[Weekend] Wojny konsol
Kiedy na anglojęzycznej Wikipedii wpiszemy „console wars”, przekieruje nas do wpisu „historia gier wideo”, bez odnośnika do konkretnego miejsca w artykule. To dość wymowne. Walki fanów konsol zaczęły się bowiem prawdopodobnie w momencie pojawienia się różnych wariantów maszynek wyświetlających Ponga. Z oczywistych przyczyn nie zostało to udokumentowane, ale wtedy nie było tego warte. „Wojna konsol” ograniczała się wówczas do podbitego oka w kłótni o to, kto ma ładniejsze pokrętełka i nie mogła się równać z prawdziwym wojennym piekłem, jakie rozpętało się, kiedy do walki stanęły Nintendo i Sega.
Service Games
Sukces wydanego w 1983 roku Famicoma (oraz dwa lata później jego zachodniego wariantu Nintendo Entertainment System) został zauważony przez Segę – japoński koncern, którego początki sięgały lat 40. Sega od zawsze zajmowała się grami, początkowo nazywała się zresztą Service Games, skąd wziął się skrót. Firma najpierw produkowała urządzenia w pełni analogowe (na przykład „jednoręki bandyta”), a od końca lat 70. – automaty arcade. Postanowiono więc przenieść wieloletnie doświadczenie branżowe pod stojące w domach telewizory.
Odpowiedzią na Nintendo Entertainment System było wydane w 1986 roku Sega Master System – nieco lepsza sprzętowo od konkurenta konsola, która przez późniejszy start i gorsze wsparcie third-party skazana była na porażkę. Nie całkowitą, rzecz jasna, inaczej nie byłoby mowy o wojnie – wojownicy Segi zgodnie stawiali opór miłośnikom Nintendo, wykazując, że niebieski jeż musi być lepszy od czerwonego hydraulika, skoro jest szybszy. Ostatecznie Mario (przy wsparciu Linka i Samus, ale też chociażby Mega Mana) wygrał. Nie zniechęciło to oczywiście Segi, wręcz przeciwnie – wtedy właśnie wytoczono ciężkie działa.
Genesis does what Nintendon’t
Sega cały czas zdawała sobie sprawę, że choć sytuacja nie jest beznadziejna, do wyrównanej walki – a tym bardziej do zwycięstwa – jeszcze daleko. Dlatego na długo przed końcem życia Master Systemu zaczęła opracowywać jego następcę – Segę Mega Drive, znanego w Stanach jako Sega Genesis. Mega Drive był 16-bitowy, NES i SMS tylko 8-bitowy. Szesnaście to dwa razy więcej niż osiem, moc nowego czarnego pudełka miała być więc jego główną kartą przetargową w walce o serca graczy.
Konsola zadebiutowała już w 1988 roku, co sprawiło, że przez pewien czas koegzystowała z tańszym i słabszym Master Systemem. Sega postanowiła zainwestować w agresywną i ofensywną kampanię reklamową. Z gazet mogliśmy dowiedzieć się nie tylko tego, że „the more you play with it, the harder it gets” (gra słów: „im dłużej w to grasz, tym trudniejsze się staje”, ale też „im dłużej się nim bawisz, tym twardszy się staje”), że żeby wysikać SEGA na śniegu potrzeba dużo czasu („AGES”) albo siedmiu piw. Oprócz mnóstwa reklam ukazujących roznegliżowane kobiety i mniej lub bardziej subtelne podteksty, pojawiła się ta jedna, która uderzyła bezpośrednio w przeciwnika: „Genesis does what Nintendon’t”, czyli w wolnym i dość pokracznym tłumaczeniu „Genesis robi to, czego Nie-tendo”.

