Starship Troopers: Terran Command – recenzja. Oldskulowy RTS dla wrogów robactwa

Starship Troopers: Terran Command – recenzja. Oldskulowy RTS dla wrogów robactwa
Wojna! Tego lata musimy zmierzyć się z najgorszym przeciwnikiem – robalami. Ja sam połknąłem ich kilka podczas ostatniej przejażdżki na rowerze. A co wy zrobicie, by ocalić ludzkość przed tą zarazą?

Jakże się stęskniłem za oldskulowymi RTS-ami! I jak niecierpliwie wyczekiwałem tej gry! Tym bardziej że zaliczam się do grona fanów jej pierwowzoru – fenomenalnego (choć niedocenianego) filmu „Żołnierze kosmosu” Paula Verhoevena. Co takiego? Czyżbym słyszał, jak niektórzy czytelnicy krzyczą, iż „Starship Troopers” to przede wszystkim książka Roberta A. Heinleina, w kraju nad Wisłą wydana początkowo pod tytułem „Kawaleria kosmosu”? Owszem, to prawda, ale uruchamiając grę studia The Aristocrats, szybko przekonamy się, że nie bazuje ona na powieści.

Starship Troopers: Terran Command

Heinlein vs Verhoeven

Musicie bowiem, drodzy czytelnicy, wiedzieć, że książka i jej filmowa adaptacja to dzieła bardzo od siebie różne. Powieść była jednym z pierwszych i najważniejszych przedstawicieli militarystycznego science fiction. Autor na tle konfliktu pomiędzy kolonizującymi kolejne układy gwiezdne ludźmi a insektoidalnymi Arachnidami dokonał w niej prezentacji swych poglądów na naturę wojen (a dostrzegał sporo ich zalet) oraz wychwalał ideał żołnierza-obywatela. Według Heinleina dopiero wojskowa dyscyplina oraz ryzykowanie własnym życiem czynią z człowieka wartościowego członka społeczności. Jako że od końca II wojny światowej do wydania książki minęło niespełna 15 lat, „Kawaleria kosmosu” wywołała niemałe kontrowersje, a z bardzo zdolnego pisarza zrobiła – przynajmniej w środowisku innych twórców gatunku – pariasa.

Ale jak wspomniałem, gra nie wzoruje się na książce, a na filmie z 1997 roku będącym bardziej satyrą niż adaptacją. Verhoeven z tym samym ostrym i błyskotliwym poczuciem humoru, jakiego użył, kręcąc „RoboCopa”, polemizuje z postulatami Heinleina, przedstawia je w sposób mocno wykrzywiony, a zarazem zwraca uwagę na związane z nimi zagrożenia. Jego zdaniem ideał Heinleina to ustrój bliski faszyzmowi, a ów wychwalany żołnierz-obywatel do złudzenia przypomina bezmyślne insekty, przed którymi rzekomo broni Ziemi. Popełnię tu pewnie śmiertelny grzech symetryzmu, dodając, że oba dzieła są niezwykle wartościowe i z obydwoma punktami widzenia warto się zapoznać. To tyle tytułem literacko-kinematograficznych wyjaśnień.

Starship Troopers: Terran Command

A dlaczego to sprecyzowanie źródła inspiracji dla gry wydaje się tak istotne? Po pierwsze Starship Troopers: Terran Command swoją atmosferą i przesłaniem jest zdecydowanie bliższe obrazowi holenderskiego reżysera, co na pewno spodoba się miłośnikom czarnego humoru z „Żołnierzy kosmosu”. A mamy go w grze całkiem sporo. Dla przykładu, na stosunkowo wczesnym etapie dostaniemy zadanie strzeżenia więźnia tylko po to, aby jego egzekucja mogła być transmitowana do wszystkich ludzkich kolonii. W końcu trzeba zapewnić obywatelom rozrywkę.

