Elden Ring: Shadow of the Erdtree – recenzja. Wysoki poziom jakości i trudności od FromSoftware

Tak, oczywiście, że spełnił. I nie… oczywiście, że nie spełnił. Bo choć Shadow of the Erdtree to świetna produkcja, mam wrażenie, że długie oczekiwanie i późna, oszczędna zapowiedź mogły nakłaść do głów fanów i fanek fantazje, którym nic nie jest w stanie sprostać. Jeśli jednak nie spodziewaliście się nadejścia mesjasza gier wideo mającego zbawić rok 2024, raczej nie poczujecie zawodu, tylko mnóstwo ekscytacji, cierpienia i wynikającej z nich satysfakcji.
A tu zasadzę drzewo
Zacznijmy od tła fabularnego. I choć niniejszy tekst nie będzie zawierać większych spoilerów (a na pewno żadnych z drugiej połowy gry), to jeśli nie chcecie wiedzieć absolutnie NIC o Cieniu Złotego Drzewa, pomińcie następne dwa akapity (a najlepiej to unikajcie recenzji, bo o niektórych rzeczach dla pełnej rzetelności napisać muszę). Dostęp do nowego obszaru zyskamy po pokonaniu Radahna i Mohga, Pana Krwi. Na arenie tego drugiego, obok kokonu Miquelli, znajdziemy Ledę, jedną z osób, które głos brata Malenii prowadzi wprost do Krainy Cieni, gdzie – po dotknięciu uschniętej ręki Niebianina – spędzimy od 15 do 25 godzin (myślę, że główny wątek da się ukończyć w mniej niż 10, jeśli się pospieszymy).

Wracając do fabuły… Ta jak zwykle podana jest w taki sposób, że bez skrupulatnego notowania wszystkich powiązań i czytania opisu każdego przedmiotu ani rusz. Obok głównego wątku dotyczącego wyruszenia po śladach Miquelli w Shadow of the Erdtree pojawia się kilka pobocznych historii do zgłębienia. Część z nich stawia na głowie to, co wiedzieliśmy do tej pory o świecie, część nadaje wielu postaciom dodatkowy kontekst, ale nie brakuje też zupełnie nowych wątków. Znajomość Elden Ringa jest jednak konieczna, żeby w pełni pojąć, co tu w ogóle się dzieje.
Jak to FromSoftware ma w zwyczaju, rozszerzenie jest dużo trudniejsze od bazowej gry. To wyzwanie dla postaci na wysokim poziomie – zalecam przynajmniej 120.(*) – ale też dla osób, które nie wątpią w swoje umiejętności. I o ile bez większego wysiłku ukończyłem „podstawkę” kilka razy, o tyle pocę się na samą myśl o tym, żeby jeszcze raz czy dwa przejść przez Krainę Cieni. Niemniej kiedy wspominam, jak bardzo ten dodatkowy obszar mnie zachwycił, ocieram pot z czoła i łapię za pada.

(*) Teoretycznie możemy wejść w dodatek nawet na poziomie 10. i się jakoś trzymać, bo Fragmenty Ostrodrzewa pomogą nam się „doskalować”. W praktyce będziemy potrzebować dobrego oręża, ulepszonego najbardziej jak się da, różnych możliwości zadawania obrażeń od żywiołów i kilku rodzajów zbroi na konkretne okazje – a tak bogaty ekwipunek raczej nie jest dostępny dla postaci na początku „podstawki”. Oczywiście można iść również z pałką, garnkiem i majtkami na wierzchu – to tylko kwestia samozaparcia!
