„Kanibale Nowego Jorku” – recenzja komiksu. W wielkich miastach giną dzieci

Niepokojące jest zestawienie groźnie wyglądającej, trzymającej niemowlę muskularnej kobiety ze słowem „kanibale” na okładce. Możecie nie wierzyć, ale – pomijając portfolio autorów – sięgnęłam po komiks również z powodu tej intrygującej ilustracji. Czułam, że ów kontrast zapowiada coś wyjątkowego.
Z drugiej strony trochę się tego albumu obawiałam, bo pamiętałam klimat „Bouncera”, w którym François Boucq stworzył ilustracje do scenariusza Alejandra Jodorowsky’ego. Powieść ta nie bez powodu uznawana jest za jeden z najkrwawszych westernów i dzieło całkowicie zrywające z romantycznym przedstawieniem realiów Dzikiego Zachodu. Spodziewałam się, że z dziecka przedstawionego na okładce „Kanibali Nowego Jorku” nic nie zostanie, aczkolwiek czułam niczym niewytłumaczoną sympatię do trzymającej je kobiety. Ot, paradoks.

Przeczucie mnie nie zmyliło, ale tylko w przypadku głównej bohaterki, która mimo niestandardowego wyglądu nie jest karykaturą silnej kobiety, a dobrze przemyślaną, ciekawą postacią. To Azami Tanaka – małomówna policjantka żyjącą w Nowym Jorku z przybranym ojcem, tatuażystą o imieniu Paul. Praca w nowojorskiej policji w latach 90. to nietypowy wybór dla imigrantki, aczkolwiek dbałość o tężyznę fizyczną zapewnia jej przewagę nad większością osób, z którymi styka się na służbie. Życie Paula i Azami jest spokojne, choć naznaczone smutkiem po tym, jak kobieta dowiaduje się, że z powodu nadużywania sterydów może mieć problemy z zajściem w ciążę. Codzienność ojca i córki zmienia się, gdy podczas obchodu kobieta znajduje w kontenerze niemowlę i postanawia je przygarnąć.
Z dzieckiem wiąże się sprawa tytułowych kanibali i handlu żywym towarem – policjantka bada ją niezależnie od przeszkód rzucanych jej pod nogi przez wpływowe osoby oraz tajemnicze służby. Tak, momentami atmosfera jest straszna i nieprzyjemna, aczkolwiek powieść wypełnia… optymizm. Obecna w niej magia sprzyja dobrym bohaterom, przeciwnicy zaś – wykorzystujący biedotę do paskudnych eksperymentów – są źli w sposób wręcz groteskowy. (Co nie znaczy, że wypadają kiepsko. To po prostu baśniowa opowieść). Przedstawienie Nowego Jorku, w którym najbardziej poszkodowani przez los wspierają się w walce z systemem, kontrastuje z kadrami ukazującymi życie w gułagu.

Dużą rolę w odbiorze komiksu odgrywają charakterystyczne rysunki Boucqa. Artysta ten rozpoczął swoją karierę, tworząc karykatury, stąd w jego dziełach tyle twarzy pełnych ekspresji. Mimo że z czasem poszedł w kierunku rysunku realistycznego, zachował cechy poprzedniego stylu, dzięki czemu jego bohaterowie zapadają w pamięć, a kobiety nie są tylko kalkami wyśnionego ideału, różniącymi się kolorem włosów i oczu.
Zresztą jeśli chodzi o oryginalne przedstawienia postaci, w przypadku „Kanibali…” w parze z rysunkami idzie świetnie zarysowana historia bohaterów. Śledztwo to pretekst, by sięgnąć w przeszłość Paula i ukazać niebezpieczne szamańskie rytuały oraz realia życia na Kołymie. W rezultacie o samej Akami wiemy mniej niż o demonach, które ścigają jej opiekuna (wcześniej znanego jako Paweł) z ZSRR aż do Nowego Jorku. Przy okazji nadmienię, że więcej o przeszłości tatuażysty dowiemy się z „Tulipanka” – poprzedniego komiksu Boucqa i Jérôme’a Charyna.

Można oczywiście uznać, że bogacze żerujący na niższych warstwach społeczeństwa to metafora klasowego wyzysku, ale jej dosłowność jest trochę niezręczna. Uznajmy, że tak naprawdę to powieść o szamańskiej magii, czarodziejskich tatuażach, które zapewniają ochronę, i cudzie nowego życia. Oraz że to kolejna odsłona Nowego Jorku, który chyba nigdy się artystom nie znudzi.
[Block conversion error: rating]
Czytaj dalej
-
„Exit 8” udowadnia, że czasem po prostu liczy się rozrywka. To rzetelna...
-
2. sezon „1670” to wielki sukces Netfliksa. Adamczycha bawi po raz...
-
Spin-off „Wiedźmina” z nieoczekiwaną datą premiery. Insiderzy ujawniają, kiedy zobaczymy...
-
Trzeci sezon „Daredevila: Odrodzenie” powstanie. Dostał zielone światło od Disneya