rek

Star Wars Jedi: Ocalały – recenzja. Gra, na którą Gwiezdne Wojny zasługiwały

Star Wars Jedi: Ocalały – recenzja. Gra, na którą Gwiezdne Wojny zasługiwały
Cztery lata temu Respawn miło zaskoczył fanów Gwiezdnych Wojen, tworząc jedną z lepszych gier w uniwersum ostatniej dekady – Jedi: Upadły zakon. Sequel nie musiał niczego nikomu udowadniać, jednak studio zdecydowanie nie spoczęło na laurach.

Recenzję Star Wars Jedi: Ocalały (lub – jeśli wolicie – Star Wars Jedi: Survivor) muszę zacząć od odrobinę kontrowersyjnego wyznania: nie jestem fanem Upadłego zakonu. Owszem, w ostatecznym rozrachunku bawiłem się nieźle, ale w rozmowach o „jedynce” częściej skupiam się na narzekaniu i kręceniu nosem. Przede wszystkim dlatego, że do teraz nie mogę zrozumieć decyzji twórców leżącej u podstaw całej gry: moim zdaniem połączenie Gwiezdnych Wojen i soulslike’a po prostu nie działa. Albo inaczej: działa, ale tylko przy założeniu, że mechanika nie musi iść w parze z narracją, wtedy łatwiej zaakceptować np. uczynienie ze szturmowców równorzędnych przeciwników w walce wręcz dla Jedi (nawet jeśli w pierwszej części wciąż niedoświadczonego).

Na tym lista zarzutów oczywiście się nie kończy, bo irytujących rzeczy w Upadłym zakonie nie brakowało: od mało czytelnej mapy (męczenie się z nią było szczególnie dotkliwe, ponieważ sporą część zabawy zajmował backtracking i zwiedzanie nowych fragmentów znanych lokacji), przez walkę – może i efektowną, ale z racji oparcia na parowaniu i „przełamywaniu postawy” wrogów momentami niemiłosiernie się dłużącą – po niezadowalający, delikatnie mówiąc, stan techniczny. Nawet pół roku po premierze zdarzało mi się choćby wypaść pod mapę (i to kilkukrotnie z rzędu) podczas misji pobocznej.

Star Wars Jedi: Ocalały

Wspominam o tym nie bez przyczyny: właściwie wszystkie grzechy pierwowzoru powtórzono i tutaj. A jednak jakimś cudem to produkcja o co najmniej poziom lepsza.

Imperium …atakuje

Marudzenie marudzeniem, ale z jakiegoś powodu na „dwójkę” czekałem z zaskakującą dla mnie niecierpliwością. Trudno bowiem było nie dostrzec potencjału, jaki tkwił w grze i samym Respawn Entertainment. Pocieszałem się więc, że kiedy twórcy dostaną od Electronic Arts więcej czasu na stworzenie sequela, wygładzą chropowatość poprzedniczki. Cóż, nie pierwszy i nie ostatni raz okazałem się naiwniakiem – choć nie uprzedzajmy faktów.

Wpierw z głowy muszę wyrzucić myśl, która prawdopodobnie będzie przewijać w rozmowach o grze dość często: Ocalały jest tym dla Upadłego zakonu, czym „Imperium kontratakuje” dla „Nowej nadziei”. Przede wszystkim pod względem fabularnym: chociaż siłą rzeczy pierwszy rozdział przygód Cala Kestisa nie był zbyt wesoły (mowa przecież o czasach po rozkazie 66, gdy Jedi są ścigani przez niedawno powstałe Imperium Galaktyczne), druga część okazuje się bardziej ponura i przyziemna. To rzecz jasna wciąż dzieło służące głównie rozrywce, niezbliżające się ciężarem do np. The Last of Us, ale atmosferze zdecydowanie daleko do hurraoptymizmu. Walka z wszechobecnym i stale rosnącym w siłę wrogiem jest w końcu z góry skazana na porażkę, a za nieliczne sukcesy częstokroć płaci się wysoką cenę. Nic więc dziwnego, że głównym celem bohaterów prędko staje się raczej poszukiwanie schronienia i miejsca do wytchnienia, a nie sposobu na pokonanie Vadera i spółki.

