God of War: Ragnarok na PC – recenzja. Piękny port, lekko nudnawa kontynuacja

God of War: Ragnarok na PC – recenzja. Piękny port, lekko nudnawa kontynuacja
God of War powrócił na pecety piękniejszy i płynniejszy niż kiedykolwiek. Wstrzymałbym się jednak z hurraoptymizmem, ponieważ rozgrywka nie zmieniła się względem poprzedniej części choćby o jotę. W 2024 roku zaczyna to już być pewien problem.

Naturalnie nie spodziewałem się, że przy okazji zwykłego portu Santa Monica Studio gruntownie przebuduje całą grę, więc do powyższej refleksji należy podejść nieco szerzej. Kilkanaście lat temu „greckie” oblicze serii zaczęło wyraźnie tracić impet. Odbiorcy coraz głośniej narzekali na Kratosa uczącego się w kółko tych samych umiejętności, a że większość panteonu dawno poszła pod nóż, twórcy napotykali też coraz większe problemy ze stawianiem bohaterowi odpowiednich wyzwań. Chłodne (jak na standardy Boga Wojny) przyjęcie wydanego w 2013 roku Wstąpienia było wyraźnym sygnałem, że nadszedł czas na zmiany. 

God of War 1,5

Chcąc ratować serię, ekipa zdecydowała się na odważny krok i gruntownie przeprojektowała… w zasadzie wszystko, zamieniając prostego slashera na nowoczesnego erpega. W 2018, kiedy „skandynawska” jedynka zadebiutowała na PS4, większość zainteresowanych – ze mną włącznie – uznała to za strzał w dziesiątkę, ciesząc się z długo wyczekiwanego powiewu świeżości. Problem w tym, że świat zmienia się obecnie w zastraszającym tempie, a gusta graczy wraz z nim. Jak na ironię bezmyślna rzeźnia, stanowiąca dawniej ciężar, dziś spotkałaby się zapewne z cieplejszym odbiorem niż spokojna, erpegowo-eksploracyjna formuła, którą konkurencja zdołała w międzyczasie bezlitośnie zajeździć.  

God of War: Ragnarok

Jeśli nigdy nie mieliście styczności z przygodami Kratosa, radzę zacząć od gry z 2018, bo w przeciwnym razie nie macie większych szans, by cokolwiek z Ragnaroku zrozumieć. Najprościej mówiąc, spodziewajcie się czegoś w rodzaju nowożytnych Tomb Raiderów, czyli półotwartego świata, w którym intensywne, dobrze wyreżyserowane misje fabularne towarzyszą wracaniu do raz „wyczyszczonych” miejsc, by dzięki nowemu sprzętowi dobrać się do niedostępnych wcześniej skarbów. 

W „dwójce” nie zmieniło się absolutnie nic. Gdyby ktoś powiedział mi, że to po prostu gigantyczny dodatek do poprzedniej części, niespecjalnie bym się zdziwił. Sęk w tym, że skoro przeminął już odurzający efekt nowości, patrzy się na to wszystko pod nieco innym kątem. Kiedy autorzy robią to, co potrafią najlepiej, czyli skupiają się na misjach fabularnych, relacjach między świetnie napisanymi postaciami albo błyskają po oczach efektownymi scenami akcji, zabawa jest przednia. Więź między Kratosem a jego synem zmienia charakter, sam Atreus mężnieje i marzy mu się coraz większa niezależność, zaś krasnoludy… cóż wciąż bawią na swój prosty, acz niewymuszony sposób. 

God of War: Ragnarok

+5 do boskości

Odejście od „greckiej” liniowości i postawienie na większe lokacje ma tę przykrą właściwość, że narracja nieuchronnie się rozmywa. Nawet jeśli macie na tyle silną wolę, by zignorować większość znajdziek, gra i tak uraczy was przydługimi wycieczkami krajoznawczymi, bo musi mieć przecież gdzieś te wszystkie duperele powtykać. Co gorsza, zatwardziałe omijanie „poboczniaków” może się w pewnym momencie obrócić przeciwko wam. Erpegowy system rozwoju postaci nie tylko nie zniknął, ale nawet nieco się rozrósł.

