Recenzja Strange Horticulture. Wędrujące grzyby i pnącza łapiące za kostki

W Potion Craft: Alchemist Simulator, którą nieustannie porównuje się ze Strange Horticulture, gracz wciela się we właściciela sklepu z eliksirami. Każdą miksturę, którą chce sprzedać, musi samodzielnie przygotować – ubić w moździerzu odpowiednie rośliny i odpowiednio długo mieszać w magicznym kotle. Jest w tym sporo kreatywności, bo tę samą mieszankę można stworzyć na różne sposoby, nawet jeśli większość z nich będzie zużywać dużo surowców i będzie przez to nieopłacalna. Jednocześnie jesienią w grze nie było jeszcze za dużo zawartości, a przygotowywanie eliksirów i targowanie się na dłuższą metę było bardzo nużące.
Parasol Biskupa
Twórcy Strange Horticulture – choć ewidentnie inspirowali się Potion Craftem – poszli w inną stronę, pozbywając się wszystkich elementów, które mogłyby gracza zmęczyć, i dodając do zabawy warstwę logiczno-fabularną. Żadnych długich procesów przygotowywania roślin na sprzedaż, żadnego craftingu, żadnego aspektu ekonomicznego czy wykłócania się o pieniądze, żadnego ograniczenia w kwestii używania tego samego produktu kilkakrotnie.

Jeśli w jednej z twoich doniczek dumnie pręży się czerwony Parasol Biskupa (Bishop’s Parasol), mokry od mazi wypływającej spomiędzy grzybowych blaszek, możesz dawać go klientom tyle razy, ile będzie potrzeba, bez strachu, że zapasy skończą się, kiedy przyjdzie kolejna osoba skarżąca się na ból brzucha. Jeśli ktoś prosi o Burdum przypominające rodzimy, tylko przerośnięty rumianek, wystarczy ściągnąć je z półki i wręczyć. Ba, liściastych i gąbczastych podopiecznych nie trzeba nawet podlewać, choć można to robić – pozwala to przyspieszyć eksplorację.
Strzaskany umysł
Moja zielarka nie może usiedzieć na pupie, zapewne owiniętej w stosowny fartuch, tylko nieustannie szlaja się po mapie w poszukiwaniu nowych roślin i sekretów. Co kilka dni do jej drzwi puka listonosz i przynosi list – to zaproszenie do zamku, którego właścicielka niedawno odwiedziła sklep i chciałaby podzielić się wiedzą z biblioteki, to zachętę, by zebrać okaz nowego gatunku, to tajemniczy kod do rozszyfrowania. Tutaj Strange Horticulture ujawnia swoje prawdziwe oblicze – to osadzona w okultystycznej scenerii gra logiczna, w której fabułę popycha rozwiązywanie łamigłówek.

Zagadki obejmują z jednej strony zapiski na tajemniczych kartach otrzymywanych nocą, z drugiej enigmatyczne wiadomości od działającego w okolicy kultu i listy ze wskazówkami dotyczącymi miejsc do odwiedzenia, a z trzeciej samą identyfikację roślin. Nieraz pewnie pomylisz się z podążaniem za „okruszkami” i wskażesz złe miejsce na mapie, ale na szczęście gra za to nie karze – po prostu nic tam nie ma (to niestety częste, bo większość lokacji jest pusta) i trzeba poczekać na możliwość kolejnego wypadu za miasto. Nawet w przypadku dobierania rośliny można się każdego dnia pomylić dwukrotnie – konsekwencje będą dopiero za trzecim razem i także ograniczają się jedynie do konieczności rozwiązania łamigłówki, np. ułożenia reprezentujących potrzaskany umysł puzzli. Do tego wszystkiego dochodzą specjalne „okultystyczne” przybory – napędzany pewnym kwiatem sprzęt pokazujący niewidzialne pismo czy urządzenie do dekodowania wiadomości. Jeśli podobnie jak ja lubisz odkrywać tajemnice, gdy nikt nie prowadzi cię za rękę, dodaj Strange Horticulture do listy życzeń.
Magia zaklęta w płatkach
Identyfikacja roślin zgodnie z ciągle puchnącym podręcznikiem do botaniki jest jedną wielką łamigłówką, a znaczenie może mieć wszystko: kształt łodyg i kwiatów, kolor, zapach, właściwości zdrowotne. Trzeba skupić się, by w morzu podobnych gatunków – choć przyznać trzeba, że studio Bad Viking bardzo się przyłożyło i flora jest w grze bardzo zróżnicowana – odnaleźć właściwy.

Najlepsze jednak, czyli zastosowanie roślin, zostawiłam na koniec. Zachwycił mnie przedstawiony w grze świat, w którym zioła i grzyby nie służą tylko do tego, by pomagać na dolegliwości zdrowotne (lub je wywoływać), ale pełnią funkcje wręcz magiczne. Łubinopodobne Clavilium można wykorzystać do tego, by otworzyć każdy zamek; kremowy Wędrujący Wół (Wandering Bue) to grzyb, który potrafi przejść nocą nawet kilka metrów; Oddech Mary (Mary’s Breath), przypominający pałkę wodną, zapewnia dyskrecję u każdego, kto go spożyje. Miejscami, choć Strange Horticulture napisane jest bardzo prostym językiem, z radością wertowałam katalog botaniczny, bo opisy przywodziły mi na myśl niesamowicie klimatyczny Cultist Simulator.
Wrażenie to potęgował fakt, że okultyzm stanowi motyw przewodni fabuły. Czy – podobnie jak ja – dasz się wciągnąć do kultu, a jeśli tak, to jak zareagujesz na to, co zamierza osiągnąć? Developerzy przygotowali osiem zależnych od twoich decyzji zakończeń, z których mnie przypadło w udziale to najbardziej makabryczne. Praise the Dendrew!
[Block conversion error: rating]
Czytaj dalej
2 odpowiedzi do “Recenzja Strange Horticulture. Wędrujące grzyby i pnącza łapiące za kostki”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Dziś pojawiłby się nowy CD-Action 🙁 Na platformie od ostatniego numeru, o ile dobrze liczę, przybyło około 15 niepublikowanych recenzji, to około dwa razy mniej niż w regularnych numerach 🙁 Z czym jest związany taki spadek, czy jest szansa na powrót do zwyczajowej liczby recenzji rzędu 30 sztuk? 🙂
Pamiętam, że nie będziecie chcieli duplikować treści na stronie i w magazynie. Czy w nowej wersji CDA jako kwartalnik będą pojawiały się w ogóle recenzje wobec tego? (Może nie za cały okres 3ch miesięcy od ostatniego numeru, ale np. za ostatni miesiąc)? Interesuje mnie to też ze względu na decyzję o podtrzymaniu prenumeraty 🙂
Ciekawe spostrzeżenie. Jakoś tak smutno, że nie ma nowego numeru. Wolę papier, rzadko tu zaglądam.