Star Wars Jedi: Ocalały

Cal przy tym zmaga się z własnymi demonami, ponieważ jest ostatnim z załogi Modliszki (statku znanego z poprzedniej części), który nie porzucił bezpośredniej walki z Imperium. Mierzący się ze zwątpieniem i rezygnacją, mimo starań niemogący wybaczyć przyjaciołom porzucenia broni stał się zdecydowanie bardziej interesującym bohaterem – nawet jeżeli scenarzyści postanowili nie zanurzać się zbyt głęboko w mrok jego duszy, prześlizgują się raczej po różnych problemach i każą mu zapominać o urazach, kiedy przychodzi taka potrzeba. To zresztą rzecz wspólna dla całej fabuły – gdy tylko twórcy stwierdzają, że zbytnio oddalili się (umówmy się: zwykle to ledwie krok) od rozrywkowej natury medium, szybko naprawiają sytuację jakimś wydarzeniem lub umiarkowanie przekonującą wewnętrzną przemianą postaci. Niby nie jest to poważny zarzut, ale, ach, czasem chciałoby się usłyszeć jakieś „B” po tych wszechobecnych „A”.

Nie zmienia to jednak faktu, że historię śledziłem z zainteresowaniem i nie bez sporej sympatii do bohaterów. Bo właśnie oni – zarówno ci nowi, jak i starzy znajomi – stanowią jeden z większych atutów fabuły. Może nie są to przesadnie skomplikowane postacie, ale większości z nich trudno nie polubić, szczególnie słuchając kolejnych dowcipnych odzywek i przekomarzanek (w poprzedniej części nie związałem się z Merrin czy Greezem, tu wręcz przeciwnie). Ba, nawet BD-1, który w „jedynce” był dla mnie wyłącznie kolejnym przykładem „zabawnego i słodkiego droida z charakterem”, zdołał mnie do siebie przekonać. To wszystko jest tym istotniejsze, że akurat antagoniści zawodzą – acz może niekoniecznie ze swojej winy, bo po prostu nie dostają wystarczająco dużo czasu antenowego (i Bogiem a prawdą nie do końca czujemy, dlaczego mamy się ich całym złem właściwie przejmować).

Star Wars Jedi: Ocalały

Jedi Mario

Choć wspominałem o większej powadze czy ponurości, to tak naprawdę w trakcie właściwej zabawy czuć je rzadko. To zdecydowanie bardziej Uncharted niż The Last of Us – i to właśnie skojarzenia z tą pierwszą serią nieustannie przychodziły mi do głowy. Chociaż przeważnie mamy pewną swobodę w wyborze ścieżek, mogąc zająć się szukaniem sekretów, eksploracją czy wykonywaniem raczej nierozbudowanych misji pobocznych, to gdy dochodzi do oskryptowanych fragmentów fabularnych, Ocalały prezentuje się chyba od swojej najlepszej strony. Szalona, dynamiczna akcja, pełne emocji sekwencje, wszechobecne wybuchy, upadki w przepaści, przelatujące TIE fightery – kiedy ma się już coś dziać, to dzieje się na całego.

CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE

Ale i w spokojniejszych momentach (czyli przez większą część gry) nie ma nudy, choć akcenty są rozłożone wtedy zupełnie inaczej. Przede wszystkim – co nie zaskoczy fanów pierwszej części – mnóstwo tu elementów platformowych. Na samym bieganiu po ścianach i podwójnym skoku się nie kończy, bo stopniowo zdobywamy kolejne umiejętności, dzięki którym możemy spędzić długie chwile bez stykania się z gruntem. I w momentach, gdy po kolejnym niezdrowo przekombinowanym torze przeszkód zaczynamy czuć się jak w Ghostrunnerze, Star Wars Jedi: Ocalały naprawdę błyszczy – niestety twórcy są tego świadomi, bo by popchnąć fabułę nawet o centymetr do przodu, musimy najpierw się naskakać i powspinać. Jak się domyślacie, z czasem zaczyna to męczyć – może się walić i palić, ale bez obowiązkowej dawki atletyki żadna misja się nie obejdzie.