Po drugie nie zobaczymy tu książkowych, bohaterskich, zakutych w pancerze wspomagane żołnierzy przyszłości. Zamiast tego Starship Troopers odda nam pod komendę filmowe mięso armatnie. Cała gra jest w zasadzie próbą odtworzenia najbardziej efektownych scen, jakie oglądaliśmy w „Żołnierzach kosmosu”, co moim zdaniem wychodzi jej na dobre – misje, w których musimy bronić niewielkich placówek przed zalewem tysięcy robali, chyba każdemu przypadną do gustu.

Starship Troopers: Terran Command

Służba gwarantuje obywatelstwo!

Nazwałem Terran Command RTS-em staroszkolnym, ale określenie to warto nieco doprecyzować. Otóż gra chyba chodziła do klasy z serią Dawn of War i sporo od niej ściągała na kartkówkach. No bo tak: dostajemy czasem możliwość rozbudowywania baz, ale w stopniu mocno ograniczonym. To nie Command & Conquer czy inny StarCraft, żeby sobie stawiać co popadnie, i to w dowolnym miejscu. Ekonomia, gromadzenie surowców i podobne uciechy w ogóle nie stanowią części rozgrywki. Sporadycznie mamy okazję powalczyć o ważny punkt na mapie albo zebrać jakieś zasoby, żeby wybudować kilka dodatkowych jednostek, ale ich pula i tak jest narzucona z góry. Na szczęście uzupełnianie strat odbywa się za darmo – o ile mamy do tego odpowiednią infrastrukturę.

Sama walka z Arachnidami wydaje się bardziej taktyczna niż strategiczna. Nasze siły są niewielkie, a hordy robali niezliczone, dlatego to bardzo ważne, by zachowywać ostrożność podczas marszu do przodu oraz odpowiednio wykorzystywać ukształtowanie terenu. Kluczem do zwycięstwa jest defensywa. Trzeba zajmować wzgórza, ustawiać wieżyczki obronne, zmuszać przeciwników do pakowania się w dobrze strzeżone wąskie gardła i wykorzystywać umiejętności specjalne naszych jednostek, na czele z niezawodnymi granatami. No i nie możemy zapomnieć o najważniejszym, czyli „porządkowaniu” jaskiń, w których Arachnidy się lęgną.

Starship Troopers: Terran Command

Trzeba oddać twórcom to, że potrafili wyciągnąć wnioski ze swoich błędów. Jeszcze kilka miesięcy temu demonstracyjna wersja gry bazowała na mechanice wymagającej od gracza wskazywania żołnierzom kierunku, w którym mieli patrzeć. W samym środku walki było to szalenie niewygodne, a jedno nieporadne pociągnięcie myszą mogło sprawić, iż nasza dzielna drużyna, przebiegłszy kilkadziesiąt metrów, odwracała się do robali zadkami i dawała się zwyczajnie wyrżnąć w pień. Na szczęście w pełnej wersji Terran Command żołnierze kosmosu mają odrobinę oleju w głowie. Owszem, nadal ustawiając jednostki, trzeba mieć się na baczności, bo nasi wojacy nie zaczną strzelać, jeśli na linii ognia znajdą się sojusznicy (stąd tak wielkie znaczenie ukształtowania terenu!), ale przynajmniej potrafią robić coś więcej, niż tylko otwierać ogień do celu znajdującego się idealnie na wprost.

Pewnie znajdą się tacy, którzy będą narzekać na fakt, iż większa inteligencja naszych jednostek sprawiła, że obniżył się poziom trudności. No bo rzeczywiście, o ile nie maszerujemy bezmyślnie do przodu, ładując się wprost pod odnóża Arachnidów, pierwszą połowę 20-godzinnej kampanii przejdziemy bez większych stresów. Wystarczy tylko uzupełniać straty i pamiętać o rzucaniu granatów. Ale nie jest tak, że gra nie oferuje żadnego wyzwania. Poza tym obserwowanie, jak kolejne fale robali rozbryzgują się na naszych umocnieniach, samo w sobie dostarczy fanom filmu sporo radości i sprawi, że nie będziemy się nudzić. A trudniejsze misje też w końcu się trafią.

