CoD: Modern Warfare II. Świetna gra, ale zarzutów mam sporo [Recenzja kampanii]
![CoD: Modern Warfare II. Świetna gra, ale zarzutów mam sporo [Recenzja kampanii]](https://cdaction.pl/wp-content/uploads/2022/10/28/61631bf1-6d96-4dcf-8faf-7fc81e9961b8.jpeg)
Źle się dzieje na świecie, ale najgorzej jak zwykle w Stanach Zjednoczonych. Tym razem kraj mlekiem i miodem płynący zgubił swoje niezawodne rakiety dalekiego zasięgu, więc bohaterski Ghost, kapitan Price i spółka ruszają do boju! Ale zaraz… Przecież oni nie żyją, i to od wielu lat, a konkretnie od poprzedniej trylogii Modern Warfare. Co zatem robią w Modern Warfare II i czemu w ogóle ta gra się tak nazywa?
Nowe starego początki
Muszę przyznać, że od trzech lat, kiedy to wyszło zupełnie nowe Call of Duty: Modern Warfare, nie mogę tego zrozumieć. Autorom skończyły się tytuły? Scenarzyści zaczęli pluć sobie w brodę, że za szybko uśmiercili ikonicznych bohaterów? Marketing przyszedł do twórców, zaminował aneks kuchenny, postawił zasieki i powiedział: „Modern Warfare to jest tak dobry tytuł, że użyjemy go jeszcze raz w innej grze”?

Trudno mi sobie wyobrazić prawdziwe powody podjęcia tej decyzji, ale fakt pozostaje faktem – Call of Duty: Modern Warfare II to kompletnie inna gra niż Call of Duty: Modern Warfare 2, skąd pochodzi wszak pamiętna misja „No Russian”. To zupełnie nowa opowieść będąca kontynuacją historii z Modern Warfare (2019), używająca tych samych bohaterów, którzy w starej trylogii oddali życie za Wuja Sama i tanią ropę naftową.
Ghost mimo swojego marnego końca w poprzedniej trylogii w tej czuje się na tyle świetnie, że na samym początku gry niszczy pierwszą z zajumanych rakiet za pomocą pocisku średniego zasięgu, w który mamy zaszczyt się wcielić. Serio, w pocisk, zupełnie jak w multi przy atakach z wysokiego pułapu. Sytuacja oczywiście się komplikuje, jak to zwykle bywa przy pociskach średniego zasięgu, a pozostałe rakiety trafiają w łapy bardzo złych ludzi. Karkołomny scenariusz zakładający sojusz najróżniejszych przestępczych ugrupowań z całego świata pędzi sobie swoim torem, a my w zasadzie nie mamy czasu się nad nim zastanowić, chociaż momentami szyty jest tak grubymi nićmi, że można byłoby za ich pomocą zacumować platformę wiertniczą. W porównaniu do poprzedniego Modern Warfare (znowu: tego sprzed trzech lat, a nie tego z poprzedniej trylogii) opowieść wydaje się wyraźnie słabsza.
Przede wszystkim wygląd
Słabsza nie jest natomiast grafika. Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że takich opadów szczęki przy widoczkach nie miałem od lat, a gdy pierwszy raz zobaczyłem Amsterdam na ekranie monitora, to byłem pewien, że to jakiś animowany ekran ładowania wystylizowany na zdjęcie. Ruszyłem jednak myszą, a mój bohater się obrócił – naprawdę niesamowity moment! Wspaniale zrealizowano mimikę postaci, które na zbliżeniach wyglądają już niemal zupełnie jak żywi ludzie. Na ich twarzach widać emocje, grymasy, uśmiechy, drgnięcia mięśni policzków i perfekcyjną synchronizację słów z ruchem ust – czegoś takiego jeszcze nie było. To znaczy było, w L.A. Noire, gdzie zdigitalizowano nagrania twarzy prawdziwych aktorów. W Modern Warfare II nawet lepszy efekt osiągnięto bezpośrednio w silniku gry.
Jest więc nowy Modern Warfare kolejnym kroczkiem gier w kierunku fotorealizmu, a mógłby zamiast tego być porządnym susem, gdyby nie przedpotopowe animacje bohaterów. Amsterdam przestaje być Amsterdamem z pocztówki, gdy tylko w polu naszego widzenia pojawia się jakiś człowiek. Drewno koszmarne, zerowe dopasowywanie ruchów postaci do otoczenia i innych bohaterów w scenie… Świeżo po odnowionym The Last of Us Part I trudno mi się pogodzić z tym, że ktoś jeszcze uważa taką fuszerkę za wystarczającą do światowego hitu.