Star Wars Jedi: Ocalały

Mocą i mieczem

Drugi obowiązkowy punkt programu to oczywiście walka – i tu chyba zaszło najwięcej zmian. Podstawy co prawda pozostały te same, bo fundamentem jest uzupełniane korzystaniem z Mocy machanie mieczem świetlnym, kiedy to przede wszystkim powinniśmy skupiać się na parowaniu nadchodzących ataków i sukcesywnym zbijaniu pasków postawy przeciwników, by wytrącić ich z równowagi i zadać im obrażenia. System ten znamy m.in. z Sekiro, choć tu – jak i cztery lata temu – wciąż jest sporo wolniej i żmudniej.

Na szczęście moje jęki musiały dotrzeć aż do Respawnu, bo tym razem podstawowi przeciwnicy nie stanowią wyzwania, dzięki czemu już od początku faktycznie czujemy się w tym świecie kimś potężnym. W grupie szturmowcy czy droidy dalej mogą być groźni, jednak zdarzają się sceny, gdy niczym w musou powalamy ich całe tabuny, atakując bez czekania na okazję do kontry. Wciąż – niestety albo stety – nie brakuje potężniejszych odmian wrogów, którzy pod koniec gry występują już tak tłumnie, że właściwie stale czujemy się zepchnięci do defensywy. Jedni to polubią, ja natomiast mocniej tęskniłem w takich momentach za starymi, dobrymi Jedi Knightami.

Star Wars Jedi: Ocalały

Na pierwszy rzut oka największą nowinką powinien być… blaster. Tak, ostatecznie Cal także uznał, że miecz świetlny to broń na bardziej cywilizowane czasy. Nie spodziewajcie się jednak rewolucji – używamy go jedynie w ramach jednego z pięciu stylów w połączeniu z „ostrzem”, na sposób znany z niedawnego Like a Dragon: Ishin! Nie będę udawał, czysto gameplayowo nie przypadło mi to do gustu i do samego końca preferowałem tradycyjny pojedynczy miecz (obok podwójnego, dwóch stosowanych jednocześnie i specjalnego wariantu „ciężkiego”). Może i dałbym blasterowi więcej szans, ale naraz korzystać możemy jedynie z dwóch stylów walki, co zniechęca do eksperymentów. Zresztą i bez tego nie czujemy takiej potrzeby, bo na domyślnym poziomie trudności prawdziwe wyzwania wymagające kilku podejść do starcia można policzyć na palcach jednej ręki.

Słabość

Podobnie rzecz ma się z korzystaniem z Mocy. W pogoni za wyważeniem poziomu trudności twórcy nie chcieli uczynić jej zbyt potężną – i świetna robota, całkowicie się to udało. Niby możemy np. przeciągać słabsze jednostki na swoją stronę, ale bez odpowiednich ulepszeń kontrola umysłu trwa krótko, a zahipnotyzowani przeciwnicy nie stanowią pokaźnej siły uderzeniowej. Tak naprawdę podczas starć korzystałem jedynie z odpychania. To akurat działa bardzo dobrze: zrzucanie wrogów w przepaść nie nudziło mi się do samego końca, choć i to było jedynie uzupełnieniem fizycznej młócki.

Star Wars Jedi: Ocalały

Moc przydaje się zdecydowanie bardziej przy eksploracji, bo i tym razem twórcy poszli w metroidvaniową konstrukcję świata. Tak, znów sporo tu backtrackingu, ponieważ co rusz mijamy zamknięte ścieżki, do których dostać będziemy mogli się jedynie dzięki konkretnej umiejętności zdobywanej często kilka godzin później. Teraz całość jest jednak dużo zgrabniejsza i rzadko zdarzają się sytuacje, kiedy – ku swojemu rozczarowaniu – na końcu sekretnej dróżki napotkamy nieprzekraczalną na razie ścianę.

