Portala znasz już na pamięć? Zagraj w to. Recenzja Viewfinder

Portala znasz już na pamięć? Zagraj w to. Recenzja Viewfinder
Wiele gier logicznych bazuje na jednym pomyśle, a cała sztuka w tym, by na prostej podstawie stworzyć odpowiednio zróżnicowane łamigłówki. Tak było chociażby z kultowym Portalem, tak jest też z debiutanckim dziełem szkockiego Sad Owl Studios.

Grafika została pociągnięta ciepłymi, pastelowymi barwami, co przywołuje wspomnienia z The Witness Jonathana Blowa. Każda z plansz Viewfindera to schludnie zaprojektowana, wymuskana miniaturka, na którą patrzy się z niekłamaną przyjemnością. Ostatecznie jednak w grze logicznej nie estetyka jest najważniejsza, ale wyzwania, które oferuje.

Jedna sprytna sztuczka…

U podstaw tego pomysłowego „indyka” leży zabawa perspektywą i możliwość zamiany płaskich fotografii na trójwymiarowe elementy otoczenia. Jak to działa w praktyce? Wyobraź sobie niewielką przestrzeń, sześcian zawieszony w próżni. Teleport pozwalający przenieść się dalej (a zarazem kończący każdą zagadkę) znajduje się na sąsiedniej platformie, ale dzieli je przepaść, której nie dasz rady przeskoczyć. Bierzesz zdjęcie, na którym uwieczniono fragment ściany; fotografię możesz dowolnie obracać, przykładowo tak, by wspomniana ściana stała się podłogą, następnie używasz jej, aby dwuwymiarową płaszczyznę zamienić w obiekt 3D, który zastąpi wcześniejsze tło. Jeśli zrobisz to w odpowiednim miejscu, stworzysz kładkę pozwalającą ci pokonać przepaść.

Viewfinder

To oczywiście najprostszy z możliwych przykładów, bo sytuacja z czasem się komplikuje. Bywa, że dystans do pokonania okazuje się zbyt duży, a fotek brakuje. W tym przypadku przyda się kserokopiarka pozwalająca powielać obrazki. Albo aparat, którym zrobimy całkiem nowe zdjęcia. W pierwszych rozdziałach będzie skierowany na sztywno w określony punkt na mapie, później, gdy w nasze ręce trafi polaroid, zabawa rozkręci się na całego, gdyż dostaniemy możliwość fotografowania dowolnych elementów architektury. No, chyba że zabrniemy jeszcze dalej, gdzie trafimy na całe konstrukcje, których nie sposób uwiecznić na zdjęciu, co dodatkowo skomplikuje wyzwania.

…a tyle możliwości!

Mając niemal nieograniczony wpływ na wygląd otoczenia (bo choć liczba fotek jest skończona, wykorzystujemy je w dowolnym miejscu), można pomyśleć, że łatwo „zepsuć” etap i uniemożliwić ukończenie go. Twórcy oczywiście to przewidzieli, zaimplementowali więc opcję cofania czasu z zaznaczeniem na wykresie kluczowych momentów, w których coś zmieniliśmy. Gdy nabroimy za dużo, blokując wyjście z planszy, gra od razu czytelnie to zakomunikuje.

Viewfinder

Stały element zagadek stanowią platformy zasilające wspomniane teleporty. Potrzeba do nich akumulatorów, te zaś umieszczono w trudno dostępnych miejscach – by się do nich dorwać, należy oczywiście odpowiednio użyć fotografii. Zdarzy się i tak, że na planszy będzie ukryta niewystarczająca liczba źródeł energii. I na to jest prosty sposób, bo przecież wszystko, co uwiecznimy na zdjęciu, zostanie automatycznie skopiowane, a więc także przedmioty, które można podnosić. Dotyczy to również samych teleportów, gdy więc zobaczymy takowy na suficie, wystarczy strzelić fotkę, obrócić ją i wkomponować w tło zupełnie nowe urządzenie. Chyba że do maszyny prowadzą przewody zasilające, wtedy dodatkowo trzeba pamiętać o odpowiednim ustawieniu, by wszystko, co niezbędne, znalazło się w kadrze. Zgodnie z tym, co podpowiada zdrowy rozsądek, kopia z uciętym, niekompletnym zasilaniem nie będzie działać.