Lubię tabelki, statystyki i planowanie buildów, ale to, że ktoś przepada za lodami nie znaczy, że ma ochotę pożerać je ze śledziem i musztardą. Od szczegółowego planowania takich rzeczy mam Baldura, Pathfindery i Rogue Tradera, God of War powinno zaś pozostać przede wszystkim „akcyjniakiem”. Bóg Wojny, twardziel urywający bogom głowy i patroszący tytanów, dostaje nagle bęcki od byle zdechlaka, bo wdział niewłaściwe portki albo źle dobrał wzmocnienia do talentów. Jest w tym niezaprzeczalna sprzeczność, która odbiera bohaterowi istotną część jego powabu. 

God of War: Ragnarok

Żebyśmy mieli jasność: nie twierdzę, że przez te kilka lat, jakie minęły od „jedynki”, przeszedłem nagle od zachwytu do nienawiści. Eksploracja wciąż potrafi być w miarę przyjemna, tyle że ostatnio poświęciłem na nią wystarczająco wiele czasu, by odczuwać już lekkie znużenie. Co gorsza Ragnarok robi niewiele, by złamać rutynę. Jedna z pierwszych lokacji, do jakiej trafia bohater, to spory akwen, po którym porusza się za pomocą łódki, pływając od wysepki do wysepki w poszukiwaniu runicznych skrzyń i kruków Odyna. Brzmi znajomo? Na dalszym etapie zabawy studio wprowadza wprawdzie kilka świeżych elementów, ale kiepskie pierwsze wrażenie ma dość czasu, by zapuścić korzenie. 

Co więcej, mowa raczej o wariacjach na temat doskonale znanych rozwiązań niż czymś naprawdę odkrywczym. Momentami Ragnarok staje się też zwyczajnie denerwujący. Vanaheim jest koszmarny pod względem nawigacji (spróbujcie zebrać tam brakujące znajdźki…) zaś Muspelheim pobił wszelkie rekordy w kwestii zbędnego przedłużania zabawy. Chcąc odblokować sześć ostatnich wyzwań, należy do znudzenia mielić podstawowe, zaliczone na wcześniejszym etapie zabawy. Szlag może człowieka trafić. Kto to wymyślił i po jaką cholerę, pojąć nie potrafię.  

God of War: Ragnarok

Na poziomie jakości produkcyjnej gra wypada wyśmienicie. Lokacje są pełne szczegółów, bohaterowie prowadzą liczne rozmowy, odnosząc się do najbardziej choćby błahych czynności – widać, że wpompowano w to masę pieniędzy, co wywołuje konkretny, korzystny efekt. Walki prezentują się nieźle, choć siłą rzeczy daleko im do widowiskowości rodem z Hellady. Wprowadzony w 2018 roku, a zachowany w Ragnaroku styl, oparty na wolniejszym tempie i kamerze na stałe zawieszonej tuż za plecami Kratosa, w zasadzie uniemożliwia zaprojektowanie dobrze wyglądających walk z przeciwnikami naprawdę imponujących rozmiarów.

Najlepiej wypadają starcia o „ludzkich” proporcjach. Tam, gdzie twórcy starają się – i to w dość ograniczonym stopniu – zaszaleć ze skalą, wkrada się schematyczność i ślamazarność. Zrozumiecie, gdy będziecie awanturować się o pewną miskę. Oczywiście, bywają pozytywne wyjątki, jak choćby… hmm… Pan Pchełka, że tak powiem, by nie uciec się już wprost do ordynarnego spoilera, ale nawet wtedy jest po prostu nieźle zamiast genialnie.   

