Gothic: Opowiadanie. Dzienniki z Kolonii – część 1

Gothic: Opowiadanie. Dzienniki z Kolonii – część 1
Gothic, pomimo wielu lat na karku, to marka aż zaskakująco żywa. Oprócz ogromu modów, z Kronikami Myrtany na czele, nie brakuje innych ciekawostek, które dostarcza nam społeczność. Jednym z klejnotów w tej koronie jest Larp Gothic, pochwalony przez samych twórców z Piranha Bytes. A my, wspólnie z autorami larpa, przygotowaliśmy dla was cykl opowiadań na podstawie gry.

Gomez wzywa.

Domingo zaledwie skinął głową i ruszył ku kasztelowi nieopodal świątyni Innosa prowadzony przez posłańca. Nie potrzebował więcej zachęty.

Rozumiał, że magnatom, samozwańczym władcom Kolonii Karnej, nie każe się czekać. Był przy tym spośród całego swego taumaturgicznego Kręgu chyba najprzychylniejszy władzy Gomeza. Gdy mająca kontrolować skazańców Bariera nieoczekiwanie się rozrosła, przestępcy podnieśli bunt, a magowie-kapłani znaleźli się w niezręcznym położeniu. Niemało czasu zajęło Domingowi poukładanie sobie na nowo obrazu świata wedle nauk Innosa, Pana Ognia i Sprawiedliwości, którego zbrodniarze zdawali się mieć w pogardzie.

Larp Gothic. Fot: Piotr Müller 

Tam jednak, gdzie reszta widziała patologię, okrucieństwo i wyrachowanie, on dostrzegał przebłyski nadziei w Świętym Ogniu: oto bowiem nawet najgorsze szuje i parszywcy wykazywali naturalną potrzebę funkcjonowania w ustrukturyzowanym społeczeństwie oraz hierarchii, instynktownie pragnęli władcy i egzekwowanych przez niego praw. Była więc w tym gnieździe rozpusty i szubrawstwa jakaś egzystencjalna prawda o naturze ludzkiej nierozerwalnie połączonej z Innosem, prawda tak szlachetna, że niedająca się stłamsić nawet szumowinom zesłanym tu z całego znanego świata.

Domingo bardzo potrzebował, by ta prawda tam była. Załamałby się zupełnie, gdyby więżąca ich Bariera oddzielała go również od Innosa.

Oczywiście, Gomezie. Skłonił się lekko przed srogim, wąsatym licem najgroźniejszego człowieka w Górniczej Dolinie. Bez większego zaskoczenia przyjął do wiadomości, że w kolonii pełnej złodziei ktoś regularnie okrada dostawy rudy, jedynej rzeczy, której świat zewnętrzny od nich potrzebował. – Nam też zależy na płynnych dostawach do króla na rzecz jego wysiłków wojennych. Zbadam sprawę możliwie dyskretnie. Wskażcie mi tylko, kto mógłby powiedzieć mi na ten temat więcej.

Odesłano go do Strażnika Kraucha, jak się okazało, aktualnie zajętego spisywaniem staroobozowych Cieni ludzi Gomeza średniego stanu i średniego zaufania. Domingo wezwał go, ale musiał jeszcze ścierpieć zwyczajowe gesty i ostentacyjne ignorowanie, jakie zwykli okazywać niektórzy mniej bogobojni skazańcy. Choć może i poirytowany, mag zobowiązany był dochować dyskrecji, toteż urządzanie sceny i dawanie przykładu mijało się z celem, tym bardziej że Krauch zdawał się rzeczywiście pracować. Stał więc i czekał cierpliwie u progu świątyni.

Słyszałam, czego od ciebie chciał. Potrzebujesz pomocy? – Burza czarnych loków i szeroki uśmiech wyraźnie kontrastowały z szatą ognia, jaką nosiła. Znana z umiejętności bojowych i umiłowania szyfrów Lux była tak uzupełnieniem talentów Dominga, raczej teologa niż maga polowego, jak i przednim kompanem, toteż wtajemniczona w sprawę została równie chętnie, jak sama okazała gotowość do udzielenia mu wsparcia. W końcu nawet już zdążyła dowiedzieć się tego, co Domingo miał zachować w sekrecie.

Larp Gothic

Rozmowa z niechętnym do współpracy Krauchem dała niewiele. Poznali wprawdzie imiona skazańców odpowiedzialnych za przydzielanie Strażników do kopalni i dostaw – imiona, którymi na co dzień Magowie nie zaprzątali sobie głów ale żadnych konkretów czy poszlak. Bez większego namysłu zdecydowali się więc na zbadanie całego przedsięwzięcia od podstaw: od wydobycia po transport urobku do Gomezowych kufrów.