Krainy pomiędzy… cieniami
No właśnie, obszar. Nowa mapa może nie powala wielkością jak ta w „podstawce”, lecz wciąż jest naprawdę spora. Wszystkie regiony wewnątrz Krainy Cieni mają swój unikalny charakter, ale też łączą się ze sobą na przeróżne, niekiedy tajemnicze sposoby. Bez zaglądania w każdy zakamarek, czytania wskazówek i metody prób i błędów istnieje duża szansa, że zupełnie ominiemy niektóre lokacje! A byłaby to wielka szkoda, bo właśnie te ukryte miejsca zachwyciły mnie najbardziej. Wspinaczka na ogromną górę, podróż przez pola niebieskich kwiatów czy przekradanie się (tak, nie zabrakło etapu „skradankowego”!) przez zasnuty mgłą las…
Przyznam, że niemal każde miejsce, jakie odwiedziłem w Shadow of the Erdtree, zapadło mi w pamięć i wywarło większe wrażenie niż lwia część mapy z „podstawki”! Jakby tego było mało, przyjdzie nam zgłębić sporo nowych podziemi, pełnych tajemnic, pułapek i niezwykle oryginalnie zaprojektowanych wrogów. Swoją drogą, choć FromSoftware zrecyklingowało to i owo, większość przeciwników, szczególnie tych głównych, to zupełnie nowe twory z unikalnymi atakami, a więc szykujcie się na nie lada wyzwanie strategiczne. No, chyba że walczymy z… nie, nie będę psuł zabawy. Ale przygotujcie się na małe déjà vu w pewnych miejscach.

Oczywiście tło to jedno, a to, co wypełnia odwiedzane regiony, to drugie – i zdecydowanie ważniejsze. Mnogość nowych przeciwników, bossów czy śmiercionośnych „zabawek”. W tym ostatnim przypadku do dyspozycji oddano nam zupełnie nowe rodzaje oręża, m.in. wielkie katany, butelki perfum (tym razem działające jako broń trzymana w ręce, a nie przedmiot do zużycia) czy rękawice do walki wręcz! Można w końcu kopnąć smoka „z karata”, hi-ya! Nie zabraknie też nieznanych wcześniej czarów czy cudów, zbroi, talizmanów…
Jest tego sporo, a szczodrze rozmieszczone materiały do ulepszeń pozwolą nam szybko podnieść poziom ekwipunku. Zupełnie nowym rodzajem przedmiotów, a jednocześnie jednym z najważniejszych są fragmenty ostrodrzewa i prochy czcigodnego ducha, które – kolejno – zwiększają statystyki nasze oraz przywoływanych przez nasz dzwonek towarzyszy. Dzięki nim będziemy mieli większe szanse na pokonanie potężnych wrogów, ale trzeba pamiętać, że działanie tych nowych znajdziek nie przenosi się do głównej gry.

Ała, tylko nie w szczepionkę!
W dodatku będziemy jednak musieli szukać każdej sposobności, żeby sobie pomóc i wzmocnić naszego zmatowieńca. Jak wspomniałem, Shadow of the Erdtree podnosi poprzeczkę bardzo wysoko i nawet weterani czy weteranki serii mogą mieć pewne kłopoty z przedarciem się przez niektórych bossów. Uwierzcie mi na słowo, że promowany jako „twarz” dodatku Messmer nie jest najtrudniejszym złodupcem w Krainie Cieni, a taki choćby finałowy boss w moim mniemaniu może równać się wyłącznie z Isshinem z Sekiro, zostawiając w tyle nawet Malenię. Większość dużych wrogów nie tylko ma kosmicznie podbite odporności na różne efekty, ale też jest niezwykle agresywna, wyprowadza szybkie i długie kombinacje ciosów, a do tego nawet najbardziej „dopakowaną” postać może położyć na dwa czy trzy uderzenia.
Niemniej uspokajam: jeżeli ja, osoba, która co prawda ma duże doświadczenie z gatunkiem, ale raczej przeciętne umiejętności, potrafiła sobie poradzić, to i wy dacie radę! Nawet jeśli będzie to okupione morzem łez i wiązankami siarczystych przekleństw. Wciąż nie mogę jednak zdecydować, czy ten wyśrubowany poziom trudności nie został podbity trochę sztucznie. Pokonanie części bossów to wyzwanie niełatwe, lecz uczciwe – po prostu trzeba się nauczyć, jak przez nich przejść. Inni z kolei mają przewagę, która nie wydaje mi się do końca sprawiedliwa. Zdecydowanie nie należę do największych fanów takiego pompowania statystyk.

W walce, obok prochów, broni i wzmacniających przedmiotów, mogą nas wesprzeć szukający Miquelli enpece. Nie zawsze i czasem pod specjalnymi warunkami, ale warto podążać za ich liniami fabularnymi nie tylko dlatego, żeby towarzyszyli nam w trakcie starć. To właśnie oni, na czele ze wspomnianą Ledą, pomagają nam nawigować po Krainie Cieni i popychać opowieść do przodu, a także oferują wskazówki pozwalające połapać się w zawiłościach historii.