God of War: Ragnarok

Może i wtórnie, ale przynajmniej pięknie

Zastanawiacie się zapewne, jak gra wypada pod względem technicznym. Cóż, najkrócej rzecz ujmując: bez zarzutu. Za przeniesienie Ragnaroku na pecety odpowiada firma Jetpack Interactive, ta sama, która kilka lat temu zajęła się „jedynką”. Grałem na sprzęcie wyposażonym w RTX-a 3080, i7-12700K oraz 32 GB RAM. Wystarczyło to do bezproblemowej zabawy na „ultrasach” w rozdzielczości 3440×1440. Zwykle animacja utrzymywała się w przedziale od 65 do 80 klatek na sekundę. Zaledwie raz czy dwa, w lokacji umożliwiającej widok na bardzo daleki plan, a dodatkowo upstrzonej szczegółami, gejzerami wodnymi i podobnymi ozdobnikami, Ragnarok potrafił lekko przyciąć, zjeżdżając w okolice „pięćdziesiątki”. 

Nieco większe szarpnięcia trafiały się w czasie spacerów między punktami szybkiej podróży, ale powiedzmy sobie szczerze, że wypełniająca je miejscówka to nic innego jak zamaskowany ekran ładowania, więc nie robiłbym z tego afery. Jak na mój gust port sprawuje się zatem wyśmienicie, szczególnie jeśli uwzględnić imponującą jakość obrazu oraz to, że nie musiałem go okaleczać, uciekając się do DLSS-ów i im podobnych wynalazków, co w dzisiejszych czasach stanowi prawdziwą rzadkość. Warto dodać, że w sieci pojawiają się miejscami narzekania na wycieki pamięci oraz wyrzucanie na pulpit. Pierwszego nie zauważyłem, drugie spotkało mnie raz, ale winnym okazał się… program antywirusowy, któremu po 40 godzinach nagle nie spodobał się jeden z powiązanych z grą plików. Dodałem go do listy wyjątków i po problemie.  

God of War: Ragnarok

Na pochwałę zasługuje również przebogate menu opcji. Nieważne, czy chcecie dostosować grafikę do ewentualnych ograniczeń sprzętowych, czy zajrzycie do menu „dostępnościowego” – z pewnością znajdziecie coś dla siebie. To ostatnie przyda się rzecz jasna głównie osobom zmagającym się z rozmaitymi problemami zdrowotnymi, ale pozostali również nie będą pewnie narzekać na możliwość wyregulowania rozmiaru czcionek, głośności poszczególnych składowych oprawy dźwiękowej bądź – jak ja – zamienienia opętańczego naginania w przyciski na proste ich przytrzymywanie w trakcie QTE. Istnieje też możliwość ograniczenia częstotliwości, z jaką towarzysze podrzucają podpowiedzi do zagadek, a pamiętam, że niegdyś zrobił się wokół tego w sieci spory szum. 

Ragnarok jest o tyle problematyczny w ocenie, że choć kopiuje obsypaną nie tak dawno temu nagrodami formułę, nie jest w stanie osiągnąć za jej pomocą porównywalnego efektu. Można odnieść wrażenie, że świat nieco studiu Santa Monica odjechał. Zrobili dokładnie tę samą grę, co w 2018, nie zważając, że coraz większa liczba odbiorców ma już po dziurki w nosie nacisku na eksplorację i wciskania wszędzie elementów RPG. To wciąż dobra gra, zatem jeśli nie przeszkadza wam powtórka z rozrywki, powinniście być zadowoleni.

God of War: Ragnarok

Niestety jeśli o mnie chodzi, łupiąc kolejne potwory, rzadko myślałem sobie „o cholera, to było świetne!”, a takie momenty przesądziły przecież dawniej o sukcesie serii. Innymi słowy: tym razem łyknąłem jeszcze jakoś kratosowego erpega, ale jeśli kolejna część nie spróbuje choć odrobinę powrócić do korzeni, zrobię się niemiły. Space Marine 2 pokazał, że proste łupanki ponownie wracają do łask. Czasem lepiej po prostu pograć w coś dwa wieczory ani na chwilę nie zwalniając tempa niż spędzić 60 godzin na zbieraniu śmiecia i rozmyślaniu nad jutrzejszym obiadem. Długie gry są w porządku. Rozciągnięte niekoniecznie.