Starship Troopers: Terran Command

Czy chcesz wiedzieć więcej?

Po Starship Troopers nie należy się natomiast spodziewać wizualnych wodotrysków. Szkoda. Obraz Verhoevena był ewenementem, bodaj ostatnią wielką hollywoodzką produkcją, która stosowała do efektów specjalnych fantastyczne miniaturowe modele. A i wygenerowane komputerowo robale, na przekór wszystkiemu, co wiemy o CGI z lat 90., do dziś prezentują się całkiem nieźle. Gra natomiast już teraz wydaje się nieco anachroniczna.

To nie jakaś straszliwa wada, w końcu najważniejsze, żeby grafika była czytelna. Ale przyznam, że marzyło mi się, aby Terran Command wykorzystało w charakterze przerywników między misjami genialne filmiki propagandowe z obrazu Verhoevena. Tym bardziej że pomysłu tego już kiedyś z powodzeniem w grze wideo użyto! W Brood War, dodatku do pierwszego StarCrafta, jeden z filmików frakcji UED był żywcem wyciągnięty z „Żołnierzy kosmosu”. Niestety w dziele studia The Aristocrats za przerywniki robi po prostu seria obrazków. Cóż, przynajmniej w głosie narratora możemy usłyszeć należytą, budzącą skojarzenia z filmem emfazę. Ale chciałoby się czegoś więcej.

Starship Troopers: Terran Command

To samo można zresztą powiedzieć o całym voice actingu, udźwiękowieniu czy muzyce. Nic tu w pamięć nam nie zapadnie, ale też trudno doszukać się większych zgrzytów. Co najwyżej będziemy mieli pewne poczucie niedosytu, przekonanie, że gdyby studio miało do dyspozycji większy budżet, to mogłoby dostarczyć nam grę ładniejszą, większą, bardziej dopieszczoną.

Trzeba jednak pamiętać, że klasycznych RTS-ów mamy jak na lekarstwo nie przez kaprys producentów, ale po prostu z powodu kurczącego się popytu na ten gatunek. Tym większa więc zasługa małego studia, że zdołało upichcić nam grę tak ciekawą, jak Starship Troopers: Terran Command. A zatem, jak mawiał Johnny Rico: „Dalej, do ataku, przecież nie chcecie żyć wiecznie, małpy!”.

[Block conversion error: rating]

4 odpowiedzi do “Starship Troopers: Terran Command – recenzja. Oldskulowy RTS dla wrogów robactwa”

  1. Pytanie do autora, przeszedłeś tą grę? Bo po przeczytaniu recenzji mam pewne wątpliwości.

    • Oczywiście, że tak. Dlatego zresztą recenzja pojawiła się z małym opóźnieniem w stosunku do premiery – kampania zajęła mi nieco ponad 20 godzin. Ale chcesz, żebym odniósł się do czegoś konkretnego? Chodzi Ci może o mechy, które trochę przypominają trochę piechotę z książek? Nie wspomniałem o nich w tekście, bo pojawiają się pod koniec gry i w homeopatycznych ilościach, podczas gdy lwia część zabawy opiera się na dowodzeniu oddziałami zwykłych żołdaków.

    • Dokładnie przez te mechy miałem zastrzeżenia, ale już się ich pozbyłem. Pozdrawiam i miłego dnia życzę.

  2. Nie wiem, może to przez wiek, ale w porównaniu do Terran ascendancy z 2000 roku, to ta gra jest naprawdę uproszczona i biedna, jeżeli chodzi o opcje taktyczne, dobór sprzętu, rodzaje broni… Odnoszę wrażenie, że przynajmniej 60% ludzi, którzy zachwalają tą grę, nigdy nie grało w naprawdę dobre taktyczne rts-y ubiegłych dekad pokroju Mytha, w/w Terran Ascendancy czy World in Conflict

Dodaj komentarz