„Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi” – recenzja cdaction.pl

George Lucas stwierdził kiedyś, iż siła „Gwiezdnych wojen” leży w tym, że kolejne obrazy „rymują się” ze sobą. Przejmując jego metaforę, trzeba rzec, że reżyser i scenarzysta Rian Johnson („Looper”, „Brick”) nie miał ochoty dopisywania kolejnych strof do deklamowanego przez 40 lat poematu. Owszem, „Ostatni Jedi” nie wzbraniają się przed sięgnięciem do bogatego spichlerza postaci, scen, wątków i motywów, jakie pozostawili po sobie ich poprzednicy. Mądrość Johnsona tkwi jednak w tym, że choć cytuje, jego cytaty czemuś służą. Reżyser naigrawa się ze schematyczności gwiezdnowojennej epopei, równolegle budując na jej bazie nową jakość. Krytyka jego filmu zasadza się na rzekomym niezrozumieniu uniwersum. W istocie reforma udaje się Johnsonowi właśnie przez wzgląd na ogromną świadomość, czym właściwie „Gwiezdne wojny” są.
Epizod ósmy to niby ta sama mikstura konwencji kina gatunkowego (samurajski etos rodem z obrazów Akiry Kurosawy, sceny pojedynków o poetyce znanej ze spaghetti westernów, sekwencje walk rodem z filmów batalistycznych). O ile jednak „Przebudzenie Mocy” było dostosowanym do wymogów czasów remiksem „Nowej nadziei”, w którym sama scenografia czy ujęcie mogły zasygnalizować przebieg sceny (patrz: konfrontacja Hana Solo i Kylo Rena), Johnson nie buduje kolejnej Gwiazdy Śmierci, nie anihiluje kolejnego Aldeeran i nie powołuje kolejnej silnej Mocą sieroty. Przeciwnie – robi wiele, by rozbroić zwyczajowy patos komedią, oderwać Star Wars od rodu Skywalkerów, narzucić nowe tempo i konstrukcję akcji oraz twórczo zredefiniować niektórych bohaterów.
„Ostatni Jedi” mają niespieszność właściwą kinu drogi. Główny wątek rozpięto między pościgiem flotylli Najwyższego Porządku (Imperium, które po finale „Powrotu Jedi” zdecydowało się na rebranding) za tym, co zostało z Rebelii. Między błyskotliwymi manewrami generał Organy (nieodżałowana Carrie Fisher pozostawiła tą rolą świetny testament) co i rusz wracamy do nowych bohaterów dramatu: Rey (Daisy Ridley) konfrontującej się z legendą Luke’a Skywalkera, Finna (John Boyega) i Poego (Oscaar Isaac), sympatycznych kogucików wyprawiających się na kolejną samobójczą misję, oraz ulubieńca zasłuchanych w Nine Inch Nails nastolatek, czyli przeżywającego kolejne rozterki Kylo Rena.
Abrams traktował niektóre postacie instrumentalnie, pozwalając Fisher co najwyżej melancholijnie wpatrywać się w okna i w milczeniu cierpieć. Tymczasem Johnson wydobywa z niej zaskakującą głębię, jego Leia ma twarz i mądrej strateg, i skonfliktowanej matki, i dowcipnej kumpeli, i dźwigającej brzemię straty postaci tragicznej. Podobny efekt udaje się osiągnąć ze Skywalkerem, rozpiętym między zgorzknieniem a naiwnością, jednocześnie rybakiem i superbohaterem kina akcji spod znaku MCU. Mocno w obsadzie zaznaczyli swoje miejsce debiutanci: Benicio del Toro (enigmatyczny epizod, który zapewne stanie się przedmiotem wieloletnich spekulacji fanów) oraz Laura Dern (apodyktyczna wiceadmirał Holdo). Niespodziewaną gwiazdą przedstawienia okazuje się generał Hux (Domhnall Gleeson), którego charakterologiczny zarys z „Przebudzenia” Johnson dodatkowo wyostrzył, spychając tę postać w otchłań groteski.
