej jeżeli nie przemyślimy naszych ruchów – to szybko polegniemy. Patapony bardzo, bardzo ładnie wyglądają i równie dobrze brzmią. Chociaż nie powinienem tego pisać to szczerze żałuję, że nigdy nie zawędrowały na duże konsole.
Może dlatego, że Patapony to idealna gra przenośna. Dynamiczna, dostosowana do szybkich partii i na słuchawki. Wszystkie trzy odsłony są godne polecenia, a seria kosztuje obecnie naprawdę malutkie pieniądze.
Podobne gry: Seria „Hero”, Half-Minute Hero, Parappa the Rapper.
Potok bijatyk
Nasz redakcyjny hardkor, Cross, zapewne nie zgodzi się ze mną, ale nawet pogrywając sobie dla zabawy i na dodatek bez towarzyszy można świetnie spędzać czas przy bijatykach. PSP posiada porządny asortyment w tym gatunku, oferując w zasadzie coś dla fana każdej serii – czy w 3D, czy w 2D. Prawie każdej, bo konwersje gier SNK niestety srogo zawiodły.
Pomimo kilku mocniejszych tytułów w ofercie, nie wolno zapominać o dwóch BlazBlue z porządnym trybem opowieści (w stylu visual novel, w sam raz dla samotników), czy Guilty Gear tych samych autorów. Świetnie wypadły przenośne Tekkeny (do szóstej części przekonałem się właśnie dzięki PSP), Soul Calibur i wrestlingi. Srebrem jest Gladiator Begins, gra, w której jako niewolnica możemy ściąć rzymskich polityków, i która poza tym nieźle bawi.
Dla mnie największymi perełkami są jednak dwa tytuły Capcomu – Street Fighter Alpha 3 oraz DarkStalkers. Pomijając fakt problemowego multiplayera, są to najlepsze wersje tych tytułów, oferujące najwięcej postaci i trybów. SFA3 to już legendarna pozycja, a DarkStalkersi to moim zdaniem jedna z najpiękniejszych, najlepiej zaprojektowanych, nasyconych erotyzmem i świetnie odwołujących się do historii horrorów gier w historii. Obie również świetnie skrojono pod samotników wyposażając je w dodatkowe tryby zabawy, a na ekraniku PSP wyglądają lepiej niż kiedykolwiek.
Tak, to wyliczanka, ale ma za zadanie zaprezentować, że gatunek dobrze się przyjął na PSP. Niestety, nie ma się tak dobrze na razie na Vicie.
God of War: Chains of Olympus, Ghost of Sparta
Dwie części Boga Wojny na PSP były dowodem na to, że tak, konsolka Sony potrafi zaskoczyć głośnym hitem. W zasadzie brak większej ilości takich tytułów – głośnych i ładnych – zadecydował o problemach PSP w oczach mas. Pozwolę sobie na dygresję, ale chyba Sony samo sobie winne, że nie zadbało o pozyskanie licencji takich jak Crash czy Spyro jeszcze lata temu. To maskotki potrafią ciągnąć konsolę, a wesoły Spartiata jest na to jakimś tam dowodem.
Przenośny Kratos nie cierpi na te problemy co wiele innych „kieszonkowych wersji” dużych gier – wpisuje się idealnie w resztę serii, nie tnie systemu, komponuje się z dokonaniami poprzedników i jest spójny artystycznie. Słowem – to gry z prawdziwego zdarzenia.
Zarazem God of Wary na PSP to właśnie wersje kieszonkowe, czyli gry krótsze, konkretniejsze, ale wcale nie gorsze od poprzedników. Zaskakująco dobrze zapełniają pewne luki w motywacji Kratosa, a poza tym są wszystkim tym, za co gracze polubili ten cykl – siekaniem, skakaniem i rozwiązywaniem zagadek. Gry okazały się na tyle dobre, że trafiły w edycjach HD również na PlayStation 3, ale umówmy się, że ze względu na tempo scenariusza i pewne cięcia wielu graczom lepiej smakują na małej konsolce.
