Blade Runner: Enhanced Edition – recenzja. Bunt maszyn

Nightdive porwało się z motyką na słońce, biorąc się za remaster Blade Runnera z 1997 roku – a przez „motykę” mam na myśli „wykałaczkę”, pisząc zaś „słońce”, chodzi mi o „wykopanie fundamentów pod galerię handlową plus parking”. Kod źródłowy i assety pierwowzoru zaginęły w trakcie przenosin studia Westwood, a że ich odtworzenie wymagałoby kupy roboty, z kolei prawa autorskie do gry kawał czasu znajdowały się w licencyjnym piekiełku, to przez lata nikt nie chciał zająć się czymś tak nieopłacalnym.

Nightdive ma jednak na koncie znakomite reedycje choćby Quake’a, Shadow Mana czy System Shocka, obecnie pracuje też nad pełnoprawnym remakiem tego ostatniego. Długo wyczekiwany remaster Blade Runnera (wersja na GOG-u z 2019 to jedynie przenosiny na ScummVM) trafił więc w dobre ręce… i wygląda na to, że upuszczono go na podłogę.
Los Angeles, 2019
Ale po kolei: opis produkcji, opinia osoby, dla której EE to pierwsze zetknięcie się z tytułem (czyli moja, kłaniam się, Patyk jestem), potem remaster. Kiedy takowe trafiały się częściej niż dzisiaj, egranizacje filmów należały zwykle do tych mniej ambitnych gier i sprowadzały pierwowzór do tego, co proste – do FPS-a bądź platformówki. Blade Runner z 1997 roku chciał się wyłamać z tego schematu; stanowić pełnoprawną część uniwersum, nie będąc przy tym bezpośrednią adaptacją filmu Ridleya Scotta.

Postawiono na przygodówkę, której najbardziej imponującym aspektem miała być losowość każdej rozgrywki. Rzecz wylądowała w sklepach 15 lat po kinowej premierze „Blade Runnera” , więc Westwood zdążyło się przez ten czas nasłuchać dyskusji, czy Deckard to replikant (a w tej kwestii nawet twórcy filmu nie są zgodni). Wzięło zatem te wątpliwości i przerzuciło je na szereg enpeców: przy każdym rozpoczęciu zabawy na nowo kto inny jest replikantem i inaczej się zachowuje. Trzynaście takich postaci, trzynaście możliwych zakończeń, feeria wyborów.

Tropiciel robotów
No dobra, te 13 zakończeń to lekka przesada – są dwa. Dodatkowe 11 zależy od tego, kogo pozostawimy przy życiu i z kim najbardziej się zaprzyjaźnimy; tych bohaterów zobaczymy w jednym z dwóch finałów. Możemy postąpić szczodrze i z biegiem zabawy zmienić zdanie o replikantach niczym Deckard albo stać się pełnoprawnym blade runnerem – złowić każdego androida. Czy będziemy dobrzy, czy nie, możliwość wzięcia udziału w takim cyberpunkowym kryminale jest super, choć gra cierpi na typowe dla gatunku jak-ja-mam-to-cholera-jasna-zrobić – często stoi się w miejscu i nie ma się pojęcia, jak odpalić kolejny skrypt.
Inna sprawa, że ten aspekt losowości czy różnorakich zakończeń nie ma aż takiego znaczenia przy tym, jak odgrzanym kotletem jest fabuła. Znowu replikanci się skrzykują, by przedłużyć życie i przyszykować zamach na swojego stwórcę – Eldona Tyrella; znowu mamy wrednego pana detektywa, Raya McCoya, z czasem zaczynającego rozumieć istoty, które ma „odsyłać na emeryturę”; znowu musimy się zastanawiać, czy główny bohater jest replikantem; znowu mamy bieganinę po opuszczonym bloku itd. Twórcy częstokroć uciekają się do tego, co już znamy, bo mają pewność, że pozytywnie na to zareagujemy.