The other guys just don’t stack up
Mega Drive radził sobie na rynku całkiem dobrze. Zbyt dobrze, żeby Nintendo zlekceważyło poczynania Segi. Dlatego już dwa lata później ukazał się Super Famicom/Super Nintendo Entertainment System. Już, albo dopiero – tyle czasu wystarczyło bowiem Mega Drive’owi na uzbieranie w swojej bibliotece ponad 150 tytułów, co Sega z dumą ogłaszała w kolejnej reklamie wycelowanej prosto w nos Nintendo:

Po raz kolejny mamy do czynienia z grą słów: „ci drudzy po prostu nie mają z nami szans”, ale „stack up” oznacza również „ustawiać stos rzeczy”. Mniejszy tekst powyżej informował nas zaś, że:
Nawet nie ma co porównywać. Masywna biblioteka Segi Genesis to szalony line-up składający się z ponad 150 tytułów. W porównaniu do… cóż, sami to widzicie.
I tym razem rzeczywiście było dość blisko – SNES sprzedał niecałe 50 milionów egzemplarzy, Mega Drive zaś 40. Należy jednak pamiętać, że dwie omówione generacje konsol były dość płynne, a NES (60 milionów) leżał na półkach obok SNES-a, podobnie jak SMS (15 milionów) obok SMD. Walka stawała się wyrównana, ale Nintendo nadal biegło na czele stawki.
Łoooł, kolory
Zwłaszcza, jeśli weźmiemy pod uwagę rynek handheldów, który Nintendo całkowicie zdominowało – awaryjnemu, bateriożernemu i drogiemu Game Gearowi od Segi w walce z Game Boyem nie pomogły nawet takie reklamy:
Zwróćcie uwagę na to, że według linii marketingowej Segi fan Game Boya nie tylko nie mógł liczyć na kolorowe gry – był też otyły, a od grania na szarej cegle miał poklejone plastrami palce. Nie wspominając już o ewidentnie zaniżonym ilorazie inteligencji. Nie mógł się równać ze Spoko Gościem, który grał na Game Gearze.
Spoko Gości okazało się być około dziesięć razy mniej, niż otyłych miłośników monochromatycznych ekranów.
Roszady i przetasowania
Podejście Segi do reklam nieco zmieniło się z nadejściem kolejnej generacji. Najwyraźniej przestało im być do śmiechu – z powodu kilku błędnych decyzji, które wywołały dezorientację konsumentów i studiów third-party, dla japońskiej firmy wojna konsol była już przegrana. Nie oznaczało to natomiast dalszej hegemonii Nintendo – na horyzoncie pojawił się nowy gracz, Sony PlayStation.
Dalszą historię znają już właściwie wszyscy – Nintendo 64 sprzedało się znacznie gorzej od pierwszego PlayStation (33 miliony kontra 102 miliony egzemplarzy). W międzyczasie rynek konsolowy rozrósł się do imponujących rozmiarów, a Sega tonęła coraz głębiej. O strefy wpływów postanowił więc powalczyć kolejny zawodnik – gigant komputerowy, Microsoft.
Mniej więcej pomiędzy piątą a szóstą generacją konsol mocno rozpowszechnił się internet, a wraz z nim fora dyskusyjne i czaty. Tym samym wojna konsol nabrała nowego charakteru – przeniosła się do cyberprzestrzeni, gdzie żołnierzem broniącym swojej ukochanej platformy chętnie staje się każdy z nas. Dzięki temu producenci konsol nie muszą już posuwać się do prztyczków, jakie można było obserwować za czasów walki Nintendo i Segi. Z przyjemnością robimy to za nich, z heroicznym wręcz oddaniem.
Upadek i rewolucja
Wyników sprzedażowych zarówno GameCube’a, jak i pierwszego Xboksa nie można nawet porównywać do tego, co osiągnęło Sony ze swoim PlayStation 2 (155 milionów sprzedanych egzemplarzy – Sony zakończyło produkcję konsoli dopiero rok temu!). Miliony dolarów „wtopione” w wyboisty debiut marki Xbox wliczone były zapewne w przewidywane koszta Microsoftu. Nintendo, choć nadal nieprzerwanie zwycięskie na polu handheldowym, nie mogło sobie jednak pozwolić na dalsze niepowodzenia (sprzedano zaledwie 22 miliony egzemplarzy GameCube’a). Potrzebna była Rewolucja.