Badman: Holy Invasion of Privacy, Badman! What Did I Do To Deserve This? 1,2; No heroes Allowed!
Przez wiele, wiele lat tęskniłem za Dungeon Keeperem. Chociaż Badman nie jest jego pełnoprawnym następcą, nie jest też jego bezmyślnym klonem – tylko wariacją tego samego pomysłu. Jak dobrze być złym, Witaj ponownie o najgorszy ze złych i tak dalej – kto pamięta, wie jak leciało.
Jesteśmy lordem zła, za pomocą kilofka budujemy i zapełniamy nasze lochy, by ustrzec je przed bardzo niebezpiecznymi poszukiwaczami przygód. Na szczęście równie niebezpieczne są stwory, które sobie hodujemy. Jest z nimi tylko jeden problem – one muszą coś jeść, a uwielbiają zjadać inne gatunki stworów.
Cała trylogia to starczająca na długie godziny zabawa w budowanie ekosystemu pełnego zła i pułapek na wrogów naszej potwornej mości. Dwa wymiary idealnie pasują do przenośnej rozgrywki i szczerze żałuję, że przygody złego lorda nigdy nie trafiły do szerszej publiki.
Badman kupił moje serce tym, że za pomocą w zasadzie jednego przycisku akcji udało się w tej grze stworzyć skomplikowaną rozgrywkę strategiczną. Graficznie wygląda jak gra niezależna z wyższej półki, oferuje przedni humor (inteligentne naśmiewanie się z fantasy, innych gier i literatury) i brzmi jak marzenie. Gra okazała się zresztą na tyle interesująca w oczach innych, że w Korei próbowano sprzedawać jej klona jako „intrygującą grę niezależną”.
Ach, te metki.
13. Tactics Ogre: Let Us Cling Together
Yasumi Matsuno (niesprawiedliwie dla obu twórców) jest czasami nazywany Georgem Martinem gier konsolowych. Sporo w tym racji – fabuły, które kreuje pełne są zawiłej polityki, przegrywania „tych rzekomo dobrych” oraz wizji świata w odcieniach szarości. Świata fantasy, ma się rozumieć.
Tactics Ogre w wersji PSP jest rozszerzoną wersją jego debiutu w gatunku turowych taktycznych RPG, protoplastą Final Fantasy Tactics oraz doskonałym dowodem na to, że gry z najlepszymi fabułami często można znaleźć właśnie na handheldach.
Trafiamy w środek konfliktu na tle etnicznym, gdy po śmierci Dynast Kinga na wyspach Valeria zaczyna się wojna domowa. Poza rosnącymi zamieszkami na tle rasowym, pojawia się Imperium Lodis, które ma chrapkę na bogate złoża dóbr naturalnych jakie posiada Valeria. A to, oczywiście, dopiero początek. W zasadzie to moja ulubiona historia w grach, na którą trafiłem, co ciekawe, po tym jak skończyłem Planescape: Torment i prowadziłem gorączkowe poszukiwania podobnych tytułów.
To też jedna z nielicznych gier, którym tak dobrze udaje się połączyć nieliniowość z logicznie skonstruowaną fabułą, a wybory mają naprawdę ogromne konsekwencje dla dalszych wydarzeń. Kilka zakończeń, ścieżek fabularnych i sporo małych wyborów robi swoje. Co ważne TO jest też dobrą grą – jest tu podział na klasy, bardzo przyjemna rozgrywka, budowanie i rozwijanie drużyny i dziesiątki dodatkowych questów.
Troszeczkę może przeszkadzać dziwna oprawa (SNES + hi-resowe artowrki), ale to szczegół, bo Tactics Ogre jest produkcją wybitną. Można w nią grać dla systemu, można dla fabuły, a najlepsze, że gra się dla całokształtu.
