Niezwyciężony (The Invincible) – gra na podstawie Lema naprawdę zwycięska [RECENZJA]
![Niezwyciężony (The Invincible) – gra na podstawie Lema naprawdę zwycięska [RECENZJA]](https://cdaction.pl/wp-content/uploads/2023/11/02/3c7ea244-2ae8-4fd4-b4fb-69ddd6d4940f.jpeg)
Nie należę do grona fanów tego gatunku, choć nie jest mi on do końca obcy, bo w kilka walking simów jednak grałem. Nie zmienia to faktu, że do Niezwyciężonego przez długi czas podchodziłem jak pies do jeża – zainteresowanie, owszem, było, ale mózg zalecał daleko posuniętą ostrożność, jakby przeczuwając, że ewentualny kontakt skończy się dla mnie boleśnie. Ostatecznie dałem tej produkcji szansę i nie żałuję. Dwie niezbyt długie sesje wystarczyły, żeby przeżyć pasjonującą przygodę, a początkowe obawy o znużenie okazały się całkowicie nieuzasadnione. Zdecydowało o tym kilka sprytnych zabiegów developerów ze studia Starward.

FABUŁA NA PIERWSZYM MIEJSCU
Krakowianie wzięli się za bary z tematem trudnym. Nie przypominam sobie żadnej poważnej gry opartej bezpośrednio na twórczości Stanisława Lema, więc siłą rzeczy mamy tu do czynienia z próbą przetarcia szlaku dla innych projektów, które mogłyby czerpać garściami z bogatego dorobku polskiego fantasty. Jednocześnie twórcy porzucili pomysł adaptacji „Solaris”, bodaj najpopularniejszej powieści pisarza, i sięgnęli po „Niezwyciężonego”, historię zdecydowanie bardziej przystępną i bazującą w dużej mierze na eksploracji, którą stosunkowo łatwo przełożyć na język gry.
Pewnie wielu z was zastanawia się, jak wierna ta adaptacja jest. Tutaj trzeba pochwalić developerów za to, że postanowili dopisać swój własny rozdział do doskonale znanej historii. Akcja gry rozpoczyna się jeszcze przed przylotem tytułowego krążownika na Regis III, więc skromna ekipa badaczy kosmosu ma teoretycznie kilkanaście dni, by samodzielnie odkryć tajemnice jałowej planety. Nie oznacza to oczywiście, że brak tu jakichkolwiek nawiązań do pierwowzoru. Niezwyciężony z należytym szacunkiem traktuje materiał źródłowy i stanowi jego idealne uzupełnienie, ale żeby przekonać się o tym, musicie ukończyć grę samodzielnie. Wszystko, co napisałbym w tym temacie, byłoby bowiem jednym wielkim spoilerem, a tego rzecz jasna wolałbym uniknąć.

Główna bohaterka gry to biolożka Yasna. Z racji braku materiału do badań na pozbawionej życia planecie kobieta nie schodzi z kolegami na powierzchnię w pierwszym rzucie, jednak ostatecznie trafia na Regisa III, a jej zadaniem na początku jest odnalezienie obozu oraz członków ekipy, z którymi – jak to zwykle w takich przypadkach bywa – urywa się kontakt. W akcji ratunkowej towarzyszy jej głos Novika, doświadczonego astrogatora zmuszonego pozostać na orbicie wskutek odniesionej kontuzji nogi. W trakcie całej tej siedmiogodzinnej przygody bohaterowie będą rozmawiać praktycznie na okrągło. Widać tu ewidentne inspiracje Firewatchem, choć developerzy ze Starwarda i tak przeszli w tej kwestii samych siebie, bo na potrzeby gry zarejestrowano aż 11 tys. linii dialogowych.
TA GRA DIALOGAMI STOI
Nieustanne rozmowy obojga bohaterów to jeden z jaśniejszych punktów Niezwyciężonego, nie tylko dlatego, że są one dobrze zrobione. Ciągła paplanina drogą radiową niweluje poczucie wyobcowania i zwyczajnie odwraca naszą uwagę od szeregu powtarzalnych czynności, które wykonujemy podczas wędrówki, jak choćby oskryptowane wspinanie się pozwalające pokonać przeszkodę dokładnie tam, gdzie zaplanowali sobie twórcy gry. Świetnie sprawdza się też tutaj moduł wyboru odpowiedzi, który wywoływany jest po przytrzymaniu klawisza, a można to zrobić w absolutnie każdej sytuacji, niezależnie od tego, co dzieje się na ekranie. W produkcji, która w dużej mierze bazuje na szeregu niemożliwych do przerwania animacji, ma to kluczowe znaczenie. Nigdy nie musimy czekać na odpowiedni moment, żeby kontynuować dialog, bo rozmowa może odbywać się w trakcie wykonywania dowolnej innej czynności, np. gdy wsiadamy do łazika. Nawet jeśli obsługa tego modułu początkowo wyda się wam dziwna, to jednak szybko docenicie takie rozwiązanie.