Na dość wczesnym etapie kampanii pojawiają się zabawy perspektywą, gdzie na kilku różnych płaszczyznach znajdują się fragmenty większego obrazu, my zaś musimy spojrzeć nań z odpowiedniego miejsca, by poszczególne skrawki połączyły się w całość, tworząc tym samym nową przestrzeń do eksploracji. Kapitalne są także te etapy, które oszukują nasze zmysły – to, co wygląda jak schody, okazuje się sprytnie namalowaną teksturą, która je imituje, ale dowiadujemy się o tym dopiero w chwili zbliżenia się. Pod koniec dochodzą zagadki dźwiękowe oraz portale nakładające filtr na świat, co niesie za sobą określone skutki. Na łopatki rozłożyła mnie łamigłówka z arbuzem i wagą – jedno z opcjonalnych, ale najbardziej pomysłowych wyzwań. Szkoda, że podobnych, bardzo kreatywnych motywów jest w całej grze relatywnie mało.

Viewfinder

Dwa kroki do ideału

Oczywiście najfajniejsze są te poziomy, które łączą kilka rozwiązań w ramach jednej zagadki, np. wymagają obracania fotek i robienia nowych, kopiowania potrzebnych obiektów czy „burzenia” ścian przez nakładanie na istniejące modele nowej płaszczyzny. Najbardziej wymagająca wydaje się finałowa ścieżka zdrowia, gdzie musimy z marszu rozwiązać parę różnych łamigłówek, które po kolei maglują elementy mechaniki poznane na przestrzeni całej kampanii. Żeby było trudniej, wszystko robimy pod presją czasu.

Viewfinder daje mnóstwo frajdy, a jego potencjał był ogromny. Tym bardziej żałuję, że nie został w pełni wykorzystany. Gros łamigłówek w pierwszych rozdziałach (choć i później trafiają się banały) nie wykracza poza podstawowy schemat z cyklu „użyj fotki w odpowiednim miejscu, by stworzyć pomost lub schody”, a takowe przechodzą się właściwie same. Innymi słowy, spora część gry nie wymaga napinania intelektualnej muskulatury. Zabrakło mi również dużych, wielopoziomowych map, czegoś na wzór eksperymentalnej piaskownicy. Obecne zagadki to kilkuminutówki, a niektóre można rozwiązać dosłownie w kilka(naście) sekund.

Viewfinder

To chyba moje największe zastrzeżenie pod adresem Viewfindera. Drugim jest zepchnięta na boczny tor narracja serwowana za pośrednictwem audiologów, notatek czy rozmów telefonicznych. Choć akcja dzieje się w przyszłości, gra porusza ważny i aktualny temat (kryzys klimatyczny), ale podaje go w nieatrakcyjnej i nieangażującej formie. Gdy gonimy za zagadkami, bardzo łatwo zignorować przemycaną w tle historię, nie psując sobie ogólnego doznania. To jednak drobiazgi. Czepiam się dla zasady, bo to w gruncie rzeczy piekielnie wciągająca i pomysłowa produkcja, a niewiele zabrakło do tego, by była wybitna. Życzyłbym sobie, by kontynuacja – jeśli powstanie – stała się dla „jedynki” tym, czym Portal 2 dla części pierwszej, czyli doskonałym rozwinięciem świetnej idei.

W Viewfindera graliśmy na PC.

[Block conversion error: rating]

3 odpowiedzi do “Portala znasz już na pamięć? Zagraj w to. Recenzja Viewfinder”

  1. Fajnie na CDA przeczytać dobrze napisaną recenzję interesującej gry. Musicie robić to częściej.

  2. Może spróbuję tą grę.

  3. Kupiłem, zagrałem i wciągnęła mnie po uszy. Bardzo mi się spodobała. Polecam, jest naprawdę świetna 🙂 <3

Dodaj komentarz