Rewolucją było Nintendo Revolution, czyli wydane w 2006 roku Wii. Niewiele mocniejsze od GameCube’a, opierało się na rozwiązanym w intuicyjny i precyzyjny sposób sterowaniu ruchowym. Osiągnęło sukces, którego Nintendo zapewne samo się nie spodziewało, na polu niezbadanym od lat przez żadnego producenta konsol. Zdobyło serca rodzin, osób starszych, osób młodszych, osób niegrających. Podobnie stało się zresztą z DS-em, który niską ceną i każualowymi tytułami celował w kompletnie innego odbiorcę niż prężące muskuły PSP – i wyszło mu to na dobre. Tym samym Nintendo „wypadło” z wojny konsol i poszło zupełnie inną drogą.
PS3 has no games, a X360 się psuje
Wojna trwała jednak w najlepsze – tym bardziej, że kolejna runda, czyli starcie PlayStation 3 i Xboksa 360, skończyła się remisem. To historia najnowsza, którą każdy z nas zna z własnego doświadczenia – podsumowywanie jej pozostawmy więc przyszłym pokoleniom. Obie konsole rozeszły się w liczbie około 80 milionów egzemplarzy i mimo minimalnej przewagi Sony w chwili pisania tego tekstu, nasze oczy zwrócone są już na ósmą generację. To jednak nadal głównie niezapisana karta, bo choć walka zdaje się zacięta jak nigdy, zbyt mało krwi przelano, by przewidzieć zwycięzcę.
Nasze hobby ma już ponad 40 lat, a wojna konsol, niezależnie od tego, czy mówimy o słupkach pokazujących sprzedaż konkurencyjnych urządzeń, czy o nieskończenie długich i przerażająco licznych szarpaninach fanbojów w internecie, nadal się nie skończyła. Pierwsi gracze zdążyli się zestarzeć, a bojowników przybywa. Jeśli nie dojdzie kiedyś do monopolu któregoś z producentów sprzętu do grania (czego sobie i wam nie życzę), prawdopodobnie nie dożyjemy też zawieszenia broni. I bardzo dobrze – walka o klienta wychodzi branży na zdrowie, a wojenki w internecie chyba większość z nas nauczyła się już ignorować.
Czytaj dalej
-
„Czołgi” przejęły Gamescom 2025, czyli relacja z Wargaming Day w Kolonii
-
1Szef Diablo odchodzi. W końcu! I to mimo że Diablo 4… było dobrą grą. W swoim gatunku
-
8Poświęciłem 2 lata i 2000 godzin, aby wygrać Ligę Mistrzów Stalą Brzeg
-
3Czy to mniejsze Kroniki Myrtany? Przybliżamy modyfikację do Gothica – Złote Wrota 2: Serce Bogini

Trwa dłużej, niż większość z nas chciałaby przyznać. Trawi miliony stron tekstu w przeróżnych zakamarkach internetu. Wywołuje białą gorączkę wśród graczy i producentów gier. Niejednokrotnie, nawet jeśli mimowolnie, byliście jej częścią. Mowa o wojnie konsol, zjawisku, które wcale nie rozpoczęło się podczas minionej właśnie generacji.
Rozumiem że każdy obywatel na zachodzie ma konsolę i gra w gry, skoro potrafią się ludzie kłócić który ma lepszą, bo w Polsce spotkać kogoś kto posiada nieprzerobioną konsolę z orginalnymi grami jest dosyć ciężko, i nie wyobrażam się z taką osobą kłócić kto ma lepszy sprzęt. Gracz to gracz, nie ważne na jakim sprzęcie gra.
@Nezi23|jak już chcesz szufladkować to w całej europie dominuje granie na PC, konsole przeważają w USA i Japonii.
