„Przed wyruszeniem w drogę” – recenzja książki Marcina Mortki

Na „Przed wyruszeniem w drogę” składają się cztery opowiadania, w których Edmund poznaje i rekrutuje krasnoluda Gramma, guślarza Żychłonia, błędnego rycerza Urgo, elfa Eliaha oraz goblina Zwierzaka. Przy okazji zostaje też przybliżona historia wojny, która nawiedziła Dolinę wiele lat przed wydarzeniami opisanymi w dwóch pierwszych tomach cyklu.
Edmund trafia do Dziesiątego Regimentu Piechoty księcia Stefana i jako jego główny kwatermistrz stara się przeżyć, sumiennie wypełniając obowiązki osoby odpowiedzialnej za dobre samopoczucie całego oddziału. Z jednej strony mam wrażenie, że Mortka mógł opowiedzieć więcej o samym konflikcie, ale z drugiej podoba mi się, że nie wypycha Kociołka na pole bitwy – w końcu nie od tego jest kwatermistrz, by wywijać szabelką.
Mimo że w listach do Sary, swojej żony, Edmund zarzeka się, iż nie cierpi przygód i myśli tylko o powrocie do domu, co i raz popada w jakieś tarapaty. A to trafia do aresztu, gdzie zawiera sojusz z Grammem, a to pomaga rycerzowi Doli w ochronie dzieci ewakuowanych z sierocińca z powodu przesuwającego się frontu wojennego. Towarzysze, którzy pewnego dnia stworzą wraz z Edmundem całkiem udaną grupę najemników, nie od początku są do niego nastawieni przyjaźnie, dlatego tym ciekawiej czyta się o ich pierwszych spotkaniach.

Ów książkowy prequel to zarówno dobry wstęp dla tych, którzy jeszcze nie sięgnęli po „Nie ma tego Złego”, jak i ciekawe uzupełnienie dla osób znających drużynę Kociołka. Jest to też opowieść dość krótka, przez co równie dobrze opowiadania mogłyby zostać rozbite pomiędzy istniejące już tomy powieści albo dodane do następnego, tym bardziej że nie wprowadzają nic do głównej fabuły. A skoro mowa o małej objętości książki, to żałuję, że Mortka nie pokusił się, by pokazać kulturę nacji, z których wywodzą się członkowie drużyny. Pozostaje mi mieć nadzieję, że opowie o tym przy innej okazji.
A ta na pewno się nadarzy, bowiem akcja przedstawiona w dwóch wydanych już powieściach zaczyna zataczać coraz szersze kręgi i nie zanosi się na to, by pisarz miał szybko pożegnać się z Kociołkiem i spółką. Jego książki reprezentują przyjemne, humorystyczne fantasy będące dla mnie miłą odmianą po ciężkim, aczkolwiek niezmiennie doskonałym cyklu „Pierwsze prawo” Joego Abercrombiego.
Mam tylko jedną obawę – tę samą, która towarzyszyła mi podczas lektury cyklu „Orzeł Biały” Marcina Przybyłka – a mianowicie, że autor za bardzo polubi się z bohaterami i zacznie ich oszczędzać. Powieści przygodowe przyzwyczaiły nas do tego, że postacie posiadają zdolność przyciągania niezwykłych wydarzeń i często ocierają się przez to o śmierć. Chciałabym, żeby – przy całej lekkości stylu i sympatii, jaką wzbudzają członkowie drużyny Kociołka – Mortka wziął sobie do serca smutną prawdę tkwiącą w tytule powieści Matthew Woodringa Stovera: otóż „Bohaterowie umierają”.
[Block conversion error: rating]
Czytaj dalej
-
„Exit 8” udowadnia, że czasem po prostu liczy się rozrywka. To rzetelna...
-
2. sezon „1670” to wielki sukces Netfliksa. Adamczycha bawi po raz...
-
Spin-off „Wiedźmina” z nieoczekiwaną datą premiery. Insiderzy ujawniają, kiedy zobaczymy...
-
Trzeci sezon „Daredevila: Odrodzenie” powstanie. Dostał zielone światło od Disneya
4 odpowiedzi do “„Przed wyruszeniem w drogę” – recenzja książki Marcina Mortki”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
dobra mortka z niego
Dzięki recenzjom w CDA zapoznałem się z tym cyklem. Świetna, lekka i przyjemna lektura. Nic wielkiego, czy ambitnego, ale też autor takowych pretensji nie zgłasza. Samoświadoma zabawa konwencją i luz, to coś czego mi ostatnio brakowało. „Przed wyruszeniem w drogę” jest u mnie następne w kolejce, jak już skończę „Kwantechizm 2.0” 🙂
Czy koło wewnątrz-popkulturowych odniesień zostało już zatoczone, czy jednak doczekac musimy drugiej części pt. „Należy zebrać drużynę?”
super.