Zresztą nawet jeśli tak się stanie, nie będzie to poważny problem – w sequelu twórcy udostępnili nam bowiem szybką podróż między odkrytymi punktami medytacji. W połączeniu z pojawieniem się w niektórych lokacjach wierzchowców czyni to przemierzanie świata Star Wars Jedi: Ocalały o wiele przyjemniejszym. Dzięki temu milej szuka się też rozsianych wszędzie sekretów, choć ponownie większość z nich to jedynie przedmioty kosmetyczne (a „klimaciarze”, tacy jak ja, i tak przejdą przecież grę za pierwszym razem w kanonicznym stroju).

Star Wars Jedi: Ocalały

(Nie)Moc w duszy

Upadły zakon dość powszechnie okrzyknięto – i na te dwa słowa niektórzy czekali pewnie od pierwszego akapitu – Dark Souls w świecie Gwiezdnych Wojen. Jak wspominałem, decyzję tę przyjąłem raczej chłodno, stąd z niemałym zdziwieniem odkryłem, że twórcy przy okazji „dwójki” wycofują się z tego pomysłu rakiem. I byśmy się dobrze zrozumieli: u podstaw to wciąż ten sam gatunek, jednak „soulsowy” efekt osłabiono tu na tyle, że gra spodobać się może nawet tym, którzy za tego rodzaju zabawą nie przepadają.

CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE

Owszem, wrogowie po śmierci czy naszej wizycie przy „ognisku” wciąż się odradzają, prawie jednak nigdy się nie zdarza, byśmy mimo tego musieli się z nimi mierzyć dwa razy. Przeważnie po każdym nawet umiarkowanie poważnym starciu znajduje się mniej lub bardziej subtelny skrót (na ogół w formie tyrolki) pozwalający ominąć 99% tego, z czym już się wcześniej uporaliśmy. Podobnie sprawa ma się z utratą „dusz” (tu po prostu doświadczenia) po porażce. Jasne, takiego mechanizmu tu nie zabrakło, ale jego wpływ na zabawę jest właściwie niezauważalny. Zdobyte punkty umiejętności i tak zachowujemy, więc w najgorszym przypadku tracimy jedynie czas potrzebny, by dobiec do miejsca zgonu – a i to nie wydaje się dotkliwe z racji wspomnianych skrótów i hojnego rozrzucenia punktów medytacji (np. tuż przed bossami).

Star Wars Jedi: Ocalały

Tak naprawdę przez sporą część zabawy towarzyszyła mi myśl: „Po co…?”. Po co właściwie Star Wars Jedi: Ocalały ma być soulslikiem? Po co te wszystkie kilkunastosekundowe platformówkowe sekcje, po których od razu mamy linkę z hakiem, jakby sami twórcy mówili: „Wiemy, że to męczące, sami nie jesteśmy pewni, dlaczego to tu umieściliśmy”? Po co dostajemy do dyspozycji Moc, skoro osłabiono ją na tyle, by broń Boże nie miała zbyt dużego wpływu na walkę? Czuć, że przyjęte schematy ograniczają twórców, a oni sami robią, co mogą, by nie wpływało to na nasze wrażenia z rozgrywki. I faktycznie się to na ogół udaje, a momenty „unchartedowe” doskonale pokazują, ile swobody potrafią znaleźć w tym wszystkim twórcy. Ale trzymam kciuki, by przy okazji nieuniknionej „trójki” poszli o krok dalej w uwalnianiu się z gatunkowych konwenansów.