Cytując pewien odcinek South Parka: „Widzisz… Kiedyś ten świat był dość duży, aby mogły na nim istnieć XBOXy i Playstation… Już nie”. A tak szczerze mówiąc – wojny konsolowe to naprawdę bezsensowna papka reklamowa którą jesteśmy bombardowani. Każdy gracz ma własne preferencje – i taką konsolę wybierze… A po drugie decydują tytuły wydawane na dane konsole…
„w Polsce spotkać kogoś kto posiada nieprzerobioną konsolę z or(y)ginalnymi grami jest dosyć ciężko” HAHAHAHA.
@EastClintwood „w całej Europie” Jak chcesz szufladkować w drugą stronę dawaj dane.
@Lubro Może bardziej konstruktywnie skomentować czyiś post, niż tylko go wyśmiać, zresztą nie wiem w jakim Ty się towarzystwie obracasz, ale u mnie sześciu znajomych posiadających konsole przypada jedna nieprzerobiona, która zresztą stoi w kącie rzadko używana.
@Nezi – Choćby to, że GTAV w tydzień kupiło u nas 100 tys. osób (Wiedźmin 2 na taki wynik pracował ponad miesiąc), a w 2012 (w czasie kiedy przerabianie PS3 było trudne/niemożliwe) było u nas już 500 tysięcy konsol Sony? Pogoogluj. Wstawianie linków przy 512 znakach jest karkołomne. To, że twoi znajomi konsol nie mają, nie znaczy, że tak jest w całym kraju.
@lubro – on nie napisał, ze jego znajomi konsol nie mają, tylko że na 6 konsol jego znajomych 5 jest przerobiona ;]
@Demilisz – Podejrzewam, że ma więcej niż 6 znajomych. No i 6 osób to grupa statystyczna niezwykle miarodajna.
Ja tam zauważyłem, że wśród towarzystwa, w którym ja się obracam (studenci politechniki), sporo osób ma konsolę stacjonarną (oczywiście PS3/X360 – nowsze są za drogie) plus niezbyt mocny laptop (choć wystarczający żeby komfortowo grać w LoLa).
@Nezi Ja i 3 znajomych mamy obecnie nieprzerobione PS3. Wcześniej miałem przerobionego X-a, ale za dużo zachodu z tym było. Szukanie dobrej wersji gry, ściąganie, najwolniejsze nagrywanie, a i tak laser się psuł od płyt (co ciekawe orygi czytał bez problemu). I jeszcze aktualizacje softów pirackich, itp. Dlatego PS3 mam z wygody 😛 . Net ciągle jest, żadnych problemów, a gry kupuje używane po 30-50zł. A no i jeszcze są darmowe z PS Plusa. Szybciej gier mi przybywa niż mam czas grać 😀
Dla porównania 5 moich znajomych plus ja mamy łącznie 6 xbox’ów i nikt nie ma przerobionego. a console war to nie to samo co kiedyś, teraz konsole są prawie identyczne (pomijając WiiU, no ale po sprzedaży widać że ta inność nie pomaga).
I tak PC lepszy.
Dives – to, że konsole są prawie identyczne tylko wzbudza jeszcze większe wojny konsol. Właśnie wtedy fanboje mają największe pole do popisu i właśnie wtedy konkurencja kwitnie najlepiej jeśli chodzi o wsparcie. No i nie zapominaj: PS4 = Xbone+50% of power 😉
Czas nakręcić gównoburzę – PC MASTER RACE! Nawet z tym nie handlujcie konsolowcy 😛
Gdybym był czepialski i chciał trolować to spytałbym sie „dlaczego na grafice do podanego tekstu jest PlayStation a nie Xbox??!”:D ale dobra….wojny konsolowe istniały istnieją i chyba niestety będą istnieć…choć teraz to bardziej wojny platformowe :<
Wynik wojen konsolowych nie jest ważny – i tak każdy wie, że PC górą 🙂