„The Boys” ma w 4. sezonie problem, ale nie ten, o który wszyscy się wściekają

Uwaga! Artykuł zawiera spoilery!
Bądźmy poważni. „The Boys” nigdy nie należało do grona seriali subtelnych. Owszem, złożoności mu nie odmawiam. Ale cackać, to Eric Kripke i spółka nie cackali się nigdy. Ani z wrażliwością odbiorcy, ani z ostrym jak żyleta i prostym jak drut przekazem. W gruncie rzeczy czwarty sezon to naturalna, dosyć płynna ewolucja historii i postaci, to wszystko zmierzało w tę stronę od początku. Niestety faktycznie „Chłopaki” w toku rozwoju straciły jeden, kluczowy dla sukcesu pierwszych sezonów, czynnik. „The Boys” nie jest już tak zabawne. I nie jest już diaboliczne.
Przebudzeni chłopcy wychodzą na ulice
O co całe halo? Niektórzy obudzili się i zaczęli napierniczać w tę adaptację komiksu Gartha Ennisa jak w bęben. Dokonano review bombingu na Metacriticu (średnia ocen użytkowników to 6,9 – jestem pewien, że Kripke to doceni). Negatywne opinie rzeczywiście brzmią mniej więcej tak: „Serial stał się woke, łącznie z totalnie niedorzecznym wątkiem zmieniającym Frenchiego w ****” (mccullah07, ocena 0/10 oczywiście).
O tym, że Frenchie gustuje zarówno w paniach, jak i w panach, wiedzieliśmy przynajmniej od drugiego sezonu. Ludzi musiało zaboleć, że przestano ów aspekt spychać na dalszy plan. Po tym, jak przyjaciółka zwróciła mi uwagę, muszę się zgodzić, że wątek Francuza faktycznie zaczął się w czwartym sezonie od środka i brakuje mu podbudowy, dzięki której widzowie mogliby się przejmować i naszym bohaterem, i jego kochankiem (to swoją drogą normalnie, przyzwoicie napisana postać). Scenarzyści niepotrzebnie zdecydowali się na historię typu „mystery” do odkrycia, zamiast bawić się motywami tragicznymi i od początku nękać widzów świadomością, że lubiany protagonista zostanie emocjonalnie zrównany z ziemią. Niemniej wątek poprowadzono logicznie.

A ten nieszczęsny Homelander-Trump i „lewactwo”? Narzekania dotyczą tego, że „Chłopaki” stały się stricte polityczne i zbyt na czasie. Że krytyka korporacjonizmu zeszła na dalszy plan. Tylko że to nie do końca prawda. „The Boys” jest tą krytyką dalej. Czwarty sezon rozwija wątki i treści, które towarzyszą serialowi od początku. Pierwsze serie stanowiły satyrę bardziej na media, show-biznes, kult celebrytów, wściekły korporacjonizm i sprzedajnych polityków. Najnowsza zaś to dopełnienie prezentacji procesów i przemian, jakie zaszły w społeczeństwie pod wpływem chciwych pseudoliberalnych korporacji, ignorowania prawdziwych ludzi, ich potrzeb i głosu (tak, ignorowania białych „cishet” mężczyzn też). Ostatecznym produktem w rzeczywistości był Donald Trump. Jemu niemal każdy czyn uchodził na sucho. To wina tych, którzy eksprezydentowi USA się oficjalnie sprzeciwiali. Czerpali zyski z jego głośnych wypowiedzi i sami je powielali jak wirusa.
W serialu takim produktem korporacyjnej chciwości i ignorancji jest Homelander. Supek prawie niemożliwy do okiełznania. Cały czas funkcjonujący jako alegoria fałszywego, agresywnego pseudopatrioty, przyszłego dyktatora, który kręci swoje lody i zaspokaja psychopatyczne potrzeby absolutnej dominacji schowany za flagą i hasłami o wielkiej Ameryce.