Niedługo później troje wynajętych do pomocy Cieni nie tylko wskazywało im drogę, ale też niosło przez górskie ścieżki, nieodzowne przecież na trakcie, piwo i wino. Choć większość skazańców w kolonii karnej ledwie wiązała koniec z końcem, Magów Ognia pod protekcją Gomeza raczej nie dotykał głód czy niedostatek.

Znów jednak wysiłek na niewiele się zdał. Brygada Kopaczy opowiedziała im o wydobyciu, a Ian, szef kopalni, o planowanych zmianach i transporcie rudy, aż w końcu z najbliższą dostawą wrócili do Obozu, uważnie patrząc Strażnikom na ręce. W obecności ogniście czerwonych szat nikt nie odważył się jednak wykonać fałszywego ruchu.

Larp Gothic. Fot: Piotr Müller 

Okazało się natomiast, że kopalnia zrodziła bardziej interesujące owoce i śledztwo miało odejść na dalszy plan. Wkrótce po ich powrocie, gdy omawiali swój następny ruch, mag imieniem Milten przyniósł kolejne wieści: oto dostarczono odkryty w kopalni, oszlifowany klejnot o niejasnym pochodzeniu. Nosił znamiona magii, a Gomez życzył sobie, by jego arkaniści magię tę zidentyfikowali.

Spójrz na te sigile, bracie. Sięgnięcie do domeny ziemi uważam za konieczne poniekąd dlatego, że właśnie ziemia skrywała ten przedmiot, a poniekąd z tego powodu, że Beliar, Nieprzyjaciel, może mącić nasze zmysły.

Jeśli to konieczne, to być może powinniśmy pójść za ciosem? – zwrócił się do Oscara Domingo, stojąc tuż obok pulpitu, na którym szkicowali elementy niezbędne do przeprowadzenia magicznego rytuału. Skorzystać z przynależącej do Beliara materii, aby ją osłabić i uwypuklić filozoficzną formę? Sięgając ku innym żywiołom, zawezwać ogień Innosa, by rzucił światło na prawdziwą naturę przedmiotu…

Całe zgromadzenie Kręgu Ognia zebrało się w świątyni we wspólnym wysiłku. Część może nie chciała rozgniewać magnaterii, podczas gdy innych zwyczajnie zaintrygowało tak niecodzienne znalezisko. W duchu intelektualnej rywalizacji forsowano różne pomysły i podejścia do rytuału identyfikacyjnego. Zdążył już zapaść zmierzch, gdy przygotowano wszelkie magiczne ingrediencje, wszystkie zaklęte zwoje i niezbędne inkantacje.

Larp Gothic. Fot: Piotr Müller 

Ustawiony w kręgu zakon rytmiczną modlitwą wyśpiewał cudotwórcze słowa. Recytacja przybierała na sile, gdy pojawiały się kolejne oznaki działania magii: nienaturalne huki i strzały, zapachy i zakrzywiające barwy pozaziemskie światła, kolorowy dym i cienie nieobecnych przedmiotów. Gdy uwolniono ostatni z magicznych ładunków, wszystko w końcu uspokoiło się w zbożnej ciszy. Magowie pochylili się nad klejnotem, by przeanalizować efekty rzuconego zaklęcia.

Znojnie rozsupłano kłębowisko obrazów, przeczuć i pozazmysłowych doznań, jakich doświadczyli rytualiści. Trudno było orzec, czy to wywołująca anomalie Bariera ponad ich głowami utrudniała zadanie, czy niewłaściwie i zbyt prędko opracowano rytuał, ale wnioski wydawały się jasne: klejnot był naczyniem dla jakiegoś rodzaju energii, a pozostawione metafizyczne ślady wskazywały na potencjalne wskazówki w miejscu, gdzie go odkryto. Już jako taki okazał się interesujący, a perspektywa dowiedzenia się czegoś więcej o jego historii i Górniczej Dolinie dodawała tematowi pikanterii. Wieczór już jednak dojrzał, więc temat ten pozostawiono na kolejne dni.

Badania trwały. Wkrótce gromadnie ruszono do kopalnianych szybów i korytarzy, by za pomocą magicznych run i narzędzi studiować wilgotne, ciemne chodniki wydrążone przez Kopaczy. Domingo nie miał najmniejszej ochoty brudzić się śluzem żyjących pod ziemią oślizgłych pełzaczy i oddychać pyłem ani chwili dłużej, niż było to konieczne dla wsparcia bardziej zaangażowanych w proces braci i sióstr. Odnalezione na ścianach pisma nosiły znamiona orkowych łap, ale jako takie nie leżały bezpośrednio w kręgu jego zainteresowań. Zapewniał asystę i asekurację podczas przykrego przystanku na dłuższej drodze do rozwikłania zagadki i spełnienia życzenia Gomeza.

