Rise of the Ronin nie bawi mnie tak jak Ghost of Tsushima [PIERWSZE WRAŻENIA]

Rise of the Ronin nie bawi mnie tak jak Ghost of Tsushima [PIERWSZE WRAŻENIA]
Łukasz "Moraś" Morawski
Ghost of Tsushima zrobiło tak wiele dobrego dla gier samurajskich, że z miejsca stało się wyznacznikiem jakości tytułów o tej tematyce. Grając w najnowsze dzieło Team Ninja, nie sposób więc nie porównywać go do przeboju Sucker Punch Productions. Cóż, król chyba pozostanie na tronie…

Zaznaczam natomiast, że przy Rise of the Ronin spędziłem dopiero trzy godziny i tak naprawdę na razie nie jestem w stanie w pełni ocenić, z jakim tytułem mam do czynienia. Niewykluczone, że Japończycy jeszcze mnie zaskoczą na późniejszym etapie rozgrywki, a prolog i parę początkowych misji, które zaliczyłem, stanowią zaledwie przedsmak dania głównego. Mimo wszystko już teraz widzę, co przykuje moją uwagę i zachęci do dalszego obcowania z tym tytułem. Niestety nie brakuje też elementów mocno sugerujących, że jest to produkt spóźniony o dobre kilka lat. Pod względem zarówno oprawy wizualnej, jak i samej konstrukcji gry.

Nie wygląda to najlepiej

Już podczas oglądania materiałów promocyjnych odnosiłem wrażenie, że Rise of the Ronin nie prezentuje się na tyle dobrze, aby można było zestawiać je z innymi markami należącymi do Sony Interactive Entertainment. Kiedy porównujemy tę produkcję z Horizon Forbidden West, God of War Ragnarök czy wcześniej przytoczonym Ghost of Tsushima, dzieło Team Ninja wpada niesamowicie blado. Jasne, projekty lokacji oraz ogólnie przyjętą stylistykę (krwawe starcia na śniegu cieszą japę!) można jak najbardziej zapisać na plus, jednakże grafika dużo traci, gdy skupiamy się na detalach.

Rise of the Ronin

W trakcie wspinaczki na wysokie obiekty i obserwowania okolicy czasami odnosiłem wrażenie, jakbym grał w The Legend of Zelda: Tears of the Kingdom. Niemniej brzydkie widoki w przygodach Linka wynikały m.in. z ograniczeń technologicznych Nintendo Switcha, a tutaj przecież mówimy o projekcie stworzonym wyłącznie z myślą o mocarnym PlayStation 5. Ale pal licho samą grafikę – najgorzej wypada zbyt bliski zasięg rysowania obiektów, co można dostrzec zwłaszcza w jednym z miast, do którego docieramy na początku zabawy. Gdy przechadzałem się ulicami, na moich oczach wczytywało się tak wiele obiektów, że musiałem się upewnić, czy przypadkiem nie uruchomiłem gry na wysłużonym „chlebaku”. (Pamiętacie, że tak się mówiło na PlayStation 3? Szkoda, że PS5 nie ma żadnej ksywki…).

To wszystko gdzieś już widziałem

Dzieła studia Team Ninja nigdy nie olśniewały wizualnie, ale nie to w nich było najważniejsze. Wszakże w takie Nioh grało się przede wszystkim dla fenomenalnego gameplayu, który sprawił, że przy obu częściach momentami bawiłem się nawet lepiej niż przy produkcjach FromSoftware. Tym razem developer chciał jednak stworzyć coś zupełnie innego, choć nadal w jakiś sposób nawiązującego do soulslike’ów – za inspirację posłużyło też Sekiro: Shadows Die Twice i występujące tam skradanie się oraz lina z hakiem. W Rise of the Ronin nie zabrakło więc odblokowywania punktów kontrolnych (tutaj pod postacią sztandarów), w których odnawiamy zdrowie lub respawnujemy pobliskich wrogów.

Rise of the Ronin

Starcia także nie są tak slasherowe, jak w Ninja Gaidenie, tylko system walki czerpie garściami z Wo Longa: Fallen Dynasty i Nioh 2. Konfrontacje z przeciwnikami satysfakcjonują, bo wymagają uważnego obserwowania wroga i metodycznego reagowania na jego działania. Niezwykle dużą rolę odgrywają parowanie i kontrowanie ataków – dzięki tym czynnościom możemy doprowadzić rywala do stanu pozwalającego zadać mu śmiertelny cios. Ten zazwyczaj wiąże się ze spektakularnym obcięciem kończyn lub głowy. Producent na wzór swoich poprzednich gier dodał również możliwość przybrania odpowiednich postaw zmieniających styl walki, ponadto nie zapomniał o kilku rodzajach broni białej (i nie tylko, bo używamy też m.in. rewolwerów i karabinów), z których korzysta się w nieco inny sposób.