Ostrze komentarza w „The Boys” wciąż celuje w obie strony. Ojczyznosław jest winą i owocem działania liberałów. Lewicowców. Korporacji. Liberalnych mediów. W czwartym sezonie wszyscy oni są mniej widoczni i już im się tak mocno nie obrywa, ale to dlatego, że z fabularnego punktu widzenia okazują się bezradni wobec potwora, którego sami stworzyli. A frakcja niby-woke walcząca ze złymi homelandero-trumpoludkami? Przecież to banda hipokrytów, morderców i zwyroli. Dziwnym trafem wszystkie trzy checkboksy odfajkowuje uwielbiany przez widzów lider Chłopaków, czyli Butcher (jak zawsze bezbłędny Karl Urban). Zresztą nawet Hughie miewa czasem bestialskie zapędy.
Tak że to wciąż mniej więcej ten sam serial, a wiele zarzutów okazuje się nietrafionych. Choć nie wszystkie. Kripke z PR-owego punktu widzenia udzielił dość niefortunnej odpowiedzi („Nie podoba się, to nie oglądajcie”), lecz szczerość nie zaszkodziła oglądalności. Sezon rzeczywiście jest odrobinę wolniejszy, a, jak wspominałem, wątek Frenchiego można by zbudować nieco lepiej. Ale to pierdoły. Prawdziwy problem stanowi to, że „Chłopaki” przestały uderzać diabolizmem.
Zbyt czułe dranie
Wzorem komiksu to zawsze był serial, który pod całą brutalną i wywrotową otoczką krył dużą czułość i skupiał się na emocjach bohaterów. „The Boys” to w gruncie rzeczy historia trudnych, niespełnionych miłości, przyjaźni i pragnień. Empatycznie pokazywano nawet Homelandera i Soldier Boya (może dlatego część osób się nabrała), a co dopiero słodko-gorzką relację Frenchiego z Kimiko, rodzicielstwo Cyca, bratersko-ojcowską toksyczną przyjaźń Butchera i Hughiego czy związek tego ostatniego ze Starlight. W toku ewolucji, starć z Siódemką, Voughtem oraz własnymi demonami każde z nich odniosło rany, zgorzkniało, posmutniało. Albo umiera jak Butcher.
Kripke poszedł w melodramat za bardzo. Zdaję sobie sprawę, że musiał, że to naturalna ewolucja bohaterów, ale miała swoją cenę. Z serialu uleciała część punkowego zacięcia, tego rebelianctwa i nihilistycznego „rozhehania”. Brakuje mi podczas seansu maniakalnej, perwersyjnej energii spajającej niegdyś całość i przywodzącej na myśl „RoboCopa” Paula Verhoevena. To ten pierwiastek, który sprawiał, że niezmiennie, prócz tego, że empatycznie, to było jeszcze „i śmiszno, i straszno”. Dzięki odpowiedniej pracy aktorów, scenariusza i kamery bawiło wszystko. I satyra na padalców z biznesu, mediów i polityki, i bomba w tyłku supka, i nieporadność Hughiego, i sadystyczne zagrywki Butchera.

Teraz ten komiczno-wybuchowy filtr się zatarł, trzeba go wymienić i wstawić świeży. Nie wiem, czy zauważyliście, ale nawet scena analingusa w wykonaniu samopowielajacego się Splintera, reakcje bohaterów na to i następująca niedługo później walka nie budzą aż takiego z trudem powstrzymywanego rechotu jak dawniej. Możliwe, że też po prostu przywykliśmy. Że jesteśmy nieco przebodźcowani i znieczuleni. A może to kwestia tego, iż bohaterowie są właśnie bardziej pobliźnieni i zmęczeni oraz że scenariusz trzyma ich obecnie w najmroczniejszym miejscu.
I nawet Butcher nie ma jak powiedzieć, że coś jest k******o diaboliczne. Bo w scenach tego typu brakuje też wykorzystywania uśmiechu i uroku bohaterów. Przypomnijcie sobie jatkę z udziałem niemowlaka, którego Billy użył jako tarczy i broni (dziecko strzelało laserami z oczu i wykończyło oddział ochrony), po czym cmoknął je w czółko, odłożył do kołyski i pożegnał czułą groźbą. Z kolei strona przeciwna, czyli Vought i okolice, przy podobnych harcach jest zbyt przerażona i spięta w obecności Homelandera, żeby pozwolić sobie na dawną dezynwolturę.