Duże ukłony należą się zwłaszcza Hamillowi. Ów nie tylko dał aktorski popis życia, ale i przypomniał, czym właściwie jest Moc. Nie manifestuje się ona (jak z rozbrajającą szczerością twierdzi Rey) „podnoszeniem kamieni”, obecnością we krwi midichlorianów czy baletowymi kuksańcami rodem z ostatnich minut „Zemsty Sithów”. „Ostatni Jedi” przypominają, że cała mitologia Jedi i Sithów wywodzi się z zaczerpniętego z hinduizmu, bundyzmu i dżinizmu pojęcia równowagi. Dualizm Ciemnej i Jasnej strony, będących rewersem i awersem jednej monety, przepięknie ilustrują momenty, w których Rey i Kylo wchodzą w bardzo intymne (a momentami niemal erotyczne) interakcje.
UWAGA! KOLEJNA STRONA TEKSTU PRZEZNACZONA JEST TYLKO DLA TYCH, KTÓRZY FILM WIDZIELI LUB SPOILERY SĄ IM OBOJĘTNE. CZUJCIE SIĘ OSTRZEŻENI. JEŻELI NA NIĄ NIE WEJDZIECIE, WIEDZCIE, ŻE ZWIEŃCZYŁEM RECENZJĘ OCENĄ 8/10.
Skoro już możemy podjąć z filmem uczciwy dialog, postawmy sprawę jasno: „Ostatni Jedi” to kpina! Szczęśliwie: kpina naprawdę wyborna.
Abrams mrugał, by mrugać. Johnson zaś prowadzi widza niby znajomą ścieżką głównie po to, by mocniej wybrzmiała jej zaskakująca konkluzja. Sale tronowe Palpatine’a i Snoke’a mają podobny układ scenograficzny, a i nowemu motywowi muzycznemu blisko do The Emperor’s Theme. Ba – oba schwrzcharaktery częstują widza właściwie identyczną linią argumentacji (ukazując Luke’owi/Rey nieuchronność klęski chcą skłonić ich do współpracy). Ale choć śmierć imperatora była wpisana w logikę kompozycji, pozbycie się wielkiego wodza – postaci, o której tożsamości, motywach (a nawet… rozmiarze) spekulowano od przeszło dwóch lat, to uderzenie znikąd. Ma przy tym nader oczywisty cel: ten właśnie akt opowieści pozwala lepiej pojąć motywacje Kylo, który – niby Kreia w drugim Knights of the Old Republic – pragnie wyzwolić się od przebrzmiałych pojęć i konstrukcji, które definiowały sagę przez cztery dekady.
Momentami obraz wręcz wykpiwa patologie „Przebudzenia…” (Snoke naśmiewający się z niepraktycznej maski Kylo i tego, że ów dał się pokonać dziewczynie, która pierwszy raz miała miecz świetlny w ręku). Kiedy indziej odpowiada na niedostatki nowej trylogii Lucasa. W niespodziewanym epizodzie Yoda (szczęśliwie „pacynkowy”, a nie efekt CGI) nie jest – jak w epizodach I-III –przedstawiany jako polityczny gracz o skłonności do taniego moralizatorstwa. Jego mądrość – niczym w „Imperium kontratakuje” – wybrzmiewa właśnie dlatego, że obtoczono ją w komediowej panierce.
Chciałbym napisać, że rozumiem napiętnowanie przez fanów niektórych scen. Zwłaszcza: lotu księżniczki Lei (słusznie przywodzącemu na myśl szybowanie disneyowskich księżniczek przyodzianych w unoszone przez motyle i ptaki suknie) oraz samobójczy atak wiceadmirał Holdo (której statek wchodząc w nadprzestrzeń przepoławia flagowy okręt Najwyższego Porządku), który rzekomo rujnuje spójność uniwersum, bo też wiele walk mogłaby się rozstrzygnąć dzięki poświęceniu raptem kilku kamikadze. Wzbraniałbym się jednak przed patrzeniem na te sekwencje szkiełkiem i okiem. Ich wizualna maestria jest nie do przecenienia, a „Gwiezdne wojny” od zawsze bazowały na emocji, nie logice. Fabularne dziury czy niespójności zręcznie wypunktowano na setkach fanowskich for; próby wciśnięcia sagi w gorset racjonalności zwyczajnie nie mają sensu. Miałbym natomiast zastrzeżenie do postaci kapitan Phasmy (która znów nijak nie uzasadnia swojej obecności na ekranie). W mocy (Mocy?) pozostają również zarzuty wobec Williamsa, który popełnił kolejny album będący sprawnym hołdem dla klasycznej trylogii, ale nowym ścieżkom ponownie brakuje zapamiętywalności. Świeże utwory nijak nie bronią się w oderwaniu od filmu.