Powrót zabugowienia

Wspomniałem wcześniej o powtórzonych błędach pierwowzoru. I o ile wciąż nieczytelną (choć lepszą) mapę można jakoś przeboleć, o tyle złego stanu technicznego nie da się przemilczeć. I nie chodzi o kwestię płynności – 60 klatek na sekundę jest tu luksusem, nawet w trybie wydajności. To jednak właściwie mi nie przeszkadzało, to chyba pierwsza produkcja, w której wybranie w opcjach jakości nie stanowiło jedynie recenzenckiego obowiązku – tak czy siak grało się, ku mojemu zdziwieniu, bardzo komfortowo (szczególnie że liczne cutscenki i tak zawsze są odpalane w 30 fps-ach, więc przeskoki mniej bolą). Poważniejszym problemem okazały się za to bugi – i to wszelkiej maści.

Star Wars Jedi: Ocalały

Przykładowo: po jednej misji przestałem móc wchodzić w interakcję ze światem (choć, co ciekawe, nadal mogłem dosiąść wierzchowca), przez co otwieranie drzwi czy korzystanie z punktów medytacji stało się niemożliwe. W innej sytuacji po upadku straciłem zdolność skakania. Wszystko inne działało – włącznie z odpalanym w powietrzu „skokiem Jedi” – ale Cal uparcie nie chciał się oderwać od ziemi. Cóż jeszcze? Przy którejś próbie przeskoczenia przepaści wylądowałem na jej dnie, choć powinienem zginąć – i przez jakiś czas biegałem, szukając wyjścia, przeświadczony, że to normalny fragment lokacji. Kiedy indziej zbyt rozpędzony przeleciałem przez ścianę do pomieszczenia, zupełnie dezorientując siebie i obecnych w środku przeciwników. A to tylko przykłady z ostatnich kilku godzin zabawy!

Jeżeli dodamy do tego problemy z czytelnością lokacji (nie zawsze wiadomo, szczególnie na początku, które obiekty są np. platformami, a które służą jedynie za dekorację), okazjonalne niewidzialne ściany towarzyszące zręcznościowym sekwencjom, nieidealną precyzję sterowania, czasem przypadkowe interpretowanie przez grę naszych działań itd., otrzymamy w efekcie platformówkowe piekło. Na szczęście upadek w przepaść nie oznacza śmierci, a jedynie utratę odrobiny (i to naprawdę odrobiny – znów widać, że twórcy byli świadomi problemów) punktów zdrowia. I tak naprawdę z czasem uczymy się funkcjonować w tym środowisku, stoicko akceptując rzeczy, na które zwyczajnie nie mamy wpływu. Lub po prostu miotamy przekleństwami.

Star Wars Jedi: Ocalały

Jedi: Nawrócony

O problemach Jedi: Ocalały mógłbym jeszcze marudzić i marudzić – zupełnie jak przy okazji Upadłego zakonu. Pojawia się tutaj jednak szalenie ważna różnica: jeżeli poprzedniczka „mimo wad była okej”, tak Survivor „jest okej mimo wad”. I to spore niedopowiedzenie, bo tak naprawdę uważam go za grę bardzo dobrą, zdecydowanie lepszą od pierwszej części. Nie chodzi wyłącznie o poprawienie pewnych bolączek „jedynki” – po prostu świetnie się bawiłem, co jakiś czas tylko zgrzytając z irytacji zębami. Wcześniej fanem marki nie byłem, teraz już zdecydowanie nim się czuję. Tylko błagam, EA, przy okazji kontynuacji niech twórcy dostaną rok więcej na szlify.

W Star Wars Jedi: Ocalały graliśmy na PS5.

[Block conversion error: rating]

36 odpowiedzi do “Star Wars Jedi: Ocalały – recenzja. Gra, na którą Gwiezdne Wojny zasługiwały”

  1. NowaHutanaczasie 26 kwietnia 2023 o 15:30

    Te screeny wyglądają jakby tekstury były na low:)

  2. Tyle marudzenia i znaczek jakości? Hmmm…

  3. No i git, tylko ewidentnie trzeba będzie poczekać nie wiadomo ile na patche. Tradycyjnie już recenzja jest absolutnie głucha, ale przynajmniej pochylono się nad warstwą techniczną. 😛 Fextralife w recenzji na YouTube twierdzi, że wersja PC chodzi jeszcze gorzej niż konsolowe.