[Block conversion error: rating]

12 odpowiedzi do “God of War: Ragnarok na PC – recenzja. Piękny port, lekko nudnawa kontynuacja”

  1. „zamieniając prostego slashera na nowoczesnego erpega”
    Nazywanie Gow-a erpegiem to jednak pewne nadużycie. To po prostu akcyjniak z modnie wepchniętymi na siłę elementami RPG.

    I niestety powodowało straszny dysonans, gdy w bitwie z Baldurem pod chatą Kratos obrywał tak, że latał, łamiąc drzewa i krusząc skały, co bez problemu przeżył, a poza tą mocno wyreżyserowaną walką, bez problemu był go w stanie zabić wyleniały wilk. Za idiotyczne ograniczanie dostępu, gdzie się da, bo dopiero po iluś tam godzinach fabuły znajdzie się odpowiedni sprzęt, też się twórcom so9lidny kop w zad należy. Chyba jednak wolałem starą formułę.

    „akwen wodny”
    Trochę masło maślane.

    „Muspelheim pobił wszelkie rekordy w kwestii zbędnego przedłużania zabawy. Chcąc odblokować sześć ostatnich wyzwań, należy do znudzenia mielić podstawowe, zaliczone na wcześniejszym etapie zabawy. Szlag może człowieka trafić. Kto to wymyślił i po jaką cholerę, pojąć nie potrafię. ”
    To całkiem proste. Masa osób wciąż czci bożka przeliczania godzin gry na złotówki. A jakoś trzeba grę przedłużyć najniższym kosztem.

    „Czasem lepiej po prostu pograć w coś dwa wieczory ani na chwilę nie zwalniając tempa niż spędzić 60 godzin na zbieraniu śmiecia i rozmyślaniu nad jutrzejszym obiadem. Długie gry są w porządku. Rozciągnięte niekoniecznie.”
    Dokładnie tak.

    • Chodzi o „gejzer wodny”? Ps. Na „akwen wodny” zwrócił zwrócił uwagę ktoś z Państwa Redaktorstwa w wydrukowanej w piśmie recenzji (chyba) jakiejś wojennej strategii, nie wiem czy nie był to Smuggler.

  2. Całkiem trafna ocena. Niby wszystko fajnie, dialogi są extra, misje podobne wypadają naturalnie i są wplatane w dialogi, ale… no nieco mnie zmęczyła.

  3. Ogralem podstawke jeszcze ba PS4 fat, a Ragnaroka juz gram na PC (slabszej klasy i5 9400 + GF 3060Ti) w FHD i przeżyłem szok jaka jest roznica w grafice i animacji na korzysc PC.
    Nie dosc, ze 60 fps to nie problem, ale tekstury na high sprawiaja, ze to zupelnie inna (piekniejsza) gra.

    Wciaż wygodniej gra mi sie na konsolach, ale jak cenowo zblizaja sie do poziomu PC (PS5 pro + naped, bez napedu konsola dla mnie nie istnieje, chyba, ze odblokowana) to chyba trzeba bedzie wrocic do PC i miec ladniej, szybciej, wygodniej i taniej, bo bez platnego online i ceny gier minimum i polowe nizsze.

    To jest niebywałe co sie wyprawia obecnie w gamedevie. Taka patologia zapanowala na konsolach, ze czlowieka wykurza po niemal trzech dakadach na Pc, mobile i chmure.
    Po prostu przy tym co wyprawia Sony nie da sie wytrzymać i dalej sobie tlumaczyć, ze konsole maja sens.
    To sie zrobił taki urwidołek że głowa mała.
    Tanszy PC od konsoli? Gry szybciej i plynniej dzialajace na PC i tansze?
    Co to sie odyechało, bo jest zupełna odwrotnosc tego co bylo w latach 1996 (popularyzacja PS1 w Polsce)- 2020 (premiera nowych konsol i poczatek ery patologii).