W jednej ze scen treningu Rey ta przypadkiem ścina mieczem świetlnym fragment formacji skalnej, który stacza się niszcząc wózek pchany przez strażników świątyni Jedi. W innej – Kylo Ren stara się przekonać widza (i oponentkę), że pora pogrzebać Sithów, Jedi, Rebelię i Imperium. W tych silnie kontrastujących sekwencjach – komediowej i dramatycznej – można dostrzec siłę filmu Johnsona. „Ostatni Jedi” rozliczają się z przeszłością może momentami ciut nieporadnie, może w nazbyt komediowy sposób, ale – w przeciwieństwie do „Przebudzenia Mocy” – z odwagą! Aż dziw, że Kathleen Kennedy, znana przecież z zachowawczości szefowa Lucasfilm – zezwoliła na tę erupcję kreatywności. Jedno jest jednak pewne: niezależnie od tego, jak bezpieczny będzie finał sagi, jej środek to przypuszczalnie najlepsze „Gwiezdne wojny”, na jakie było stać Fabrykę Snów. I choć przyzwyczajony do patosu, epickości i utartych szlaków widz może pomstować na wysiłki Johnsona, jego obraz przywraca równowagę Mocy. No i stanowi czytelny sygnał, że naprawdę można inaczej.
Ocena: 8/10
Czytaj dalej
-
Netflix przeznaczył ogromny budżet na finałowy sezon „Stranger Things”. To najdroższy...
-
Aktorski film „Zaplątani” jednak powstanie. Jedną z głównych ról ma zagrać...
-
Spin-off „Gry o tron” na pierwszym zwiastunie. Wielkimi krokami nadciąga „Rycerz...
-
Reboot „Z archiwum X” w drodze. Poznajcie następczynię Dany Scully
97 odpowiedzi do “„Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi” – recenzja cdaction.pl”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Kocham te bójki ala „PC vs konsole”. Film jeszcze przede mną (piątek), ale jaki by nie był będzie SW. Słaby, dobry. Kogo to obchodzi. Jak tam jestem fanem części I-III, hehe. Pozostałych też. No, ale nie doszukuje się w tych filmach niczego poza rozrywką. Podobnie jak w Marvelach, Transformeach i Piratach, które uwielbiam. Obejrzeć, zrelaksować się. Oderwać od codzienności. A czy film jest słabszy, lepszy, nielogiczny. E tam.
@Draagnipur I właśnie dla takiego odbiorcy ten film jest. Toteż zarabia i będzie zarabiał miliony ;).
Rozumiem, że to przytyk. Brakuje, żebyś nazwał mnie Januszem 🙂 Wszystko w życiu jest potrzebne. Jak chcę ambitniejszego filmu, to puszczam Wajdę dla przykładu… Od SW nie oczekuję niczego poza rozrywką. Za najlepszy film z uniwersum SW uważam zaś RO.
@Draagnipur Gdybyś przeczytał mój wcześniejszy komentarz wiedziałbyś, że to żaden przytyk ;). Mi też ten film w ostateczności dobrze się oglądało. Wiele lepiej niż Avengersów 2, Iron Mana 3, czy Transformerów 2 i 3 po których przestałem oglądać te serie, bo nie mogłem wytrwać do ich końca z nudy. Star Warsy natomiast klimatem są nie do podrobienia. Muzyka jest cudowna. Uniwersum ciekawi. A efekty komputerowe nie są motorem napędowym filmu. Postaci takich jak Kylo na próżno szukać w tych blockbusterach.