W ogóle mam wrażenie, że Starward starało się w Niezwyciężonym maksymalnie odczarować gatunek, pokazując, że symulatory chodzenia wcale nie muszą być nużące. Tutaj nieustannie coś się dzieje, ciągle natrafiamy na rzeczy wymagające naszej uwagi. Spoglądając na mapę, musimy kombinować, jak dotrzeć we wskazane miejsce, spędzamy czas na poszukiwaniu skał nadających się do wspinaczki, sięgamy po kilka użytecznych gadżetów, kiedy sytuacja tego wymaga, a nawet gdy zwyczajnie poruszamy się naprzód, na ekranie pojawiają się interaktywne punkty, które prowokują kolejne wymiany zdań pomiędzy Novikiem i Yasną, jakby tych standardowych było jeszcze mało.
Powiem więcej – Niezwyciężony próbuje nawet przełamać monotonię, minimalizując łażenie. Bardzo dużo czasu spędzamy tutaj za kółkiem, bo po odnalezieniu łazika staje się on naszym podstawowym środkiem lokomocji po ogromnym terenie. W niektórych miejscach możemy się nawet nieobowiązkowo zatrzymać, żeby zbadać coś, co przykuło naszą uwagę. Wszystko oczywiście okraszono ciągłymi dyskusjami, i to do takiego stopnia, że cisza jest tu ewenementem. Nastanie tylko w sytuacjach, kiedy zawiedzie nas łączność radiowa lub gdy sami chwili spokoju na łączach sobie zażyczymy.
NIEWIELKIE WYZWANIE
Stawiane przed Yasną wyzwania są dziecinnie łatwe z growego punktu widzenia. Trudno zaciąć się, próbując przykładowo trafić na właściwą częstotliwość podczas odsłuchu wiadomości. Największy kłopot sprawiło mi – o dziwo – poruszanie się w terenie, bo droga do celu nie zawsze okazuje się tak prosta, jak się wydaje. Niekiedy należy odnaleźć skałę okraszoną znacznikiem, innym znów razem poszukać trasy dla łazika, bo te oczywistsze ścieżki zostały poblokowane. Nie trzeba być weteranem przygodówek, żeby uporać się z kolejnymi problemami, wszystko sprowadza się do wyczerpania dostępnych opcji, a jeśli popełnimy błąd, to nic strasznego się nie stanie. Całkowitej pewności nie mam, ale w Niezwyciężonym chyba nie da się zginąć, ponieważ od nieuważnego kroku w przepaść i tak chronią nas niewidzialne ściany. Wielu ryzykownych opcji nie testowałem, bo starałem się podejmować wybory zgodnie z tym, co sam zrobiłbym na miejscu Yasnej, lecz zakładam, że brawura nie jest tutaj karana w żaden sposób.