Podobe gry: Final Fantasy Tactics, Jeanne d’Arc, Disgaea.
OutRun 2006
Przez długą część życia PSP złośliwi nazywali ją portstation – o ile konwersji z pierwszego i drugiego PlayStation nie brakowało, to tak naprawdę często były to wciąż świetne gry, którym kieszonkowa konwersja wychodziła na zdrowie.
Wśród nich moją ukochaną jest OutRun 2006. Yu Suzuki powiedział kiedyś, że to gra o podróżowaniu, a nie wyścigi i w tym tkwi cały urok OutRuna. Tutaj tak naprawdę ścigamy się z samym sobą. Świetna grafika, doskonały system poślizgów, ogromna kampania, mini-gry, relaksująca muzyka i ponadczasowość spowodowały, że to jedyny tytuł, który posiadam w różnych wersjach na czterech platformach. A na PSP jest w kieszeni! Łzy radości.
Magia OutRuna polega na fakcie, że nie zapomina o byciu grą, doskonale relaksuje, ale ma też odpowiednią ilość wyzwań. Ten tytuł wywodzi się z automatów i jest pokazem japońskiej perfekcji, ale domowe wersje robili Europejczycy, doskonale rozbudowując fantastyczny szkielet. Jak widać, okazuje się, że pomysły z zachodu i wschodu da się łączyć i to jest najwspanialszy tego pokaz. Jeżeli jest jeden racer, w jaki trzeba zagrać w swoim życiu – jest nim OutRun.
Wipeout Pure, WipEout Pulse
Nie bez powodu WipEout był symbolem PlayStation. Futurystyczny, szybki, piękny i skupiony na walce z innymi uczestnikami wyścigu idealnie wpasował się w bibliotekę przenośnej konsoli Sony. Chociaż PSP momentami straszy nas rozdzielczością ekranu, to tempo zabawy i wspaniałe, futurystycznie „chłodne” projekty nie mają dla mnie konkurencji.
Tutaj momentami naprawdę dostajemy zastrzyki adrenaliny, a środowisko bardzo bujnie działa na wyobraźnię prezentując tę miłą, radośniejszą wersję przyszłości. Czyli nie jest brudno i szaro-buro. To gra też zupełnie inna od OutRuna – skupiona całkowicie na rywalizacji, pokonywaniu wrogów wszelkimi środkami i walce o jak najlepsze wyniki.
W końcu „różnorodność nadaje życiu smak”.
WipEout ma też to szczęście, że praktycznie dzisiaj już nie istnieje dla tego tytułu żadna konkurencja – F-Zero zaginęło po drodze, Xtreme G raczej już nie wróci, a inne próby stworzenia gry o gameplayu na tym samym poziomie były w najlepszym przypadku średnie.
Podobne gry: Burnout, Gran Turismo.
%pagebreak%
Persona 2: Innocent Sin
Ambitna, mroczna, wielowątkowa. Rozbudowana, intrygująca, nietypowa. Persona 2 to pod względem artystycznym wszystko, co najlepsze w jRPGach z lat 90tych: niepokojąca fabuła, skomplikowani (ale bardzo nam podobni!) bohaterowie, stonowane projekty postaci i świetna mieszanka muzyczna.
Z Personą 2 jest taki problem, że system walki w turach lekko się zestarzał, ale wersja na PSP jest łatwiejsza od oryginału i na dodatek jest pierwszym oficjalnym tłumaczeniem. Tak, ta gra miała dwie części – obie razem tworzą jeden z najbardziej ambitnych scenariuszy w historii gier. W dużej mierze to historia o dojrzewaniu, w dużej mierze o strachu przez dorosłością, miejskich mitach, ale także problemach ludzkiej natury.
Czego tutaj nie ma? Goethe, psychologia, symbolizm, nawiązania do sytuacji politycznej Japonii, Steven Seagal, Hitler i demony. Kiczowate? Odrobinę tak. I zamierzone. Bo Persona 2 bawi się konwencją.
