Legimi: Abonamet bez limitu? No to dopłać 15 złotych za książkę

O co chodzi? Ano – o pieniądze. Powołując się na zmiany w prawie, Legimi wprowadza dopłaty do abonamentu all inclusive.
Książki jak DLC
Wygląda na to, że w przypadku Legimi abonament typu „Netflix na książki” to za mało, by faktycznie czytać wszystkie pozycje. Legimi bowiem, powołując się na zmiany w prawie i konieczność zapewnienia „godziwego wynagrodzenia twórcy” zmienia również zasady rozliczeń z czytelnikami. Rzeczone godziwe wynagrodzenia mają być sfinansowane „poprzez wprowadzenie dodatkowej, niskiej opłaty za pobranie publikacji, co do których istnieje uzasadniona wątpliwość, czy ich obecny model rozliczeń spełnia zapisy Ustawy o prawie autorskim”. Ta „niska opłata” wynosi zaś 15 zł – za dostęp, nie za zakup, do jednej wybranej pozycji.
Książki objęte dopłatą trafiają do tzw. Katalogu Klubowego i mają objąć pozycje m.in. takich wydawnictw jak: Wydawnictwo Albatros, Wydawnictwo Literackie, Noir Sur Blanc, Wydawnictwo Czarne, Czarna Owca, Echa, Wydawnictwo Rebis, Media Rodzina, Must Read, Wydawnictwo Dolnośląskie, Książnica, Świat Książki, MAG, Powergraph i Insignis.
Jak możecie się domyślić, czytelnikom, oględnie mówiąc, nie spodobało się ani takie podejście, ani już tym bardziej tak „niski” poziom wymaganej dopłaty. Co gorsza, wielu z nich podnosi problem zmiany w kształcie umowy abonamentowej i niemożności wycofania się z niej w sytuacji, gdy taka była podpisana np. na kolejny rok. W komentarzach czytelników dot. całej tej sytuacji da się w tym kontekście zauważyć zapewnienia o skierowaniu sprawy do UOKiK.
To jednak nie koniec – i tu tak naprawdę dopiero robi się ciekawie.
Biblioteka bibliotece nierówna
Choć Legimi twierdzi, że jedno z drugim nie ma nic wspólnego, a rzeczone dopłaty są kwestią zmian w prawie, równolegle, w tym samym czasie wybuchła druga afera. Nie jest tajemnicą, że Legimi współpracuje z bibliotekami, udostępniając im po preferencyjnych stawkach kody dla czytelników, które pozwalają wypożyczać ebooki. Wydawcy na takie rozwiązanie przystali – w końcu to wspieranie czytelnictwa i wiecznie niedofinansowanych bibliotek, których często nie stać na zakupy nowości. Z tak nakreślonych założeń współpracy wszystkie strony teoretycznie były zasadniczo zadowolone – problem jednak pojawił się, jak to zwykle bywa, w detalach. Otóż definicja słowa „biblioteka” według Legimi najwyraźniej obejmuje nie tylko biblioteki publiczne, które większość ludzi intuicyjnie kojarzy z przytoczonym pojęciem, ale również przyzakładowe wypożyczalnie książek, czyli np. takie powołane przy korporacjach.
Taka biblioteka przyzakładowa może więc oferować pracownikom korporacji, przy której została założona, dostęp do katalogu Legimi na takich samych zasadach jak biblioteka publiczna. Czyli po preferencyjnych stawkach, jakie zostały wypracowane dla instytucji, mówiąc oględnie, groszem nie śmierdzącej. Dlaczego? Cóż, najwyraźniej pieniądz to pieniądz – a Legimi mogło tym samym łatwiej przekonać do firmy do zakupu dostępu do przepastnych, puchnących od nowości katalogów książek. Firmy te zaś mogły takie biblioteczne dostępy oferować potem w ramach benefitów swoim pracownikom. W takiej sytuacji wydawcy poczuli się pokrzywdzeni i zażądali wycofania swoich książek ze wszystkich katalogów bibliotecznych. Legimi zaproponowało rozdzielenie katalogów bibliotek publicznych i zakładowych – na co wydawcy już się nie zgodzili. Skutek jest taki, katalogi bilioteczne zostały uszczuplone, a Legimi – ustami Mikołaja Małaczyńskiego, prezesa zarządu Legimi, w rozmowie z Gazetą Wyborczą – oskarża twórców: „Wydawcy się nie zgodzili na rozdzielenie, więc trudno uznać, że naprawdę dbają o osoby korzystające z bibliotek.”