Akcja rozgrywa się tuż obok wydarzeń z kinowego pierwowzoru, od czasu do czasu się z nim przecinając. W trakcie wizyty w Tyrell Corporations Rachel wypomni nam, że już się widziała z, khem, innym łowcą(*), wpadniemy też na Leona, który na początku filmu okaże się replikantem po poddaniu testowi Voighta-Kampffa. A Gaff, jak był uosobieniem tajemnicy u Scotta, tak jest nią i tu – jakby wiedział o nas wszystko i czekał na chwilę, w której sami się tego domyślimy.
Nowe postacie nie mają ułamka charakteru tych z filmu. Całość można ukończyć w cztery do pięciu godzin: relacje nie zdążają się rozwinąć, w wyniku czego przy sporej części twistów sami musimy sobie to i owo dopowiedzieć, żeby miały sens. Niby jest opcja dobrania McCoyowi charakteru – może być miły, zwyczajny, wredny bądź narwany – a wtedy gra sama zadaje pytania na podstawie wyznaczonego usposobienia.
(*) Możemy spotkać tego, khem-khem, innego łowcę. I dostać za to aczika.

Dick Dickard
Zawsze możemy też sami przeprowadzać rozmowy. Niestety i to jest problematyczne. Gra cierpi na bethesdowe niewyjaśnianie, jakie zdanie kryje się za daną opcją dialogową. Tak oto przez 80% rozgrywki mój McCoy okazywał się bucem, niektóre interakcje kończyły się zaś wbrew moim intencjom. To ostatnie, nie przeczę, czasem ładnie urozmaicało rozgrywkę. Kiedy po przejściu gry zajrzałom do poradnika, chcąc porównać swoje doświadczenia, okazało się, że to, co mi się przydarzyło w trakcie przesłuchiwania pewnej postaci – wezwanie przez nią policji zakończone moim aresztowaniem – to tylko jeden ze sposobów, w jaki ta rozmowa mogła się potoczyć.
Ale przeważnie te niejasności jedynie irytują. W innej sytuacji wybranie jednej lakonicznie nazwanej opcji poskutkowało darowaniem życia replikantowi… gdy mogłom (i chciałom!) mu zadać jeszcze parę pytań. Decyzja ta znacznie wpłynęła na zakończenie, a ja nie miałom nad tym kontroli.

Wszystko to przepadnie jak detale w wygładzeniu
Wiem, wiem, że nie po moją krytykę oryginału przyszliście, a po opinię na temat remastera Nightdive. No i słusznie, bo jako osoba, która nadrobiła Blade Runnera dopiero dzięki Enhanced Edition… mam silne przeczucie, że aż tak bym nie narzekało, gdyby nie remaster, który do ogólnego odbioru dokłada jeszcze parę swoich pomyłek.
Najmilszą rzeczą, jaką mogę o nim napisać, to: jest tani, a ja mam szansę nadrobić klasykę, pykając sobie z łóżka… bo wtedy nie widać, jaką krzywdę grze wyrządzono. Pal licho, że ryzykowny – ujmuję to łagodnie – wydaje się koncept upscale’owania grafiki z 1997 roku do 4K (przypomnę: bez dostępu do assetów!) i podbicia 15-klatkowych animacji do 60 fps-ów. Gorzej, że najwyraźniej poprzestano na wykorzystaniu do tego sztucznej inteligencji.

Enhanced Edition usiane jest artefaktami graficznymi. A to sztucznie dodane klatki tworzą „galaretę” wokół obiektów, czyniąc przerywniki bardziej nienaturalnymi, a to przez wygładzanie pikseli nie widać detali (jasno oświetlona część pewnych schodów traci kontury i staje się ziejącą, żółtą dziurą). Rozmemłanie bywa też losowe: gdzieniegdzie i tak widać ząbkowane krawędzie czy charakterystyczne dla stareńkich nagrań latające po ekranie piksele.