Skoro o wyborach mowa, warto dodać, że kilka razy dokonujemy takich, które wpływają na to, co się stanie z bohaterami, ale z racji faktu, że gra zapisuje wszystko na jednym sejwie, nie podjąłem się próby sprawdzenia, jak wyglądałaby sytuacja w przypadku pójścia inną drogą. Oczywiście mogłem pokusić się o kopiowanie sejwa „w tę i we w tę”, ale wolałem przeżyć tę przygodę na własnych warunkach i nie ingerować w jej przebieg. Przyznam, że ostatni raz coś takiego zdarzyło mi się w pierwszym sezonie The Walking Dead – wtedy również nie chciałem wiedzieć, jak potoczyłyby się losy moich towarzyszy, gdybym zdecydował się zrobić coś inaczej. Niemniej wybory są w Niezwyciężonym obecne, czasem sugerowała to sama gra, o innych dowiedziałem się z rozmów z kolegami. Na pewno cała opowieść może skończyć się na co najmniej dwa różne sposoby.
CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE
Ogólnie gra się w to lekko, łatwo i przyjemnie. Niezwyciężony stawia przede wszystkim na opowieść, a wzięcie udziału w wielkiej przygodzie jest tu istotniejsze niż wiążące się z nią wyzwania. Produkcja zresztą bardzo dobrze prowadzi narrację i stopniowo podsuwa nam łakome kąski prowadzące do odkrycia sekretu planety. Znajomość pierwowzoru w tym przypadku raczej szkodzi, a nie pomaga, bo sprawia, że to, co nam zagraża, nie robi już tak dużego wrażenia. Z jednej strony trochę żałowałem, iż ominął mnie efekt zaskoczenia, ale z drugiej nie mogłem zakładać, że przeczytanie powieści odrze z tajemnicy grę, po którą sięgnę 20 lat później. Gdybym wpadł na pomysł, aby nadrabiać zaległości tuż przed premierą Niezwyciężonego, uznałbym po jego ukończeniu, że popełniłem strategiczny błąd.
DOBRZE BRZMI I WYGLĄDA
Kilka słów trzeba poświęcić na opisanie, jak ta produkcja wygląda i brzmi, bo jest co chwalić. Chylę czoła przed grafikami, którzy nie tylko zadbali o bardzo ładne krajobrazy, ale też pokusili się o mocno inspirowane atompunkiem roboty i pojazdy. Niezwyciężony prezentuje się w tej kwestii dość oryginalnie, czym zapewne przyciągnie fanów science fiction przyzwyczajonych do nieco innych obrazków. Trochę obawiałem się, że w takiej formule nie będzie to wyglądać zbyt dobrze, ale praktycznie wszystko mi się podobało, łącznie z tymi kilkoma gadżetami, które Yasna dzierży w ręku. Jeśli zaś chodzi o landszafty, to są naprawdę ujmujące, w mojej głowie pojawiła się nawet myśl, że z chęcią zobaczyłbym coś na tym poziomie w Starfieldzie. Wielbiciele robienia tapet ucieszą się z obecności trybu fotograficznego – ten, choć niezbyt rozbudowany, w zupełności wystarcza, żeby łapać ciekawe kadry.

Słowa najwyższego uznania kieruję jednak pod adresem Brunona Lubasa, bo to przede wszystkim jego utwory budują tutaj klimat. Soundtrack okazał się absolutnie fenomenalny, mam nadzieję, że będzie można odsłuchać go w całości w serwisach streamingowych. W tych dźwiękach skrywa się nie mniejsza tajemnica niż na Regis III; muzyka jest zarówno piękna, jak i niepokojąca, kiedy trzeba – stonowana, innym razem podniosła, ale bez przesadnej epickości, która kojarzy nam się z podobnymi tytułami. Rewelacja.
BŁĘDY I BLOKERY
Jeśli chodzi o błędy, to autorzy podrzucili listę kilku znanych bugów, które podobno mają zostać wyeliminowane jeszcze przed premierą. Szczerze mówiąc, nic z tego, co wypisano, nie przeszkadzało mi tak mocno, co najwyżej niedopracowany pył na hełmie, ale to w sumie drobiazg. Czułem się raczej zaskoczony w drugą stronę, bo choć jest to debiutanckie dzieło krakowskiego studia, ta siedmiogodzinna przejażdżka odbyła się w moim przypadku z wykluczeniem poważnych usterek. Nie żebym się ich spodziewał, ale miło, że nic takiego się nie wydarzyło.
Czepić się jednak muszę, tylko czegoś zupełnie innego. Irytują mnie w Niezwyciężonym niewidzialne ściany, i to wcale nie te, które chronią naszą bohaterkę przed upadkiem z wysokości. Zdarzyło mi się, że Yasna nie była w stanie na otwartej przestrzeni przejść po przysypanej piaskiem rurze, choć mogła to zrobić pięć metrów dalej. Problematyczna okazała się też jazda łazikiem – tutaj dobrym przykładem jest obóz, gdzie prowadzi się wykopaliska. Doświadczenie gracza podpowiadało mi, że bez kłopotu ominę koparkę, korzystając z wąskiego przesmyku, ale skutecznie powstrzymała mnie bariera zbudowana z niczego. Zdaję sobie sprawę, że twórcom bardzo zależało na tym, byśmy poruszali się zgodnie z ich planem (dobrze świadczy o tym brak funkcji skoku i oskryptowana wspinaczka), ale takie przejazdy trzeba blokować sprytniej niż niewidzialnymi ścianami. Dodam też, że w kabinie łazika niewiele widać, przez co ustalałem kierunek jazdy z mapą częściej, niż wymagałaby tego ode mnie sytuacja. No i jest jeszcze kwestia zmęczenia Yasny. Parujący hełm to świetny detal, ale biolożka męczy się w biegu odrobinę za szybko.