Zastanawiającym w tym wszystkim jest fakt, że wśród pozycji przesuniętych do wymagającego dopłaty katalogu i zarazem wycofanych z kanału bibliotecznego wiele pokrywa się ze sobą. Jak już wspomniałem, Legimi twierdzi, że związku pomiędzy obydwiema sprawami nie ma. Na ten moment firma jednak nie udzieliła rzeczowych, a przede wszystkim już klarownych wyjaśnień. Wprost przeciwnie: w oficjalnych komunikatach odnosi się jednocześnie do jednej i do drugiej sytuacji, tym samym budując wrażenie, że są ze sobą powiązane. Czy tak jest w rzeczywistości? Trudno oczywiście powiedzieć, aczkolwiek na usta ciśnie się najsłynniejszy chyba cytat z wypowiedzi Tadeusza Sznuka.
Czytaj dalej
5 odpowiedzi do “Legimi: Abonamet bez limitu? No to dopłać 15 złotych za książkę”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Dodam tylko że biblioteki publiczne wypracowały sobie doskonałe warunki dzięki wspólnej akcji i negocjacjom nie jako pojedyńcze biblioteki a konsorcjum bibliotek województwa *tu wstaw województwo*. To że LEGIMI spierniczyło sytuacje z dopuszczaniem innych to już tylko i wyłącznie ich wina. No i to czytelnicy mają teraz zapłacić za ich błąd. Zapraszam do waszych miejskich/powiatowych bibliotek publicznych po odbiór darmowych kodów do LEGIMI na początku każdego miesiąca 🙂
Podobno wydawnictwa sprawdzają jeszcze jedną rzecz jaka im się nie zgadza. Podobno Legimi mogło niepoprawnie liczyć „odczytania” i „odsłuchy” i zaniżać wyniki do wypłaty należności. Ale z tego co czytałem, to nie jest to pewne i wydawnictwa się temu przyglądają (podobno mieli już coś sprawdzić). Jeżeli to prawda, to szykuje się jeszcze grubsza afera.
Tak to już jest w świecie abonamencików. przyzwyczailiśmy fraje… klienta do płacenia, to teraz powoli można dokręcać śrubę. A to reklamy, a to podnoszenie ceny, a to dodatkowe opłaty… A każdy powód dobry. A to ustawa się zmieniła, a to plamy na słońcu, a to zły wpływ księżyca…
A konflikt wydawcy-Legimi to tylko jeden z tych dobrych powodów, żeby klient zapłacił więcej. Gdyby nie to, to prędzej czy później znalazłby się inny powód.
Legimi kupiłem raz na rok i trochę żałowałem. Z pozycji jakich szukałem były może jedna na trzy, z czego jedna na ~cztery dostępna na czytnik Kindle…
Polecam zmienić czytnik. Serio, nie ma co być uwiązanym do Kindla na własne życzenie. Sam miałem Paperwhite’a 3 przez ładnych kilka lat ale coraz bardziej drażniło mnie skazanie na właściwie jeden format (przy konwersji często rozjeżdżały się akapity) i mocno ograniczona oferta Legimi. Teraz mam Pocketbooka InkPad X – wszystkie formaty obsługuje bez problemu i ma nawet dedykowaną apkę legimi. Nawet książki w pdf da się wygodnie przeglądać strona po stronie.