Poza tą bandą nie znajdziemy zbyt wielu postaci, z którymi będziemy mogli porozmawiać. Jasne, tu i tam napotkamy pojedynczych – mniej lub bardziej ludzkich – bohaterów niemających wobec nas złych zamiarów (przynajmniej początkowo). Nie zmienia to faktu, że większość żywych bądź martwych, ale wciąż ruchliwych istot chce nam zrobić poważną krzywdę, warto więc trzymać cały czas gardę. Jeśli jednak potrzebujemy chwili ukojenia, zawsze możemy odwiedzić Twierdzę Okrągłego Stołu czy Ziemie Pomiędzy i bez większych problemów powrócić do dodatku w każdym momencie.

Nowe, ale stare
Pod wieloma względami Shadow of the Erdtree dziedziczy po „podstawce” zarówno to, co dobre, jak i to, co złe. Choć kilka rzeczy udało się usprawnić, np. dodano ikonkę wyróżniającą nowe przedmioty w naszym ekwipunku, tak parę bolączek zostało. Szczególnie frustrujące mogą okazać się elementy „platformowe”, od zawsze stanowiące piętę achillesową FromSoftware. Pal licho, kiedy są opcjonalne. Gorzej, gdy musimy na Torrencie precyzyjnie zeskoczyć z wąskiego klifu na jeszcze węższą półkę…
Gdzieniegdzie natkniemy się też na drobne bugi, ale zaznaczam, że przez ok. 30 godzin przygody nie spotkałem błędu, który totalnie zepsułby rozgrywkę. W kwestii grafiki i optymalizacji gry na komputerach osobistych będę zaś nieco mniej przychylny. Elden Ring zawsze śmigał mi aż miło, tutaj jednak więcej niż kilka razy produkcja mocno gubiła klatki, a przecież oprawa graficzna wcale nie wygląda, jakby miała obciążyć mój sprzęt. To jednak drobnostki teoretycznie łatwe do załatania.

Bawiłem się przy tej grze znakomicie, o ile znakomitą zabawą można nazwać stan, w którym mam ochotę wyrzucić kontroler przez okno. I choć frustracja zawsze ustępowała uldze i dumie, to dla mnie równie ważne były momenty pomiędzy. Zachwyt towarzyszący odkryciu jakiejś lokacji, zaskoczenie związane z uzyskaniem kolejnych informacji o świecie, sprawdzenie nowych popiołów wojny czy przyodzianie stylowego wdzianka. Shadow of the Erdtree dostarcza destylat z tego, co poznawaliśmy przez ostatnie dwa lata, ale dodaje sporo od siebie i unika bezmyślnego kopiowania. Mimo drobnych potknięć to wciąż produkt niemal doskonały, na który warto było czekać.
W Elden Ringa: Shadow of the Erdtree graliśmy na PC.
[Block conversion error: rating]
Czytaj dalej
22 odpowiedzi do “Elden Ring: Shadow of the Erdtree – recenzja. Wysoki poziom jakości i trudności od FromSoftware”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
From Software to chyba jedyne obecnie studio, które niezawodnie dowozi zgodnie z zapowiedziami. Widać, że firmie nie przewodzi księgowy…
Dark Souls (PC), „”remaster”” (podwójny cudzysłów to nie błąd) Dark Souls, no i oczywiście Dark Souls 2 (pomijając, że – MOIM ZDANIEM – to okropna gra, w stosunku do zapowiedzi zdążyła zaliczyć niemal równie spektakularny downgrade oprawy, co Watch Dogs). Nie przypominam sobie również, żeby na zapowiedziach Bloodborne działało w 15-30 klatkach, a Elden Ring miał problemy ze spadkami do kilkunastu na najmocniejszych ówczesnych konfiguracjach. Nie ma niezawodnych artystów, są tylko tacy, którym więcej się wybacza oraz tacy, którzy wyciągają wnioski z własnych potknięć. Powiedziałbym, że ci ostatni w największym stopniu zasługują na nasz szacunek.
