LEGO Brawls – recenzja. Pomysł dobry, ale wykonanie…

Pomysł jest naprawdę fajny: oto bierzemy przepastny świat Lego ze wszystkimi jego odsłonami, popularnymi tematami, całym mrowiem części, z których mogą składać się plastikowe ludziki, następnie tworzymy własną postać i wskakujemy na sieciową lub lokalną arenę, by powalczyć z sobie podobnymi. W praktyce jednak gra nie wyróżnia się niczym szczególnym.

Prosto, aż za prosto
Nudny chaos. Gdybym bosą stopą nadepnął na klocek Lego, właśnie tego rodzaju niepochlebne określenie wyrwałoby się z mych ust w stronę Brawls. To gra, w której na jednej planszy spotyka się do ośmiu graczy i… cóż, naparzają się. Do wyboru mamy zabawę free-for-all lub w drużynach, w ramach rozgrywki zaś musimy np. zabijać przeciwników, pilnować terenu, co daje nam punkty, czy zbierać „na wyścigi” rozsiane po planszach przedmioty. Słowem: standardzik. …Który by oczywiście wystarczył, gdyby miał solidne oparcie w mechanice gry. Tego jednak brakuje tu najbardziej.
Nasza postać ma do dyspozycji jeden atak podstawowy i dwa specjalne oraz różnego rodzaju dashe. Każdy ludzik może być unikatowy – skorzystamy tu z ok. 250 modeli figurek, wszystkie składają się z odmiennych elementów, a te, rzecz jasna po wcześniejszym odblokowaniu, da się ze sobą mieszać. Tyle że w dużej mierze to tylko kwestia kosmetyczna – ani razu nie poczułem, żeby wymiana konkretnego podstawowego modelu broni na inny przełożyła się w jakiś namacalny sposób na gameplay, próżno też szukać np. statystyk uzbrojenia w interfejsie gry.

Zachowanie naszych ludzików możemy jednak zróżnicować, sięgając po umiejętności specjalne – dobierane w ekwipunku bohatera i rozsiane po mapach w formie znajdziek. I muszę przyznać, że tu jest w porządku, bo garnitur unikalnych zdolności wydaje się pokaźny: mamy talenty ofensywne, defensywne, osłony, broń dystansową, a także rozmaite „spychajki”, które pozwolą nam „skorzystać” z rozlokowanych gdzieniegdzie przepaści lub lawy. W dodatku całość jest w charakterystyczny dla Lego sposób odjechana. Bez wątpienia plusik. Problem jednak w tym, że niestety to nie równoważy ogólnej gameplayowej biedy.
Gdzie mój ludzik?!
Najpoważniejszą wadą Brawls okazuje się to, że każda rozgrywka wygląda w zasadzie tak samo: pojawiamy się na planszy i nawalamy z innymi, bardzo często w losowy sposób, bo na taktykę czasu tu raczej nie ma. Chaos – szczególnie już w trybie free-for-all – jest tak duży, że nierzadko pojawia się problem, by w ogóle wyłuskać z tłumu naszego ludzika (interfejs nie oznacza go jakoś specjalnie, ot, mamy obwódkę w jednym z kolorów przypisanych do poszczególnych graczy). Siedzisz więc i męczysz pada, licząc, że twoje działania mają sens, i czasem nawet widzisz swoją postać w kłębowisku walczących figurek.

Wszystko to sprawia, że Lego Brawls jest produkcją, przy której trudno usiedzieć. Ani tu rzeczywistego zróżnicowania, ani przywiązujących do gry na dłużej namacalnych postępów i rozwoju postaci, nie licząc oczywiście wspomnianej kosmetyki. To tytuł, jaki odpalasz raz na jakiś czas, na krótko, i to w zasadzie tylko wtedy, gdy masz z kim pograć lokalnie – bo w tym przypadku emocje siłą rzeczy są większe. Nawet i tu czeka nas jednak niemiła niespodzianka: lokalne multi zostało ograniczone do free-for-all, bo wówczas gramy na jednym stałym ekranie bez konieczności jego przewijania. Inne tryby wymagałyby już split screena, którego najwyraźniej Brawls nie jest w stanie obsługiwać.
Jeśli więc nie masz w domu jakiegoś – najlepiej młodszego – „padodzierżcy” do towarzystwa, to najnowszy tytuł spod znaku duńskich klocków możesz sobie śmiało odpuścić. A nawet jeśli masz, to wydatek 169 zł jest tak czy inaczej grubą przesadą.
W Lego Brawls graliśmy na PS5.

[Block conversion error: rating]
Czytaj dalej
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.