Postaci aż tak nie tknięto. Teraz tylko, gdy stoją na tle rozmazanych lokacji, nie da się już przymykać oka na to, że są skupiskiem malutkich klocuszków. Roy czy Lucy prezentują się znośnie, ale to główni bohaterowie – masa enpeców nie doczekała się równie godnego potraktowania. Oświetlenie z pierwowzoru nadal się sprawdza, dzięki czemu mogę wyliczyć na palcach jednej ręki miejsca, w których wygładzanie i modele nawet do siebie pasują: siedziba Tyrella czy sypialnia detektywa.

Unhinged Edition
Ale – napisanie tego przychodzi mi z trudem – to można jeszcze obronić. Bo styl, bo komuś się spodoba, bo można włączyć oryginalną grafikę… A nie, nie można. Nie da się także wyłączyć obramowania, czyli jakiegoś stockowego zdjęcia matowej obudowy, ani pauzować rozmów, jak choćby w trakcie przeprowadzania testu Voight-Kampffa. Ba, nie ma nawet rozpisanego sterowania, więc musiałom w ciemno ogarniać, jak się przybliża zdjęcia. Gdybym zaś nie poszło na policyjną strzelnicę i przez przypadek nie odkryło, że kółkiem wyjmuje się broń (i że w ogóle ją posiadam!), tobym potem miało spooory problem. (Pomijam już absolutne spartolenie tego aspektu. Czasem postać może strzelić, czasem nie, czasem wypuszcza serię jak z broni maszynowej, czasem przestaje po paru strzałach – i weź się domyśl, czy masz przeładować, czy to skrypt, czy co. Wspomniana strzelnica jest przez to niegrywalna).
Opis klawiszy otrzymał jedynie interfejs-ekwipunek KIA, który z kolei… nie przydał mi się ani razu. Sprzęt zawsze odpalałom przypadkowo, bo przypisano go do dwóch czynności: kliknięcia panelu dotykowego na padzie oraz… pleców McCoya. A że obsługa kursorem nie jest szczególnie dopracowana, gra zaś zmusza do polowania na piksele… No, mam chociaż nadzieję, że McCoyowi masaż się podobał.

Oznak niechlujstwa jest tu ogrom. Gdy wkroczy się w mgłę, ta zaczyna migać; między przejściem z rozgrywki do przerywnika na sekundę wyskakują zielone artefakty; napisy nie chcą zniknąć z ekranu po zakończeniu dialogu; remaster przy każdym odpaleniu zapomina o zmianie czułości kursora; McCoy przechodzi przez obiekty, a po kliknięciu w niektóre przedmioty zaczyna biegać w miejscu; konflikt skryptów zablokował mi grę, czemu zaradził dopiero reset; między niektórymi zdaniami są przerwy, inne linijki włączają się natychmiast. Płynniejsze działanie to też bujda – 60 klatek pojawia się w góra pięciu momentach, tytuł przez większość czasu odpala animacje (z 1997 roku!) w niskiej liczbie fps-ów. (Nie wspominając już o tym, że w pewnych lokacjach McCoy zamiera w miejscu co parę sekund i tylko lecące audio stanowi dowód, że nie doszło do crasha).

Cztery dyszki… Ale za jaką cenę?
Grałom na PS4, jednak po wejściu w listę poprawek wersji Steamowej dowiedziałom się o innych przeoczeniach: znikającym dźwięku i przedmiotach, niedziałającej zmianie rozdzielczości, braku regulacji jasności czy przypisania autorstwa ludziom odpowiedzialnym za napisy (!)… Twórcy planują umożliwić w przyszłości przełączanie przerywników na te oryginalne, zwiększyć czytelność sterowania, poprawić wykrywanie ścieżek czy ulepszyć menu, bo to obecne wygląda jak wzięte z jakiegoś generatora. Wiadomo już, dlaczego premierze nie towarzyszyła promocja, tylko cichutko wrzucono grę do sklepów – i to w podejrzanie niskiej cenie. To niedokończony produkt, który wypuszczono przedwcześnie.