„The Boys”, niestety, nie znajduje się teraz w pozycji, żeby być dokładnie tym, co w serialu pokochaliśmy. Moim zdaniem ten filtr sprawiał, że kupowaliśmy przekaz niezależnie od tego, w co wierzyliśmy. Powodował też, że ostrze satyry cięło równo i gładko, a teraz według niektórych pudłuje. Ale hej, jesteśmy dopiero w połowie sezonu, i to nie ostatniego. Myślę, że jeśli pokręcony jak korkociąg Butcher potrafił sobie przypomnieć o tym, co ważne, to i Kripke da radę. A może showrunner ma odpowiedni plan od początku.
Czytaj dalej
-
„Exit 8” udowadnia, że czasem po prostu liczy się rozrywka. To rzetelna...
-
2. sezon „1670” to wielki sukces Netfliksa. Adamczycha bawi po raz...
-
Spin-off „Wiedźmina” z nieoczekiwaną datą premiery. Insiderzy ujawniają, kiedy zobaczymy...
-
Trzeci sezon „Daredevila: Odrodzenie” powstanie. Dostał zielone światło od Disneya
8 odpowiedzi do “„The Boys” ma w 4. sezonie problem, ale nie ten, o który wszyscy się wściekają”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Ma jeden problem, jest po prostu nudny i przegadany. Po kapitalnym 1, bardzo dobrym 2, i świetnym 3, oczekiwałem petardy w 4, a dostałem cholera wie co, przegadane pseudo filozoficzne rozterki pseudo bohaterów. I nawet mocny skręt w kierunku którym podażą choćby disney, mnie nie ruszył jak to co napisałem wyżej. Butcher nie jest buczerem, mothers milk mnie po prostu wkurza. Demonizacja Hughiego to już w ogóle mnie wkurzyła, jedyna pozytywna postać w tym serialu, a zrobili z niego w tym sezonie potwora. Póki co jestem cholernie zawiedziony i rozczarowany. Całe szczęście że ukazanie postępującego szaleństwa i degeneracji Ojczyznosława 😛 jest dobre i naprawdę ratuje ten sezon
To chyba artykuł z 3 pierwszych odcinków. 4 i 5 już były wystarczająco „diaboliczne”.
„zmieniającym Frenchiego w ****” – czyli w co? Bardzo chciałbym wiedzieć, a bez choćby jednej literki podpowiedzi nie zgadnę. Tak po redaktorsku, proszę tego nie brać za żadną, ideologiczną podpałkę. Chciałbym po prostu wiedzieć co ten gość napisał.
Mnie trochę zszokowało, że będzie czwarty sezon, miałem nadzieję, że wszystko zakończy się na petardzie w trzecim. Podchodziłem trochę sceptycznie, obejrzałem jeden odcinek – był spoko, ale wtedy przeczytałem, że będzie jeszcze 5. sezon i całe powietrze ze mnie uleciało, że znowu nic się ostatecznie nie rozwiąże. To mnie trochę zniechęciło, więc po 3 odcinkach robię przerwę, bo to tak naprawdę nic nowego, co serial miał do powiedzenia, zrobił bardzo elegancko w poprzednich sezonach. Teraz wygląda trochę jak odcinanie kuponów. Nadal dobrze zrealizowane, większych zarzutów nie mam, ale jednak odcinanie.
To żałuj, bo akurat pierwsze trzy odcinki są słabe jak na ten serial, za to kolejne dwa wracają do formy. Wystarczy sobie sprawdzić oceny poszczególnych odcinków na imdb – pierwsze trzy 7.6, 7.2, 7.6. Kolejne 9.1, 8.4.
Właśnie wczoraj wieczorem ruszyłem z czwartym i racja, jest ciekawiej.
Ciekawe kiedy się skończy.