Niestety druga część tej opowieści, Eternal Punishment nie trafiła na zachód w wersji na PSP. Na szczęście anglojęzyczny oryginał z PSOne jest dostępny na PSN. Polecam z całego serca – jedna z najbardziej dojrzałych gier i dowód na to, że nie tylko Mother 3 i Planescape miały ambicje na coś więcej w gatunku szeroko pojętego RPG.
Persona 3 Portable
Persona 3 Portable jest sporym przeciwieństwem poprzednika – popowa, lżejsza, skrojona mocniej pod fanów anime, co jednak nie oznacza, że to gra zła, szczególnie że Portable to w przekonaniu wielu najlepsza edycja tej odsłony.
Dużą rolę odgrywają tutaj przede wszystkim social linki, budowane na zasadzie gier randkowych. Spotykamy się z wybranymi bohaterami i polepszamy swoje relacje poprzez romansowanie i przyjaźń. Urban rythms i interfejs przerobiony na modłę visual novel bardzo cieszą grającego, a ogromną nowością jest możliwość rozegrania całej historii jako dziewczyna, zamiast znanego z podstawki emo-mruka. O ile w podstawowym scenariuszu nie zmienia to wiele, tak w relacjach z innymi postaciami niemalże wszystko.
Bo Personę 3 kocha się właśnie za to, że miesza ze sobą dungeon crawlera z dating-simem, prezentuje fajną oprawę i bardzo przyjemną drużynę. W głębi serca uważam, że to wciąż ten sam tytuł, ale w wersji Portable szybszy, łatwiejszy i bardziej urozmaicony. Minusy za brak scenariusza znanego z FES (rozszerzona wersja podstawowej Persony 3 na PS2), niemniej biorąc pod uwagę słabe konwersje PAL i ciekawsze dodatki – to jeżeli dziś grać w Personę 3 to koniecznie na PSP.
Castlevania : The Dracula X Chronicles
Początkowo nie byłem przekonany do tej gry. Potem ją pokochałem.
Pokochałem za to, że wymagała ode mnie. Że była brutalna, piękna, trudna, ucząca pokory. Że najlepsze akcje jakie w niej robiłem były znacznie ponad wszystko co widziałem w grach AAA. Że stałem się legendą i kontrolowałem legendę. To remake, który pokazuje jak powinien wyglądać dzisiaj rynek platformerów. Jak mógłby wyglądać, gdyby tylko te sprzedawały się lepiej nawet jeżeli nie mają doczepionej łatki „niezależne” lub nie zawierają postaci Nintendo.
Każdy kto lubił tego typu gry doskonale rozumie ich urok wynikający z polepszania własnych umiejętności, dopracowanych etapów, ograniczonych, ale wykorzystywanych przez nas do końca umiejętności bohatera. Cieszy się z oprawy, która chociaż prosta pokazuje kunszt artystów i z ogromnej chęci do powracania do zabawy.
Co ciekawe w zestawie dostajemy tak naprawdę Rondo of Blood, ten remake i najlepszą wersję Symphony of the Night! I nie powinny nikogo dziwić opinie, że legendarna Symphonia w tym przypadku jest jedynie dodatkiem Chronicles… Z jednej strony chciałbym napisać, że to najlepszy retro-platformer ostatnich lat – i jedyna godna konkurencja jaką od dawna dostał to Volgarr.
Z drugiej strony PSP jest pełne podobnie udanych gier. Każdy fan brutalnych platformerów powinien sprawdzić oba Mega Many, Taito Legends (dla Rastana), Ultimate Ghost & Goblins. Prawdziwa kopalnia legend.
