Nowy zwiastun Stranger of Paradise. Twórcy Nioha tworzą spin-off Final Fantasy
Od pierwszej zapowiedzi – ba, nawet przed nią, bo informacje na temat projektu wyciekły do sieci już wcześniej – Stranger of Paradise: Final Fantasy Origin intryguje graczy. Nie dość, że mowa o kolejnej grze z jednej z najbardziej zasłużonych serii branży (nawet jeśli to jedynie spin-off), to do tego pracuje nad nią Team Ninja, autorzy Nioha – a gdyby tego było mało, będzie to soulslike!
No dobra, na początku tytuł kojarzyliśmy głównie z „chaosem” odmienianym przez wszystkie przypadki*, ale udostępnione w zeszłym roku demo (i to dwa razy) dało nadzieję, że doświadczeni twórcy wiedzą, co robią, nawet jeśli pod względem techniczny produkcji daleko do ideału. Potwierdziły to jedynie kolejne sesje z grą, niedługo zaś przekonać się o tym będą mogli wszyscy chętni. Do premiery zostały już niespełna dwa miesiące, Square Enix postanowiło więc podzielić się z fanami „zwiastunem ostatecznym”. I tak, dobrze słyszycie, nie zabrakło w nim Franka Sinatry.
Stranger of Paradise Final Fantasy Origin trafi na pecety, PS5, PS4, Xboksa Series X/S i Xboksa One 18 marca.
*Co w angielskim jest pewnym wyzwaniem, sami przyznacie.
Czytaj dalej
-
Ubisoft zmienia plany dotyczące Assassin’s Creed Shadows. Nie będzie drugiego...
-
Kolejna darmowa aktualizacja Jurassic World Evolution 3 w drodzę. Rozbudowany...
-
„To nie ma żadnego sensu”. W seksmoda do Simsów gra prawie tyle samo...
-
4Bloodlines 2 nie sprzedaje się najlepiej. Paradox przyznaje, że gra nie spełniła...

Ja bym generalnie nazwy „NiOh” nie odmieniał, bo to błędne, ale co ja tam wiem.
Głupia sprawa, bo jak po pierwszym zwiastunie gra budziła w pełni uzasadnione salwy śmiechu, tak teraz wygląda… no dobrze wygląda. A że Team Ninja odpowiada za najlepszego soulslike’a wśród soulslike’ów (właśnie tak), to i na pewien kredyt zaufania zasługuje. No, zobaczymy, choć pakowanie się z premierą zaraz po Wielkiej Trójcy 2022 wydaje się być posunięciem tyleż śmiałym, co – delikatnie mówiąc – nierozsądnym.
Co jest z tymi japońskimi grami, że angielski dubbing prawie zawsze jest taki… sztuczny?