Po licznych godzinach spędzonych pod ziemią z ulgą wrócił do biednego może i zaniedbanego, ale jednak cywilizowanego Obozu, jaki przez lata rozbudował się wokół zamku minionych władców z lepszych czasów. Gdy Lux i Selene popisywały się swą ekspertyzą w odcyfrowywaniu zapisków i szyfrów, on sam skupił się na opracowywaniu kolejnego rytuału w miarę czynionych przez maginie postępów. Choć Krąg, obdarowany przez bogów talentem do operowania magią, zdolny był regularnie osiągać relatywnie proste i powtarzalne efekty za pomocą indywidualnych run-narzędzi, każde bardziej ambitne, wykraczające poza codzienność zamierzenie wymagało zaangażowania kilku kapłanów i unikalnego rytuału.

Larp Gothic. Fot: Piotr Müller 

Domingo uważał się nie tylko za utalentowanego zaklinacza, ale też za poplecznika magnata, na którego życzenie przecież to wszystko robili. Choć i był Gomez brutalnym przestępcą, to w oczach kapłana władzę jego legitymizował sam Wybraniec Innosa, król Rhobar II – to z jego rozkazu utworzono kolonię karną i podjęto się, niefortunnie, wyczarowania magicznej Bariery, która miała pilnować więźniów w zastępstwie niezbędnych na froncie żołnierzy. Póki więc król zaszczycał samozwańczego pana Górniczej Doliny swoim czasem i traktował go jako partnera do rozmów, póty Domingo uznawał Gomeza za władcę prawowitego w sferze świeckiej, bez względu na jego niechlubną historię.

Gdy okazało się, że klejnot zdolny jest do magazynowania i transformowania emocji w zaklęte efekty, przygotowanie odpowiedniego rytuału stało się łatwiejsze i wymagało mniejszego wysiłku niż przy poprzednim. Mag ochoczo podjął się opracowania i przeprowadzenia eksperymentu na niższych stanem ludziach. W międzyczasie zaś, dla bezpieczeństwa rzemieślników, klejnot wprawiono w Gomezowy miecz, czego ten sam sobie zażyczył.

Sprowadzono do kaplicy troje nieszczęśników, którzy akurat się Kręgowi napatoczyli: ucznia jednego z kapłanów, Strażniczkę oraz prostego Kopacza (gdyby nie ta sytuacja, pewnie nigdy nie obejrzałby wnętrza świątyni). Pod przewodnictwem Dominga grupa Magów podjęła się ryzykownego przedsięwzięcia: oto na potrzeby zaklęcia splotła najpierw dusze nieświadomych, skonfundowanych źródeł mocy. Gdy znów zaczęło huczeć i syczeć, błyskać i świecić, kolejnymi inkantacjami i wypracowanymi ruchami zabezpieczono i odizolowano tożsamości skazańców, ale pozostawiono ich zmysły jednakowymi. Kiedy więc jednym umysłem zaczęli odczuwać trzy ciała, na które sprowadzono moce uzdrawiające i dodające wigoru, wszyscy troje zaczęli wić się w rozkosznej ekstazie. Nieprzyzwoite dźwięki nie rozproszyły Magów, ale po spętaniu uwolnionych emocji w zaklętym klejnocie obiekty eksperymentu czym prędzej wyproszono ze świątyni – zapewne po to, by uniknąć zgorszenia.

Niestety… mówił niedługo później Domingo do Gomeza, teraz siedzącego na wyniesionym poza zamek tronie. Magnat pykał fajkę, oglądał urządzone ku jego uciesze krwawe pojedynki i gładził właśnie odzyskany miecz dwuręczny, który onieśmielał swym wyglądem. Klejnot w głowicy broni delikatnie błyszczał. Choć nasz rytuał był poprawny, to nie zakończył się całkowitym sukcesem. Wykorzystani w nim jako paliwo skazańcy okazali się zwyczajnie zbyt… mierni, by rzeczy właściwie dokonać. Wierzymy jednak, że ty, dusza znacznie potężniejsza, dusza, ze względu na fakt reprezentowania władzy, o wiele bliższa łask niebiańskich, dzierżąc ten oręż, prędzej czy później nadasz mu dość mocy. Potrzeba jedynie czasu i emocji, jakie przyjdą po drodze.

Larp Gothic. Fot: Piotr Müller 

Gomez przytaknął, po czym zbył rozmówcę gestem, jakby miał już dosyć tej paplaniny. Oręż szczękał z wigorem, widownia entuzjastycznie zagrzewała do przemocy.

– I co? – zapytała Lux, gdy Domingo przeszedł na drugą stronę areny.