    • To już chyba taki nowy „standard”, prawda? Żeby uzyskać płynność z konsoli, potrzebny jest minimum 2x wydajniejszy pecet.

    • Z tego co czytałem 2x wydajniejszy pecet nie pomoże. Tam jest coś definitywnie skopane.

  4. No i pas. Platformowość pierwszej części okrutnie mnie rozczarowała, więc te część sobie odpuszczę i poczekam na prawilnego erpega bądź umrę czekając.

  5. Kotor Remake albo chociaż remaster jest potrzebny

  6. „Pojawia się tutaj jednak szaleniE ważna różnica: jeżeli poprzedniczka „mimo wad była okej”, tak Survivor „jest okej mimo wad”.”

    No i gdzie ta szalona różnica? Przecież oba te wyrażenia znaczą dokładnie to samo.

    • W akcencie: w pierwszym przypadku wrażenia z zabawy dominują wady, ale ostatecznie można zagryźć zęby i spędzić miło czas. W drugim przypadku odczucia z gry są przede wszystkim pozytywne, chociaż wady nie pozwalają o sobie zapomnieć. W ostatecznym rozrachunku sprowadza się do tego, czy dany tytuł zapamiętamy za jego wady, czy zalety.

    • Dzięki za wyjaśnienie.

  7. Czyli tak jak się spodziewałem znów kolejna gra z rozwaloną optymalizacją i znów 30 patchy po 10 gb które jedno poprawią drugie skopią tak jak u mnie w przypadku the last of us…. dobrze że sobie tą grę odpuściłem a o dziwo Fallen order zdecydowanie lepiej wyszedł pod tym kontem na premierę. Ciekawe co się będzie działo jak zaczną wychodzić gry na tego wielkiego i uber rewolucyjnego UE 5 Wszyscy się nad nim spuszczają a zobaczymy jak będzie działać w praktyce….

    • Tech demo z Matrixa niestety działało słabiutko, ciężko będzie utrzymać 60fps coś czuję, bo wszyscy będą chcieli pokazać super efekty graficzne kosztem framerate’u…

    • No i na steam pogrom….. oceny w większości negatywne optymalizacja skopana koncertowo.

  8. czy tylko mi się wydaje, że ten główny bohater ma jakiś taki wyraz twarzy tępego durnia… ?
    najbardziej drętwa facjata w całym SW

    • Urok takiego chłopka – roztropka. Ja, osoba tworzaca karykatury ludzkiej rasy (i nie tylko!) w każdym generatorze postaci, zaliczyłem jego nietypowy wygląd na plus.

  9. Cieszę się że się udało. W temacie walk na miecze też wolę bardziej Jedi Knight (chcemy remake’u!), ale jedynka bardzo mi podeszła, więc raduje mnie myśl o ciachaniu świetlówką w dwójce.

    • Cala seria Jedi Knight to w ogole niesamowite gry. Istnieje remake fanowski drugiej czesci na UE5, wyglada zabojczo.

    • Serio jest taki remake? Ale całej gry czy tylko jakiś fragment? Żeby było jasne chodzi o Jedi Knight II: Jedi Outcast, gdzie gramy Kyl’em Katarn’em? To jedna z moich ulubionych gier w ogóle i zdecydowanie najlepsza jeśli chodzi o uniwersum SW. Taki klimat jakby naprawdę było się w tym świecie. Niestety Ocalały i poprzedniczka nie mają tego czegoś.

    • Poprawka, na razie wypuszczono demko: https://80.lv/articles/1997-star-wars-jedi-knight-dark-forces-ii-remade-in-unreal-engine/
      I mowa o drugiej części Dark Forces, czyli de facto Jedi Knight I – mogłem być bardziej precyzyjny.

    • To tylko jednoosobowy eksperyment do wrzucenia na CV. Nie gra się w to dobrze, grafika to nie wszystko.

  10. Rozważałem zakup na premierę, ale z racji wspomnianych problemów technicznych, odpuszczam. Pewnie kupię za jakieś 3-4 miesiące na promocji i po kilku łatkach. Dzięki za recenzję!