@Hagan|Darth Bane posiadał specjalny pancerz oraz wiedział, że dzięki niemu przetrwa ten wyczyn. Ta scena z Leią…. niewiele ma wspólnego z tamtym (niekanonicznym) wyczynem.
moim zdaniem to najlepszy film sagi od 1983 roku czyli od „Powrotu Jedi”!
@houkb – zluzuj posladki, jestem fanem SW o 1979 i mi sie ten film podobal. Sa rozne gusta i tyle. Masz prawo go nienawidziec i uwazac za megacrap ale nie masz prawa oczekiwac, ze bedziemy wszyscy twe gusta podzielac.
@ alistair80 – moderacja czyli ja wpadla na chwilke i wyciela ewidentny spoiler, a potem zona kazala moderacji wylaczyc komputer i brac sie do przedswiatecznych porzadkow, nic nie poradze 🙂
@Smuggler|Musisz jednak przyznać, że Johnson narobił dość dużo dziur fabularnych, nawet biorąc pod uwagę, że mówimy w tym momencie o Gwiezdnych Wojnach, które są baśnią czy space operą. Parę scen do wywalenia, jeden wątek do usunięcia, bo niepotrzebny i źle zrealizowany. Z kolei kilka innych ciekawie zapowiadających się wątków zostało po prostu wywalonych do kosza, bo reżyserowi nie spodobały się pomysły Abramsa.|Film się miło ogląda, ale jako Star Wars jest co najwyżej średnie.
Ehh, średni TLJ i zawalony Battlefront 2… niezbyt dobry rok dla Gwiezdnych Wojen.
Niby który wątek był niepotrzebny?
Spoko film, ale traktuje z przymrużeniem oka. IX część pewnie odpowie na wiele pytań i połączy punkty w całość przez co walor tych obrazów wzrośnie, ale dla mnie historia Skywalkerów skończyła się na Powrót Jedi. Za to jestem ciekaw co pokażą w kolejnej trylogii.
Gwiezdne Wojny od Disneya zawsze będą krytykowane przez część społeczności, nie ważne czy film będzie genialny czy będzie crapem, własnie z powodu usunięcia całego EU. Wiele osób, które na Star Wars zjadły zęby, przeczytały po kilkadziesiąt książek nagle usłyszały od nowego właściciela, że 38 lat budowania świata idzie do kosza. Wiele osób musi teraz budować wiedzę o swoim ulubionym uniwersum od nowa, a nie każdy ma na to czas albo nie potrafi się z tym pogodzić.
Dlatego za całą trylogię powinna odpowiadać konkretna osoba, a nie, że co część, to kto inny wymyśla historię. Jeden coś wymyśli, drugi to zmieni i w ten sposób powstaje burdel i dziurawa historia.
@ mateinho32 – kasyno i hackera, ewidentnie wstawiony tylko po to, zeby Finn mial cos do roboty, wprowadzic Rose (bo Azjaci sie pewnie burzyli, ze w uniwersum nie ma zadnego przedstawiciela ich rasy, ktory mialby cokolwiek do powiedzenia). A hacker… mam wrazenie, ze to taki nowo Solo „biore kase i ide, biznes is biznes, dzieciaki” ale potem nagle ruszy go sumienie i powroci ratujac dupy bohaterom w finale. Ale zrobiono to tak, ze jest to 20 minut zupelnie niepotrzenych w filmie.
Im więcej czytam recenzji SW: TLJ tym bardziej chcę ten film obejrzeć jeszcze raz 🙂 Moje pierwsze odczucia były takie.. średnie. Teraz sobie myślę, że może w tym wariactwie Johnsona jest metoda?
Scena w kasynie ma sens w kontekście finału i płomienia nadziei, że Rebelia może wyzwolić galaktyk spod jarzma Imperium i następców. Faktem jest, że to chyba najsłabsza sekwencja, w dodatku gdyby admirał wtajemniczyła Poe w swój plan w ogóle by do niej nie doszło.
@ Angrenbor – na pewno daloby to sie przekazac prosciej i szybciej. 20 minut po to, zeby chlopczyk mogl uzyc mocy na miotle. No, daj spokoj.