– Nic – rzucił krótko. – Przyjął wszystko do wiadomości i wydawał się zadowolony. Martwię się tylko, jaki będzie tego efekt. Nie bez powodu w pierwszej kolejności próbowałem wykorzystać proste, ale pozytywne emocje wynikające z przyjemności. Magnaci to dalej skazańcy, a los skazańca to strach i niena…

– Hurrraaa! W mordę go lej, tnij…!

Jeden z nieszczęśników na arenie potknął się i odsłonił, wywołując radosną wrzawę. Złośliwe docinki, obelgi i zachęty do wykorzystania przewagi zmusiły maga do przerwania na chwilę rozmowy.

– Nie przesadzasz, bracie? Pod Barierą może być też radość, duma, ambicja… miłość?

– Naprawdę myślisz, że on zaznał w swoim życiu miłości? – żachnął się Domingo.

Ogłoszono krótką przerwę między starciami. Grupa wygłodzonych Kopaczy rozpaczliwie błaznowała przed znudzonym obliczem magnata, jakby zależało od tego ich życie.

Larp Gothic. Fot: Piotr Müller 

***

– Już ja was znam… – przemawiał Gomez do całego obozowego zgromadzenia głosem może trochę zmęczonym, ale pełnym ponurej determinacji. Oświetlona nielicznymi pochodniami twarz despoty, po której tańczyły cienie i niepokojące emocje, przyciągała całą uwagę zebranych. – Gdyby wam choć o krok odstąpić, o cal poluzować pęta, to zerwalibyście się ze smyczy. Sami chcielibyście sobie rządzić… Niedoczekanie! Was trzeba trzymać za mordę, was trzeba trzymać pod butem. I zamierzam tak robić, bo tego potrzebujecie. Będę do was mówił jedynym językiem, jaki rozumiecie: gniewem i terrorem. Będę mówił tak długo, aż każdy w Górniczej Dolinie pojmie, że ważne jest tylko to, czego chcę ja!

Wytargano na scenę dwoje związanych skazańców, rzucono ich na kolana. Barwy i strój sugerowały, że byli to ludzie „Nowego” Obozu – odszczepieńcy, którzy próbowali funkcjonować poza władzą magnatów i ich prywatnej armii Strażników. Jak widać, bezskutecznie.

Gomez uniósł broń, jakby zauroczony ostrzem. Błyszczały jego oczy, błyszczała stal, błyszczał i klejnot.

– Bo bogowie chcieli, żeby to właśnie do mnie trafił ten skarb. Nie do żadnego z was, psy, nie do Rhobara, lecz do mnie! Bo to ja jestem Wybrańcem Innosa!

Tłum zawył zwycięsko. Dwoje widzów odwróciło się prędko do Dominga, szukając w oczach Maga Ognia, filozofa i kapłana, jakiegoś wyjaśnienia czy aprobaty.

Larp Gothic. Fot: Piotr Müller 

Mężczyzna nie miał żadnej otuchy dla przerażonych, wytrzeszczonych w mroku oczu.

– Wzywam więc bogów, wzywam Innosa, wzywam jego moc i jego gniew! Gniew Innosa będzie moim narzędziem, a waszym końcem!

Upiór stalowej klingi runął na karki nieszczęsnych. Oburęczny zamach gładko skrócił o głowę pierwszego, poderwał miecz ponad tłum i uderzył znów. Nim pierwszy trup padł na ziemię, już dwie głowy frunęły w powietrzu. Rozniósł się lepki smród krwi.

Przez krótką chwilę wszystko zamarło.

Skazani na dożywotnie roboty w kopalniach wpatrywali się w bogatego, mężnego samozwańca, który wziął los we własne ręce. Mordercy i biedacy, okrutnicy i głupcy, recydywiści i jeńcy wojenni, styrani parszywym pechem, znojem i wzajemnym wyzyskiem, odrzuceni przez społeczeństwo i oduczeni współczucia. Trybiki machiny, wojny, która ich nie dotyczyła, w jednej chwili zyskały własną tożsamość. Pojedynczy okrzyk rozniósł się po Obozie, krzewiąc pożogę.

Setki gardeł jednym wzburzonym głosem skandowały: „Gniew, gniew, gniew!”.

Autor: Szymon „Vasemir” Dakowicz

Zdjęcia: Piotr MüllerAgnieszka „Grenka” Kłapcia

3 odpowiedzi do “Gothic: Opowiadanie. Dzienniki z Kolonii – część 1”

  1. Fajne Larpowe foty. 😉 Jakby to były zdjęcia z jakiejś ekranizacji (lub serialu), to bym oglądał!

  2. No fajnie się bawią w tych Czyżowicach, szkoda, że mam zerową motywację, żeby przygotować jakiś strój. 🙂

  3. super!

Dodaj komentarz