@Shaddon Jak tam, pre-order za 539zł na Assasin’s Creeda 14 już złożony?
@NEZI23
299. Ale, owszem – złożony. Dodatek do Elden Ringa też bym kupił, bo wydaje się solidny, ale splatynowanie podstawki zaspokoiło mój apetyt na gry FromSoftware, przynajmniej na jakiś czas. W każdym razie, przestrzeliłeś z tą szpileczką. Wspieram różnych twórców, co nie znaczy, że wobec któregokolwiek jestem bezkrytyczny. Bo nie jestem. Uważam, że to racjonalne podejście. W przeciwieństwie do pałania szczerą nienawiścią wobec niektórych wydawców. Łapiesz, aluzję? 🙂
Myślę, że kupując grę z quetzem na spółę aż tyle nie wydali 🙂
@SHADDON – dobrze, że złożyłeś pre-order. Jeszcze by zabrakło kluczy w dniu premiery 😀
Ech… sam nie jestem święty, bo raz w życiu zamówiłem pre-order, ale generalnie nie polecam – strasznie głupia praktyka, która żadnych korzyści nie daje, a jedynie zwiększa ryzyko wywalenia kasy w błoto.
@Shaddon, nie gram w gry na premierę, ZAWSZE czekam 2 miesiące minimum. W przypadku np. Cywilizacji czekam na GOTY. Ja nie mam ciśnienia, żeby grać w dzień premiery (poza wszystkimi częściami Wiedźmina), dlatego mnie choroby wieku dziecięcego nie dotyczą 😉 Dawno temu wyleczyłem się z bycia beta-testerem. Ponadto gram na Xboxie, a tam nigdy nie doświadczyłem spadku klatek.
@WBK87
Szanuję cierpliwość, dzięki niej uniknąłeś frustracji spowodowanej nierzetelnością recenzentów (bo po co pisać o poważnych problemach z płynnością? To niedobra jest, a i ciężko byłoby się wytłumaczyć z tych wszystkich „10/10”). From robi dobre gry, ale swoje za uszami też ma. Jak każde studio. I w sumie OK, byle nie zakłamywać rzeczywistości.
@KRZOLWIK
Kluczy nie braknie, ale steelbooków dołączanych do gry już tak. 🙂 Zresztą, takie zamówienie zawsze można anulować w dowolnym momencie. Lubię wspierać studia, czy serie, na których mi zależy, a wspomniany przeze mnie przykład Elden Ringa pokazuje, że nawet na grze, która zbiera pochwały z każdej strony można się srogo przejechać. Serio, przecież w to na premierę ledwo dało się grać… Jeśli więc mam się rozczarować, to przynajmniej będę mógł winić wyłącznie siebie. 😉
Bez przesady ze ledwo dało się grać. Ja wtedy na leciwym fx 6300 wyżyłowanym na maxa do 4.4ghz i rx480 8gb grałem w wysokiej jakosci 60 fps bezproblemowo.
Naprawdę musiałeś być wyjątkiem że tak źle to wspominasz
Grało się płynnie co do zasady, ale były regularne chrupnięcia co 15-30min (takie spadki do 1-2fpsów trwające sekundę) nie wiadomo czym spowodowane. Zresztą nawet w najnowszym buildzie raz na pare dni też to miałem. Poza tym gra wybitna.
@TERMINUS223
Nie chcę tego ciągnąć, bo to stary temat i w tej chwili z mojej perspektywy już nieistotny, ale nie, nie byłem wyjątkiem – w Internecie pojawiły się niezliczone ilości komentarzy krytykujących optymalizację. Żeby było zabawniej, redakcje portali, które najpierw przedstawiały grę jako „idealną” i w recenzjach słowem nie zająknęły się o problemach technicznych, dosłownie kilka dni później zamieszczały artykuły poruszające tę kwestię – cdaction.pl było jednym z nich, niestety. Sam testowałem Elden Ring tuż po premierze na bardzo mocnym PC oraz PS5 i w obu przypadkach było źle, momentami dosłownie frustrująco źle. Zresztą, dość szybko odkryto, że wersja z PS4 na PS5 działała… lepiej, niż wersja dedykowana najnowszej konsoli. Piszę tu o swoich doświadczeniach (i chyba warto zaznaczyć, że po którymś tam patchu sytuacja uległa znacznej poprawie), ale powtórzę: takich głosów jak mój było wówczas mnóstwo. Bez trudu znajdziesz też nagrania rozgrywki na potwierdzenie tego wszystkiego. Było, minęło, ale żal pozostał. Żal nie do samego studia, bo te miało prawo się potknąć, a do dziennikarzy, którym z kolei nie wolno było tego faktu ukrywać przed czytelnikami. Z drugiej strony, przyniosło to też jakiś pozytywny efekt, bo od tego momentu nie jestem w stanie traktować recenzentów poważnie i… no jakoś lepiej się z tym czuję.