W ogóle ubolewam nad zmarginalizowaniem roli Finna (nawet wliczając to nieszczęsne kasyno), a zwłaszcza brak tej chemii, która łączyła go z Rey w poprzedniej części. Zamiast tego wprowadzono więź ostatniej Jedi z Benem oraz dodano Rose, której motywacja w finale jest dość głupia („ratuje” ukochanego od pewnej śmierci dającej innym szanse na przeżycie, o mały włos go przy tym nie zabijając i skazując Ruch Oporu w tym niego na zagładę), no ale miłość czasami zaślepia.
Gdyby nie kasyno i hacker Hux nie strzelałby do transportowców co nie popchnęło by filmu do przodu. To samo można powiedzieć o Lando w 5, tez był niepotrzebny, równie dobrze na spotkanie Falcona wyjść mógł Vader. Albo miasto mogłoby być opustoszałe. To wszystko tylko scenariusz. To tak samo jak sam Finn niepotrzebny w filmach, bo równie dobrze po wylocie z VII i rozbiciu na Jakku to Poe mógł od razu przejść do działania? Rozumiesz analogie? To wszystko to tylko scenariusz.
@Smuggler Ha, czyli jednak mi się nie przywidziało z tą miotłą 🙂
Ale w sumie film bardzo mi się podobał. Nie przeszkadzały mi większe pokłady humoru, a smaczki typu Yoda w starym, kukiełkowym stylu (dosłownie i w przenośni) tylko dodawały pikanterii. Sporo się działo, kilkukrotnie miałem już wrażenie, że w tym momencie skończą film jakimś paskudnym cliffhangerem ale na szczęście jak na środkową część to produkcja nad wyraz kompletna i samowystarczalna. O stronie technicznej nie ma co mówić bo to istny majstersztyx.
Jako osoba która akceptuje tylko oryginalne wydania starej Trylogii i Harmy’s Despecialized Edition, która kocha te filmy bardziej niż The Room czułem się w kinie jak gdyby Myszka Micky gwałciła mi dzieciństwo. Wszystkie te sceny starające się być zabawne, ilość głupot na poziomie Mrocznego Widma, dziury fabularne jak w fanowskim opowiadaniu, motywy dodane tylko by na siłę pchać fabułę i nie mające sensu i olanie tylu wątków. |Ale wizualnie w IMAX urwało mi tyłek, to było tak niesamowicie ślicznie nakręcone
Mam z tym filmem przez to jak z Falloutem 3 i 4, wiem, że to tragiczne Fallouty, ale lubię je jako gry. Tak samo z tym filmem, jako Gwiezdne Wojny jest 4/10 wolałbym oglądać Mroczne Widmo nawet, jako film do piwa który się ogląda tylko dla efektów jest 8+/10
W opozycji do Papkina – moja recenzja „Ostatniego Jedi”: https:forum.cdaction.pl/blogs/entry/48668-ostatni-jedi-recenzja/|Zapraszam do lektury i komentowania 🙂
@Syskol Nie potrafię zrozumieć takich ludzi. Jestem już dość wiekowy, chociaż nie aż tak, żeby oglądać pierwsze filmy w kinie, ale i tak od momentu kiedy widziałem pierwszą trylogię będzie już te 30 lat. I co? I nic. Naprawdę różnica między starymi i nowymi filmami dla mnie jest nieznaczna. Poza technologią. Cóż tam takiego było w tych częściach IV-VI czego nie ma obecnie? Można narzekać, że część I była zbyt infantylna, ale bądźmy szczerzy, SW to filmy familijne. Wyłamuje się nieco RO.
W częściach I-III baty zbierał Anakin. Szczerze, to nie wiem za co. Może stare konie zapomniały jak to jest źrebięciem być? Wątek z Anakinem jest całkiem zgrabnie pociągnięty (chociaż zawsze mógłby być lepszy). Podobnie jak przemiana kanclerza w Imperatora. Nie ma się co za bardzo spinać.