Dużo więcej niż shooter
Wspominam o The Last of Us nie bez powodu. Historia opowiadana przez Modern Warfare II zahacza bowiem w swoim galopie o szereg innych gatunków growych i wcale nie jestem w pełni przekonany, czy mi się to podoba. W jednej naprawdę długiej misji przekradamy się cichaczem przez miasteczko przetrząsane od piwnic po dachy przez niezliczonych żołnierzy, nie dysponując żadną bronią. Zbieramy więc najrozmaitsze elementy do budowania przykrych niespodzianek: pułapka na myszy plus ładunek wybuchowy, pusta butelka plus denaturat, plus szmatka itd. Skojarzenia z The Last of Us są natychmiastowe – MWII używa nawet bardzo podobnego interfejsu i ikonek. Misja będzie dla niektórych odpoczynkiem od ciągłego strzelania, ale mi niezbyt przypadła do gustu i odetchnąłem z ulgą, gdy wreszcie dostałem do ręki pistolet oraz strzelbę.
Uśmiech zszedł mi jednak z twarzy bardzo szybko, bo twórcy niestety wracają do nieudolnych praktyk poganiających rodem z World at War (było takie Call of Duty lata temu). Wrogowie potrafią pojawiać się w miejscach, które już wyczyściliśmy, a my co i rusz zamiast zwykłych żołnierzy mamy na celowniku juggernautów ubranych w kamizelki kuloodporne i zakutych w kevlarowe hełmy z niezniszczalnymi wizjerami. A gdy nawet uda się nam ich wreszcie zastrzelić z karabinu czterema trafieniami w głowę, gra ucieka się do najbrudniejszego triku. Jeśli siedzimy zbyt długo w jednym miejscu, Modern Warfare II zaczyna do nas strzelać samo. Pociski nadlatują znikąd i na wyższych poziomach natychmiast nas zabijają, co w wypadku zacięcia się skryptów (a mi się to przytrafiło) może doprowadzić do bliskiego kontaktu naszego peceta z chodnikiem za oknem. Niepotrzebne, wkurzające sztuczki, które niczego nie wnoszą.

Poza tą jedną survivalową misją mamy jeszcze trochę skradania się, ale tutaj filozofia rozgrywki jest już lepsza – dostajemy maksymalną swobodę działania. Zadanie w pewnej willi przypominało mi niemalże Hitmana, tyle miałem możliwości (chociaż bez przebieranek). Ale gdy wreszcie udało mi się znaleźć „pompkę” z długaśnym tłumikiem, przestało mi się chcieć skradać – przecież to Call of Duty.
Zagraj w to jeszcze raz
Pozostałe zadania przygotowano już bardziej w duchu serii, niektóre chyba nawet za bardzo, bo są po prostu identyczne jak te, które pamiętam z poprzedniej trylogii. Jest długa misja snajperska, ale na szczęście po niezwykle korytarzowym początku daje nam pełną swobodę w rozwiązaniu sytuacji, włącznie z frontalną szarżą na obóz wroga. Jest też obowiązkowa akcja na pokładzie uzbrojonego samolotu transportowego, gdzie w roli operatora ciężkiego sprzętu zasypujemy monochromatyczne ludziki kilogramami bardziej lub mniej wybuchającej amunicji, ale tutaj nie narzekam – zadanie poprowadzono świetnie, poczucie wszechmocy rządzi, a jakość grafiki sprawia, że wszystko wygląda już dokładnie tak samo, jak nagrania z CNN-u. Może tylko trochę więcej ciał lata po okolicy.

Modern Warfare II jest bardzo nierówne: nieziemska grafika popsuta prehistoryczną animacją, świetne misje przeplatane zadaniami z jakiegoś zupełnie innego tytułu, przyjemne strzelanie przerywane frustrującymi chwilami, gdy gra próbuje nas popędzać. Po przejściu całej kampanii poczułem więc jednocześnie ulgę i smutek, że to już koniec. Ale zastanawiając się nad tym na chłodno, doszedłem do wniosku, iż mam właśnie za sobą kawał porządnej rozrywki. Prawdę mówiąc, nie mogę się już doczekać, co będzie dalej. Obym nie musiał liczyć dni do tysiąca, żeby to zobaczyć.