  11. Jeśli Kyle nie zachowuje się jak nastolatek z problemami, a droida nie traktuje jak swojego ulubionego pieska rasy York, to dla mnie będzie to gra idealna!

    • Fallschirmjager 6 maja 2023 o 07:44

      Coś w tym jest. Pierwsza część nie zrobiła na mnie wrażenia, chyba m.in. właśnie przez głównego bohatera. Taki nastolatek, mocno denerwujący, powtarzalność, i ogólnie fanem SW nigdy nie byłem, ale dużo dobrych gier sprzed EA pamiętam, szczególnie dziś niegrywalną, ze względu na grafikę, Jedi Knight: Dark Forces II. Kyle Katarn to jedna z lepszych postaci. Nawet dobrze zrobione elementy rpg, i dwa zakończenia, jak na tamten rok, to przełom. A tu, przełomów już nie będzie, nigdzie, chyba tylko w jaki sposób gramy, tak jak można pójść na koncert holo Michaela Jacksona.

  12. Ciekawe informacje podaje EA Star Wars Jedi: Survivor będzie łatane tygodniami – źródło Gry-Online [ https://www.gry-online.pl/newsroom/star-wars-jedi-survivor-bedzie-latane-tygodniami-ea-potwierdza/zd24d21 ] jak się nie sprzeda to gra będzie łatana latami ach ten pokrętny marketing 😛

  13. Pierwsza odsłona mi się bardzo spodobała więc Survivor na pewno też przypadnie mi do gustu ale poczekam sobie spokojnie (mam masę innych gier) aż wszystko załatają i wtedy zabiorę się za nią 🙂

  14. Na steam pogrom aż czerwono od negatywnych opinii… Tak jak myślałem.

  15. Widzę ktoś uwierzył w obietnicę marketingowców, że obecnie to tylko wersja przedpremierowa i day 0 patch naprawi błędy.

    A ja sądzę, że z zasady gry oceniać się powinno takie jakie są, a nie to co producent obiecuje, że będzie za 3 dni, za miesiąc czy za rok.

  16. Wszyscy marudzą na optymalizację na konsolach ,czy na PC ,a u mnie na moim sprzęcie….o dziwo wszystko działa pięknie od dnia premiery i bez żadnych problemów cieszę się tym wspaniałym tytułem. Już Fallen Order mnie urzekło, a Survivor co prawda nie jest rewolucją , ale jest tu wszystkiego po prostu więcej, lepiej i ciekawiej pod każdym względem. Osobiście to jest dla mnie kandydat na grę roku 2023. Respawn naprawdę powinien zacząć robić więcej „singlowych” tytułów bo wychodzi im to świetnie.

    • pracujesz w IT?

    • fanboyfpsow 2 maja 2023 o 11:54

      To masz widocznie takiego Arcy fuksa jak ja miałem przy the last of us PC gdzie wszyscy tak samo narzekali a mnie gra działała zaskakująco wyśmienicie aż do patha 1.1.2 potem się zje……

  17. Bardzo dziękuję preorderowcom, że przetestowali za mnie ów twór. Róbcie tak dalej, a będzie więcej takiego technicznego łajna na rynku.

  18. fanboyfpsow 2 maja 2023 o 12:02

    Ni no brawo po prostu… Wypuścili patha 3 gb który jak się okazuje po komentarzach że nie wiele poprawia to w dodatku sporej liczbie graczy gra zaczęła notorycznie crashować no le 8 na 10 jest i cd action Poleca BRAWO!!!

  19. „System ten znamy m.in. z Sekiro”

    I Morrowind, i Dead Island, i NiOh, i Dragon’s Dogma… 😉

    „na domyślnym poziomie trudności prawdziwe wyzwania wymagające kilku podejść do starcia można policzyć na palcach jednej ręki.”

    Właśnie dlatego można sobie poziom trudności wybrać. Just saying.

    BTW „szaleniA ważna różnica” ?

Dodaj komentarz