@Smuggler SPOILER. Przepraszam, ale kompletnie nie masz racji. Scena kasyna to centralny punkt filmu. To, co robią nasi bohaterowie w kasynie jest głupie i pozbawione znaczenia. Nasze odczucia są takie, jak postaci w filmie! To poziom opowiadania historii, na jaki wznosi się niewielu autorów. Rian zresztą idzie dalej – daje nam informacje w dokładnie taki sam sposób, jak bohaterom. Część widzów twierdzi, że Admirał nie wytłumaczyła planu Poemu, kiedy o bazie rebelii jest mowa w otwarciu filmu.
@Smuggler Spróbuj spojrzeć na film tak – rozważa problem radzenia sobie z porażką. Wracając do postaci Daisy, scena ratowania Finna pięknie ilustruje różnicę między Jedi i Sithami – “a Jedi use not his power to attack, only to defend” anyone? Przepraszam za gonitwę myśli, ale jeszcze trzęsą mi się ręce po przedwczorajszym seansie. A zaraz biegnę na drugi.
@Ywing|Moim zdaniem szukasz ideologi i głębi tam, gdzie jej po prostu nie ma. To prosty film Disneya, który ma bawić, a nie zachęcać do przemyśleń. Co do wspomnianej sceny to nie wiem na jakiej podstawie wyciągnąłeś wniosek, że ilustruje różnice między Jedi a Sithami.
@Scorpix To chyba ty nie widzisz głębi tam gdzie ona jest, zupełnie jakbyś potrzebował takiego gości na lotniskowcu, który samolotom macha gdzie mają lecieć. Zresztą, każdy to twierdzi, że scena w kasynie nie ma sensu niech jeszcze raz obejrzy Imperium i Bespin i się zastanowi, czy Lando, i cała ta sekwencja była potrzebna. Przecież to tylko scenariusz. Równie dobrze Vader mógł przywitać sokoła.
@Scorpix. Oczywiście, że to prosty film. To Star Wars, gwiezdna baśń! Ale jak każda dobra baśń, próbuje nas czegoś nauczyć. Pokazuje bohaterów, którzy błądzą – ich złe decyzje doprowadzają do śmierci setek ludzi. Dopiero kiedy zrozumieją swoje błędy, są w stanie przetrwać i przerosnąć własnych mistrzów. Banalne? Może, ale ilu z nas w prawdziwym życiu stać na coś takiego? Wiele arcydzieł to proste historie, często napisane „dla pieniędzy” – choćby Szekspir czy Sienkiewicz.
Co do sceny z Rose, Imperium/Sithowie walczy, aby zniszczyć to, co nienawidzą. Jedi/Rebelia, by ochronić to, co kochają. Choćby Luke w Powrocie Jedi, nie szuka okazji do zabicia Imperatora, a jedynie chce uratować własnego ojca.
Ile Disneyowskich szeklów dostaliście za tę recenzję? 😀 Film jest ładny, ma parę świetnych scen, wczoraj widziałem. Trwa 2,5 godziny. Momentami tego nie czuć, ale jednocześnie jest wątek Finn i tej tej, no… azjatki. Nawet nie pamietam jak ma na imię. Możnaby to wyrzucić prawie całe. Snoke to żałosna pipa. Kylo się nieco zmienił na lepsze. Rey czy jak tam ona się wabi, to żart. Kapitan Plazma to nieudolny bufon w lśniącej zbroi. A humor był żałosny, rodem z Marvelowych capeshitów.
disney nie umie w gwiezdne wojny…
Byłe na wersji z dubbingiem 2D nie przepadam za 3D przereklamowany efekt. Film mi się podobał dałem mu 7.5 >8. Jako że materiał zawiera spolery pozwolę sobie na swobodniejsza wypowiedz . Co do kwestii tego namierzenia tam był coś takiego, że nie można ich namierzać jak są w nad przestrzeni, ale ich jednaka namierzyli wyjaśnili to jakoś tak , że ład testuje nowa technologi tak to zrozumiałem i dlatego flota uciekała na „piechotę„ oczywiście można się czepiać szczegółów …
…np. tego, że Porządek miał ich tam cały czas na talerzu i mógł ich w każdej chwil wykończy wzywają porostu np. dodatkowe niszczyciele wystarczyłoby, aby 1 lub 2 wyskoczyła przed flotą rebelii z przodu i pozamiatane , ale można to też tłumaczyć, że Porządek pewny zwycięstwa postanowił się z nimi pobawić w kotka i myszkę. Co Snoka w Ostateczności okazał się wielkim krzykaczem i ignorantem, który się dał podejść. Na pewno nie utożsamiałbym go z Mitycznym Lordem Plagiusem czy importerem.