Ale ty bardzo przesadzasz. Pokaż jakieś nagrania z gameplayem gdzie się ledwo da grać. Były przycięcia i spadki fpsów i nikt tego nie neguje, ale ja przeszedłem Eldena w ciągu pierszych 2 tygodni od premiery. Na 1070. Czasem było irytująco jak żle wyliczyłeś rolla przez stuttering i ci iframsy nie weszły. Tyle.
Co do recenzantów to pełna zgoda. Przestałem czytać recenzje od kiedy wszystko według nich jest subiektywne i 9/10.
@MATKARP – nie no, co Ty?!
Przecież The Order 1886 to 6/10, bo „gra filmowa”, ale taki Hellblade 2 (bo dziwnym trafem główna bohaterka i do tego z „niepełnosprawnością”) to 9/10, bo… gra filmowa xDDD
Gracze odkrywają, że są lepiej i gorzej zrealizowane gry reprezentujące ten sam gatunek, 2024, eldenringowane.
nie, nie. Musimy ustalić jedną oceną dla danego typu gry i każda musi ją dostać. Żadnych wyjątków.
Trochę to dziwne, że tak wielu ludzi nadal nie rozumie idei pre-orderów. Przecież nie chodzi o to, że zabraknie samej gry, tylko o dodatki w postaci bonusów fizycznych i cyfrowych, które najczęściej są limitowane i jedyny sposób na ich późniejsze zdobycie, to zakup z drugiej ręki, zwykle z dużą przebitką.
quetze™ nadal nie potrafią czytać ze zrozumieniem i gdy ktoś napisze jak to w jednej grze „gra filmowa” to plus, a w drugiej to minus, to nie rozumiejo niestety, ale ważne, że próbujo pobudzać neurony xD
2024, zcedeanizowane
330h, na moim 4 przejściu. Kupię od razu, będzie grane w weekend. Cieszę się, że są dobre oceny, długo na to czekaliśmy.
Ja mam 153 lvl Xd może nie będzie tak źle 😆
Podobnie jak z PL w Cyberpunku, ciężko po takim dodatku wrócić do podstawki. Piękny świat, nie tak rozlazły ale wciąż pełen eksploracji, śliczna muzyka, znakomite nowe pancerze i broń, znacznie łatwiejsza nawigacja po questach. Jedyny minus to chyba to, że mam wrażenie że statystki praktycznie nic nie zmieniają i koniec końców trzeba się mocno opierać na znajdźkach które nas boostują. Trochę zbiera się lanie
Z minusów to czasem na PC łapie lekkie zwiechy głównie przy ognistych gigantach
No pięknie się w to gra. Lawiruję między Steam Deckiem a stacjonarnym kompem (w sumie to jedno i to samo;) i problemów technicznych nie mam. No, nie licząc doczytującej się nagle trawy po loadingu. Dwóch bossów zatłuczonych, przy czym gram na buildzie z podstawki, na razie nie kombinuję z nowymi rzeczami w ekwipunku. Tylko to Euro przeszkadza, bo ciężko wcisnąć w napięty terminarz kolejne sesje, a mecze same się nie obejrzą – a jak przy każdym wielkim turnieju, oglądam wszystko jak leci 🙂
Aktualizacja kompletnie skopała optymalizację na PC.
Nie grałem w ER na premierę, ale słyszałem, że na PC było źle. U mnie niecały rok po premierze gra działała dobrze (aż do najnowszej aktualizacji/DLC).
Teraz From Software dało mi szansę przeżyć doświadczenie ER na premierę xd