    Nie podoba mi sie ten „świat po pandemii”. W świecie realnym drozyzna i wojny, a w giereczkowie taki urwidołek wywracajacy doslownie wszystko do gory nogami.

    No cóż , jako czlowiek pokorny i zrodzony w trudniejszych czasach dam rade.
    Wyszedlem od komputera (c64,Amiga, PC, taka kolejność) i do komputera powrócę.
    Historia zatoczy koło…

    Ale ja q.wa tego nie chce! Wez sie Sony palnij w ten durny łeb i wróc do tego co robilas ostatnie 25 lat az do 2020 i Jimma Ryana…
    Wezcie kurde naprawcie ten gaming i skonczcie z polityka (sweet baby itd. Dwa lata temu nawet nie wiedzialem ze cos takiego istnieje, a teraz zrobili z tego kakę demona najwieksze zuo wszech gamingu itd.).

    Śmieszno straszno? Nie, straszno i niewłaściwie.
    Gaming zjada patologia i gubi juz swoje korzenie.

    Dobrymi robia sie ci ktordy kiedys bylo zli, czyli Valve. Zabrali nam pudelka na PC, zabrali nam rynek wtorny, zabrali nam teoretycznie wolnosc tworzac monopol, a teraz ci zli oferuja najwiecej dobra (Steam decki, famili share, klucze poza sklepem, steamOS, proton, online w cenie gry itd.).
    Dawny diabeł na tle dzisiejszych diabłów jest niczym Hellboy…

    Jakich to czasów my starzy 40+ gracze dożyliśmy.
    A co nas jeszcze czeka (jak zdrowie i świad pandemiczno- spekulancko-wojenny pozwoli).

    Zeby nie byc tylko maruda melancholik wspominajace, kiedys to było, dzisiaj to nie ma… to wczoraj sobie pogralem w nowe gierki na 12 letnim laptopie za pomoca chmury i cholera, to naprawdę rewolucja ze gra dziala, wyglada, a chodzi na czyms, do czego od wielu lat nvidii czy intelowi nawet sterownikow nie chce sie robic.
    Więc nie wszystek co nowe jest zle.
    Albo skonczylo mi sie miejsce na dysku SSD, podpialem do USB 3.0 dysk nve w kieszeni 1TB i gralem z tego dysku bo transfery sa po kilkaset MB/s.
    Tak, po USB ok 10x szybciej niz czytaly male pliki dyski HDD.
    To tez niesamowita rewolucja dla czlowieka co zaczynal od kaset magnetofonowych i dyskietki uznawał za next gen, bo glowicy nie trzeba bylo ustawiac by sie wgrało.

    Tylko ze, to dotyczy PC, komputery dalej oferuja nowe zayebiste i fascynujace technologie i rozwiazania, a konsole … frustracje.

    Reasumujac, ogrywam konsolową serie God of War w ostatniej części na komputerze (w erze PS2 i PS3 nie do pomyslenia!) i przezywam szok jakosciowy na plus, a komputer stary, baza ma 5 lat, a GPU juz niemal trzy.

    Licze, ze chociaz Xbox dowiezie jeszcze kilka dobrych szpili zamin umrze.

    • Ale wiesz, to twoje Ps4 to jednak już sprzęt retro, ma ponad 10 lat i porównanie z twoim komputerem wypada jak Amiga 500 do PS1/PS2 😉 Plus jest taki, że nadchodząca generacja jest już na pewno ostatnią gdzie różnice w grafice będą miały znaczenie. Nie wiem co jeszcze mogą zrobić w PS6 poza sztucznym postarzaniem