PSN
Nie wolno zapominać, że PSP odpala gry z pierwszego PlayStation. Na PSN za naprawdę niewielkie pieniądze można kupić tak legendarne gry jak Final Fantasy VII, Resident Evil 1-3, Metal Gear Solid, Alundra,
Wiele z nich doskonale sprawdza się na małym ekranie i w podróży, a dzięki wysokiej jakości ekranu PSP niektóre wręcz dostają drugie życie – bo po prostu wyglądają przepięknie na konsolce Sony. Nie dajcie sobie wmawiać, że wszystkie stare gry są boskie, bo to bajania, ale nie omijajcie ich wierząc w mit różowych okularów – pierwsze PlayStation to wciąż skarbnica pełna doskonałych tytułów.
Gry o których nie wolno zapominać, a na które nie mam już miejsca:
Od lat jestem posiadaczem zarówno NDS-a, jak i PSP. Dlaczego o PSP mówiono tak źle skoro posiada tak przyjemną bibliotekę gier? Dla mnie odpowiedź jest prosta… piractwo.
PSP na zachodzie zalano pirackimi grami. NDS-a zresztą też, ale tego uratował fakt, że „casuale” kreowani przez prawdziwych graczy na gorszych, kupowali gry. Kupowali Mario, Pokemony, lub Nintendogz. Czyli gry na licencjach obecnych w świadomości graczy od zawsze i gry dla dzieci lub rodzin. Użytkownicy GBAtemp dobrze określili, że PSP zabiły „nie ceny gier ani ich brak, nie dystrybucja, nie problemy. Sami gracze.”
PSP miało gry dla nisz, smakoszy pewnych gatunków i graczy (przez duże G!) mainstreamowych, którzy je kradli. W pewnym momencie nie było sensu tłumaczyć i wydawać tytułów, które schodziły w ogromnych ilościach na torrentach (Square-Enix żaliło się na to przy Kingdom Hearts), zamiast w sklepach. Na PSP było za łatwo kraść dla każdego, kto umiał korzystać z Google. Dlatego o grach na sprzęt Sony było cicho – nikt nie wydawał na ich reklamę, nikt nie robił przy nich szumu.
Wracając jednak do listy – jak nietrudno wydedukować jest to tylko kropla w morzu świetnych produkcji na PSP. Wybór podyktowany moimi własnymi sentymentami, gustem oraz wagą pewnych pozycji w katalogu konsoli. Uważam, że warto było zaprezentować zarówno gry dla przeciętnego gracza, jak i produkcje trafiające w pewne nisze. Dlatego zapraszam nie tylko do wymieniania swoich ulubionych gier na konsolkę Sony (im więcej polecimy innym – tym lepiej!), ale również buszowania za perełkami na ten odchodzący w zapomnienie sprzęt.
Miłego grania.

Dobra jest cała seria gier z cyklu Lego , to około 10 świetnych tytułów 🙂 Z innej beczki polecam też Manhunta 2 .
@Fugorze – początkowo chciałem opisać ze 100 gier, ale po 20 raz, że umarłem i musiał wskrzesić mnie Byrlyn, dwa uznałem, że kto jeżeli nie czytelnicy – jeżeli zwrócę się do nich z prośbą – uzupełnią liste.Przecież to nie jest: Hur hur jestem Pita JA SIĘ ZNAM WY NIE, tylko „wspominam swoje ulubione gry z PSP, proszę Was o Wasze ukochane gry, ponieważ nie we wszystko grałem/lubię, a celem jest pokazanie ile fajnych gier jest na tej konsolce”. Generalnie to bardzo mnie cieszy, że trafia tu tyle gier
Niestety wydaje mi się że z PSP można się już było żegnać po wydaniu Kingdom Hearts: Birth by sleep. Po tym już niestety nie miało wyjść już nic dobrego na tą kieszonsolke. A szkoda
Na PSP świetnie się gra w gry z PSX’a: Spyro 2 & 3, Crash 2 & 3,Dino Crisis 1 & 2, Resident Evil 1-3.
@TuComix|Nie tylko ty 😀
Ja mam niewiele gier na PSP ,ale mam GTA. 😉