Na koniec kwestia szkolenia Rey faktycznie było tego mało, bardziej pokazano, że ona sam się uczy „mocy” niż jest, szkolona przez Luka . Scena z jamom Wprost nawiązywał dla mnie do analogiczną sytuacji z tej z V. Oczywiście w Filmie było więcej momentów przywodzących na myśl Imperium Kontratakuje. Byłem miło zaskoczony Pojawienie się Yody.
„Bla bla bla, nie słuchajcie malkontentów i wydawajcie swoje ciężko zarobione pieniądze na ten gniot.” CDA jak zwykle nie recenzuje, tylko nagania klientów… I tak tak, jestem hejterem, który uważa, że jako jedyny ma prawo do własnego zdania, a kto się ze mną nie zgadza to debil. Dalej kroczcie drogą „let’s playów” i sczeźnijcie w rzyci niebytu.
dla mnie bomba.
Ten film to przepiękny „bitch slap” dla wszystkich internetowych mędrców i tych, którzy oczekiwali Imperium Kontratakuje: Remastered 😀 Kawał dobrego kina i jedna z najlepszych części serii. Jeśli wspomniana w artykule pani Kennedy nie pohamuje kreatywności reżysera, to nie boję się o finał.
Tragedia. Prawie zasnąłem. Drętwe dialogi, fabuła to tylko nawalanka w stylu MMO, mnóstwo nonsensów, kuriozalne zakończenie. Dziadostwo jeszcze gorsze od nędznego epizodu VII. Luke to podstarzały mazgaj, a księżniczka dryfująca w kosmosie to chyba szczyt absurdu. Piszę te słowa jako miłośnik SW – bezgranicznie uwielbiam pierwszą trylogię, jestem w stanie bronić również drugiej (mimo wielu zgrzytów), pozytywnie oceniam Łotra 1. Ale niestety, epizody VII i VIII to bękarty świadczące o braku pomysłów.
Pojawiały sie momenty zdziwienia mniejszego czy większego ale ogólnie film mi się bardzo podobał i wyszedłem z kina zadowolony ;). No i Snoke przecież żyje, jestem na 99% pewny, że był w tej scenie jakiś głębszy sens i skoro Luke potrafił „duchowo” pojawić się na Crait to co to dla Snoke’a poudawać własną śmierć 😉
Za pierwszym razem byłem na wersji 2d w napisach i, że tak powiem, ryknąłem śmiechem w scenie, w której (a przynajmniej na początku tej sceny nie ma nic komediowego) Rey jest poproszona o zajęcie miejsca na skalnym blacie:Luke do Rey| |- Usiądź po tureckuno chyba tłumacz miał niezły lot :)|bo w wersji z dubbingiem na której bylem z synkiem|nie ma tej kwestii |jest tylko:Luke do Rey- Usiądź niezamierzony efekt komediowy tłumacza, ale że nikt tego w korekcie nie wychwycił…
uh, rozbiło mi układ a edycji nie ma nadal 🙁
Film na pewno lepszy od daremnej Pobudki Mocy, ale wciąż słaby poza paroma niezłymi momentami. Fabuła prawie nie ruszyła, a został już tylko ostatni film trylogii. Widzę, że podpatrzyli serialową formułę, przez co mamy nudę przez 2 filmy i fajerwerki w 3. części? Szczerze w to wątpię, jednak wciąż mam nadzieję…
VII to dno VIII było leprze ale nie powala IX prawdo podobnie będzie najlepsze ale nigdy nic nie wiadomo. łotr 1 był lepszy od VII i od VIII, miał podstawy fabularne z poprzednich części być może dlatego jego odbiór jest bardziej pozytywny. nie wiąże nadziei co do ostatniego filmu po obejrzeniu Vll i Vlll. |proszę więcej filmów typu łotr 1 bo koniec serii gwiezdnych wojen rozczarowuje.