Sprawdzając, czy można gdzieś kupić wersję na ScummVM, odkryłom przez przypadek, że oryginał od dawna przesiaduje sobie w mojej GOG-owej bibliotece. Niech więc was nie skusi myśl „A może kiedyś poprawią Enhanced Edition” – nie, idźcie od razu na GOG-a, ogarnijcie sobie oryginał. I ja też to zrobię, bo zetknąć się z Blade Runnerem w taki sposób po raz pierwszy, to jakby nie zetknąć się wcale.
Ocena dotyczy remastera. Na jego podstawie nie godzi się oceniać pierwowzoru.
W Blade Runnera: Enhanced Edition graliśmy na PS4.
[Block conversion error: rating]
Czytaj dalej
45 odpowiedzi do “Blade Runner: Enhanced Edition – recenzja. Bunt maszyn”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Strasznie dużo literówek w tekście. Już nawet w pierwszym słowie recenzji…
To nie literówka, tylko wybór autora tekstu.
Uhm..nie bardzo rozumierm. Wybór czego?
Końcówek, zaimków. Osoba niebinarna się kłania 🙂
@gaffu
Wiesz, ludzie są tacy unikalni… jak delikatne płatki śniegu. Takie hipsterstwo tylko bardziej.
@Ravensblade, nie widziałom nigdzie takiego awatara. Czyni Cię to płatkiem śniegu, witam wśród nas!
Myślę, że ludzie przez internet są nieco gorsi x.x sam, jak słuchałem Twoich filmów na yt się nieco dziwiłem, czy dobrze słyszę, czy co. Moim zdaniem trzeba mieć (pozwolę sobie na żarcik) niezłe cojones, by tak publicznie ustać za swoim wyborem. Wydaje mi się też, że redakcja popiera Twój wybór. Przecież skoro to Wy tworzycie treści, sami wybieracie sposób ich przekazania. To logiczne.
Ponadto tekst napisany bardzo dobrze. Lubię Twój styl wypowiedzi. Osobiście jestem na etapie przyzwyczajania się do widoku nowego typu końcówek xD język się zmienia, zawsze byli też tacy, którym się to nie podobało, nic nie poradzisz xD
Hmm, a ja myślałem że to śląska gwara…
Dobra recka, dzięki.
Dobry, rzetelny tekst. Miłe czytanko. Pozdrawiam.
Btw: długa, wyczerpująca recka dobrej gry, a właściwie dwa w jednym, bo na warsztat wzięto również blaski i cienie nowej wersji. Czytelnicy: REEEEEEEEEEEE NIEBINARNA OSOBA
A niech ono (czy to właściwa forma?) sobie będzie niebinarne. Nie mam z tym problemu. Natomiast te „byłom”, „widziałom”, „zagrałom” i co tam jeszcze bardzo w tekście rażą. Nie na poziomie tożsamości płciowej danej osoby, ale na poziomie językowym. I dopóki takie końcówki nie będą powszechnie w użytku i się ludziom „opatrzą”, będą raziły.
Zgadzam się, sam się nie mogę z tym oswoić i choć z osobami niebinarnymi mam do czynienia na codzień, takie rzeczy jak „byłoś”, „zrobiłoś” z trudem przechodzą mi przez gardło – w pewnym stopniu jestem purystą językowym i pomimo wplatanej tu i ówdzie „kurwy” w ramach przecinka (można powiedzieć, że wychowywałem się na blokowisku) staram się unikać w swoich wypowiedziach naleciałości i kalk z innych języków (inna sprawa, że polszczyzna pełna jest takowych, ale takie „czekowanie taska na asapie” to już trochę ból zębów). Wspomniane „byłom”, „zrobiłom” to też dla mnie ból zębów i nie używam ich jeśli nie muszę, bo według mnie to po prostu brzydko brzmi i wygląda, ale jednocześnie wiem, że istnieje jakieś tam grono utożsamiające się z takimi zabiegami i nie widzę powodu żeby drzeć nad tym szaty i bawić się w rycerza-obrońcę języka polskiego w sekcji komentarzy pod artykułem na stronie o gierkach. Język ewoluuje i jest tworzony na bieżąco, nie ma jakiejś rady panów w garniturach, którzy przyklepują jakie słowa są legalne, a jakie nie.