WALKING SIMY ODCZAROWANE
Ogólnie Niezwyciężony dokonał niemożliwego, bo odczarował dla mnie gatunek, którego nie darzę zbyt wielką sympatią. Zaserwował świetną, skłaniającą do zadawania pytań opowieść, sprytnie uchylał kolejne rąbki tajemnicy, cały czas umiejętnie podtrzymywał zainteresowanie, a co najważniejsze, w wielu miejscach mnie zwyczajnie zaskoczył, zmuszając choćby do podejmowania decyzji, które nie były do końca komfortowe. Przede wszystkim jednak okazał się po prostu rewelacyjną grą przygodową, niezarżniętą przez żmudne łażenie w tę i we w tę i irytujący backtracking. Podobało mi się, że nieustannie coś się dzieje, że nie stosuje się tu nagminnie pustych przelotów polegających na przejściu 500 metrów ślimaczym tempem, bo tak. Miłą niespodzianką było nawet to, że sporo się tutaj jeździ, dzięki czemu odpocząłem trochę po dużej dawce pieszej wędrówki na początku.
To wszystko podano w niezwykle atrakcyjnej formie, bo choć nie zobaczymy tu wodotrysków rodem z największych hitów 2023 roku, to jednak oprawa wizualna okazuje się zwyczajnie bardzo ładna, a odpowiedni klimat buduje kapitalna muzyka. Nawet interfejs użytkownika trzeba pochwalić, ponieważ każdy jego element, od mapy począwszy, na wyświetlanych ikonach kończąc, jest gustowny i przejrzysty. Kawał dobrej roboty, zwłaszcza że wszystko, co tu opisałem, składa się na solidny, przemyślany pod każdym względem produkt pozbawiony większych mankamentów. No, pomijając te cholerne niewidzialne ściany.

Na koniec dodam, że tej gry nie należy się bać. Hasło „Lem” zachęci fanów hard science fiction, ale też zrazi do produkcji tych, dla których jedynym kontaktem z twórczością polskiego pisarza był „Solaris” z George’em Clooneyem i którzy umierali na tym filmie z nudów. Starward, co trzeba docenić, podało swoją wizję Niezwyciężonego w zaskakująco przystępny sposób. Nikt nie powinien mieć problemu ze zrozumieniem gry i tematów, jakie porusza, a to też się chwali, bo dzięki temu można poszerzyć grono odbiorców. Ta sama uwaga dotyczy zresztą przynależności gatunkowej dzieła krakowskiego studia. Nawet jeśli nie przepadasz za walking simami z ograniczoną możliwością poruszania się, to nie przekreślaj tej gry na starcie. Najlepiej sprawdzić demo, które dość dobrze oddaje to, z czym mamy tu do czynienia (kilka dni temu powróciło ono na Steama) – a nuż się zakochacie.
Kończąc, gratuluję wam, Starwardzi, udanego debiutu. Przed premierą powiedziałbym, żebyście zostali przy Lemie, ale może podali go w innej formule. Dziś nie mam już nic przeciwko i chętnie zobaczę waszą kolejną produkcję tego typu. Test zakończony zwycięsko.
W Niezwyciężonego graliśmy na PC.
[Block conversion error: rating]
Czytaj dalej
7 odpowiedzi do “Niezwyciężony (The Invincible) – gra na podstawie Lema naprawdę zwycięska [RECENZJA]”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Jestem bardzo zachęcony, na pewno zagram, choć pewnie nie od razu po premierze, a poczekam na jakieś promocje 🙂 Jedyne czego żałuję to tego, że nie zdecydowano się na polski dubbing.
Dostanie, ale jakieś czas po premierze. Podejrzewam, że najpierw muszą zarobić trochę pieniędzy, które potem wydadzą m.in. właśnie na to.
Decyzja, aby UV pisał gościnnie dla CDA to jedna z lepszych na tym portalu. Dobrze się czyta 🙂
Zdecydowane jô!
Niezwyciężony to jedna z moich powieści życia (i oczywiście ulubiona książka z pod pióra Lema). Więc grę z pewnością kupię i ogram! 🙂
„Hasło „Lem” zachęci fanów hard science fiction”
Kongres Futurologiczny? Opowieści o pilocie Pirxie? Bajki robotów? Dzienniki gwiazdowe? Nie powiedziałbym że Lem to głównie hard sci-fi.
Ja lema nigdy nie czytałem(Wstyd) Ale uznałem zakupić i odpaliłem i już w pierwszych sekundach powiedziałem solidne WOOOOW bo gra wygląda imponująco… I ziała imponująco po za tym jest mega klimat.. Jeśli komuś spodobało się the paradise lost to ta gra też stanowczo przypadnie mu do gustu. Niby Symulator Chodzenia ale jednak maga świetna i klimatyczna przygoda.