    • Nie bronię ceny ps5 pro bo jest za duża ale to co gadasz to kompletne bzdury. Nie dziwne że gra wygląda lepiej na pc skoro porównujesz starą część z kompletnie nową wydaną też już na nową generację. Oczywiście że Ragnarok wygląda lepiej i ma lepsze animacje od poprzedniej części. Do tego Ragnarok wygląda i chodzi bardzo dobrze nawet na podstawowym ps5, które możesz kupić poniżej 2k, a quality mode wygląda lepiej na ps5 niż na ultra pc (Słowa digital foundry). A komentarz że po pandemii w konsolach jest tragedia a pc takie super jest chyba od osoby, która nie miała styczności z rynkiem przez ostatnie 5 lat. Cena samej 4070 czyli karty z średniej półki to było 599$, ba nawet 4060, najsłabsza karta z rodziny kosztowała 1550 zł więc gdzie tu ta większa opłacalność komputerów ? To że pc jest bardziej uniwersalne nie ulega żadnej wątpliwości ale mówienie że do samych gier pc jest tańszy od konsoli to czysta ignorancja i mówi to osoba, która korzysta głównie z pc.

    • @Fafkik1998R, ale Ty trochę nie za bardzo ogarniasz widzę. Chcesz porównywać, to porównuj sensownie i z trzeźwą głową, a przede wszystkim nie kłam.

      Zacznijmy od najważniejszego, czyli Digital Foundry, które NIGDY nie porównało i nie powiedziało, że PS5 w quality mode wygląda lepiej od wersji Ultra Setting na PC. Porównywali natomiast różne wersje ustawień PS5 między sobą. Jeśli chcesz zobaczyć porównanie i dowód, to pod tym linkiem masz porównanie wersji PC i PS5: https://youtu.be/tGvjF3yEa7g Jak widać gołym okiem nie ma absolutnie żadnych różnić.

      Mało tego! Zakładanie, że port PC, który wychodzi później od gry na konsolę, wypadnie gorzej od pierwowzoru jest z góry bardzo błędne, bo po co miałoby zależeć twórcom na tym, aby ich gra wyglądała gorzej na PC? Dla obniżenia zarobków na tejże platformie? ;p

      Po drugie, jak chcesz porównywać, to musisz wybrać co porównujesz i wybrać do tego warunki. Załóżmy, że wybierasz quality mode na PS5. Tu mamy natywne 4K i 30 FPSów. Zgadnij jaka karta jest w stanie w co najmniej takiej jakości i w takich warunkach odpalić tę grę? Podpowiadam – „leciwy” już RTX 2070 (https://youtu.be/1JtUPAx5BV4) , który wart jest pewnie ok. 700-800 zł.

      Kolega wyżej ma dużo racji w tym i God of War jest tego koronnym przykładam, że przy rozgarniętych programistach, przy dobrze zoptymalizowanej grze i dobrym porcie konsola jest absolutnie zbędna. Jeśli oczywiście nie przejmujesz się np. czasową eksluzywnością tychże gier.

      Ja np. bardzo długo się przekonuję do odejścia od GTX;a 1060 i byłem przekonany, że o ile pierwszy God od War chodził na ultra właściwie bez zacinek, to Ragnaroku ta karta już nie przeżyje. Nic bardziej mylnego. Gram na high/ultra z XESSem wrzuconym na Quality++ i nie licząc niższej rozdzielczości gra poza tym wygląda prawie tak dobrze jak na konsoli i jeszcze trzyma 60 klatek.

      I właśnie dlatego masz większą opłacalność PC, ponieważ człowiek, który ostatni raz wymieniał kartę graficzną w swoim komputerze 8 lat temu, gra teraz w gry, których rzekomo nie miał móc dotknąć bez konsoli albo kupna nowej karty.

    • Teraz już cholernie trudno ocenić opłacalność, wszystko się mega pokomplikowało i tak naprawdę zależy to już głównie od twoich oczekiwań. Jak dwadzieścia lat temu to było mega proste, bo kompy zawsze musiały doganiać i to doganianie kosztowało krocie, tak dzisiaj? Kupisz ciut lepszy sprzęt i masz go na lata.

      Poza tym konsole straciły prawie wszystkie zalety, a których nie miało PC.