„Poszłem” też razi, ale się przyjęło na tyle, że jest w słowniku, bo język ewoluuje. Wiem, że mój chrześniak nie zwróci uwagi ani na to, ani na „poszłom”. Dorzucam tym samym kamyczek do stosu komentarzy niezwiązanych z recenzją (a to właśnie ilość mnie skusiła do przeczytania – myślałem „oo, coś interesującego z tą grą zrobili” ^_^’)
I przez to „poszłem” trochę plwam na to, co znajduje się w słownikach, a co nie, bo jestem nauczony, że to brzydkie słowo i nie wypada tego używać w rozmowie „na serio”.
Swoją drogą, na te „nijakie” końcówki w recenzji zwróciłem uwagę dopiero jak zobaczyłem przytyki w komentarzach.
Też ^^ – przeczytałem reckę i byłem ciekaw ożywionej dyskusji…
W każdym razie, chyba lubię recki z niską oceną, bo takie
„stos błędów graficznych,
stos błędów technicznych,
stos błędów, po prostu”
bawi 😀
@SUNGHE,
„Poszłem” też razi, ale się przyjęło na tyle, że jest w słowniku, bo język ewoluuje. ”
Możesz podać źródło tej informacji, bo co jakiś czas gdzieś czytam, że „poszłem” jest już uznane za poprawne i za każdym razem okazuje się to fejkiem.
Toś mi ćwieka zabił 😀 Źródłem był kumpel, który lubuje się w poprawianiu innych, a że zwykle miał rację i podstawy to nie doszukiwałem się potwierdzenia. Patrzę jednak na stronę SJP i nie mogę znaleźć tej informacji. Co ma sens, bo jakby brzmiało to w 3. os. – „on poszł”? xD
Nasuwają się 2 wnioski znane od zawsze:
– sprawdzić informację przed rozpowszechnianiem
– CD-Action całe życie bawi i uczy 😀 – czasem dzięki redakcji, czasem innym 🙂
Miodek kiedyś powiedział, że zrozumiałe jest dlaczego ludzie tak mówią, co zostało zinterpretowane jako „można tak mówić”, od tego czasu już to wielokrotnie prostował. No i Miodek choć niewątpliwie autorytet, najwyższym autorytetem nie jest.
„Źródłem był kumpel”
…i tak oto stałeś się bezwolnym,
nieumyślnym nosicielem i propagatorem fake newsa, zatruwając przy okazji niewinny umysł Janka500, który łyknął twoje info jak pelikan i być może podał dalej. 😉 Jak zombie-zarażeni…;p
PS
„jakby brzmiało to w 3. os. – „on poszł”? xD”
ja poszłem, ty poszłeś, a on poszet. 😉
U nas się mówi poszeł, może coś w teń deseń? Zastanawia mnie czemu mówi się w liczbie mnogiej „poszliśmy”, zamiast „poszedliśmy”, nie udało mi się znaleźć żadnego wytłumaczenia, tylko informację, która forma jest prawidłowa. Ktoś mnie doedukuje?
Mogę wiedzieć czemu skasowaliście mój komentarz? Nie było tam nic obraźliwego.
Na maturze SztywnyPatyk też tak pisałeś końcówki?
