Recenzja Ghostrunner – Project Hel. Wczytano protokół: manto

Napisałem „fabularnego DLC”, bo od momentu premiery gry 27 października 2020 roku studio One More Level zdążyło wypuścić kilka kompletów skórek dla broni (piękne, neonowe katany) czy dodatkowe, hardkorowe tryby dla osób żądnych wyzwań. A w oczekiwaniu na Ghostrunnera 2 brakowało jedynie fabularnego rozszerzenia. Oto i ono.
Bez litości
Podstawowa wersja Ghostrunnera to genialny miks futurystycznego parkouru z elementami gry akcji w duchu, niezgrabnie tłumacząc, „jeden cios, jedna śmierć”. Biegliśmy w niej na złamanie cyberkarku na szczyt Dharma Tower – pnącego się w górę miasta – by zgładzić tyrankę Marę, a do celu wiodły nas polecenia tajemniczego Architekta.

Opowieść zakończona, nie było w niej miejsca na dopowiadanie, więc One More Level postawiło na prequel. Project Hel wyjaśnia, co działo się przed wydarzeniami z Ghostrunnera i dlaczego ulice Dharma Tower są opustoszałe, a także wrzuca nas w pancerz innego bohatera i przestawia lekko wajchę z omijania przeszkód na rozwałkę. Do tego zresztą była szkolona nowa protagonistka, Hel(*), która nie tylko skacze hen daleko i biega po ścianach, ale też jest bezwzględną maszyną zagłady. Jak bezwzględną? Dość powiedzieć, że gdy w samouczku w ramach swego rodzaju testu na inteligencję zostaje zapytana o rozwiązanie tzw. dylematu wagonika, odpowiada: „nie znam przywiązanych do torów ludzi, więc nie ma znaczenia, kto umrze lub przeżyje”.
(*) Ale prawdopodobnie nie jest to ta sama Hel, z którą walczyliśmy w Ghostrunnerze.

Podążając przed siebie za komendami Mary, antagonistki z podstawki, tłuczemy bez litości rebeliantów. Praktycznie każdy poziom to kilka aren, na których rozcinamy zwykłych siepaczy, ninjów, drony czy ciężkie pojazdy kroczące. Do tego Hel dysponuje specjalnym paskiem, którego napełnianie pozwala miotać szerokimi laserowymi pociskami. Tak, to samo mieliśmy w podstawowej wersji gry, ale tu możemy wykonać kilka takich ataków z rzędu, w czasie walki ładunki szybciej się odnawiają i często znajdziemy specjalne pole, które od razu podbija pasek specjalnego ataku do maksimum.
Mało? W panelu rozwoju bohatera da się sprawić, że laser będzie podwójnie szeroki, a do tego w kształcie litery „X”. I że dodatkowo przebije się przez energetyczne tarcze. Hel potrafi nie tylko świetnie skakać. Przytrzymując klawisz spowalniania czasu, możemy zarówno wychylać się na boki, aby uniknąć kolizji z wrogiem, jak i precyzyjnie wybrać miejsce lądowania zarówno pod nami, jak i nad nami. Jest też umiejka, z którą po zeskoku zmiażdżymy ekipę pod naszymi nogami.

Bojowe akrobacje
Precyzyjne lądowanie i intensywniejsze „strzelanie” mocno zmieniają dynamikę gry. Pozwalają siłowo przechodzić przez kolejne areny, a jednocześnie gra nie traci dotychczasowej płynności i lekkości w poruszaniu się postaci. Zresztą podobnie jak wcześniej – to od nas zależy, czy woli grać bezpiecznie i kunktatorsko, czy rysować sobie w myślach idealną, najkrótszą ścieżkę, którą często blokują charakterystyczne wielkie pola siłowe zasilane przez lewitującą energetyczną kulkę do rozwalenia.
One More Level miało więcej pomysłów, które świetnie wypadają w grze. Na przykład to, że jeśli mamy naładowany pasek umiejętności, jesteśmy w stanie przyjąć jeden strzał i nie zginąć. I już taki drobiazg sprawia, że znów możemy inaczej kombinować w kwestii trasy, rezerwując sobie przestrzeń na to, że „w tym miejscu oberwę”.

Kolejna rzecz, już na płaszczyźnie takiego totalnego wczucia się w grę – w pewnym momencie Mara mówi nam, żeby oszczędzić rebeliancką armię, jeśli to możliwe; w końcu po zakończeniu naszej misji i tak dyktatorka przejmie nad nią kontrolę, więc po co tracić przyszłe wojsko. Stwierdziłem, że skoro szło mi tak dobrze w podstawce, spróbuję wysilić się i ukończyć cały poziom bez draśnięcia kogokolwiek. Nie było lekko, ale gra zdecydowanie umożliwiała taki scenariusz. Nie jestem pewien, czy dostałem za to jakąkolwiek nagrodę, ale wystarczyło mi wewnętrzne poczucie spełnienia.
Neony, muzyka, akcja!
Po upływie półtora roku Ghostrunner nadal lśni cyberpunkowym blaskiem, choć autorzy poziomów odeszli od pięknych neonowych dzielnic na rzecz bardziej industrialnych przestrzeni. Większość plansz wygląda zresztą jak zaprojektowana z myślą o rozwałce, a nie jak integralna część miasta, w którym akurat przyszło nam się nawalać.

Jeśli chodzi o fabułę, One More Level znów udało się mnie wciągnąć. Tym razem świat i wydarzenia poznajemy głównie nie poprzez rozmowy Hel z Marą, ale przede wszystkim dzięki podsłuchanym dialogom tyranki z jej podwładnymi czy wewnętrznej komunikacji rebeliantów. Bezwzględny robot, okrutna władczyni, jej generałowie oraz rezolutny ruch oporu to fajna mieszanka – i jak na grę, w której praktycznie nie uświadczymy custscenek, takie rozwiązanie dobrze się sprawdza.
Średnio wypadają natomiast (ponownie) bossowie. To zresztą cierń w zadzie co drugiej gry akcji, o czym przypomniał mi ostatnio Shadow Warrior 3. Starcie z innym posiadaczem neonowej katany jest irytujące i (ponownie) musiałem uciekać na YouTube, żeby zobaczyć, jak według twórców należy wykonać parowanie uderzenia – a jestem przecież weteranem Chivalry 2. Finalny boss dostarcza już więcej emocji, gdy skaczemy z platformy na platformę, unikając a to pola rażącego prądem, a to serii różowych kulek z broni mecha.

Ale żadne z tych dwóch starć nie daje choćby ćwierci adrenaliny, którą generuje stroboskopowa walka pełna wślizgów, skoków, uników, wallrunów, odbić pocisków i innych trików zapewniających poczucie perfekcyjnego zwycięstwa. A tych na szczęście Project Hel dostarcza w sycącej ilości – przy DLC spędzimy co najmniej 2-3 godziny w towarzystwie kolejnego zestawu świetnych utworów Daniela Deluxe.
To co, One More Level, kiedy ten Ghostrunner 2?
W Ghostrunner – Project Hel graliśmy na PC.
[Block conversion error: rating]
Czytaj dalej
2 odpowiedzi do “Recenzja Ghostrunner – Project Hel. Wczytano protokół: manto”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Na konsoli ghostrunner jest prawie nie grywalny. Jednak mysz i klawiatura to must have do tej gry.
Ja po przejściu na PC odpaliłem wersję na PS5 – no jest śliczna, ale tak się wyuczyłem zestawu klawiatura-mysz, że za nic nie mogłem przyzwyczaić się do pada. Ufam jednak, że niektórzy potrafią :).