Miłośnicy trudnych gier z pewnością nie będą narzekać na brak wyzwania, zwłaszcza w przypadku walki z agresywnymi bossami. Podoba mi się to, że twórcy poszli też na rękę osobom, które po prostu chcą zagrać w fajną produkcję o ciachaniu mieczami lub poznać fabułę, bez zbytniego przemęczania się. W Rise of the Ronin jesteśmy w stanie tak zmodyfikować poziom trudności, aby dostosować go do swoich umiejętności. Martwi mnie tylko to, że choć starcia dostarczają mi wiele frajdy, to na ten moment nie czuję się zaangażowany w historię – dialogi w prologu okazały się mało porywające, a wykreowany przez gracza bohater (kobieta lub mężczyzna) zdaje się postacią pozbawioną charakteru. Może to się zmieni w późniejszych etapach, zobaczymy…

Rise of the Ronin

Rośnie konkurencja dla serii Assassin’s Creed?

Jestem natomiast zaintrygowany realiami historycznymi. Osadzenie Rise of the Ronin w 1863 roku daje ogromne pole do popisu ze względu na zmiany ustrojowe i społeczne, jakie następowały w tym czasie na terenie Japonii. Like a Dragon: Ishin! udowodniło, że można ten okres wykorzystać do przedstawienia dobrej opowieści, więc liczę, że Team Ninja również mnie nie zawiedzie. Na razie nie dałem się jednak porwać jego najnowszej grze, choć staram się nie nastawiać negatywnie, gdyż widziałem zbyt mało zawartości. W końcu czeka na mnie jeszcze zwiedzanie otwartego świata, co stanowi novum w przypadku tego developera.

Czy twórcy poradzili sobie ze stworzeniem wciągającego sandboksa o samurajach i roninach, tak jak udało się to kilka lat temu Sucker Punch Productions przy Ghost of Tsushima? Odpowiedź na to pytanie znajdziecie za jakiś czas w mojej recenzji!

Pros:
  • brutalna i satysfakcjonująca walka
  • dużo rodzajów broni, z których korzysta się inaczej
  • dobra dla nowicjuszy i fanów soulslike’ów
  • ciekawe realia historyczne
Cons:
  • przestarzała oprawa wizualna
  • fabuła na razie nie porywa
  • rozgrywka wydaje się mocno powtarzalna

7 odpowiedzi do “Rise of the Ronin nie bawi mnie tak jak Ghost of Tsushima [PIERWSZE WRAŻENIA]”

  1. Od początku nie rozumiałem, dlaczego Sony zdecydowało się zainwestować w wyłączność Rise of the Ronin, bo już na pierwszy rzut oka nie jest to tytuł, który mógłby reklamować PS5. O ile FF VII Rebirth śmiało może robić za wizytówkę nowoczesnej konsoli, o tyle najnowsza produkcja Team Ninja nie robiłaby wrażenia nawet na PS4. Moim zdaniem, Sony popełniło błąd, a Rise of the Ronin okaże się finansową klapą, szczególnie, że będzie bezpośrednio konkurować z Dragon’s Dogmą II, produkcją też nieszczególnie imponującą wizualnie, ale mimo wszystko robiącą znacznie lepsze wrażenie. Obym się mylił, bo kibicują deweloperom, niemniej chyba najwyższa pora, by zaczęli zwracać uwagę na kalendarz i to, co wydaje konkurencja.

    • Nie pamiętam, aby Team Ninja kiedykolwiek zrobiło grę, która już w momencie premiery nie była przestarzała graficznie. Nie wiem czy to kwestia braku umiejętności, czy też inaczej dobranych priorytetów. Pozytywem natomiast jest to, że choć graficznie nierzucające na kolana, ich produkcje bronią się zazwyczaj przykuwającym do ekranu gameplayem.

  2. Ja powiem tak, ostatnio spędziłem 7 godzin z Horizon Forbidden West i grafika zdecydowanie nie ma aż takiego znaczenia i tutaj przy roninie mnie to w ogóle nie martwi. Założenie takie stąd, że mechanika walki i level/parkour design w HFW wypada słabo, osobiście nie jestem dobry w celowaniu na padzie, a niestety w Horizonie ten ich aim assist to jakaś kpina. Do tego w grze gdzie strzela się bardzo dużo. Zaraz przed grałem w Shadow of the tomb raider i wspomniane elementy między tymi grami to niebo, a ziemia. Mam ogólnie wrażenie, że przy HFW ludzie tak skupili się na niesamowicie pięknej grafice, że przymknęli oko na całą resztę.

    • Niemiłosiernie wynudziłem się na pierwszym Horizonie, który – choć piękny – to ma niewiele więcej do zaoferowania (postaci, dialogi i questy są jednymi z najgorszych, jakie widziałem w grach z otwartym światem), dlatego do dwójki nawet się nie zbliżałem.

    • Herezja! Dla mnie Horizon byl chyba najlepszym open worldem, w jaki gralem przez ostatnie kilka lat, nie moge sie doczekac dwojki na PC :D.

    • @Quetz,
      O ile w jedynkę grało mi się naprawdę dobrze, to dwójki nie skończyłem. Przerwałem gdzieś w połowie. Nie mój kubek herbaty, jak mawiają Anglicy. Fabuła, sposób prowadzenia historii, kreacja świata, dialogi…Jakieś to wszystko było takie, sam nie wiem, nie w moim guście 😉

  3. Byłem podekscytowany Roninem, dopóki nie zaprezentowali gameplayu, który potężnie mnie rozczarował. Poczekam, aż gra pojawi się w PS Plusie albo zostanie naprawdę grubo przeceniona.

Dodaj komentarz