Przepraszam za kolejny komentarz nie w temacie. Uprzedzam że osoby tolerancyjne mogą go uznać za obrzydliwy. Domyślam się, że ujawnienie swojej identyfikacji nie było dla Ciebie łatwe. A także, że taka identyfikacja to nie jest Twój wybór, Twoim wyborem było zaakceptowanie tego i życie w zgodzie ze swoimi poglądami. Ale uważam, że dając temu upust, krzywdzisz siebie i ludzi w Twoim otoczeniu. Płcie są dwie, oddzielanie płci fizjologicznej od odczuwalnej to sztuczny konstrukt społeczny i wprowadza nieporządek do Twojego życia. Wiem, że czeka Cię życie trudne, pełne wrogości ze strony innych, być może najbliższych i być może pełne zagubienia. To niesprawiedliwe. Ale wierzę, że możesz też przeżyć swoje życie w sposób godny, w zgodzie i szacunku ze sobą i swoim ciałem. Czasami czytam Twoje komentarze po internetach i wiem, że mądry z Ciebie człowiek. Ale sorry, z szacunku do Ciebie, nie będę poklepywać Cię po ramieniu.
Powodzenia w życiu.
PS, dzięki za recenzję, BR znajduje się na mojej kupce odkąd przeczytałem o nim w jednymz tipsmoaniaków w cda, zapamiętam żeby nie ruszać kijem wersji EE.
Kurde, dobrze że to napisałeś, Sztywnypatyk pewnie nigdy wcześniej w życiu czegoś takiego nie miał okazji usłyszeć i doceni Twoją troskę.
Cześć,
„Osoby tolerancyjne mogą [komentarz] uznać za obrzydliwy” – dobrze, że masz chociaż taką świadomość, czujesz, że pisząc robisz coś – baaardzo eufemizując – nie do końca przyjemnego dla odbiorcy.
Natomiast,
zarzucanie naszej osobie redaktorskiej i instruuowanie jej, jak ma żyć w zgodzie z samą sobą i nie krzywdzić innych (!) jest jedną z najprzykrzejszych rzeczy, jakie czytałem ostatnio w naszych komentarzach, a łamiąca regulamin (dostępny w menu w rogu, F3 i wyszukaj „komentarze”) konkurencja nie próżnuje.
Każdy ma prawo do bycia taką osobą, jaką chce. Każdy. Pisanie komuś z fotela, że jego wybór lub odczucie „wprowadza nieporządek do czyjegoś życia” jest żenująco patronizujące. I o wiele bardziej prawdopodobne jest, że nic o tym nie wiesz, @fafnucek. Wchodzisz w rolę kanapowego psychologa, który mówi naszej osobie redaktorskiej, jak ma żyć, a przy tym piszesz głęboko raniące rzeczy. Sugerujesz, co ma robić, aby żyć „godnie” i zgodnie z podziałem fizjologicznym. To wykracza poza jakiekolwiek granice dobrego smaku i kultury osobistej. Powiedziane twarzą w twarz spotkałoby się z urazem, przykrością. (Też z przyzwyczajeniem, bo mamy okrutne społeczeństwo czasami). Tak jak pisze @Janek500 – nie jesteś jakimś geniuszem, a jednym z tłumu osób, które nie potrafią zaakceptować nieszkodliwej, fundamentalnej dla czyjegoś inności. Nie jest to żadna „twarda prawda” a bardzo niechciana „porada”.
Zastanawia mnie też, dlaczego czułeś aż tak silną potrzebę napisania całego akapitu, ale to już, cytując Sznuka, „nie wiem, ale się domyślam”.
Przy okazji łamiesz podpunkt regulaminu o naruszaniu dóbr osobistych (kto próbuje osobie x odebrać jej imię, sposób wyrażania się itd.) oraz netykietę (też regulamin), ale na razie zostawiam ten komentarz bo liczę, że może ktoś pójdzie po rozum do głowy.
Widzę że was tam do reszty porąbało. W takim kształcie faktycznie to lepiej zaorać, bo wstyd żeby ten potworek egzystował i się podawał za CD Action
O losie! Takiego gwałtu na języku polskim to nawet futuryści nie popełniali!