    • @NEAR Ach, GTX 1060, wspaniała karta. Miło spędzone parę lat. Gdyby nie to, że Alan Wale 2 ma wymagania, jakie ma, do tej pory siedziałbym na tej karcie. A tak jedna gra wymusiła u mnie zmianę sprzętu. Gram głównie w starocie (z nowości przyciągnął mnie wspomniany Alan, dodatek do Eldena, dodatek do CP2077, trzeci Baldur i w sumie nie pamiętam, czy coś jeszcze:), więc przez tyle lat nie czułem specjalnie potrzeby zmiany hardware’u. 4K czy ray tracing, mimo lepszego sprzętu, w ogóle mi niepotrzebne, a mój monitor 2580×1080 (ultrapanorama) w zupełności wystarcza. Inna rzecz, że teraz i tak częściej siedzę na Decku, bo na nim indyki smakują najlepiej. Nie wiem czy to świadczy o moim PESELu, zmianie preferencji, czy może o branży jako takiej i tego, jakich treści dostarcza, ale współczesny segment AAA(A) ma dla mnie coraz mniej do zaoferowania…

    • @NEAR Okej więc teraz to chyba ty nie słuchałeś co mówią w digital foundry, w wersji na PC brakuje dużej ilości efektów dodatkowych, nawet sami mówią że wersja na pc w wielu lokacjach wygląda gorzej. Czy to powód słabszego portu ? No pewnie tak i pewnie to załatają tylko mówię o sytuacji tu i teraz. Zresztą odpowiadałem do porównania „podstawki” na ps4 fat – czyli tu rozumiem god of war z 2018 a ogrywaniu już kolejnej części Ragnaroka na pc bo tak to wybrzmiało z komentarza, stąd napisałem że Ragnarok na pc musi wyglądać lepiej bo jest nowszą częscią. A co do dalszej części trochę ciężko porównywać twoje granie w 1080p do 4k bo różnica w jakości obrazu jest ogromna nie wspominając już stabilności tych klatek. A co do opłacalności to super że możesz kupić 2070 za 700zł tylko powiedz mi jak ta karta będzie działać w innych grach które są znacznie bardziej wymagające i gorzej zoptymalizowane, bo akurat gry sony w większości działają naprawdę dobrze na nawet słabszym pc tylko co z takim alan wake 2 albo black myth ? Co z kolejnymi grami które wyjdą przez kolejne lata ? Przy okazji na samej karcie w nic nie zagrasz a jak polecisz jak najtaniej z częściami by tylko przebić cenę podstawowego ps5 czy series x to możesz uzyskać znacznie gorszą wydajność. Nie wiem czy też macie świadomość że performance mode w ps5 w wielu grach ma rozdziałkę 1440p w górę więc tu już mówimy o kartach które są w stanie ogarnąć taką rozdzielczość przy takich fps przy okazji nie dropiąc ich do 30 jak im braknie vramu. A bez problemu można kupić nowa ps5 czy series x za okolice 1700 zł a z tego co pamiętam na tej konsoli też pograsz z 7 lat bo tyle trwają generacje. Na yt jest mnóstwo filmików gdzie próbują budować pc w koszcie nowych konsol a i tak w dużej ilości gier konsola wygrywa bez problemu, nie mówiąc już o tym że aby to zrobić musisz kupować używane części bez żadnej gwarancji.

  4. „Ragnarok w 2024 jest „be”, bo przemyca elementy eksploracji świata i RPG z gry sprzed sześciu lat. Hello! To już nie jest 2018! Mamy po dziurki w d… nosie RPG!”
    „Najnowsza część GOW-a zerwała ze szlachetną, RPG-ową tradycją na rzecz prymitywnego slashera. Tytuły w 2028 roku to głównie prymitywne mordobicia. Przydałaby się ambitna gra, powracająca do korzeni RPG. Wielka szkoda, że GOW zboczył z tej ścieżki”.
    Będzie tak? 😉

Dodaj komentarz