UWAGA! Tekst powstał w oparciu o dość bezproblemową wersję przedpremierową (jeden bug przez całą kampanię). Dwa dni przed premierą Infinity Ward opublikowało gigantyczną aktualizację, po której u wielu graczy Modern Warfare II nie wczytuje się, wychodzi do pulpitu i generalnie zachowuje się skandalicznie. Bądźcie tego świadomi przy rozważaniu ewentualnego zakupu, może warto poczekać do pierwszej popremierowej łatki.
W Call of Duty: Modern Warfare II graliśmy na PC. Materiały w recenzji pochodzą od wydawcy.
[Block conversion error: rating]
Czytaj dalej
9 odpowiedzi do “CoD: Modern Warfare II. Świetna gra, ale zarzutów mam sporo [Recenzja kampanii]”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Jeśli chodzi o kampanię to moim zdaniem dużo lepsza była ta z 2019 roku tutaj mocno przekombinowali i wątek karteli kompletnie nie pasuje do tego typu Kapmani.
Czy ja wiem? W stylu Clancy’ego kartele też do końca nie były, a Stan Zagrożenia się bardzo fajnie czytało. Wszystko zależy od umiejętności tego, kto pisze fabułę.
Bo Ubi sobie wyciera nazwiskiem Tego genialnego pisarza podłogę i sygnuje nim byle gówno.
Ale co tu Ubi ma do rzeczy? Clancy osobiście napisał Stan Zagrożenia, jako część serii o Jacku Ryanie. To nie jest nowelizacja GR Wildlands napisana przez byle kogo i sygnowana znanym nazwiskiem. W każdym razie, gdyby twórcom zależało na dobrej fabule, to i z karteli daliby radę zrobić trzymająca się kupy historię dobrze pasującą do CoD-a.
„Cykl wraca na właściwe tory” – i to jest problem. Call of Duty jest równolegle tworzone przez 3 główne studia. Infinity Ward (CoD 1,2, stara trylogia MW, Ghosts, Infinite Warfare, i obecne Modern Warfare), Treyarch (konsolowy CoD 3, World at War, seria Black Ops), z czasem doszło Sledgehammer (Advanced Warfare, WW2 i ostatni Vanguard) no i jeszcze np. Raven Software klepało remastery starych MW.
I naprawdę, każde Call of Duty, od każdego z tych studiów, mimo że używaja tych samych silników – jest inne. Serii to wychodzi na dobre, bo każde studio ma kupę czasu na szlifowanie swojego tytułu, jednak obrywa się calości. Właśnie przez miałkość Vanguarda, teraz mamy takie zdania i opinie. Ciekawe co za rok zmajstruje Treyarch, bo teraz ich kolej…
A ja się nieźle bawiłem. Cała fabuła nie jest jakaś wybitna, ale różnorodność misji na duży plus + nieźle napisane postacie. MW19 kompletnie mi nie podeszło, a tu zostałem pozytywnie zaskoczony.
Może i fajne, ale czy warto za 300+ polskich nowych złociszy?
Dla kampanii? Oczywiście, że nie. To zabawa na dwa wieczory, albo i jeden przy szybkim maratonie. Call of Duty to jednak od lat głównie zabawa w multi. Rdzenne deatchmatche czy przejmowanie flag, fajne operacje specjalne jeżeli ma się z kim….no i „tryb Battlefielda”. 😉 „Wojna naziemna” – kapitalny tryb, gdzie MW2 jest lepszym Battlefieldem niż sam Battlefield od co najmniej „1”. Dla każdego coś dobrego.
Szczerze, bardzo czekałem na tę grę – głównie na multi, jak zawsze. Gdy już ujrzała światło dzienne – średnio podpasowały mi mapy, ich ilość (choć wiem, że będzie więcej i jeszcze na to liczę), ale nie czuć tego Call of Duty… Myślami wracam do klasycznego Cod4, MW2, pierwszego Black Ops… Szkoda, że mało ludzi gra w poprzedniczki, bo dylemat byłby rozwiązany. Pozostaje czekać na większy content i może się skuszę.
Ale właśnie – czy na ten moment warto za 300+ za praktycznie sam TDM i Domination (bo w to gram)?