Nie futuryści, a Dukaj, którego propozycja z modyfikacjami od 2003 jest wzorem wyrażania się dla osób niebinarnych. Polecam się doedukować.
Widzę, że umiejętność tworzenia logicznych odpowiedzi na temat i stosowanie niebinarnej nowomowy wzajemnie się wykluczają. No cóż, najwyraźniej można albo pisać dobrze albo politpoprawnie. Wasz wybór.
Elementarne szanowanie prostego wyboru naszej osoby z redakcji to nie jest „poprawność polityczna” 🙂
Dzięki za recenzje. Wiem, że trzeba się na razie od tej edycji trzymać z daleka.
A komentarze pokazują, że jak zwykle, gracze są ***** najgorsi.
„Gr*cze” xD
Miałem duże obawy przed zapowiedzią Blade Runner: Enhanced Edition, studio zajmujące się odświeżeniem nie dało rady to raczej było do przewidzenia, zapowiadano wiele zmian i o ile przerywniki filmowe dostały filtry to podczas rozgrywki widzi się rozpikselowane model postaci, aż prosi się dodanie filtrów skala x2 lub wysoka jakość x2 w każdym emulatorze są, niski nakład pracy poraża, Blade Runner: Enhanced Edition wypada gorzej niż Command & Conquer Remastered to jest nie lada wyczyn.
https://rjp.pan.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=317:byom-byo&catid=44&Itemid=58
Zakładam, że Rada Języka Polskiego żyje w innej bajce niż my, to wszystko się zgadza. Intuicyjne domyślałem się, że to jest poprawne, ale trzeba było znaleźć jakieś potwierdzenie. Mnie tak te końcówki nie drażnią, ale je żech z ślōnskŏ tōż prziwykniynty.
W każdym razie podziwam odwagę.
Podoba mi się, że punktujesz wady BLADE RUNNER: ENHANCED EDITION i to, że uczciwie przyznałeś, że oryginału nie ogrywałeś, ale zdanie „Ocena dotyczy remastera.” jest troszkę na wyrost. Skoro w pierwotną wersję nie grałeś, to nie będziesz w stanie ocenić pełnego zakresu zmian, które remaster wprowadza, poza tymi oczywistymi jak np. grafika.
Przykłady wątpliwości, które mam w głowie po przeczytaniu tekstu:
-Czy strzelnica działała w ten sam sposób w oryginale czy tylko remaster to zepsuł?
-Podobne pytanie odnośnie braków tutorialów, czy informacji o sterowaniu w pierwotnej wersji
-Czy oprócz grafiki remaster coś zmienił?
Twoja recenzja dobrze przekazuje wrażenia z pierwszego kontaktu z serią (grową) dziś. Niestety w moim odczuciu, tekst nie przekazuje w pełni jak ten remaster ma się do wersji z 1997 i co wnosi (lub nie). Zastanawia mnie też skąd w Tobie przekonanie, że oryginał z GOGa jest warty polecenia? Skąd ta pewność, że 25 lat po premierze w pierwotną wersję gra się lepiej niż w remaster?
Mocno odczuwam brak perspektywy kogoś, znającego tak remaster jak i pierwotną wersję. Czy ktoś kto miał styczność z obiema wersjami (z redakcji, lub nie), może podzielić się swoimi odczuciami?
Nie wierzę, że opublikowaliście tę recenzję. Przecież pod względem językowym toto leży i kwiczy. Moim skromnym zdaniem całkowita kompromitacja redakcji. Rozumiem literówki wszelakiego rodzaju, rozumiem miejscami kulawą interpunkcję. Ale sztuczne implanty językowe w celu zaspokojenia rozmaitych fantasmagorii Autora są w takim serwisie całkowicie nie na miejscu. Tu stawiam granicę. Żegnam, CDA, dzięki za wspólne lata, ale tak się nie będziemy bawić.